sobota, 16 listopada 2013
"Chyba dorosłam do tego żeby się z tym zmierzyć..."
31 października
W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień balu. "Wyczekiwany" przynajmniej w teorii. Nigdy nie lubiłam tej całej sztuczności, która zawsze towarzyszyła takim imprezom. Rozsądni ludzie nagle pod wpływem tej atmosfery przemieniają się w piszczące i irytująco szczebioczące bezmózgie stwory. Tym razem było inaczej. Może miał wpływ na to fakt, że po raz pierwszy miałam z kim na ten bal iść. I to nie z pierwszym lepszym chłopakiem, który mnie zaprosił, a z kimś wyjątkowym. Z moim chłopakiem. Moim. Wciąż trudno było mi przyzwyczaić się do tego stanu. Czułam się odrobinę skrępowana, kiedy wyobrażałam sobie przeróżne sytuacje z naszym udziałem. Zbyt dużo myślałam na ten temat i znów nachodziły mnie wątpliwości. Najchętniej cofnęłabym czas i wszystko odwołała, ale nie potrafiłabym tego zrobić nie raniąc przy tym Austina.
- Będzie co ma być - wzruszyłam ramionami.
Dziś nie miałam za dużo czasu na nadinterpretację, od rana wydzwaniałyśmy do siebie z dziewczynami i prowadziłyśmy grupowe konwersacje na temat kreacji i makijaży. Wszystkie totalnie oszalały na widok mojej kreacji, a na wiadomość, że Penny uszyła ją własnoręcznie, złożyły zamówienia na sukienki na następne bale. Humory nam dopisywały i po raz pierwszy zrozumiałam, dlaczego wszyscy tak na te imprezy oczekują. Czułam ogromną ekscytację i podniecenie. Co chwila zerkałam na zegar, ale czas zdawał się stać w miejscu. Krążyłam po domu i próbowałam znaleźć sobie miejsce. Bezskutecznie. Około czternastej nie wytrzymałam, spakowałam suknię, wzięłam torbę i zapukałam do Trish. Dla niej bale nie były pierwszyzną, siedziała spokojnie przed telewizorem i jednym okiem oglądała Fashion TV, a drugim przeglądała Vogue.
- Siadaj, szukam inspiracji na makijaż - nawet nie podniosła głowy znad pisma.
- Pakuj się, jedziemy - zaoponowałam. Miałam dla niej niespodziankę. Wiedziałam jak ważny jest dla niej ten bal. Mimo, że Trish i Deuce spotykali się od jakiegoś czasu, było to ich pierwsze wspólne i oficjalne wyjście. Moja przyjaciółka, choć z pozoru nie przejmowała się niczym, umierała ze strachu, że coś pójdzie nie tak i nie uda jej się wyglądać perfekcyjnie. Postanowiłam jej w tym pomóc. Jeśli już ma się ten przywilej, że posiada się profesjonalną makijażystkę w rodzinie, grzechem jest nie zrobić z tego użytku.
- Gdzie? - zdziwiła się Trish i po raz pierwszy od mojego przyjścia spojrzała na mnie uważnie.
- Zobaczysz - uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Ally, nie mam czasu na twoje dziwne pomysły.
- Zaufaj mi - powiedziałam z mocą. Dziewczyna przez chwilę spoglądała na mnie i nie mogła się zdecydować co zrobić. W końcu skinęła głową i posłusznie spakowała sukienkę. Przed domem czekał już Dez, którego wtajemniczyłam w cały plan i który zgodził się robić za naszego kierowcę. Trish podejrzliwie zerkała na naszą dwójkę i choć zasypywała nas lawiną pytań, zgodnie milczeliśmy na temat celu naszej podróży i zbywaliśmy ją półsłówkami. Denerwowałam się za każdym razem, gdy zatrzymywaliśmy się i sterczeliśmy w korkach. Była sobota i jak na złość, wszyscy się gdzieś śpieszyli, skutecznie blokując ruch.
- W końcu - odetchnęłam z ulgą, gdy zatrzymaliśmy się pod domem mojej ciotki. Mimo, że Emma i Kostka mieszkały w Miami od tylu lat, Trish nigdy u nich nie była. Ja także nie licząc ostatnich dni, przekraczałam progi tego domu dość rzadko. Wszystkiemu winien był nowy mąż cioci. Emma nie znosiła go, a ja podzielałam jej zdanie. Był stronniczy, nieprzyjemny i momentami chamski. No i wielbił swoją siostrzenicę Kim, której był gotów dać nie tylko przysłowiową gwiazdkę z nieba, ale i każdą, nawet najbardziej wymyślną rzecz, o którą poprosiła. Nie mam pojęcia co ciocia w nim widziała. W porównaniu z wujkiem wypadał mizernie. Jak Ayers Rock przy Mont Everest. Jego jedyną zaletą było bogactwo i hojność. Choć ze swoich przybranych córek tolerował wyłącznie Konstancję, nigdy nie wykręcał się od finansowania również kaprysów Em.
- Gdzie jesteśmy? - Trish nie kryła zaciekawienia.
- Zobaczysz - roześmiałam się. Wysiadłyśmy. Dez obiecał, że przyjedzie po nas. Na bal szedł z Kostką, więc nie chcąc ryzykować, że moja kuzynka go zabije, jeśli zobaczy ją nieprzygotowaną, musiał się stąd ewakuować na czas, gdy będziemy robione na bóstwo.
- Cześć dziewczyny - ciocia Kristina już na nas czekała z przygotowanymi rzeczami. Nigdy w życiu, nawet w sklepie nie widziałam takiej ilości kosmetyków. - Która pierwsza?
- Ally, jesteś najlepszą przyjaciółką w całym wszechświecie! - wykrzyknęła Trish, kiedy uświadomiła sobie, że za chwilę jedna z najlepszych makijażystek w Stanach przygotuje ją na bal. Poczułam ciepło na sercu, widząc jaką radość sprawiłam przyjaciółce. Czasami tak niewiele potrzeba żeby pokazać komuś jak bardzo go kochamy i cenimy.
Pozwoliłam Trish usiąść pierwszej w fotelu, a sama zajęłam się rozmową z kuzynkami.
- Podobno dogadujesz się z Penny - Kostka nie kryła zdziwienia.
- Tak - odparłam przeciągle. - W porównaniu z nową dziewczyną taty jest całkiem spoko.
- Wujek ma dziewczynę?! - wrzasnęła Emma wychylając głowę spod stołu, gdzie szukała zapięcia od kolczyka.
- Lester ma dziewczynę? - ciocia również była zdumiona.
- Tragiczną - Trish pokiwała głową z politowaniem.
- Tandetną - uzupełniłam,
- Nie mogę uwierzyć, że Lester w końcu zaczął chodzić na randki - ciocia malując Trish snuła na głos wspomnienia, jak to było kiedy jeszcze mój tato i wujek Axel mieszkali w Nowym Jorku.
