Strony

niedziela, 17 lutego 2013

"Zawsze będę sprawiał, że będziesz się uśmiechać, bo kiedy się uśmiechasz, świat staje się piękniejszy."




14 września


Obudziłam się bardzo wcześnie, wypoczęta, jak jeszcze nigdy. Zważywszy na późny powrót do domu, było to dość niecodzienne zjawisko. Sama nie wiem, co emocjonowało mnie bardziej – nocne spotkanie w Sonic Boomie, ludzkie oblicze CeCe, mój nagły awans towarzyski, czy propozycja Austina. A może wszystko razem? Chyba po raz pierwszy szłam do szkoły z prawdziwą przyjemnością. Musiałam się upewnić, że wczorajszy dzień nie był snem. A jeśli był?
Nie. Podkrążone oczy Trish i miny mówiące, że jestem już zimnym trupem, które posyłała mi przy śniadaniu mówiły same za siebie. Choć było to nieprawdopodobne, to wszystko działo się naprawdę!
Pani Marisol wybierała się na lotnisko i zaoferowała się, że nas podrzuci do szkoły. Ucieszyłam się z tego. Nie czuję się na siłach żeby rozmawiać z Austinem. Na pewno wróciłby do tematu wspólnych prób, a tego bałam się jak diabli. Wiem, że ich potrzebuję i w głębi duszy szalałam ze szczęścia na myśl o naszych spotkaniach, ale coś mnie blokowało. Po raz kolejny nie próbowałam analizować swoich odczuć, nie lubię grzebać się w grząskim bagnie mego jestestwa.
- Nienawidzę tak wcześnie zaczynać lekcji – ziewnęła moja przyjaciółka, ściągając na siebie przenikliwe spojrzenie swojej mamy. Pani De La Rosa pewnie pomyślała, że spędziłyśmy całą noc na pogaduszkach i ploteczkach. Nie zamierzam wyprowadzać jej z błędu. Lepiej żeby uważała nas za rozchichotane podlotki niż za spryciule, które wymykają się po zmroku z domu.
- Przesadzasz – mruknęłam. Codziennie zaczynamy zajęcia rano, a kończymy o 14, codziennie mamy te same przedmioty, ot, taki system. Nic na to nie poradzimy.
W szkole o tak wczesnej godzinie było zaledwie kilkadziesiąt osób. Miła odmiana, kiedy pomyślę o tych tłumach, zawsze kłębiących się przy drzwiach. Nikt się nie pcha, każdy spacerkiem idzie w swoją stronę, dla każdego starcza korytarza. Dopiero w takich chwilach pozornego spokoju widzę, jak ogromnym budynkiem jest Marine High School. Tylko do samego liceum uczęszcza ośmiuset uczniów, drugie tyle liczą klasy łączonego gimnazjum. Tłok jak na dobrym koncercie.
Na ganku, jak zawsze panowała cisza i spokój. To azyl, miejsce święte, gdzie tylko nieliczni, którzy dostąpili zaszczytu otrzymania tam szafki, mają wstęp. Bywają tu również przyjaciele wybrańców, nikt inny. Mimo wcześniejszych obaw, pokochałam to miejsce i szafkę numer siedem. Nie potrafiłabym się teraz odnaleźć w rozrzuconych po korytarzach szafkach. Tutaj był mój świat.
Zobaczyłam rudą czuprynę CeCe, siedziała na ławce i coś bazgrała w notesie. Zawahałam się czy do niej podejść. Może wczorajsze oblicze to była tylko jednorazowa zmiana?
- O, hej Ally – rozwiała moje wątpliwości dziewczyna. Uśmiechnęła się i przesunęła swoje rzeczy. Trochę bardziej pewna usiadłam obok niej.
- Cześć CeCe – odwzajemniłam uśmiech i zerknęłam na porozrzucane wszędzie kartki. Moja rozmówczyni zaśmiała się.
- Próbowałam coś napisać do naszego musicalu, ale słabo mi idzie.
- To wina godziny. Ja o tej porze potrafię wyjść z domu na boso – zachichotałam przypominając sobie, ile razy tak zrobiłam.
