Strony

wtorek, 2 grudnia 2014

"Jesteś jedynym powodem..."





26 grudnia



Czasami w życiu każdego z nas nastaje taki dzień, kiedy czuje, że wypełniające go szczęście zaraz eksploduje. Pozytywne wibracje rozchodzą się po całym ciele, choć wciąż masz zamknięte oczy i wciąż jeszcze śpisz. Czujesz, że jest w tobie tak wiele radości i wszystkich dobrych emocji, że grzechem byłoby zatrzymać je tylko dla siebie. Chcesz podzielić się tym z całym światem! Chcesz, żeby wszyscy się dowiedzieli, jak cudownie się czujesz. Ba! Chcesz, żeby i oni czuli się równie wspaniale. Dokładnie to kłębiło się w mojej głowie, kiedy otworzyłam oczy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i mimowolnie zmarszczyłam brwi. Gdzie ja jestem? Niebieskie ściany, szafa stojąca w rogu i puste biurko. Znałam to miejsce, choć mój zaspany jeszcze mózg, nie do końca potrafił łączyć fakty. Przekręciłam się na boku i zerknęłam na leżącego obok mnie chłopaka. Oczywiście. Znajdowałam się w domu Moonów. W pokoju Austina, a jeśli mam być dokładna, w jego łóżku. Spojrzałam z czułością na śpiącego blondyna. Leżał na boku, a jego lewa dłoń spoczywała na moim brzuchu. Wyglądał bezbronnie, jak dziecko. Przyglądałam mu się z nieśmiałym uśmiechem. Wróciłam myślami do wczorajszego wieczoru. Obrazy przemykały przez moją głowę. Plac zabaw. Austin i ja. Fruwające w powietrzu ubrania. Usta blondyna doprowadzające mnie do szaleństwa. Jego dłonie odkrywające każdy milimetr mojego ciała.
Zagryzłam wargę i zamknęłam oczy. Nie żałowałam tego, co się między nami wydarzyło. Może to zabrzmi strasznie głupio, ale kiedy myślałam o moim pierwszym razie, kiedy go sobie wyobrażałam, zawsze miałam w głowie jedną myśl - zrobię to tylko z kimś, kogo będę naprawdę kochała. Nawet, jeśli na tę miłość miałabym czekać wieki. Chciałam żeby moje dziewictwo było czymś na kształt prezentu, niemej deklaracji - kocham cię i jestem cała twoja. Nie miałam wątpliwości, co do swoich uczuć. Kochałam Austina każdą cząstką mojej duszy i ciała, i nawet jeśli on nie czuł do mnie tego samego, i miałby znów mnie opuścić, nie potrafiłam żałować. Odetchnęłam głęboko i pocałowałam chłopaka w czoło. Nie zareagował, był pogrążony w głębokim śnie. Delikatnie wyplątałam się z jego objęć. Podniosłam leżącą na podłodze koszulę blondyna i wsunęłam ją na siebie. Zapinając guziki, ostrożnie zeszłam na dół. W całym domu panowała cisza. Stukot moich bosych stóp brzmiał niczym huk armat, choć może to tylko moja wyobraźnia. Weszłam do kuchni i, ku mojemu zdziwieniu, okazała się ona całkowicie umeblowana. Najwyraźniej Cassidy zbyt mocno się śpieszyła, a może po prostu nie miało dla niej znaczenia, co stanie się z kilkoma kubkami czy talerzami? Już od dawna tok myślenia tej dziewczyny stanowił dla mnie tajemnicę. Cokolwiek sobie myślała, byłam jej wdzięczna. Zaparzyłam herbatę i zapatrzyłam się w pustkę. Czułam się niekomfortowo. Nie, żebym tęskniła za blond wiedźmą. Broń Boże! To tylko ta przytłaczająca cisza. Bez śmiechów Nelsona było tu tak dziwnie, tak odpychająco. Prawdą jest, że dom tworzą ludzie, nie meble czy ściany. Zatęskniłam za moim przytulnym domkiem. Za stukotem filiżanek i zapachami, które krążą po każdym pomieszczeniu, kiedy Kathy krząta się rano i robi śniadanie. Śniadanie. Cholera! Która godzina? Zginę śmiercią tragiczną, jeśli wrócę do domu we wczorajszym ubraniu i bez makijażu. Sally od razu się wszystkiego domyśli!