- Jeśli tak tragicznie zmienił mu się gust, o wiele lepiej byłoby, gdyby nigdy do etapu randek nie powrócił - mruknęłam i pokręciłam głową.
- Czy nie jesteś troszkę niesprawiedliwa? - zapytała Kostka.
- Gdybyś zobaczyła Kathy i jej tipsy, nie wątpiłabyś w mój obiektywizm.
- Nie mówisz chyba o tej Kathy z Sonic Boom'a? "Allys, kochanie, jak miło cię widzieć!" - Emma perfekcyjnie naśladowała piskliwy i wulgarny ton głosu wybranki ojca.
- Bingo - moja kuzynka gwałtownie się podniosła z podłogi, zrobiła to na tyle szybko, że uderzyła głową w stół. Wybuchnęłyśmy śmiechem. Nawet ciocia krztusiła się na widok miny Emmanuelle. Zazdrościłam im takiego kontaktu. Wiem, że Em czasami miała za złe cioci, że ponownie wyszła za mąż, ale wujek nie żył już od tylu lat, że żal był mniejszy.
- Śmiej się Ally, śmiej - Emma spojrzała na mnie z udawanym wyrzutem.- Ja tak będę chichotała na ślubie boskiej Kathy i wujka.
- Pewnie jak zwykle przesadzacie - ciocia znała mojego tatę od lat i trudno jej było zrozumieć, że mógł się spotykać z kimś tak tragicznym.
- Blondynka z tipsami, stanowczo zbyt wysokie obcasy i strój jak z imprezy w remizie - Trish mnie wyręczyła.
- Miłość jest ślepa - filozoficznie zakończyła Kostka. Temat nowej dziewczyny taty umarł śmiercią naturalną, gdy zobaczyłyśmy jak cudownie wygląda Trish. Złociste refleksy na powiekach i w wewnętrznych kącikach oczu, wydobyły głębię koloru jej tęczówek. Zawsze zazdrościłam mojej przyjaciółce cudownej ciemnej karnacji. Dziś, na widok tego, jak fantastycznie ciocia podkreśliła naturalne piękno Trish, zazdrościłam jej jeszcze bardziej. W duchu modliłam się żeby udało mi się wyglądać choć w połowie tak dobrze. Z ufnością usiadłam na fotelu i oddałam się w ręce cioci. Emma zabawiała nas opowieściami o dziewczynach z chórku, które w musicalu grają cheerleaderki.
- No i dziewczyny wpadły na pomysł, że pójdą na bal z chłopakami, którzy grają koszykarzy.
- Większość jest zajęta - uśmiechnęłam się wyobrażając sobie reakcję CeCe na takie zaproszenie Mike'a.
- Właściwie tylko Kim poszła zapytać, reszta albo stchórzyła, albo olała to.
- Mhm - mruknęłam i nadstawiłam ucha. Wszystko, co wiązało się z Kim interesowało mnie ze względu na Jack'a.
- Tak osaczyła chłopaka, że nie miał szans odmówić - zachichotała Emma.
- Biedactwo - Trish równie dobrze jak my zdawała sobie sprawę z tego, jak upierdliwa potrafi być najlepsza przyjaciółka mojego brata.
- Kimmy i Garby będą wyglądać razem uroczo.
- Brad Garbowsky? - zapytałyśmy jednocześnie z Kostką. Em pokiwała głową. Rozumiałam niechęć Konstancji, po tej całej dziwnej akcji sprzed lat nie uśmiechało jej się, że Brad zgodził się wyjść z kimś, z kim jest tak blisko spowinowacona. Byłam wściekła! Na Garby'ego, że nic mi nie powiedział, na Emmę, że nie powstrzymała Kim i przede wszystkim na nią. Idiotka nie widziała co, a raczej kogo ma pod nosem. Biedny Jack, będę musiała z nim porozmawiać. I z Garby'm.
- Ziemia do Ally! - ciocia pomachała mi dłonią przed twarzą. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się zażenowana.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Dzieło skończone - zaśmiała się ciocia i odwróciła fotel przodem do lustra. Zamknęłam oczy bojąc się, co tam zobaczę. Dziewczyny milczały. Odetchnęłam i licząc w myślach do dziesięciu, szybko uniosłam powieki.
- To ja? - jeszcze nigdy nie byłam taka piękna! Makijaż, choć wydawał się być ciemny, rozświetlał twarz. W dodatku idealnie pasował do mojej sukienki.
- Jest - nie potrafiłam się wysłowić. Zachwyt mnie rozpierał. Ciocia poszła o krok dalej i uczesała moje zazwyczaj niesforne włosy. Perfekcyjne fale delikatnie opływały moją twarz.
- Tylko podkreśliłam twoje atuty - ciocia machnęła ręką na moje okrzyki zachwytu i peany na jej cześć. - Podbijesz dziś czyjeś serce.
- Już podbiła - miałam ochotę zamordować Emmę. Wiedziałam, że ciocia powtórzy to Penny, a te zacznie pytać.
- Idziesz z Austinem na bal? - Kostka puściła oko do siostry. Jędzy! Zemszczę się i to okrutnie.
- Idę - mruknęłam niewyraźnie i mordowałam wzrokiem moje kuzynki.
- Austin i Ally, jak uroczo - ciocia uśmiechnęła się ciepło, ale zdawałam sobie sprawę, że jak to ciocia, ma ochotę zapytać o kilka spraw.
- Poznaliśmy się przez Deza - postanowiłam odpłacić się okropnej Kostce - Idziecie razem, prawda?
- Jako przyjaciele - kuzynka pokazała mi język.
- Czy ja coś mówię? - powiedziałam znaczącym tonem. Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Jesteście okropne - Emma pokręciła głową.
- Tak, bo nie zapytałyśmy z kim ty idziesz - Trish rzuciła wyzwanie Em.
- Z Jack'em - ucieszyłam się. Marzyła mi się dla niego dziewczyna taka jak Emma.
Przekomarzania przerwał nam dzwonek telefonu, ciocia poszła odebrać, a my, kiedy zdałyśmy sobie sprawę z upływu czasu, również zaczęłyśmy zbierać się do wyjścia. Dez podjechał po chwili, najpierw odwiózł mnie do domu Penny. Może to dziwne zabrzmi, ale uważałam, że zasłużyła na to, żebym na swój pierwszy bal jechała z jej domu. Mniej głębokim powodem było to, że po prostu nie chciałam wychodzić w samotności. Naoglądałam się filmów, w których nastolatki zawsze są obfotografowywane przez rodziców i myśl, że ja po prostu wyjdę, bo taty jak zawsze nie będzie w domu, przygnębiała mnie.
- Zadzwońcie jak tylko dojedziecie do hotelu, siedzimy w jakiejś złotej loży - poinstruowałam przyjaciół wysiadając. CeCe jak przystało na królową, dla siebie i swojej świty załatwiła najlepsze miejsce siedzące. Nie żeby ktoś z nas zamierzał przesiedzieć cały bal, ale trzeba trzymać poziom.
