poniedziałek, 18 marca 2013

"Kto nie ryzykuje, ten nie żyje prawdziwie."



24 września





Te dwa dni z Sally minęły, jak okamgnienie. Kursowałam między szkołą, a domem, nie mogąc doczekać się kolejnej rozmowy z moją ukochaną babcią. Dyskutowałyśmy o wszystkim i wciąż było nam mało. Świetnie bawiłyśmy się w swoim towarzystwie i pomimo dość znacznej różnicy wieku, rozumiałyśmy się bez słów. Nawet tato przebywał w domu dłużej niż pięć minut, co załamywało mnie, bo wciąż przypominał, że mam szlaban i nawet Sally nie była w stanie go przekonać żeby odłożył karę do jej wyjazdu. Zgrywał idealnego tatusia, który musi być stanowczy i dawać dobry przykład. Znosiłam to godnie, od czasu do czasu kwitując tę sytuację głośnym westchnięciem. Uziemienie nie było takie złe. Trish i Dez niemalże zamieszkali u nas. Tak samo Kostka i Emma. Kika tylko zadzwoniła i zasłaniając się chorobą, wykręciła się od wizyty. Wiedziałam, że Sally jest przykro, więc tym mocniej starałam się ją zająć. Po raz pierwszy czułam się w domu szczęśliwa! Niecierpliwiłam się, kiedy przedłużały się próby musicalu, czując wewnętrznie, że ta idylla wkrótce się skończy. Choć wszystko było wspaniałe i magiczne, gdzieś w głębi duszy miałam złe przeczucia i gdy tylko zostawałam sama, traciłam dobry humor. Analizowałam, myślałam i rozkładałam na części pierwsze ostatnie wydarzenia, szukając w nich zapowiedzi jakiegokolwiek nieszczęścia. Prócz przeprowadzki Eveningów do Miami, nie znalazłam niczego, co mnie wzburzało.
 Eve, choć załamana i roztrzęsiona jest niebezpieczna. Jestem pewna, że wie o uczuciu Austina, co więcej, każdym nerwem czuję, że zna również moje uczucia. Sposób w jaki mnie traktuje, to, jak na mnie patrzy, wszystko ukazuje, że to coś więcej niż zwyczajna zazdrość o przyjaciółkę chłopaka. Rozmowa z nią dała mi do myślenia. Czułam się podle, kiedy spoglądałam na to jej oczyma, ale uczucie ekstazy, które mną władało, kiedy Austin choć na mnie spoglądał, kompensowało całą tę dziwną otoczkę i niezrozumienie.
- Ally, kochanie, myślę, że powinnaś się głębiej zastanowić nad tym swoim ukochanym – powiedziała Sally, kiedy siedziałyśmy przy śniadaniu. Bijąc się z myślami, opowiedziałam jej całą historię relacji z Austinem. Tato wyszedł do Sonic Booma, mogłyśmy rozmawiać swobodnie.
- Dlaczego? – wymruczałam znad kubka gorącej herbaty.
- Mówiłaś, że patrząc na sytuację oczami Eve czułaś się źle – nie rozumiałam do czego dąży babcia. Wpatrywałam się w nią, czekając aż przejdzie do sedna.
- Rzecz w tym, Ally, że nie potrafisz postawić się w sytuacji tej dziewczyny. Wydaje ci się, że jesteś bezstronna, ale nie umiesz ocenić tego obiektywnie.
- Dlaczego to mówisz? – zżerała mnie ciekawość, choć jednocześnie bałam się tego, co mogę usłyszeć.
- Nie sądzę żeby chłopak, który jest z kimś, kogo nie kocha i zdradza tę osobę z kimś innym, był odpowiednim kandydatem dla ciebie.
Zamarłam. Łyżeczka wypadła mi z dłoni i z łoskotem upadła na podłogę. Sally miała rację. Podświadomie sama o tym doskonale wiedziałam, ale bałam się połączyć urywki myśli w jedną całość. Babcia zrobiła to za mnie i bardzo mi się to nie podobało.
