Strony
▼
poniedziałek, 14 października 2013
"Drażni Cię to, że to Cię drażni..."
24 października
Gdyby ktoś zapytał mnie jak wyobrażam sobie idealny weekend, bez zastanowienia odparłabym - dobra książka, interesujący film, dużo muzyki i jeszcze więcej dobrego jedzenia. Tak, właśnie w ten sposób bym odpowiedziała. Mój tato nigdy nie zdobył się na wysiłek by mnie o to zapytać. Może ten szczegół mógłby wyjaśnić fakt, że wywlekł mnie z łóżka przed 8 i wręczając pęk kluczy, oznajmił, że wybiera się na jakiś zjazd czy inny festyn, więc cały sklep jest na mojej głowie do 16, bo wtedy zmieni mnie nowa pracownica. Dzięki, tato, marzyłam o pracującej sobocie!
Wściekła i cholernie niewyspana, wsunęłam na siebie leginsy, szeroki, szary sweter i białe trampki. Jedząc śniadanie przeklinałam w myślach, wyobrażając sobie, że wybuchnie pożar czy inny kataklizm, a ja szczęśliwie będę mogła wrócić do łóżka i nie ruszać się z niego przez cały dzień. Jednak tego dnia niebiosa nie były dla mnie łaskawe. Autobus przyjechał punktualnie, nie było korków ani szalonych kierowców. Ba, nie spadła nawet kropelka deszczu. Słowem - nic nie mogło powstrzymać mnie w dotarciu do Sonic Boom'a. Tego dnia los postanowił doświadczyć mnie wybitnie mocno. Może to kara za wcześniejsze głupie zachowanie, może jakaś próba charakteru, a może zwyczajny pech - kiedy odwrócona ku schodom układałam kolorystycznie kostki do gitar, w sklepie zjawiła się pierwsza klientka. I to nie byle jaka klientka.
- Szukam mikrofonów - serce we mnie zamarło na dźwięk tego głosu. Piskliwy, gardłowy z pobrzmiewającą złośliwością mógł należeć tylko do jednej osoby.
- Jakiś konkretny model? - jestem profesjonalistką, starałam się zachować uśmiech i życzliwy ton, choć najchętniej złapałabym stojącą przede mną dziewczynę za włosy i wyrzuciła na bruk.
- Allyson Dawson, proszę, proszę - Henrietta uśmiechnęła się złośliwie - ktoś był na tyle głupi, że cię zatrudnił?
- Jak dobrze, że to nie ty sprawdzałaś moje kompetencje - mruknęłam.
- Biedny człowiek, nawet nie zdaje sobie sprawy kogo zatrudnia. Czupiradło, któremu wydaje się, że jest bóg wie kim, a w rzeczywistości jest tylko podłą intrygantką i złodziejką chłopaków - syknęła blondynka.
Zagotowało się we mnie. Powinnam mieć więcej godności, ale nie wytrzymałam. Wyszłam zza kontuaru i złapawszy Eve za ramię pociągnęłam ją w stronę drzwi.
- Nie muszę wysłuchiwać takich bredni w MOIM sklepie! - wrzasnęłam i wypchnęłam blondynkę na ulicę. - Śmiesz zarzucać mi snucie intryg? Przypomnij sobie co zrobiłaś Jose! Tylko, że ty oceniasz innych własną, urojoną miarą i nie spoglądasz dalej niż na czubek swojego nosa. To dlatego Austin cię zostawił. Nie ukradłam go, to ty nie potrafiłaś zatrzymać go przy sobie.
Nie zważając na zdziwioną minę Eve, weszłam do środka, jednak po chwili odwróciłam się i wysyczałam prosto w twarz blondynki:
- Jeszcze jedno - ani ty, ani Mabel, nigdy więcej nie próbujcie grozić ani mi, ani Austinowi.
Trzasnęłam drzwiami i wciąż przepełniona gniewem, usiadłam przy pianinie. Wiedziałam, że Eve była zdziwiona, widziałam to w jej oczach. Ja również nie spodziewałam się po sobie takiego zachowania. Zawsze byłam spokojna, ułożona, a ta dziewczyna wywoływała we mnie potrzebę agresji. Nie potrafiłam nad tym zapanować i bałam się, że któregoś dnia nie wytrzymam i rzucę się z pięściami na tę śliczną twarzyczkę, troszkę ją podrasowując. Oglądałam dużo programów telewizyjnych o chorobach psychicznych i wiem, że tego typu zachowania mogą prowadzić do poważnych zmian osobowości. Chyba nie zacznę być niebezpieczna dla otoczenia? A może już jestem?