- Widzimy się o ósmej - Dez i Trish pomachali mi na pożegnanie i odjechali. Austin miał przyjechać po mnie o siódmej. Miałam nadzieję, że uda mi się ten czas spędzić dość przyjemnie i nie wyjdę pokłócona z Penny i Markiem.
- Wyglądasz nieziemsko! - wykrzyknął Jack, kiedy zobaczył mnie w progu.
- Całkiem znośnie - Maggie taksowała mnie wzrokiem. - Masz zamiar iść w dżinsach i trampkach?
- Zaraz się przebiorę - pokazałam jej język. - Jesteście sami?
- Rodzice wracają ze szpitala i stoją od godziny w korku - wyjaśnił Jack. Sam wciąż siedział w dresach i przeglądał jakieś papiery. Nie wyglądał na kogoś, kto za godzinę wybiera się na bal.
- Czy ciebie pogięło? - zdzieliłam go w ramię.
- Za co to? - chłopak masował miejsce, gdzie go pacnęłam i spoglądał na mnie z wyrzutem.
- Marsz na górę! Idziesz na bal i masz wyglądać jak człowiek!
- Ale Ally - zaczął mój brat. Wiedziałam co chce powiedzieć, coś o tym, że założy tylko garnitur i po krzyku.
- Nie będziesz wyglądał jak lump - byłam nieubłagana. Jack niechętnie poniósł się i z miną cierpiętnika zaczął wchodzić po schodach.
- Mówiłam, że Ally ci łatwo nie odpuści - Meg wzruszyła ramionami.
- Po co człowiekowi siostry - mruknął pod nosem chłopak i zniknął w swoim pokoju. Roześmiałyśmy się, ale po chwili Megan i mnie wygoniła do łazienki. Ostrożnie nasunęłam na siebie suknię, bałam się, że przy mocniejszych ruchach mogłabym uszkodzić koronkę. Na szczęście obyło się bez niespodzianek. Na koniec włożyłam buty na delikatnym obcasie i przyjrzałam się swojemu odbiciu.
- Rewelacja - wyszczerzyłam się do lustra. Poprawiłam fryzurę i zeszłam do salonu. W czasie mojej nieobecności Jack również zdążył się przygotować i siedział na dole z Megan. Po chwili otworzyły się drzwi i do domu weszli Mark i Penny.
- Cześć - krzyknęliśmy. Humory nam dopisywały.
- Nawet nie wiecie jakie zatłoczone jest dziś miasto - Mark zaczął opowieść o ich podróży ze szpitala, ale na mój widok szeroko otworzył oczy i gwizdnął.
- Wyglądasz bajecznie - w jego oczach widziałam zachwyt. - Penny, biegnij po aparat!
Kobieta właśnie dołączyła do nas i spoglądała to na mnie, to na Jack'a i powtarzała, że prezentujemy się obłędnie. Tak, jak to pokazywano w filmach, zrobiła nam setkę zdjęć, choć jeszcze nawet nie zbieraliśmy się do wyjścia.
- Nawet nie wiesz Ally, jaką radość nam sprawiłaś, chcąc dziś tu przyjechać - zrobiło mi się głupio, gdy Mark tak entuzjastycznie podchodził do mojej wizyty. Nigdy nie rozumiał mojej postawy. Dla niego rodzina była rodziną i chociaż mnie nie wychowywał, dla niego byłam taką samą córką jak Kika i Megan.
- Co z Kiką? - przez to całe zamieszanie nawet nie miałam czasu jej odwiedzić.
- Czekamy na dawcę, ale wyniki są całkiem niezłe, jeśli nic się nie zmieni, w przeciągu miesiąca wróci do domu.
Słowa Penny ucieszyły mnie. Kolejna wspaniała wiadomość tego dnia.
Rozległo się pukanie.
- Otworzę - Mark ruszył ku drzwiom. Zbliżała się siódma. Poczułam niepokój i strach. Ze stresu ściskało mnie w żołądku. Próbowałam usłyszeć, co dzieje się w korytarzu, ale ściany były dobrze wygłuszone.
- Wyluzuj - Meg spojrzała na mnie z politowaniem. - To nie wizyta u dentysty.
W chwili, gdy szukałam wyjątkowo ciętej riposty, do pokoju wszedł Mark z Austinem. Blondyn miał na sobie idealnie skrojony garnitur w kolorze ciemnego granatu. Bezwiednie uśmiechnęłam się.
- Dobry wieczór - chłopak podszedł do Penny. - Austin Moon, miło mi panią poznać.
- Zbieramy się ludzie - Jack wywrócił oczami. - Musimy podjechać po Emmę.
- Co ty filmów nie oglądasz? - Megan spiorunowała brata wzrokiem. - Teraz nastąpi seria pytań o rodzinę, prawo jazdy, mandaty, o której odwiezie Ally i na temat zainteresowań Austina.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
- Mieszkam ze starszą siostrą i siostrzeńcem, nasi rodzice mieszkają w Denver, ale odwiedzają nas regularnie. Prawo jazdy posiadam, mandaty nie. Odwiozę Ally zaraz po balu, mogą mi państwo zaufać. Co się tyczy zainteresowań to muzyka w każdej formie. I teatr. Coś jeszcze? Chętnie odpowiem - Austin uśmiechnął się szeroko i całkowicie podbił moją rodzinę.
- Komu w drogę - Jack zaczął się zbierać do wyjścia.
- Miło było cię poznać, Austin. Bawcie się dobrze - Mark spojrzawszy na zegar najwyraźniej uznał, że mój brat ma rację. Emma pewnie już czekała na nas.
- Co do pytań - zaśmiała się Penny - przyjdźcie w niedzielę do nas na obiad z siostrą, chętnie was poznamy bliżej.
Wywróciłam oczami. Okej, teoretycznie Penny jest moją matką, w praktyce wiadomo jak to wygląda. Sama jeszcze nie ułożyłam sobie w głowie mojego stosunku do niej, a tu nagle ona zaczyna takie akcje.
W końcu udało nam się wyruszyć. Sesja rodzinna, sesja z Austinem, lista pytań - odhaczyłam w głowie. Typowe amerykańskie wyjście na szkolny bal zaliczone.
U Emmy nie gościliśmy tak długo. Ciocia po prostu zrobiła kilka zdjęć i mogliśmy jechać dalej. Kostki już nie było z czego wnioskowałam, że Dez podjechał punktualnie. Na szczęście na drodze nie było już korków i błyskawicznie udało nam się dotrzeć do hotelu, w którym odbywał się bal. Parking był przepełniony, ale wciąż widać było kolejne nadjeżdżające auta. Marine High School tłumnie ruszyło do zabawy. Chyba każdy uczeń był dziś w tym miejscu. Mimo, że budynek naszej szkoły jest naprawdę ogromny, tłoku panującego w nim nie da się opisać. Hotel, choć z pozoru wydawał się maleńki, w rzeczywistości był ogromny i mimo tak licznej gromady uczniów i nauczycieli, nadal było sporo wolnej przestrzeni. Nikt nikomu po głowie nie deptał. Udało nam się zaparkować dość blisko wejścia i wolnym krokiem, rozglądając się za przyjaciółmi ruszyliśmy w stronę drzwi. Chłopcy kupili bilety i znaleźliśmy się wewnątrz. Nasunął mi się tylko jeden komentarz, gdy zobaczyłam dekoracje i wystrój - wow, bogato.