- Nie znasz go – jęknęłam płaczliwie. Po raz kolejny analizowałam wszystko, jednak teraz starałam się zachować obiektywizm. Zbladłam i czułam wzbierające łzy.
- Kochanie, nie twierdzę, że masz skreślić Austina, chcę tylko żebyś się dobrze zastanowiła i przemyślała to dokładnie.
Pokiwałam smutno głową.
- Obiecuję – szepnęłam. – Ale gdybyś go poznała, twierdziłabyś inaczej.
- Allyson – babcia zwraca się do mnie pełnym imieniem tylko wówczas, kiedy mówi coś bardzo, bardzo ważnego. – Skoro ten chłopiec cię kocha, a ty kochasz go to nie daj robić z siebie „tej drugiej”. Walcz i bądź z nim.
- To nie jest takie proste – westchnęłam.
- Prostsze niż myślisz.
- Boję się, że coś nie wyjdzie i stracę przyjaciela – wyznałam szczerze.
- Kto nie ryzykuje, ten nie żyje prawdziwie.
Przerwało nam pukanie do drzwi. Niechętnie wstałam i ruszyłam w stronę korytarza. Rozmowa zmierzała ku interesującym torom, nie życzyłam sobie żadnych gości w tym momencie. Bałam się, że to Trish. Wciąż nie powiedziałam jej, że zakochałam się w Austinie. Zdawałam sobie sprawę, że znienawidzi mnie, kiedy dowie się o tym od kogoś innego, ale nie potrafiłam się zdobyć na to wyznanie. Jeszcze nie teraz.
- Niespodzianka! – roześmiała się Dominika. Stała na progu z pudełkami lodów i kubkami z kakao. Nie wiedziałam, że wróciła z Meksyku. Ostatnio wiele rzeczy mi umykało.
- Dominika! – krzyknęłam uradowana i wciągnęłam ją do środka. Wiedziała o wszystkim i wspierała mnie, przy niej mogłyśmy rozmawiać swobodnie i bez ograniczeń. – Nie mówiłaś, że przyjeżdżasz!
Wzruszyła ramionami.
- Brakowało mi Miami.
Wiedziałam, że coś jest nie w porządku. Dominika nienawidzi słońca, a zgiełk i ogrom Miami ją męczy. Przeprowadziła się tu lata temu, kiedy leczyła głęboką depresję i pracowała przy ekranizacji swojej książki. Została wyłącznie dlatego, że jej kot czuł się tu wspaniale i całe dnie mógł bezpiecznie wylegiwać się na słońcu. Kocha go najmocniej na świecie i dla jego szczęścia, sama wolała się męczyć.
- Co się stało? – szepnęłam i blokując wejście do kuchni, spojrzałam na twarz towarzyszki. Pod maską uśmiechu ukrywała ból. Przeraziłam się. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie.
- Spotkałam Jaspera w Veracruz – powiedziała lekko i wzruszając ramionami wyminęła mnie.
Jasper był jej wielką miłością. Poznali się w Londynie, kiedy Dominika miała osiemnaście lat i pojechała tam do pracy. Po trzech latach idealnego związku, moja przyjaciółka dowiedziała się, że ją zdradzał i załamała się. Wyjechała z Anglii, ale to nic nie dało. Bardzo ciężko to przeżyła i dopiero w Stanach odnalazła utracony spokój. Zawsze jest radosna, przebojowa, szalona, ale wiem, że wciąż nie poradziła sobie ze złamanym sercem. Czasami dziwiłam się jej i nie rozumiałam tego. Jest śliczną i uroczą dziewczyną, a wciąż tkwi w tym emocjonalnym bagnie i nie potrafi nawiązać głębokiej relacji. Nigdy nie przypuszczałabym, że jakikolwiek związek może tak bardzo kogoś zniszczyć.
- Sally! – uśmiechnęła się zaskoczona Dominika. – Nie wiedziałam, że przyjechałaś!