- Słabo! Ja byłam kiedyś tak zaspana, że pomyliłam spódniczkę z bluzką – po kilku minutach śmiałyśmy się jak nawiedzone. Po wrednej jędzy nie został ślad. Ta nowa CeCe nie dawała się nie lubić. Wciąż wybuchała zaraźliwym śmiechem i ze zdumieniem odkryłam, jak wiele nas łączy. Obie kochamy Elvisa i Szekspira, szalejemy na punkcie Tolkiena, mamy podobny gust muzyczny i filmowy, obie wychowujemy się praktycznie bez rodziców. Ojciec rudowłosej odszedł, kilka lat temu, a mama pracuje jako policjantka i ciągle nie ma jej w domu.
W ferworze rozmowy, nawet nie zauważyłyśmy upływu czasu. Dopiero trzaśnięcie drzwi od ganku sprowadziło nas na ziemię. Przez korytarz szła Kika. Bardzo niezadowolona Kika, należy dodać. Spojrzała się na nas obojętnie, ale po chwili obojętność zniknęła, a pojawiła się ciekawość, zdziwienie i niedowierzanie. Nie miała pojęcia o wczorajszym dniu. Kiedy ostatnio rozmawiałyśmy, ja i CeCe byłyśmy wrogami numer jeden.
- Widzimy się później – zawołała moja rozmówczyni i wyszła. Jedno spojrzenie na moją siostrę wystarczyło, by pojęła, że lepiej zostawić nas same. Nigdy bym nie przypuszczała, że będę z żalem myślała o wyjściu Jones, a z niechęcią o rozmowie z ukochaną siostrą. Wciąż nie uporządkowałam tego, co powiedział mi Garby. Musiałam poznać prawdę żeby móc zadecydować, co dalej, ale czułam jakimś szóstym zmysłem, że Kika nie jest niewinna.
- Co to miało być? „Widzimy się później” – sparodiowała ton rudowłosej. Nie zdołałam ukryć urazy, ale nie chciałam niepotrzebnie kłócić się z siostrą.
- Daj spokój – mruknęłam i wyminęłam ją. Wyjęłam podręczniki mając nadzieję, że odpuści. Jasne. Nadzieja matką głupich.
- Czekam na wyjaśnienia.
- Nie muszę ci się tłumaczyć – zatchnęłam się.
- Co proszę?  - jej ton wskazywał, że zapowiada się ciężka rozmowa. Powstrzymałam głośne westchnięcie i niecenzuralne słowo, które cisnęło mi się na usta. Przebywanie z Dominiką, która w gniewie nie zważa na nic, wpływa na mnie dość gorsząco.
- To, co słyszałaś. Daj mi żyć po swojemu.
- Ty nie umiesz żyć po swojemu – ironia, którą posłała w moją stronę Kika była tą kroplą, która przepełniła czarę. Wiedziałam, że będę tego żałowała, ale dałam się ponieść emocjom. Wybuchłam.
- Oczywiście – krzyknęłam. – Tylko ty masz prawo do wybierania własnej drogi! Cudowna Kiki, gwiazda i królowa, tak? Ciekawe co powie Maga, kiedy się dowie, że to ty sprowokowałaś tę sytuację z Bradem. Nie licz, że Mike wtedy na ciebie spojrzy – zakończyłam jadowicie. Strzelałam w ślepo, ale najwidoczniej trafiłam, bo moja siostra wpadła w jeszcze większy szał niż ja. Nigdy nie widziałam jej w stanie takiej furii. Rzuciła się na mnie i zaczęła szarpać za włosy. Pamiętałam jeszcze, jak tłukłam się z dzieciakami, kiedy jako mała dziewczynka jeździłam do babci. Zrobiłam unik i Kika z rozpędu wpadła w szafkę. Chciało mi się śmiać. Dwie, poważne dziewczyny bijące się w szkole o jakąś bzdurę, myślałam, że takie sytuacje mają miejsce tylko w filmach. Nie przypuszczałam, że sama kiedykolwiek będę uczestniczyła w czymś takim!
Walka trwała w najlepsze i mogłaby skończyć się naprawdę tragicznie, gdyby na ganek nie wszedł Austin. Szybko zorientował się w przebiegu zdarzeń. Poczułam dwie silne dłonie łapiące mnie w pasie i odciągające od leżącej siostry. Szarpałam się, próbując wyrwać, ale blondyn był silniejszy. Wciąż nie zwalniając uścisku, wyniósł mnie na zewnątrz drugim wejściem i zaniósł pod to samo drzewo, gdzie całkiem niedawno próbowałam się uspokoić po kłótni z Garby’m. Miałam wrażenie, że było to całe wieki temu, a ja jestem już całkiem inną osobą.