- Oddychaj, Ally - szepnęłam i wzruszyłam na poszukiwania zegara. Miałam szczęście. Jeden wisiał na ścianie w salonie i wskazywał dziewiątą. Niebo czuwa nad szaleńcami! Penny nie wypuści taty i Kathy bez śniadania, a znając moich bliskich, skończy się na obiedzie, na który i ja zostanę wezwana. Mam masę czasu!
Nieśpiesznie wróciłam do kuchni. Byłam głodna. Znalazłam w szafce mąkę i postanowiłam usmażyć naleśniki. Na pewno gdzieś tu jest patelnia. Gdzie? Przejrzałam dolne półki, ale nie zauważyłam tam pożądanego przedmiotu. Stanęłam na palcach, chcąc przeszukać resztę szafek.
- Cześć - poczułam w pasie dłonie Austina. Pocałował mnie w kark i mocno przytulił. Zajęta poszukiwaniami, nie usłyszałam, kiedy się zjawił.
- Powiedz, że masz tu patelnię - jęknęłam.
- Słucham? - najwyraźniej nie spodziewał się, że pierwsze, co usłyszy nazajutrz po odebraniu mi dziewictwa to pytanie o patelnię.
- Jestem głodna - pisnęłam i odwróciłam się w jego stronę. - Cześć, kochanie.
Uśmiechnęłam się, choć czułam się niepewnie. Zapadnę się pod ziemię, jeśli on teraz rzuci coś w stylu "to, co się wydarzyło było głupie".
- Pasuje ci - blondyn wskazał na koszulę. - Chociaż wolę cię bez niej.
Prychnęłam śmiechem i pocałowałam go. Austin uniósł mnie do góry i posadził na blacie. Wsunęłam dłoń w jego włosy i przygryzłam wargę, kiedy poczułam jego usta na mojej szyi.
- Przeszkadzam? - odsunęłam od siebie chłopaka i sama przesunęłam się do tyłu, tak gwałtownie, że uderzyłam głową w szafkę. O framugę opierała się Cassidy i przyglądała nam się. Poczułam, że na mojej twarzy wykwita rumieniec.
- To nie jest to, na co wygląda - pisnęłam głupio. Och, jasne, bardzo inteligentnie, Ally. To jest dokładnie to, na co wygląda! A wiesz dlaczego? Bo siedzisz na blacie w samej koszuli i nawet niedołężny starzec by zauważył, że nie ty jesteś jej właścicielką. Mało? To dodaj do tego Austina w samych bokserkach.
- Cholera jasna! - zaklęłam i zawstydzona schowałam się za blondynem.
- Nie przeszkadzajcie sobie - Cass była wyraźnie rozbawiona. Chichocząc pod nosem, wyszła z kuchni i udała się do swojego pokoju. Skąd ona się tu wzięła?! 
- Pójdę już - mruknęłam.
- Zostań - Austin przytulił mnie. - Przecież nic się nie stało.
- Nie? - syknęłam wściekła. - Twoja siostra właśnie zastała nas w dość jednoznacznej sytuacji. Może dla ciebie to nic, ale ja jej się więcej nie pokażę na oczy.
- Nie przesadzaj i chodź na górę - blondyn pokręcił głową.
- Oszalałeś?! Idę do domu!
- W tym? - zakpił i poprawił zsuwającą się z mojego ramienia koszulę.
- Jak ja cię nienawidzę - syknęłam. Wciąż byłam zła.
- Wczoraj mówiłaś coś innego - zachichotał.
- Powiedz coś jeszcze, a cię zabiję - burknęłam, kiedy wchodziliśmy po schodach. - Cholernie mnie kręcisz z tą żądzą mordu na twarzy - Austin najwyraźniej dobrze się bawił. Cóż, może on był przyzwyczajony do takich sytuacji, ja nie. Umierałam ze wstydu i z zażenowania.