Moi towarzysze najwyraźniej podzielali tę opinię, bo wpatrywali się we wszystko szeroko otwartymi oczami. Nawet Em była po wrażeniem, choć przecież sama należała do tak zwanej śmietanki towarzyskiej i towarzysząc mamie, bywała w najlepszych hotelach i restauracjach.
- Znajdźmy Deza i resztę - zaproponował Austin. Zgodziliśmy się z nim. Ilość ozdób przytłaczał mnie - prawdziwy, królewski bal. Chociaż czułam się maleńka w porównaniu z tym całym splendorem, wiedziałam, że moja suknia pasuje tu idealnie. W uboższym wnętrzu wyglądałabym jak ten przysłowiowy wystrojony szczur na otwarciu kanału. Każda osoba, którą mijaliśmy spoglądała na nas i szeptała coś do swoich towarzyszy, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. Wiedziałam, że wyglądam dobrze, a fakt, że Austin jak gdyby nigdy nic trzymał mnie za rękę, dodawał mi pewności siebie.
- Allyson Dawson i Austin Moon, w końcu! - wykrzyknęła CeCe na nasz widok. Nie mam pojęcia czy miała na myśli to, że się pojawiliśmy, czy to, że jesteśmy razem. Rudowłosa nie dała mi dojść do słowa.
- Już ci mówiłam, że jestem bezwarunkowo zakochana w twojej kiecce, ale makijaż masz bezbłędny! Austin, dobrze jej pilnuj żeby przypadkiem nikt ci jej nie ukradł.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nikt inny nie jest taki głupi żeby się z nią męczyć - przekomarzał się Jack.
- No to chyba to u was rodzinne, bo poza mną nikt nie chciał się tu z tobą wybrać. Ciesz się, że zrobiło mi się ciebie żal - odgryzła się Emma.
- Wiesz, to działa w obie strony - Jack pokazał jej język.
- Jesteście uroczy - rzuciłam im wyzwanie.
- Chyba cię pogięło - odezwali się jednocześnie.
-Przeznaczenie - zachichotałam.
Przekomarzając się, dotarliśmy do loży, którą wybrała CeCe. Jeśli do tej pory sądziłam, że widziałam bogactwo tego hotelu, teraz zmieniłam zdanie. Nasze miejsce było kwintesencją bogactwa. Totalnie mnie zatkało. Inne loże, choć równie ładne, wyglądały przy naszej jak niedorobione. Bałam się usiąść by nie zniszczyć harmonii i idealnego układu materii.
- CeCe - odezwał się Austin - jesteś absolutnie niesamowita. Jak udało ci się zarezerwować miejscówkę lepszą, niż ta nauczycieli?
- Jakiś wujek kumpla Mike'a tu pracuje - roześmiała się ruda.
Wpakowaliśmy się do loży. Na miejscu byli już wszyscy. Dez i Kostka siedzieli naprzeciwko nas. Tuż obok byli Trish i Deuce, Ty z Magą wirowali już na parkiecie, ale co jakiś czas podchodzili by się przywitać z resztą. Teddy i Kol - jeden z chłopaków- koszykarzy z naszego musicalu najwyraźniej mieli się ku sobie. Od jakiegoś czasu widywałam ich razem, na bal również przyszli wspólnie i siedzieli zatopieni w rozmowie. Kostka mówiła, że najpóźniej do połowy listopada rozejdzie się wieść o ich związku, a ja przyznawałam jej rację. Jako najbliższa przyjaciółka Teddy była zaznajomiona z tematem, ale nawet dla kogoś, kto nie znał szczegółów jasne było, że coś jest na rzeczy. Wystarczyło na nich spojrzeć. Od razu rzucało się w oczy, że to coś więcej niż zwykłe koleżeństwo. Całkowicie inaczej przedstawiała się sprawa z Rocky. Przyszła na bal z Mattem, chłopakiem z naszej grupy hiszpańskiego, ale kiedy on wychodził ze skóry i jawnie ją adorował, ona po prostu traktowała go jak kumpla, z którym można się pokazać publicznie. A szkoda, bo Matt to super człowiek. Chodziliśmy razem do szkoły muzycznej jako dzieci, ale zawsze, kiedy tylko zamienialiśmy chociażby słówko, przekonywałam się, że nic się nie zmienił i wciąż jest tym samym ciepłym i sympatycznym chłopakiem. Rocky go nie doceniała, ale wierzyłam, że przejrzy na oczy i Mattowi uda się podbić jej serce.
Ostatnia para siedziała w najbardziej odległym kącie loży i dopiero po chwili zorientowałam się, że to Garby i Kim. Nie zwracali uwagi na innych tak byli zajęci sobą. Szybko zerknęłam na Jacka'a, ale on nawet ich niespostrzegł, tak go wciągnęła rozmowa z Emmą, Joshem i Jose. Ucieszyłam się na ten widok. Zdecydowanie ta część rodzeństwa Evening zasługiwała na jak największą liczbę przyjaciół. Nic więcej nie udało mi się pomyśleć, bo Austin wyciągnął mnie na parkiet. Wirowaliśmy do jakiejś piosenki, którą słyszałam pierwszy raz w życiu, ale wiedziałam, że zapamiętam ją na bardzo długo.
- Gdyby ktoś mi powiedział, że będę na balu halloweenowym tańczyć ze swoim chłopakiem, nie uwierzyłabym - zaczęłam.
- I to jest twój problem- za dużo analizujesz - podsumował blondyn i zakręcił mnie.
- Martwi mnie ta nagła przyjaźń Garby'ego i Kim - spojrzałam na tę dwójkę wciąż siedzącą przy stoliku. Chłopak wiedział do czego zmierzam. Opowiedziałam mu o rozterkach mojego brata.
- Spójrz na Jack'a - Austin kiwnął głową. - On się nie martwi.
Posłusznie zerknęłam na brata. Tańczył z jakąś brunetką, którą widziałam pierwszy raz na oczy. Co więcej - najwyraźniej był nią oczarowany, bo coś jej opowiadał i uśmiechał się całym sobą.
- Kto to jest? - spytałam w przestrzeń. - I gdzie do cholery jest Emma?
- Tam - wskazał blondyn. Em tańczyła z Joshem. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest Jose, a Austin jakby telepatycznie wiedząc o co chcę zapytać, uprzedził mnie.
- Jose tańczy z Mattem, a Rocky z tym brunetem z ostatniej klasy.
Niesamowite jak to wszystko się pokręciło.
- Patrz, Eve i ten koleś, który ma obok ciebie szafkę - Austin najwyraźniej miał milion par oczu, bo widział każdy szczegół.