- Ten mój roztrzepany skarb bardzo wybiórczo się pochwalił – zaśmiała się babcia i zaczęła wypytywać moją sąsiadkę o jej najnowszą powieść. Uwielbiam ich słuchać. Obie są takie ironiczne i zabawne. Człowiekowi od razu robi się lżej na duszy i ma wrażenie, że jest w stanie przenosić góry. Zawsze odzyskuję przy nich wiarę w siebie i podnoszę sobie samoocenę.
- Dziś wieczorem, bardzo kameralne przyjęcie – zachwycała się moja starsza przyjaciółka.
- Skoro tak to chyba się skuszę – odparła babcia.
Nie miałam pojęcia o czym mówiły. Wyraziłam zdumienie i posmutniałam. Dominika zaprosiła Sally na jakąś gwiazdorską galę, a ja uziemiona przez kochanego rodzica, musiałam zadowolić się wieczorem z książką lub telewizorem. Przez całe życie chciałam mieć normalną rodzinę, ale teraz, kiedy wizyta babci obudziła w ojcu instynkt rodzicielski, żałowałam, że nie jest tak, jak zwykle. Wówczas mogłabym wyjść bez problemów i jestem pewna, tatuś by się o tym nawet nie dowiedział. Zostawiłam moje towarzyszki same, aby w spokoju mogły omówić sprawy biznesowe. Sally przygotowuje jakiś recital i Dominika ze swoimi znajomościami spadła jej jak z nieba. Wzięłam kakao i wyszłam do ogrodu pomyśleć. Huśtawka zawsze pomaga mi, kiedy jestem skonfundowana. Tak samo było i tym razem. Już po kilku minutach odczułam spokój i mogłam rozkoszować się przyjemnym popołudniem. Słońce przygrzewało i powoli zasypiałam, kiedy jakiś huk, tuż obok mnie sprawił, że zerwałam się z miejsca przerażona.
W miejscu, gdzie jeszcze niedawno stało ogrodzenie od strony sąsiedniej posesji, stał ford mustang z wgniecioną maską.
- O mój boże, przepraszam! Tato mnie zabije! – z fotela kierowcy wyłoniła się blondynka w czerwonym dresie i z przestraszona spoglądała to na samochód, to na ogrodzenie.
- Nie martw się, da się wyklepać – pocieszyłam ją. Wyglądała bardzo sympatycznie i od pierwszej chwili polubiłam ją.
- Zniszczyłam wam ogrodzenie – jęknęła nieznajoma ze łzami w oczach.
Pomimo całej groteski tej sytuacji, bawiłam się fenomenalnie.
- Ojciec nawet nie zauważy, bywa w domu od święta – wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się. – Jestem Ally.
- Jose – blondynka podała mi rękę.
- Jesteś siostrą Eve? – skojarzyłam nagle. Nelson mówił, że Eveningowie mieli zająć ten dom. A szkoda, wyglądała tak uroczo.
- Tak – mruknęła, co mnie zdziwiło. – Strasznie cię za nią przepraszam. To furiatka.
- Wiesz? – wyłupiłam oczy ze zdziwienia. Tego się nie spodziewałam. Usiadłam z wrażenia.
- Ona nie jest taka zła, jak pewnie myślisz, ale kiedy chodzi o Moonów wpada w histerię.
Blondynka usiadła obok mnie i opowiedziała mi o Henriettcie bez żadnych ubarwień i usprawiedliwień. W Austinie kochała się od dzieciństwa i kiedy w końcu go zdobyła, zaczął ją nudzić. Chciała przerwy żeby wszystko przemyśleć i blondyn, choć cierpiał, zgodził się. Kiedy wyjechał z Cassidy i Nelsonem do Miami, Eve wpadła w rozpacz. Zdała sobie sprawę, że nie przestała kochać Austina i zniszczyła ich relację. Teraz, kiedy miała nadzieję na happy end, okazało się, że nie ma dla niej miejsca w sercu chłopaka. Wściekała się i obwiniała cały świat, bo nie chciała się przyznać, że winę za zaistniałą sytuację ponosi wyłącznie ona sama.