Odetchnęłam z ulgą, gdy znaleźliśmy się w bezpiecznej strefie, jaką był pokój chłopaka. Poza tym miejscem czułam się naga, bardzo dobrze wiedziałam, że chociaż Cass nic nie powie bratu, odbije sobie to na mnie.
- Odwróć się - powiedziałam do blondyna i podniosłam z ziemi moją sukienkę oraz bieliznę. 
- Słucham? - spoglądał na mnie z niedowierzaniem. 
- Chcę się ubrać, odwróć się - spojrzałam na niego groźnie. - No już! 
- Jesteś absolutnie niesamowita, Alls - chłopak pokręcił głową i z trudem hamując śmiech, spełnił moją prośbę. 
- Jesteś kochany - pocałowałam go w policzek. Chłopak odwrócił się i popchnął mnie na łóżko. Wybuchnęłam śmiechem, kiedy zaczął rozpinać guziki koszuli, którą wciąż miałam na sobie.
- Muszę wracać do domu - mruknęłam niechętnie.
- Mhm - blondyn wciąż całował moją szyję. 
- Tato mnie zabije, kiedy się dowie, gdzie spędziłam noc - argumentowałam. Nienawidziłam siebie w tamtym momencie. Chciałam zostać w ramionach Austina na zawsze. Dlaczego to zawsze ja muszę być tą rozsądną?
- Sally wywiezie mnie do Nowego Jorku - moja babcia byłaby do tego zdolna. Wciąż trudno mi zrozumieć jej stosunek do mojego chłopaka. Nie lubi go, a z drugiej strony zawsze mnie wspiera, gdy o niego walczę. - Nie żartuję. 
Ze smutkiem zauważyłam, że Austin poluźnił uścisk i z niezadowoloną miną, odsunął się. Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Austin - nagle wróciły do mnie te wszystkie złe myśli, które męczyły mnie, gdy siedziałam w swoim pokoju i nie miałam pojęcia, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę blondyna. - Dlaczego wróciłeś? 
- Słucham? - zaskoczyłam go swoim pytaniem. Cóż, sama nie do końca wiedziałam do czego zmierzam.
- Tamtego dnia, gdy wróciłam z Sarasoty, powiedziałeś mi, że podjąłeś decyzję. Wyjechałeś. Dlaczego wróciłeś? 
- Naprawdę nie wiesz? - odpowiedział pytaniem, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy. 
- Posłuchaj - złapał moje dłonie i spojrzał mi prosto w oczy. - Jesteś jedynym powodem mojej obecności tutaj. Miałaś rację, podjąłem decyzję. Wyjechałem razem z rodziną i zostawiłem cię w najgroszy z możliwych sposobów. Myślałem, że jeśli cię zranię to łatwiej się pogodzisz z moim wyjazdem. Chciałem zapomnieć o tobie i o moim życiu w Miami. Nie potrafiłem. Cokolwiek robiłem przez te dni, gdziekolwiek się znajdowałem, doganiałaś mnie. Byłaś w każdym moim oddechu, w każdym płatku śniegu, który wirował mi przed oczami, w każdym uderzeniu mojego serca. W końcu po kilku dniach dotarło do mnie to, co próbował powiedzieć mi mój umysł - jesteś częścią mnie. Mogę uciekać, rozpraszać się, ale to nic nie da. Nie można uciec przed tym, co ma się w sobie. A we mnie jesteś ty, Ally. Jesteś wszystkim, czego potrzebuję. Dlatego wróciłem.
Zaniemówiłam. Po prostu wpatrywałam się w oczy blondyna i chłonęłam każde jego słowo. 
- Ally? - teraz to on się nad czymś zastanawiał. - Wolałabyś żebym nie wrócił?
- Co proszę? - wykrztusiłam zdumiona. Co on pieprzy?