- Eve i Dallas? - zdziwiłam się.
- Nasze ex-miłości razem - zachichotał blondyn.
- Dallas wcale nie jest moją byłą miłością - zaoponowałam.
- Jasne, to ja się podniecałem jego obecnością na ganku i zapominałem o podstawowych czynnościach biologicznych na jego widok.
- Pff - mruknęłam. - Po prostu zazdrościsz.
- Wydało się - Austin zrobił zbolałą minę. Wybuchnęłam śmiechem.
- Nie martw się, jeśli będziesz grzeczny i się postarasz, może kiedyś zabraknie mi tchu na twój widok - obiecałam.
To niesamowite jak dzień po dniu coraz mocniej przywiązywałam się do Austina. Wszystko inne traciło sens, a jego nieobecność sprawiała mi wręcz fizyczny ból. Strasznie bałam się etapu przejścia z przyjaźni na związek, ale o dziwo czułam się dobrze z tym, że każdy kto na nas spoglądał, wiedział, że jesteśmy parą. Ba, podobało mi się nawet to, że moja rodzina o nas wiedziała. Postanowiłam pójść na ten niedzielny obiad. Czas zamknąć drzwi za starym życiem, kiedy wszystkim się martwiłam i długo rozpamiętywałam złe chwile. Okej, przed Penny długa droga, ale chciałam dać jej szansę. Doceniałam to, że kiedy tato krążył gdzieś i żył jakby obok, ona wszelkimi sposobami walczyła o to, żeby stać się częścią mojego życia. Potrzebowałam rodziców bardziej niż kiedykolwiek. Dorastam, zmieniam się i podejmuję pierwsze poważne decyzje. Nie mogę przejść przez to samotnie. Nie chcę.
- Gdzie odpłynęłaś? - blondyn zamruczał mi do ucha.
- Myślałam o Penny.
- Moim zdaniem jest okej - zaczął ostrożnie chłopak. Bardzo dobrze wiedział jak drażliwy to dla mnie temat.
- Postanowiłam zacząć od nowa.
- Cieszę się. Rodzina jest siłą.
- Chyba dorosłam do tego żeby się z tym zmierzyć - uśmiechnęłam się.
- A co z tatą?
Też o tym myślałam. Nie mam pojęcia.
- Nie zwraca na mnie uwagi - wzruszyłam ramionami. - Będzie co ma być.
Dj włączył jakąś szybką piosenkę, większość osób usiadła i my również byliśmy wśród nich. W loży siedzieli Jose i Matt, najwyraźniej się polubili, co mnie cieszyło. Również Jack z tajemniczą brunetką, Emma i Josh odpoczywali i zawzięcie o czymś dyskutowali.
- Możemy się przyłączyć? - zapytał Austin.
- Jasne, siadajcie - Em czyniła honory.
- To moja siostra - Ally i jej chłopak Austin - przedstawił nas Jack. - A to Caroline.
Wymieniliśmy uściski dłoni i typowe uwagi "miło mi cię poznać, bla, bla, bla". Dziewczyna wydawała się przemiła, a co najważniejsze, wyraźnie widać było, że leci na mojego brata.
- Długo się znacie? - zapytałam Caroline.
- Chodzimy razem na angielski i biologię, dopiero się przeprowadziłam, więc nie znam tu zbyt wiele osób.
- Dobrze trafiłaś, my miieszkamy tu od miesiąca, a dzięki Ally jesteśmy częścią najpopularniejszej grupy w szkole - Josh puścił mi oko.
- Tak, Ally ma tendencje do pochopnego zawierania przyjaźni - zaśmiała się Trish, która zjawiła się niespodziewanie.
- Mam radar, bo jeszcze na żadnym z moich pochopnie poznanym przyjacielu się nie zawiodłam - pokazałam język przyjaciółce. Do stolika zaczęła wracać reszta towarzystwa. Po kilku minutach siedzieliśmy w komplecie plus Caroline i Dylan - towarzysz Rocky. Opowiedzieliśmy "nowym" historię naszej paczki, litościwie przemilczając akcję z Kiką i Garbym. Chłopak jakoś sobie z tym poradził, a główna poszkodowana, cóż, Maga doszła do porozumienia z moją siostrą i wraz z Ty'em regularnie ją odwiedzała. Bawiliśmy się wyśmienicie. Żartowaliśmy i przekomarzaliśmy się. Potrafiliśmy nawet stworzyć świetną anegdotę ze wsześniejszych nienawistnych stosunków moich i CeCe.
- Uwaga, zdjęcie! - wynajęty przez szkołę fotograf podszedł do naszej loży. Ścieśniliśmy się tak, by każdy załapał się na zdjęcie. Pozowaliśmy przez kilka minut, kiedy fotograf odszedł spojrzałam na roześmniane twarze towarzyszących mi ludzi. Wiedziałam, że czeka nas wiele równie magicznych chwil i to dawało mi poczucie bezpieczeństwa i przepełniało szczęściem. Patrząc na to żartujące towarzystwo wiedziałam jedno - okropnie, okropnie, okropnie ich wszystkich kocham.
______________________________
Uff!
Rozdział powstawał w bólach. Bólach głowy. I to tak niewyobrażalnych, że trzy dni spędziłam w szpitalu, a resztę w łóżku praktycznie odcięta od internetu. Powoli wracam do równowagi, nie martwcie się. Przysyłajcie mi dużo pozytywnej energii i dobrych myśli, bo potrzebuję zastrzyku miłości!
Pytanie z innej beczki - ostatnio odnoszę wrażenie, że mimo iż rozdziały są dłuższe, wydają mi się niedokończone. Kluczę i piszę o pierdołach, a kiedy zbliżam się do zasadniczej kwestii nagle bach, the end. Też to zauważacie? To bardzo irytujące?
Co u Was? Ja, jeśli nie rozłoży mnie znów migrena, wybieram się jutro na paradę zaczynającą Christmas Season, także jestem mega szczęśliwa, bo kocham wszystko, co świąteczne.
Kocham Was!
M.
czwartek, 7 listopada 2013
"Zostańcie parą i po problemie..."
30 października
To się nie dzieje naprawdę! To się nie może dziać! Ja protestuję! Ja nie chcę! Ja się boję! Niech mnie ktoś stąd zabierze! Nie rozumiem jak to się mogło stać, że moje życie nagle stało się tak podniecające i jednocześnie przerażające. Na przemian przeklinam i błogosławię Megan i jej szkolny bal kostiumowy, gdybym nie dała się w niego wkręcić, dziś siedziałabym spokojnie w domu i nie miałabym takiego mętliku w głowie. To, że byłam zakochana w Austinie to jedno, ale to, że on miał tego całkowitą świadomość, to drugie. Było mi dobrze w tej niewyjaśnionej sytuacji. Chociaż nie, "dobrze" nie jest odpowiednim słowem. O wiele bardziej pasowało "bezpiecznie". Ten kinderbal wszystko zniszczył. Już nie mogło być tak, jak dawniej i to sprawiało, że wariowałam ze strachu. Pragnęłam wciąż mieć w Austinie przyjaciela, ale taki układ nie mógł trwać wiecznie. Sztuczność sytuacji rzucała się w oczy. Ignorowanie chłopaka nie miało sensu, ale mimo to nie mogłam się przemóc i starannie unikałam miejsc, gdzie mogłam spotkać blondyna. Emma, którą wtajemniczyłam we wszystko, kwitowała to uniesieniem brwi i wymownym pukaniem palcem w czoło.