- Dlaczego mówisz mi to wszystko? – zapytałam po chwili.
- Sama nie wiem. Chyba dlatego, że wydajesz się świetną dziewczyną i masz prawo zrozumieć tę pokręconą sytuację – wzruszyła ramionami Jose.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się.
- Jose! Gdzie jesteś? – usłyszałyśmy chłopięcy głos, a po chwili zza samochodu wyłonił się chłopiec na oko w wieku Jacksona. Zdziwiłam się na widok szatyna średniego wzrostu. Spodziewałam się kolejnego blondyna.
- To Josh, mój młodszy brat i najlepszy przyjaciel – uśmiechnęła się Josephine. – A to Ally, nasza sąsiadka.
- Cześć – przywitał się chłopak i podszedł bliżej. Kiedy się uśmiechał, na jego twarzy pojawiały się urocze dołeczki. Wiedziałam, że się polubimy i sąsiedztwo Eveningów nie musi odznaczać wyłącznie scysji z Eve.
- Ojciec cię zabije – skwitował Josh wskazując głową na samochód.
- Wiem – jęknęła blondynka.
- Nie martw się, zawsze możesz ukryć się u mnie. Tutaj rzadko kiedy ktoś bywa – pocieszyłam moją nową znajomą.
Siedzieliśmy we trójkę i wesoło dyskutowaliśmy, kiedy pojawiła się trzecia osoba. Spojrzała na nas znacząco i poszła sobie. Instynktownie poczułam, że się nie polubimy.
- Mała Eve – mruknął Josh zdegustowany.
- Słucham? – zdziwiłam się.
- To Mabel, nasze najmłodsza siostra. Uważaj na nią. Eve przy niej to anioł – ze smutkiem powiedziała Jose. Rozumiałam ją. Też nie sprawiało mi radości, kiedy słuchałam i musiałam mówić, jaka jest Kika. Siostra to siostra, mimo wszystko. Choćby nie wiem, jak okropna była to jednak „swój” człowiek.
- Powinniśmy już iść – bez entuzjazmu podniosła się blondynka. Pożegnaliśmy się i wróciłam do domu, nie chcąc narażać się ojcu. Mógł wrócić w każdej chwili, a ja nie chciałam się tłumaczyć, że byłam tylko w ogrodzie. I tak by mi nie uwierzył.
Dominika i Sally dalej dyskutowały w kuchni. Opowiedziałam im o jakże oryginalnym spotkaniu z nowymi sąsiadami. Zaśmiewały się do łez, kiedy usłyszały o rozbiciu samochodu i płotu.
- Zawsze twierdziłam, że jest paskudny – chichotała babcia. Pokręciłam głową z czułością. Jak nastolatka, za to ją uwielbiam.
Kilka minut po siedemnastej Dominika pożegnała się i poszła do siebie, żeby przygotować się do wieczornego przyjęcia. Pomagałam Sally wybrać kreację i oglądając telewizję, przysłuchiwałam się jej opowieściom z Nowego Jorku. Od dziecka kochałam te historyjki. Babcia jest świetnym mówcą, jestem pewna, że gdyby poszła w tym kierunku, zrobiłabym oszałamiającą karierę. Szkoda, że nie odziedziczyłam po niej tej swobody w wyrażaniu siebie, pewności siebie i scenicznej odwagi.
- Sally – zapytałam podnosząc wzrok. – Sądzisz, że kiedyś nauczę się występować?
- Nie musisz się tego uczyć, jesteś w tym cudowna – odparła babcia malując się.
- Mam tremę – mruknęłam. Moje problemy z publicznymi wystąpieniami są ogólnie znane w rodzinie bliższej i dalszej.