Zawsze, kiedy nie wiem co robić i potrzebuję rady, dzwonię do mojej sąsiadki - Dominiki. Kto, jak kto, ale ona jest ekspertem w dziedzinie psychiki. Sama jest socjopatką ze zdiagnozowanymi schizoidalnymi zaburzeniami osobowości, więc powinna wiedzieć co mi grozi, jeśli dalej będę kumulowała w sobie tyle agresji.
- Wiesz która jest godzina? - nie wiem co było bardziej wyraźne w głosie Dominiki - to, że spała czy żądza zrobienia mi krzywdy, bo ją obudziłam.
- Po dziesiątej, mnie zwleczono z łóżka przed ósmą, więc wcale nie spotkało cię nieszczęście.
Moja sąsiadka wymownym milczeniem skwitowała to, ile ją interesuje, o której zafundowano mi pobudkę.
- Słuchaj, jesteś swoistym ekspertem od chorób psychicznych - zaczęłam, ale poirytowana przerwała mi.
- Mam kaca jak stąd do Urugwaju, jeśli jest coś, co musisz wiedzieć o chorych psychicznie to to, że nie wkurza się ich o świcie po imprezie.
Kto by pomyślał, że z niej taki cham, ciekawe gdzie wczoraj zabalowała, że straciła nawet poczucie humoru.
- Jesteś socjopatką, a nie jakimś psycholem z siekierą co to lata po osiedlu i morduje staruszki - zaoponowałam.
- Najwięcej psychopatów rodzi się w listopadzie, więc uważaj - mruknęła całkiem w swoim stylu, chyba przyjęła do wiadomości, że się tak szybko mnie nie pozbędzie albo po prostu się rozbudziła, albo znalazła jakiś alkohol. - Facet z siekierą mordujący staruszki? Poważnie się boję o twoją edukację filmową i książkową, przyjdź do mnie to pokażę ci kilka świetnych pozycji.
- Nie, dziękuję, znowu każesz mi oglądać jakieś dziwadła, po których będę bała się iść do cyrku, wystarczy, że ty boisz się clownów. Ja mam poważniejszy problem.
- No, słucham, marzę o powrocie do łóżka, więc spręż się, bo mogę zasnąć - przeciągłe ziewnięcie utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie jest to czcza obietnica.
- Mam problem z agresją - zaczęłam.
- Ally, ty i agresja? - zachichotała Dominika. Dawno nie rozmawiałyśmy, nie miała pojęcia o ostatnich wydarzeniach. W skrócie opowiedziałam jej o wszystkim. O Austinie i o Eve. Słuchała w milczeniu. Zazwyczaj komentuje wszystko, więc poważnie zaczęłam się martwić czy aby nie zasnęła. Na szczęście po chwili usłyszałam rozbawiony głos sąsiadki.
- Bez przesady, Ally, każdy ma jakieś wroga, który prosi się samym istnieniem o to, by go czymś poczęstować. Najlepiej serią z karabinu.
- A ta agresja? Nigdy wcześniej tak nie reagowałam.
- Posłuchaj mnie, czy nie jest tak, że nagle wszystko zaczęło ci się układać i na siłę szukasz problemu?
- Układać? - zdumiałam się - To jakiś żart? Kika w ciężkim stanie wciąż leży w szpitalu, Sally wyjechała, straciłam rolę w przedstawieniu, a tato ma mnie gdzieś. Wymieniać dalej? - zirytowałam się. Po kim, jak po kim, ale po Dominice nie spodziewałam się takiej olewającej diagnozy.
- Już przerabiałyśmy Ally męczennicę cierpiącą z powodu choroby siostry, Sally od zawsze mieszka w Nowym Jorku i została w Miami o wiele dłużej niż planowała, w przedstawieniu i tak nie chciałaś wystąpić, a rolę straciłaś przez swoje urojone problemy. Co do ojca - ma cię gdzieś właściwie od urodzenia, powinnaś się przyzwyczaić - moja irytacja była niczym w porównaniu z furią jaka wprost kipiała ze słuchawki. Nie obraziłam się. Dominika miała rację, ale nie to było najważniejsze. Czułam, że coś jest nie tak. Nigdy nie była chamska wobec mnie. Zawsze traktowała mnie jak młodszą siostrzyczkę, powiedziałabym nawet, że jak córkę. To, jak dziś się do mnie zwracała mogło mieć jedno wytłumaczenie, wytłumaczenie, które ma blond loki, ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i kilka lat temu złamało jej serce w Londynie. Postanowiłam trochę powęszyć i wypytać Dominikę o to, co się dzieje, ale w tym momencie nie miałam do tego głowy. Nie chciałam również przypominać jej o tych złych myślach, więc zdławiłam ciekawość i urazę.