- Ally, nie uciekniesz przed tym co czujesz - powtarzała mi w kółko podczas naszych lekcji śpiewu. - Po co ci te podchody? Zostańcie parą i po problemie.
Tylko, że to nie było takie proste, jak sądziła Em. Znaliśmy się z Austinem od dwóch miesięcy, nie mogłam być w nim tak beznadziejnie zakochana, to nierealne! A jednak za każdym razem, kiedy go tylko widziałam, rozsądek odchodził w kąt. Uśmiechałam się jak nienormalna na samą myśl o nim i nie potrafiłam przestać. To wszystko męczyło mnie i odbierało dobry nastrój. Przeczytałam gdzieś dawno temu, że nadinterpretacja to najgorszy wróg ludzkości. Nie pamiętam, kto to napisał, ale mogłabym mu przybić piątkę. Miał rację. Cholerną rację. Tylko, że świadomość tego, że zachowuję się irracjonalnie wcale nie pomagała. Po prostu tkwiła we mnie i potęgowała rozdarcie.
- Powinnaś już dawno się z nim umówić - Dez i Trish kibicowali nam z całego serca. Cieszyłam się, że mam w nich wsparcie. Najbardziej przerażała mnie myśl, że mogliby nie akceptować tego, co działo się między mną, a Austinem.
- Litości, Ally, pozwól sobie na trochę spontaniczności - Trish nie rozumiała mojego punktu widzenia. Sama spotykała się z Deucem, którego znała osobiście od zaledwie kilku tygodni i było im razem bardzo dobrze. - Nie wszystko uda ci się zaplanować. Przestań utrudniać sobie życie. Nie zdołasz unikać Austina do końca życia!
A jednak mi się udawało. Nie widzieliśmy się od poniedziałku. Chłopak nie pojawiał się w szkole, od Deza wiedziałam, że jest chory. Martwiłam się, ale nie potrafiłam się zdobyć na napisanie chociaż głupiego smsa. Kiedy tylko widziałam, że przy imieniu blondyna pojawia się zielone kółeczko, przechodziłam w tryb offline i wyrzucałam sobie od idiotek. Żałosne, dziecinne zachowanie. Z tego strachu przed spotkaniem z Austinem zaniedbałam moje obowiązki w sklepie. Dziś, choć nie miałam na to najmniejszej ochoty, musiałam wrócić do pracy. Tato był nieubłagany. Twierdził, że Kathy nie radzi sobie beze mnie. Mdliło mnie od tego przesłodzonego tonu, jakim ojciec wypowiadał imię tej denerwującej kobiety. Obcowanie z nią nie należało do moich ulubionych rozrywek. Widok kręcącej się po sklepie Eve także nie zachęcał do wyjścia z domu, ale nie miałam wyjścia. To mój teren.
Zaraz po szkole pożegnawszy się z przyjaciółmi, którzy lojalnie chcieli mi towarzyszyć, ruszyłam powoli w stronę Sonic Boom'a. Zewsząd otaczał mnie widok wydrążonych dyń, sztucznych pajęczyn i innych halloweenowych ozdób. Ze smutkiem stwierdziłam, że wciąż nie mam kostiumu na jutrzejszą imprezę i jeśli szybko czegoś takiego nie wymyślę będę skazana na koszmarny strój księżniczki, przez który z pewnością zostanę szkolnym pośmiewiskiem i nawet poparcie niekwestionowanej królowej, CeCe Jones mi nie pomoże. Idąc, rozmyślałam o moich ubiegłorocznych przebraniach, ale żadne się nie nadawało, miałam wybór między pielęgniarką, a pielęgniarką z lat 20. Super.
- Allys, jak miło cię widzieć - piskliwy głos pani Kathy spadł na mnie, kiedy tylko przekroczyłam progi sklepu. W głowie mi się nie mieści, że mój własny ojciec się umawia z tą kobietą. Gdzie on ma oczy? Sądziłam, że ma lepszy gust. Nie żeby Penny była jakąś królową stylu, ale cokolwiek o niej mówić, ma klasę. Kathy jest wyłącznie tandetna.
- Coś nowego? - zignorowałam udawany wybuch entuzjazmu na mój widok.
- Nie, świetnie sobie tu radzimy z Eve - pokiwałam głową i powstrzymując się od komentarza, wzięłam dokumenty zostawione przez dostawców i poszłam do siebie. Dopiero, gdy zamknęły się za mną drzwi mogłam odetchnąć z ulgą. Zaczynałam tęsknić za czasami, kiedy wszystko było na mojej głowie. Nie czułam się komfortowo w miejscu, które było dla mnie drugim domem. To nie w porządku. Zatrudnianie pracowników bez konsultacji ze mną było nie fair.
- Cholera! - piskliwy krzyk przedostał się przez szczelnie zamknięte drzwi mojego pokoju. Zaintrygowana wysunęłam głowę. Nie mogąc dostrzec, co się stało, zeszłam na dół. Kathy trzymała w ustach palec, z którego sączyła się krew. Tuż obok leżała gitara, a raczej to, co z niej zostało. W pierwszym odruchu chciałam wrzasnąć na tę nieudolną kretynkę, ale opanowałam się i z kamienną twarzą wygłosiłam kazanie na temat długości paznokci i wysokości obcasów w pracy.
- Odliczymy ci to z pensji, a teraz posprzątaj to - zakończyłam spokojnie. Byłam świadoma, że ta kobieta jest w wieku mojej matki i to, że mam władzę, która pozwala mi ją strofować, dawało mi niesamowitą satysfakcję. Punkt dla mnie. Wchodziłam już na schody, kiedy pewien szczegół zwrócił moją uwagę.
- Gdzie jest Henrietta? - zapytałam.
- Powinna przyjść niebawem.
- Nie - powiedziałam twardo. - Powinna już tu być. Przyślij ją do mnie, kiedy raczy się zjawić.
Sama stara Weinberger by się nie powstydziła tego wystąpienia. Praktyka zdobyta podczas wizyt u Simmsów zaczęła przynosić efekty. Majestatycznie wpłynęłam po schodach starając się opanować chichot. Powaga tej sytuacji bawiła mnie. Nie potrafiłam długo być wściekła, a już na pewno nie wówczas, gdy byłam wygraną stroną, ale musiałam powstrzymać śmiech przynajmniej do chwili, kiedy zostanę sama. Jestem pewna, że oberwie mi się od ojca za ustawianie jego nowej miłości, ale nie będzie zły, bo to w interesie sklepu. Wściekłby się gdybym teraz po tym wszystkim wybuchnęła Kathy śmiechem w twarz. Jeśli tato pamięta jeszcze uwagi Sally na temat poświęcania większej uwagi swojej dorastającej córce, ryzykowałam szlabanem. Już wystarczająco upokorzyłam Kathy, satysfakcja musi mi wystarczyć.