Lekcje już pewnie się rozpoczęły, ale ani ja, ani blondyn nie ruszyliśmy się z miejsca. Siedziałam na ziemi ciężko dysząc, a on stał opierając się o pień i w milczeniu mi się przyglądał. Musiałam wyglądać okropnie. Próbowałam uspokoić myśli i ze dziwieniem okryłam, że nie odczuwam najmniejszych wyrzutów sumienia! Przecież Kika, ta sama Kika, która zawsze była dla mnie wsparciem i przyjaciółką, leżała na korytarzu poturbowana przeze mnie.
- Ally – Austin usiadł obok mnie. Spoglądał na mnie z troską i współczuciem. Tylko nie teraz, błagam! Poczułam, że oczy niebezpiecznie mi wilgotnieją. Stres i napięcie ostatnich kilku minut wywołały łzy i dreszcze.
- Cichutko, proszę, nie płacz – szeptał blondyn przytulając mnie do siebie. Desperacko przywarłam do jego torsu czując się bezpieczna. Chłopak kołysał mnie w ramionach, jak małą dziewczynkę, która miała zły sen i boi się ponownie zasnąć. Dzięki obecności Austina powoli wracałam do równowagi.
- Muszę wyglądać strasznie – mruknęłam próbując przyczesać dłońmi włosy.
- Zawsze wyglądasz pięknie – uśmiechnął się wycierając mi twarz.
Zawstydziłam się.
- Mogę cię o coś zapytać? – pokiwałam głową. Widziałam świdrujące spojrzenie mojego towarzysza. Wiedziałam, co go nurtuje.
- Jak się czujesz? – tego się nie spodziewałam. Byłam pewna, że zada mi tysiące pytań na temat bójki na ganku, a on po prostu chce wiedzieć, jak się czuję?
Z szybkością światła wyrzuciłam z siebie masę nieskładnych zdań. Plącząc się, opowiadałam o CeCe, o Kice, o awanturze i o Garby’m. Mówiłam o tym, jak bardzo czuję się niepewna i niepotrzebna, o tym, jak próbuję pokazać wszystkim, że ja także istnieję, mówiłam o kompleksach i o potrzebie bliskości. Austin nie przerwał mi ani razu. Słuchał mnie, ale nie z przymusu. Widziałam w jego oczach zaciekawienie i czułość. Zachowywał się jak prawdziwy przyjaciel, a ja czułam, że moje słowa są u niego bezpieczne. Zawsze rozgadywałam się przy nim, ale nie były to banały, które człowiek opowiada z nerwów. Austin, choć nie wypowiedział ani słowa, sprawiał, że wszystko, co leży mi na sercu, wydostaje się na zewnątrz. Odsłaniałam przy nim duszę, ale nie czułam się skrępowana. Kilkakrotnie blondyn prosił bym mu zaufała, zawsze dotrzymywał obietnic i nie pozwolił mi się kompromitować, nawet nie wiem, kiedy, stał się moim przyjacielem, ale był nim i wiedziałam, że mogę na nim polegać.
- Zawsze uważałam, że Kika jest moją przyjaciółką i zależy jej na moim szczęściu, ale ona zachowuje się tak, jakbym nie miała prawa do życia. Kim ja jestem, Austin? Mam prawo do uczuć, prawda?
- To złe pytania, Ally. Kiedy kogoś kochasz, czy nienawidzisz, kiedy coś czujesz, kiedy coś cię cieszy, czy boli, to po prostu masz to w sobie, w środku – odezwał się blondyn po chwili milczenia. – Odmówiłabyś komuś prawa do uczuć tylko dlatego, że uważasz go za gorszego od siebie? To byłoby podłe. To jest podłe, tak, jak Kika.
- To moja siostra – przerwałam mu ostro.
- I co z tego? Ona dba tylko o siebie. Nie bądź naiwna! Nie widzisz, że to ona wpędza cię z kompleksy żeby wynieść na piedestał swoją osobę?
Musiałam przyznać, że chłopak ma rację.
- Błagam, Ally, nie daj sobie nic wmówić! Nie daj się skrzywdzić!
- Dlaczego mi to mówisz? Dlaczego tak się o mnie martwisz?
- Bo cię kocham – wykrzyknął. – Jak siostrę, oczywiście. Może znamy się krótko, ale jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele o siebie dbają. Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić. Zawsze będę sprawiał, że będziesz się uśmiechać, bo kiedy się uśmiechasz, świat staje się piękniejszy.
- Och, Austin – szepnęłam wzruszona. Jeszcze nikt nie powiedział mi czegoś tak pięknego. Wzruszenie chwyciło mnie za gardło, ale zapanowałam nad nim. Nie chciałam znów się rozklejać.