- Kiedy CeCe była moim wrogiem i mnie poniżała, nie wywoływała we mnie takiej agresji - zmieniłam temat.
- Ale Eve to inna kategoria.
- Inna kategoria? - zdziwiłam się.
moja rozmówczyni westchnęła ciężko, zapewne zdumiona taką niewiedzą.
- CeCe była po prostu szkolną ciemiężycielką, a Eve to dziewczyna chłopaka, w którym jesteś zakochana.
- Była dziewczyna - poprawiłam.
- Niech będzie, ale to nie ma znaczenia. Łączyła ich niesamowicie bliska relacja, głęboka więź. Jesteś o to zazdrosna, zawsze będziesz i drażni cię to. Drażni cię to, że to cię drażni. Wywołuje w tobie skrajne emocje i dlatego reagujesz agresją. Chciałabyś zetrzeć tę blond pannę z powierzchni Ziemi żeby odzyskać spokój i więcej się nie bać, że Austin może do niej wrócić.
- Tak sądzisz?
- A tak nie jest? Sama sobie możesz na to odpowiedzieć, kiedy się głębiej zastanowisz. To typowe problemy dziewczyn.
- Wcale nie jestem typową dziewczyną! - uniosłam się.
Dominika zachichotała.
- Właśnie tak mówią typowe dziewczyny, ale nie martw się, wiek nie ma znaczenia. Tam, gdzie jest miłość, zawsze będzie ten strach.
- A gdzie te książkowe związki aż po grób? Jeśli kogoś się kocha to się mu ufa.
- To nie kwestia zaufania - zaprzeczyła moja rozmówczyni - chodzi o to, że kiedy kogoś kochasz tak bardzo, przeraża cię myśl, że mógłby odejść i agresję wywołuje w tobie to, co mogłoby ci go zabrać.
- To co ja mam zrobić? - jęknęłam - nawet nie jestem z Austinem, a już świruję.
- Wyjdź do ludzi. Zadzwoń do przyjaciół, spędzaj z nimi więcej czasu, będziesz miała mniej możliwości myślenia o głupotach.
- I to jest twoja rada? - zdziwiłam się.
- Jedyna, na jaką mogę się zdobyć o świcie.
- Jest po jedenastej, ładnie zabalowałaś.
Odpowiedziało mi milczenie.
- Nie chcesz o tym mówić?
- Nie ma o czym. Złe wspomnienia doganiają człowieka wszędzie. Wracaj do pracy, a ja, kiedy uporam się ze swoimi demonami, kiedyś ci wszystko opowiem.
Trzask słuchawki zakończył połączenie. Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego, że za fasadą wiecznie uśmiechniętej, imprezującej pisarki istnieje coś więcej, o czym nie mam pojęcia. Uświadomiłam sobie, że kiedy ja przybiegałam z każdym problemem, nawet wyssanym z palca, sama nigdy nie zastanawiałam się co dzieje się w życiu Dominiki. Nigdy, nawet wtedy, kiedy widziałam, że coś jest źle, nie zadałam sobie trudu żeby dowiedzieć się więcej. Byłam najzwyczajniej w świecie egoistką, choć do tej chwili nie zdawałam sobie z tego sprawy. Postanowiłam to zmienić i nawet wiedziałam kto mi pomoże. Korzystając z małego ruchu, wyjęłam telefon i wystukałam numer Trish. Mimo, że próbowałam kilkakrotnie, moja przyjaciółka nie odbierała. Postanowiłam spróbować później, czułam, że Patricia mnie wesprze. Mimo pozornej złośliwości, jest niesamowicie kochana i ma serce na właściwym miejscu. Wychowywałyśmy się razem i Trish bardzo dobrze wiedziała ile zawdzięczam mojej sąsiadce. Również i na nią miała ona ogromny wpływ, więc nie martwiłam się o udział Trish w akcji, którą zaplanowałam w głowie. Zdawałam sobie sprawę, że Dominika wścieknie się, kiedy się zorientuje, że próbuję panować nad jej życiem, zabawne, przecież ja nie potrafię zapanować nawet nad swoim, a pcham się z przysłowiowymi butami w cudze, dlatego postanowiłam użyć pretekstu, który nieświadomie podsunęła mi moja kochana sąsiadka - seans filmowy z przyjaciółkami. Nic tak nie prowokuje do zwierzeń jak dobra posiadówka w dobrym towarzystwie. Niecierpliwie spoglądając na zegar i wyczekując na wybicie 16, obmyślałam szczegóły. Koniecznie muszę poprosić Austina żeby podrzucił mnie do sklepu, potrzebuję ogromnej ilości jedzenia i coli.