Uzupełniając faktury, chichotałam pod nosem, obiecując sobie, że więcej uwagi poświęcę pracy. Ktoś musi trzymać rękę na pulsie i pilnować porządku. Snucie ambitnych planów przerwało mi pukanie do drzwi. Myśląc, że to Kathy westchnęłam ciężko i zaprosiłam ją do środka. Ku mojemu zdumieniu na progu stała Henrietta.
- Super - pomyślałam z przekąsem, ale po chwili dotarło do mnie, że przecież sama kazałam ją do siebie przysłać.
- Czego chcesz? - za zamkniętymi drzwiami Blondi nie siliła się na uprzejmości. Mimo, że było mi trudno zachować kamienną twarz, nie dałam się sprowokować.
- Usiądź - wskazałam na sofę. Dziewczyna posłała mi zdumione spojrzenie, ale posłusznie usiadła.
- Czego się spodziewasz po pracy tutaj? - zapytałam uprzejmie.
- Słucham? - bingo! Punkt dla mnie! Eve nie spodziewała się takiego przebiegu rozmowy. Wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami, próbując dociec w jaki sposób chcę ją zaatakować. Już dawno przekonałam się, że bycie uprzejmym i miłym dla wroga opłaca się o wiele bardziej niż otwarta wojna. Historia to udowadnia, a ja wierzę w sprawdzone metody.
- Posłuchaj, Eve, nie jesteśmy przyjaciółkami, nawet nie darzymy się sympatią, ale nasze prywatne wojny nie mogą mieć wpływu na nasze stosunki służbowe - pojechałam po całości. Kiedyś usłyszałam ten tekst w jakimś serialu i zapamiętałam, wiedząc, że mi się w przyszłości przyda.
- Co masz na myśli? - Henrietta wietrzyła podstęp. Miała rację, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Pełen profesjonalizm. Powinnam za tę rolę dostać Oscara.
- Skoro chcesz tu pracować, musisz się starać. Mamy tu zasady, których przestrzeganie jest sprawą priorytetową - bzdura. Nigdy nie mieliśmy z tatą regulaminu, ale małe nagięcie prawdy było koniecznie. I teraz wielki finał. - Przymknę oko na twoje dzisiejsze spóźnienie, ale trzy kolejne i wylatujesz.
Bang! Idealnie zagrane. Wyraz twarzy Eve zapamiętam na długo. Wściekłość, nienawiść i zdumienie walczyły za sobą. Po moim przemówieniu dziewczyna długo nie mogła wypowiedzieć słowa. W końcu udało jej się opanować.
- To wszystko? - zapytała z pozoru obojętnie, ale wiedziałam ile ją kosztuje zachowanie tej obojętności. Pokiwałam głową. Dziewczyna bez słowa podniosła się i wyszła. Cóż, nie będzie łatwo się jej pozbyć, ale może być zabawnie. Mimo, że Henrietta mnie nienawidziła, odniosłam wrażenie, że urosłam w jej oczach. To nie był mój cel, ale odczułam pewną dozę satysfakcji i samozadowolenia. Czułam też dumę. Potrafiłam zachować spokój i pokerową twarz pomimo burzy emocji w moim wnętrzu. To bardzo przydatna i ważna umiejętność, z pewnością przyda mi się w przyszłości. Nie jestem fanką takich podchodów. Jestem na to zbyt szczera, ale jakkolwiek człowiek by się starał, nie uda mu się przejść przez życie kierując się prawdą i emocjami. Prędzej czy później każdy staje przed dylematem - grać czy dać się zgnoić. Ja nie chcę być słaba. Dlatego walczę nawet jeśli nie jestem do końca przekonana o słuszności stosowanych metod. No właśnie, jeśli już jesteśmy przy walce...
Postanowiłam sprawdzić jak radzą sobie moje dwie podwładne. Schodząc na dół, usłyszałam piskliwy głos Kathy, która usiłowała zagrodzić komuś drogę na górę.
- Tam nie wolno wchodzić!
- Ale powtarzam pani, że to pilne - odpowiedział kobiecy głos. Kulturalny i uprzejmy. I cholernie znajomy. Przy schodach stała Penny z wielkim pudłem i usiłowała wytłumaczyć Kathy, że ma prawo wejść do prywatnego pomieszczenia córki właściciela.
- Allys ta pani próbowała wtargnąć do ciebie - okej, Penny jest dla mnie obca i ledwo ją toleruję, ale w obliczu wyboru między tandetną dziewczyną mojego taty, która dodatkowo miała jakieś konszachty z Eve, postanowiłam przejść na drugą stronę barykady i choć cała moja dusza się przed tym broniła, wzięłam stronę Penny.
- Wszystko okej, Kathy - nie mogłam się powstrzymać przed wbiciem szpileczki w tę kobietę. Totalnie ją olewając, zakomunikowałam Penny, że od czasu jej rozwodu z tatą, sporo się tu zmieniło. Kątem oka widziałam, jak Kathy rzednie mina. Tak, tak, to eks żona twojego Lesterka. Zachichotałam w myślach. Świadomie nie zaprosiłam Penny na górę, usiadłyśmy na sofie przy wystawie i po wymianie kilku banalnych uwag, mój gość przeszedł do powodu swej wizyty.
- Ally, chciałam cię bardzo przeprosić za ten kostium, Megan się uparła, że... - teraz, kiedy wiedziałam, że ten koszmarny strój był częścią planu mojej siostry żeby wyswatać mnie z Austinem, wydawał mi się najpiękniejszy na świecie.
- Było, minęło - przerwałam kobiecie.
- Maggie powiedziała mi, że nie masz sukienki na szkolny bal, proszę - Penny podała mi pudło. - Uszyłam ją dla ciebie.
- Nie musiałaś - zaczęłam, ale zżerała mnie ciekawość jakie kolejne paskudztwo podarowała mi rodzicielka. Niechętnie otworzyłam prezent i zamarłam.
- Jest cudowna! - w środku leżała najwspanialsza kreacja, jaką kiedykolwiek widziałam. Suknia godna prawdziwej księżniczki. Satynowa góra z udawanym gorstetowatym wiązaniem po bokach, dół koronkowy w delikatny kwiatowy wzór. Wszystko w ślicznym kolorze delikatnego pastelowego beżu. - Magiczna!
- Cieszę się, że ci się podoba - Penny wyglądała na szczęśliwą. - Pomyślałam, że Kristina mogłaby cię uczesać i umalować, zna się na tym.
Kristina to moja ciotka, a mama Emmy i Kostki.