- Powinniśmy iść na lekcje – odezwałam się po chwili.
Mój towarzysz kiwnął głową. Pomógł mi wstać i skradając się, aby uniknąć spotkania z dyrektorką, udaliśmy się do budynku szkoły. W łazience usunęłam z twarzy i ubrania, ostatnie ślady porannej bójki. Poza zadrapaniami na szyi, z awantury wyszłam bez szwanku. Nie sądziłam, że jestem taka waleczna.
Opuściłam tylko jedne zajęcia, ale nikt się do tego nie przyczepił. Reszta dnia szkolnego upłynęła w nudnej, monotonnej atmosferze. Nigdy nie zauważyłam mojej siostry. Musiała wrócić do domu zaraz po tym, jak Austin wyniósł mnie z budynku, bo nikt, nawet Maga, jej dziś nie widzieli.
Przed próbą usiedliśmy razem, całe towarzystwo, które w nocy urzędowało w Sonic Boomie. Zauważyli zadrapania i zawstydzona opowiedziałam o porannym zdarzeniu.
- Kika zwariowała – mruknęła wściekła Konstancja. I wtedy stało się coś niezwykłego, wszyscy ci ludzie, których uważałam za przyjaciół mojej siostry, stanęli po mojej stronie!
- Przecież jesteśmy drużyną – zaśmiał się Mike. Tylko Magdalena była wyraźnie smutna i przybita. Rozumiałam ją, Kika była dla niej kim takim, jak Trish dla mnie.
- Wiecie – odezwał się Deuce po chwili. – Powinniśmy się jakoś nazwać.
Zewsząd posypały się odgłosy aprobaty. Wśród śmiechów i chichów rzucaliśmy najbardziej nieprawdopodobne nazwy, aż w końcu dotychczas milczący Dez, wysunął swoją propozycję.
- Mam pomysł. Gramy w HSM, gdzie były Dzikie Koty. Chodzimy do Morskiego Liceum, więc może tym powinniśmy się zainspirować?
- Morskie koty? – zażartował ktoś.
- Dzikie morze?
- Kocie liceum?
- Co jest naszą maskotką? – zapytała Teddy.
- Sokół.
- Bomba, będziemy Dzikie Sokoły! – wykrzyknęła Rocky i każdemu z nas się to spodobało.
- No to Sokoły teraz czas przekonać panią Speaker do przeróbki przedstawienia – jęknęła CeCe. Zamilkliśmy i wzdychając ciężko, weszliśmy do auli szkolnego teatru.
Wiedzieliśmy, że będzie trudno przekonać nauczycielkę, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak. Znaliśmy panią Speaker jako postępową, młodą profesorkę, która zawsze staje po stronie uczniów i potrafi wczuć się w nasze położenie. Nie rozumieliśmy, dlaczego aż tak zacięła się i nie pozwoliła nam nawet dokończyć. Nie trafiały do niej żadne argumenty! Co więcej, zagroziła, że wyrzuci nas z musicalu, jeśli spróbujemy jeszcze raz chociaż wspomnieć o zmianach. Mając poczucie, że ponieśliśmy sromotną porażkę, nie przyłożyliśmy się kompletnie do próby. Czułam rozczarowanie i wściekłość. Myślę, że każde z nas tak czuło. Włożyliśmy wiele serca w ten pomysł i ciężko pracowaliśmy wczoraj nad planami rozszerzenia przedstawienia.
- Dzieciaki, poczekajcie – zawołał za nami pan Ortega, kiedy wychodziliśmy z sali. Niechętnie posłuchaliśmy, spodziewając się, że teraz on wyśmieje nasz pomysł i nasze starania.
- Słuchajcie – zaczął i przyjrzał nam się poważnie. – Uważam, że wpadliście na genialną myśl, jak wygrać ten konkurs. Daję wam czas do końca tygodnia. Przynieście mi teksty piosenek i muzykę, a ja zajmę się resztą. Rozumiecie? – pokiwaliśmy głowami.
Ortega odszedł, a my staliśmy dalej jak słupy soli, niezdolni do jakiegokolwiek ruchu.
- Nie damy rady – jęknął Ty. – Jest środa. Mamy tylko dwa dni.
- On specjalnie stawia takie warunki, wie, że się nie wyrobimy – z niesmakiem mruknął Deuce.
- Bzdura, chodzi o próby – ofuknęła go Rocky.