- Ależ Ally właśnie to pokazuje jak wielka jesteś! – zaoponowała Sally. – Kiedy wychodzisz na scenę ludzie milkną. Trish opowiadała mi o twoim występie na przesłuchaniu. To się nazywa być wielkim. Pokonujesz swoje słabości i się im nie poddajesz. Nie rozumiem dlaczego chciałabyś się zmienić.
- Chciałabym być kimś inspirującym – szepnęłam.
- Ally, kto w przeciągu dwóch tygodni z szarej myszki stał się szkolną gwiazdą? Ty. Moim znaniem to inspirujące.
- Tak sądzisz? – ucieszyłam się.
- Tak kochanie.
Przytuliłam Sally i życząc jej miłego wieczoru, odprowadziłam ją do drzwi. Dominika właśnie wychodziła od siebie. Po chwili pojechała taksówka, a ja zostałam sama. Czułam się dziwnie. Odzwyczaiłam się od samotnych wieczorów i krążąc po domu, próbowałam bezskutecznie znaleźć sobie jakieś zajęcie. Na próżno. Głowę miałam pełną Austina.
Wściekła włączyłam laptopa i mój wzrok padł na kolaż fotografii z mojej tapety. Ja i Megan na plaży. Coś mi to przypomniało. Szłyśmy ulicą, całkiem niedawno. Mam!
- Ally, przyjedź w sobotę na przyjęcie – prosiła po raz kolejny Meg, kiedy spacerując, szłyśmy w stronę jej domu.
- Mam szlaban – idealna wymówka, tego nie przebije.
- Poproszę wujka Lestera żeby ci pozwolił, mi nie odmówi.
Dokładnie to krążyło mi po głowie w ostatnim czasie. Rodzinne przyjęcie u Simmsów. Nie chciałam być sama, nie dziś, ale wieczór w towarzystwie Penny był czymś, na co nie mogłam się zdecydować.
Sięgnęłam po słuchawkę i wybrałam numer ojca.
- Cześć tato, o której będziesz? – zapytałam, kiedy odebrał po siódmym sygnale.
- Kotku, nie wrócę dziś. Muszę kończyć.
No tak. To w stylu mojego ojca. Znikać gdzieś, nie mówiąc gdzie. Plułam sobie w brodę, że nie skontaktowałam się z nim wcześniej. Teraz mogłabym się świetnie bawić w towarzystwie Dominiki i Sally.
- Dzięki tatusiu – mruknęłam i ze wściekłością wyszarpałam z szafy sukienkę. Szybko przebrałam się i z premedytacją biorąc pieniądze ojca, wezwałam taksówkę. Nie pozwolę zamknąć się w domu i zrobić z siebie zgorzkniałej nad wiek poważnej dziewczynki!
W połowie drogi zwątpiłam i z chęcią zawróciłabym do domu, gdyby nie fakt, że bałam się zostać sam na sam z moimi myślami. Taksówkarz coś do mnie mówił, ale zajęta obracaniem w dłoniach torebki, nie byłam w stanie zrozumieć, o co mu chodzi.
- Jesteśmy na miejscu panienko.
Spojrzałam na kierowcę nieprzytomnym wzrokiem, zdziwiona, dlaczego stoimy w miejscu.
- Jesteśmy na miejscu – zmarszczył brwi, zapewne myśląc, że ma do czynienia z kimś niedorozwiniętym. Zapłaciłam i podziękowawszy za kurs, wysiadłam. Głęboko oddychając i lekko drżąc, podeszłam do drzwi i nieśmiało zadzwoniłam. Przez chwilę nic się nie działo i już chciałam odejść, kiedy drzwi otworzyły się i wyjrzał zza nich Jack.
- Cześć – szepnęłam nieśmiało.
- Ally! – ucieszył się szczerze i ta radość była niczym najlepsze lekarstwo dla mojego przeżywającego wstrząsy serca. – Przyszłaś!
- Nie przeszkadzam? – wciąż ta cholerna nieśmiałość.
- Nie bądź głupia – ofuknął mnie i biorąc mnie za rękę, poprowadził w kierunku salonu.