- Pobawiłbyś się w szofera? - zaśmiałam się do słuchawki, kiedy po drugiej stronie usłyszałam głos blondyna.
- O której po ciebie wpaść? - chłopak odpowiedział mi pytaniem.
- Sonic Boom, 16. Szykuję babski wieczór, więc nie licz na zaproszenie - uprzedziłam.
- Jędza - Austin udał obrażonego.
Roześmiałam się.
- Za to mnie kochasz - zakpiłam nie zdając sobie sprawy z tego, co mówię.
- Chyba śnisz, zadaję się z tobą tylko dla tych pysznych naleśników - chłopak odparł tym samym tonem, co ja.
Cały stres i złe emocje uleciały gdzieś daleko. Śmiech rozbrzmiewający w słuchawce był niczym lek na skołatane nerwy i problemy. W takich chwilach nie potrafiłam wątpić w to, że kocham tego szaleńca. Kłopoty zaczynały się wtedy, kiedy Austin był blisko. Zakłopotana i zawstydzona zaczynałam analizować i wyszukiwać różnice. Każda wątpliwość urastała do rangi ogromnego problemu. Nie potrafiłam nad tym zapanować i nie wiedziałam jak mam się do tego ustosunkować.
- Muszę kończyć - rozłączyłam się.
W drzwiach stanęła pani Kathy, kobieta, która przez ostatnie tygodnie pomagała w sklepie. Zdziwiłam się na jej widok. Zegar wskazywał czternastą, nie powinno jej tu jeszcze być.
- Tak szybko? - nie ukrywałam zdumienia.
- Część Allys - nienawidziłam tego zdrobnienia, ale nie wypadało prawie czterdziestoletniej kobiecie zwracać uwagi przez moje widzimisię. - Lester cię nie uprzedził, że szkolę dziś nową pracownicę?
- Najwidoczniej wyleciało mu z głowy - mruknęłam.
Poczułam mocniej, niż kiedykolwiek, że ojciec ma mnie głęboko gdzieś. Sonic Boom w równym stopniu, jeśli nie w większym, był moim dziełem, a on nawet nie raczył poinformować mnie o zmianach.
Chwila, co?
- Jak to nowa pracownica? - no właśnie, jak? Tato twierdził, że nie mamy funduszy, a tu nagle kolejna osoba w firmie?
- Skarbie, nie wstydź się, chodź, poznasz Allys - pani Kathy zawołała w głąb pomieszczenia pracowniczego.
Poczułam, że krew odpływa mi z serca, a nogi się pode mną uginają. Miałam ochotę rozpłakać się, krzyczeć i zamordować mojego tatę. Przede mną stała Henrietta Evening i uśmiechała się tryumfująco.
______________________
Uff, pisałam ten rozdział z przerwami prawie miesiąc. Walia, nowe życie, dwa kierunki w college, praca, nauka poprawnej brytyjskiej wymowy, praca nad angielskim i tęsknota. Cholerna tęsknota za ludźmi, których zostawiłam.
Było ciężko, szczególnie, kiedy moja przyjaciółka miała problemy z ojcem recydywistą i teraz już byłym chłopakiem, a mnie przy niej nie było. Przerastało mnie to, że nie mogłam przy niej być i jej pomóc. Każdą możliwą chwilę spędzałam na Skype. Teraz jest już okej. Przystosowałam się. Zdarza mi się jeszcze budzić i szukać mojego kota, wtedy piszę. Książkę. Nawet jeśli nigdy nie uda jej się wydać, pisanie pomaga radzić sobie z prozą życia.
Przepraszam, że tak długo nic tutaj się nie pojawiało, ale nie miałam na to miejsce czasu.
W końcu wracam. Silna, zwarta i pełna energii. Pozdrawiam z mojego cudnego pokoju z widokiem na Morze Celtyckie.
Kocham Was!
m.