- Dostaliśmy szansę i wykorzystamy ją – odezwałam się z taką pewnością w głosie, że wszyscy na mnie spojrzeli.
- Mam świetny plan. Spotkajmy się jutro wieczorem w Sonic Boomie, niech każdy spróbuje coś napisać, a razem to połączymy i stworzymy muzykę – byłam pewna, że to genialny pomysł. Miałam w głowie już dwa wspaniałe utwory.
- Ally, to nie wypali – powiedziała Trish.
- To nie ma szans się udać – zawtórował jej Dez.
- I właśnie dlatego się uda – wierzyłam w to z całego serca. – Zaufajcie mi.
Z niechęcią zgodzili się i rozeszliśmy się do domów. Pożegnałam się z Trish i wróciłam do siebie. Potrzebowałam spokoju żeby móc napisać coś, co powali wszystkich na kolana. Mimo, że w głowie miałam już cały zarys piosenki, musiałam to wszystko przelać na papier i zamienić w słowa. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie film. Najdłużej skupiłam się nad relacjami Troya i Gabrielli. Świetnie się uzupełniali. Ona dzięki niemu wyszła z cienia, mogła stać się tym, kim naprawdę była, a on, on dzięki niej pokazał światu swoje drugie oblicze. Dzięki niej wszyscy dowiedzieli się, że Troy jest ogromnie utalentowanym muzycznie człowiekiem. Razem sprawili, że ich szkoła stała się zupełnie innym miejscem. Ale zaraz, przecież to…
- O cholera – gwałtownie otworzyłam oczy i chwyciłam za długopis. W momencie, kiedy uświadomiłam sobie, że to zupełnie tak, jak między mną, a Austinem, tekst sam spływał na kartkę. Miałam świeżo w pamięci, każdą naszą rozmowę, każe słowo, każdy gest. Czułam, że pod wpływem moich własnych doświadczeń, powstanie prawdziwy hit.
„Sometimes it feels like you lost your swag.
You got a “Kick-Me” sign covering the skills that you have.
And it all looks wrong when you’re looking down.
You get dizzy, doin’ 360’s,
And you can’t break out!
Even when you feel like you ain’t all that
Just don’t forget that I've got your back.
Now turn up the beat and bump that track…”
*
Zastanowiłam się, w którym momencie moglibyśmy wstawić ten utwór i postanowiłam obejrzeć jeszcze raz wersję Disneya, tym razem w celach naukowych. Chwała Bogu, a raczej autorowi serwisów z filmami online, dzięki nim zaoszczędziłam masę czasu.
Po seansie byłam pewna, że idealnym momentem będzie ten, gdy Gabriella i Troy siedzą na dachu w kryjówce i rozmawiają o udziale w przedstawieniu.
Z rozpędu, wciąż korzystając z pozytywnej strony moich doświadczeń z Austinem, zaczęłam pisać kolejną piosenkę. Nawet nie zauważyłam, kiedy popołudnie przeszło w wieczór i noc. Od śniadania nie miałam nic w ustach, ale nie czułam się głodna. Jak nawiedzona, wciąż pisałam. Musiało być grubo po północy, kiedy zasnęłam. Usłyszałam stukot długopisu upadającego na podłogę, a dalej nie było już nic. Tylko ja i ciemność, z której powoli wynurzały się pierwsze sny. 


____________________________________
* Austin&Ally "The way that you do"

__________________________________________________
Uff, w końcu publikuję ten rozdział. Muszę Wam wyznać, że już dawno tak się nie namęczyłam pisząc. Nienawidzę pisać na raty, dlatego tak ciężko było mi się do niego zabrać. Z góry przepraszam za literówki, nie miałam chęci czytać tego po raz kolejny, bo czegoś mi w tym brakuje.
Kolejny rozdział mam już w głowie, więc pozostaje tylko przepisać go do worda, co mam zamiar wieczorem uczynić, także wtorek-środa, powinien nastąpić ciąg dalszy.
Kiedy pomyślę o tym, że dziś kończy mi się przerwa międzysemestralna i za trzy godziny mam pociąg do Poznania, chce mi się krzyczeć. Żegnaj moje wygodne łóżko, żegnajcie obiadki mamusi, żegnaj kocie, aż do piątku. Witaj łacino i historio starożytności, nienawidzę was.
A co u Was? Jak Wam minął weekend? 
Widziałyście to: http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=opDebjcwt9I ?
Do napisania! Kocham Was! ;*

Wasza M.