- Super - ucieszyłam się. I tak codziennie bywałam w jej domu. Ciocia jest makijażystką, pracuje przy sesjach zdjęciowych dla magazynów. Fakt, że znalazła dla mnie czas jest zapewne zasługą Em. Swoją drogą ciekawe co ona zamierza włożyć. W naszej szkole panuje zwyczaj, że uczniowie młodszych klas mają wspólny bal ze starszakami. Podobno to dlatego, że mamy ich pilnować, chociaż według mnie chodzi o oszczędności. Jeden bal jest tańszy niż dwa czy trzy osobne tego samego dnia.
Pożegnałyśmy się w zgodzie, a ja uświadomiłam sobie, że to była nasza pierwsza prawdziwa rozmowa. Co więcej, nie czułam wyrzutów sumienia względem taty z powodu tego, że dogaduję się z Penny. Świat staje na głowie, ot co. Zapewne to z mojej strony naiwność, ale pomyślałam, że może już wystarczy tego bojkotowania Penny. Może naprawdę jej na mnie zależy jak utrzymuje Sally, a ja się mylę, bo nie znam całej prawdy? Zbyt dużo pytań, zbyt mało odpowiedzi. Postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy. Postanowiłam skorzystać z rady Trish i pozwolić sobie na odrobinę spontaniczności. Co ma być to będzie i tyle.
- Cześć! - w tej samej chwili, jakby będąc odbiciem moich myśli, do Sonic Boom'a wszedł Austin.
- Hej - uśmiechnęłam się nieśmiało i daję głowę, że się zaczerwieniłam. Jakgdyby nigdy nic, chłopak podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.
- Rozumiem, że już wyzdrowiałeś - rzuciłam od niechcenia. Czułam na sobie świdrujący wzrok Eve i modliłam się żeby Austin nie wyskoczył z czymś głupim, od czego wpadnę w panikę.
- Trzy dni męczarni - chłopak zrobił zbolałą minę.
- Chyba dla Cass - wybuchnęłam śmiechem. Blondyn spojrzał na mnie z udawanym wyrzutem.
- Trochę więcej współczucia, Dawson.
- Zapomnij - krztusząc się ze śmiechu podeszłam do kontuaru, gdzie stał klient i wołał mnie. Przeprosiłam za zwłokę i starając się opanować, pokazałam mu nasze pianina. Szukał czegoś dla córki. Wow, kimkolwiek jest ta dziewczyna, musi mieć ogromne szczęście. Facet zastanawiał się nad dwoma bardzo podobnymi modelami. Zostawiłam go by pomyślał w spokoju i wróciłam do Austina, który przekładał kostki do gitar.
- Układałam je dziś - jęknęłam. Chłopak spojrzał na mnie z politowaniem.
- Ally, trochę szaleństwa, nikomu nie rzucą się w oczy rzeczy, które po prostu sobie stoją pod ladą ułożone kolorystycznie.
- Dajemy je za darmo - lubię mieć porządek w asortymencie. Uważam, że układ kolorystyczny to świetny pomysł. Blondyn był innego zdania, bo totalnie mnie olewając, wrzucał je bez ładu i składu do słoiczków.
- Przestań - próbowałam wyrwać mu pudełko z rąk, ale był silniejszy i trzymając mnie w pasie, kręcił się w kółko.
- Okej, okej, układaj jak chcesz - śmiejąc się, próbowałam się wyrwać.
- Przepraszam - czyjeś dyskretne chrząknięcie przystopowało nas. - Jeśli mógłbym porwać na moment twoją dziewczynę...
Klient od pianina był wyraźnie zawstydzony, że musi się wtrącić. Zaczerwieniłam się.
- To nie - zaczęłam, ale blondyn przerwał mi.
- Jasne, czekałem na nią tak długo, że kilka minut więcej nie ma znaczenia.
Przyrzekając sobie, że go zabiję, uśmiechnęłam się przepraszająco do stojącego mężczyzny i pochwaliłam jego wybór. Zapewniłam, że córka będzie zachwycona i korzystając z nieobecności taty, dorzuciłam mały rabat. Skoro ja jestem szczęśliwa, chcę żeby cały świat także taki był.
- Dlaczego powiedziałeś, że jestem twoją dziewczyną? - ochrzaniłam Austina, kiedy za uprzejmym klientem zamknęły się drzwi. Blondyn spojrzał na mnie niewinnie i z miną mówiącą "ale, że o co chodzi?", uśmiechnął się.
- Mów sobie, co chcesz, ale wiesz równie dobrze jak ja, że to, abyśmy zostali oficjalnie parą, jest tylko kwestią czasu - zatkało mnie. Okej, mam to samo zdanie na ten temat, ale co innego o tym wiedzieć, a co innego usłyszeć to tak prosto w twarz.
- Och, czyżby? - próbowałam ironizować. Chłopak podszedł bliżej i spojrzał mi głęboko w oczy. Zakręciło mi się w głowie.
- Tak - blondyn oparł się rękoma o kontuar w taki sposób, że znalazłam się między nimi. - Skoro oboje o tym wiemy, po co kombinować?
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Allyson Dawson czy zrobisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na jutrzejszy bal jako moja dziewczyna?
Widziałam, że choć Austin próbował być wyluzowany, strasznie obawiał się mojej odpowiedzi. Głównym powodem moich rozterek dotyczących tego związku była myśl, że kiedy przejdziemy na inny poziom naszej relacji, zatracimy swobodę i nie będziemy w stanie już śmiać się z siebie i przekomarzać. Chcąc sprawdzić reakcję blondyna, zrobiłam niecną minę.
- Założę różową suknię - odparłam. Austin zbladł na wspomnienie mojej halloweenowej kreacji.
- Cóż, możemy jeszcze poczekać - powiedział z błyskiem w oku. Wybuchnęłam śmiechem. Nic się nie zmieniło.
- Kurczę - zrobiłam smutną minę - a tak chciałam iść na bal ze szkolną gwiazdą.
Odkąd Austin dostał rolę Troya w musicalu, większość dziewczyn oszalała na jego punkcie.
- Muszę dbać o opinię - zaśmiał się chłopak.
- Nigdy więcej nie poczęstuję cię naleśnikami - zagroziłam starając się opanować śmiech.
- Przyjadę po ciebie o siódmej - wybuchnęliśmy śmiechem. Okej, może to, że coś do siebie czujemy nie musi oznaczać końca naszej przyjaźni. Może właśnie dzięki temu wszystko się uda.
- Austin - zaczęłam.
- Nic nie mów - przerwał mi blondyn i zanim zdążyłam zareagować, pocałował mnie. Usłyszałam głośny trzask i domyśliłam się, że Eve nas widziała. Każdy mógł nas zobaczyć, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że pozbywszy się wątpliwości, byłam szczęśliwa.
_________________________________________
Juz dawno sie tak nie meczylam piszac...
Dzieeeeeeeeeeeekuje za zyczenia, mialyscie racje - wcale nie bylo tak strasznie
Kocham Was!
M.
Subskrybuj:
Posty (Atom)