- Zostawiłem cię po raz kolejny, powinnaś być wściekła i strzelić mnie w twarz, a ty...
- A ja wskoczyłam ci do łóżka - przerwałam mu. - Żałujesz?
- Zwariowałaś?! Jak mogłaś w ogóle tak pomyśleć?! - Austin był wściekły. 
- Jeszcze dwa dni temu marzyłam, żeby pochłonęło cię jakieś piekło. Wiesz dlaczego? Bo jeśli w piekle spotykamy swoich najgorszych wrogów, znów byłbyś przy mnie. A ja cholernie chciałam, żebyś przy mnie był, bo przy tobie wszystko jest łatwiejsze. Kocham cię, rozumiesz? Jeśli kiedykolwiek w to zwątpisz, pamiętaj, że jesteś jedynym powodem, dla którego wciąż staram się być lepsza i lepsza. I wiesz, gdyby świat miałby się skończyć dziś, umarłabym szczęśliwa, bo wiedziałabym, że cokolwiek mnie czeka po drugiej stronie, na pewno będziesz tam ty.
- Kocham cię - blondyn zamknął mi usta pocałunkiem, a później mocno mnie przytulił. Trwaliśmy tak przez moment. Chciałam coś powiedzieć, ale bałam się, że wybuchnę płaczem. Szczęście też może boleć. 
- Muszę iść - skrzywiłam się, gdy oderwaliśmy się od siebie. Chłopak pokiwał głową. Niechętnie wstałam i w kilka sekund ubrałam się. Blondyn poszedł w moje ślady. Chwilę później wyszliśmy z domu.
- Zobaczymy się później? - zapytał Austin, kiedy wędrowaliśmy chodnikiem.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się, chociaż wcale nie było mi do śmiechu. Uświadomiłam sobie coś, co psuło mój wyśmienity humor. Kiedy zabrałam Dave'a na świąteczny obiad, myślałam, że Austin już tu nie wróci. To tylko kwestia czasu, kiedy chłopak się o tym dowie. Musiałam sama mu o tym powiedzieć, ale jak? "Ej, słuchaj, zabrałam kolegę na rodzinne święta." - To brzmiało słabo. Blondyn mógłby to źle zrozumieć. Między nami było przecież tak cudownie, tak dobrze. Nie chciałam tego psuć. Jedyne, co przyszło mi na myśl, choć nawet jak na mnie, było to strasznie głupie, to udawanie, że taka sytuacja nie miała miejsca. Postanowiłam poprosić rodzinę o dyskrecję. Dave nic nie powie, nawet nie zna Austina. To może się udać. Przecież to był tylko drobny epizod, coś bez znaczenia. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Czy jakoś tak. Po co denerwować Austina? Niech to pozostanie moją małą tajemnicą. Tak. To najlepsze rozwiązanie. 
Tylko dlaczego intuicja podpowiada mi, że wynikną z tego jakieś kłopoty? 
- Och, zamknij się! - wrzasnęłam na nią w myślach i uśmiechnęłam się do towarzyszącego mi chłopaka.

_____________________________

Hiya!
To jeden z tych rozdziałów, przy których się strasznie męczę. Sielanka, miłość wiruje w powietrzu, aniołowie grają na harfach i śpiewają "Hallelujah" Cohena - nuuuuda.
Korzystając z przypływu weny, napisałam dwa kolejne rozdziały i myślę, że wyszły całkiem nieźle. 

Mam dziś beznadziejny dzień. I limo pod okiem. I boli mnie kręgosłup. I trzustka. I nie zaczęłam jeszcze obrabiać zdjęć. I muszę kupić prezenty świąteczne, a jak na razie, jedyne osoby z listy, które mam "zaliczone" to Raffy i Sparrow. I jeszcze obtarły mnie buty, kiedy wracałam do domu. Grudniu, robisz to źle. Przestań. 

Zostawiam Was z rozdziałem i narzekaniami, i wracam do gorącej czekolady i The Originals.

wasza m.