Nie wiem, kto był bardziej zdziwiony moimi pojawieniem się, Penny czy ojczym. Megan rzuciła mi się na szyję, a Kika blado uśmiechnęła się z kanapy. Wyglądała strasznie i zaczynałam wierzyć, że naprawdę jest chora.
- Nie przeszkadzam? – znów szepnęłam.
- Nie bądź niemądra kochanie – uśmiechnęła się Penny i wskazała mi miejsce na sofie obok jakieś blondynki. Widziałam ją pierwszy raz na oczy i zżerała mnie ciekawość, kim jest owa piękność.
- To Kim – przedstawił dziewczynę Jack, który usiadł tuż obok. – A to Ally, moja siostra.
Kim! Najlepsza przyjaciółka mojego brata. Nie spodziewałam się, że jest aż tak śliczna. Zdjęcia nie oddawały nawet połowy jej urody. Uśmiechała się onieśmielona, ale już po chwili rozmawiałyśmy, jak najlepsze przyjaciółki. Dołączyły do nas Emma, która chodziła do klasy z tą dwójką oraz Kostka. Kika wciąż siedziała samotna w kącie i wyglądała jakby chyba umierająca. Serce mi się krajało na ten widok. Przeprosiwszy towarzystwo, podeszłam do niej i bez słów uścisnęłam jej dłoń.
- Ally? – szepnęła nieswoim głosem. Gdy podniosła wzrok z przerażenia nie potrafiłam złapać tchu. Wychudzona, blada i wyraźnie cierpiąca. Na ramionach zauważyłam ślady po ukłuciach.
- Kika, co się dzieje?! – zapytałam wzburzonym szeptem. Nie widziałyśmy się tydzień, a ona zmieniła się diametralnie. Rozumiałam dlaczego nie chciała pokazywać się Sally w takim stanie.
- Przepraszam, że się tak zachowywałam – szepnęła całkowicie ignorując moje pytanie. Mówiła prawdę, żałowała szczerze. Poczułam, że łzy zaczynają mi kapać po twarzy. Bezradna rozejrzałam się wokoło nie rozumiejąc, jak ludzie tu obecni mogą tak po prostu akceptować zmiany w mojej siostrze.
- Kika, co się do cholery dzieje? – krzyknęłam z desperacją.
Siostra spojrzała na mnie i tylko się uśmiechnęła, tym samym uśmiechem, który tak dobrze znałam i kochałam. Podnosił mnie na duchu zawsze, kiedy było mi ciężko i źle. Tym razem nie podziałał. Poczułam skurcz serca i strach chwycił mnie w swe szpony, kiedy spoglądałam na matową twarz Kiki i jej mętne, cierpiące oczy. Moje łzy kapały już na podłogę, ale nie zwracałam na nie uwagi.
- Kika? – szepnęłam, ale ona tylko pokiwała głową.
I wtedy stało się coś, co przeraziło mnie bardziej niż widok chorej siostry. Przeraźliwie chuda Kika próbując wstać zatoczyła się i nieprzytomna upadła na ziemię.
Krzyknęłam, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Ojczym szybko ją podniósł, a Penny zadzwoniła po kartkę, jednak była w tym rutyna. I wtedy zrozumiałam. To nie był pierwszy raz. Kika była poważnie chora, a ja, pieprzona egoistka zajęta swoimi dziecinnymi problemami, nie miałam o tym pojęcia. 


______________________________________________________________________

Dominika nadal ma problemy z internetem, więc przez jakiś czas to ja będę dodawała posty, które ona napisze.
Komentarz od niej: 
"Cześć Pysie! ;* 
Ten rozdział jest tak słaby, że nawet niebiosa dają mi o tym znać. Najpierw utknęłam w Krakowie, później była awaria prądu, a teraz mam problemy z internetem.
Nie chcę Was dłużej męczyć, więc przez jakiś czas bloga poprowadzi J.
Kocham Was!

Wasza M."

Joanna