wtorek, 18 listopada 2014

"Lekcja kultury..."




18 grudnia

- Żartujesz, prawda?! - wykrztusiła Trish, a ja zaprzeczyłam ruchem głowy.
Siedziałyśmy w moim pokoju i pakowałyśmy rzeczy w kartony. Tato wymyślił sobie remont i kompletnie ignorując fakt, że za moment Boże Narodzenie, zagonił mnie i moich przyjaciół do pomocy. Dez i Austin, pod czujnym wzrokiem mojej babci, mogłam się tylko domyślać, jak bardzo czujnym, po tym przesłuchaniu, któremu we wtorek poddała mnie Sally, wynosili meble z salonu. CeCe i Rocky pomagały mojemu tacie w porządkowaniu dokumentów i sprzątaniu w gabinecie. Mike'owi i Ty'owi przypadła w udziale kuchnia i przewodnictwo Kathy. Trish, jak to Trish, za nic nie przegapiłaby okazji do ponabijania się ze mnie i pomagała mi w pokojach na piętrze. Cieszyłam się z tego, bo miałyśmy masę tematów do nadrobienia. Ten tydzień był jedną wielką masakrą, jeśli chodzi o jakiekolwiek towarzyskie spotkania. Egzaminy, próby do musicalu, którego premiera już za tydzień i przygotowania do Balu Gwiazdkowego. Dodajmy do tego jeszcze masę obowiązków domowych każdego z nas. Wyjątkowo się z tego cieszyłam. Po ostatnich wydarzeniach ciężko mi było wrócić do równowagi. Najtrudniej mi było spojrzeć w twarz Austinowi i to wcale nie przez to, co wydarzyło się w moim pokoju, a przez sytuację z Cassidy. Wyraziła się jasno, na temat mojej osoby i mojego związku z jej bratem, a on, całkowicie nieświadomy wojny między nami, tak bardzo się cieszył, że między nami jest już okay. Powinnam wyznać mu prawdę, ale to złamałoby mu serce, a ja nie chciałam go ranić. Dlatego milczałam i robiłam dobrą minę do złej gry, chociaż jakiś upierdliwy głosik wewnątrz mnie wciąż mi powtarzał, że już to przerabialiśmy i wyniknęły z tego tylko kłopoty. Przyznawałam mu rację, ale dalej uparcie milczałam. Usprawiedliwiałam się myślą, że to tylko na chwilę, że czekam na dobry moment. Jasne. Tchórzyłam. I w dodatku zaczęłam unikać Austina. Spotykałam się z nim tylko w towarzystwie osób trzecich, bojąc się, jak mogłoby skończyć się nasze spotkanie sam na sam. Nie. Źle się wyraziłam. Ja wiedziałam, czułam każdym włókienkiem mojego ciała, że prędzej czy później wylądujemy w łóżku i cholernie mnie to przerażało. Bałam się, jak to wpłynie na nasze relacje. Ze swoich obaw zwierzyłam się Trish i podczas wykonywania wspólnej pracy w charakterze Murzynów mojego ojca, opowiedziałam jej, co wydarzyło się we wtorek. Spoglądała na mnie z niedowierzaniem, a ja czułam, że palę się ze wstydu.
- Myślisz, że żartowałabym na taki temat? - nerwowo wyłamywałam palce.
- To niemożliwe! Nie masz gorączki? - brunetka przyłożyła mi dłoń do czoła. - Nie, wszystko gra.
- Trish, nie wygłupiaj się - prychnęłam.
- Wybacz, ale znam cię i po prostu trudno mi w to wszystko uwierzyć - wyrzuciła z siebie moja przyjaciółka. Myślę, że o wiele szybciej uwierzyłaby w to, że jestem kosmitką, a serial "Roswell: w kręgu tajemnic" jest oparty na mojej historii.
- Bo co? - burknęłam. Było mi głupio.
- Bo - zaczęła brunetka - tylko nie obraź się, proszę, jesteś Ally Dawson. Ally Zakonnica Dawson.
- Dzięki - prychnęłam.
- A kto rozbił talerz na głowie mojemu kuzynowi, kiedy chciał cię pocałować? - wytknęła mi przyjaciółka.
- Miałyśmy wtedy jedenaście lat! - matko święta, od tego czasu wiele się zmieniło.
- Och, a może to ja wariowałam dobry miesiąc po tym, jak Austin mnie pocałował? - Trish spojrzała na mnie z politowaniem.
- Okay - odparłam przeciągle. Ale od tego czasu również wiele się zmieniło. Przede wszystkim ja.
- Ally - brunetka nawet nie udawała, że pomaga mi składać ubrania. - Ty tego chcesz, co?
- Czego? - zatopiona w swoich myślach, zgubiłam wątek.
- Tego! - zaakcentowała dziewczyna.
- Jezu, Trish! - rzuciłam w nią sweterkiem i poczułam, że rumieniec wykwita mi na twarzy.
- Ha! - moja przyjaciółka aż podskoczyła z uciechy. - Wiedziałam!
- Lepiej mi pomóż - zignorowałam ją.
- Możesz sobie zmieniać temat, ale mnie nie oszukasz - zachichotała dziewczyna. - Dobrze wiem, że marzysz o umięśnionym ciele Austina Moona.
- Dobrze wiedzieć - blondyn stał w drzwiach i zwijał się ze śmiechu. Zaczerwieniłam się aż po naczynka krwionośne i zamordowałam Trish wzrokiem.
- Nienawidzę cię - syknęłam, co wywołało kolejną salwę śmiechu za strony Austina.
Brunetka, jak gdyby nigdy nic, wzięła zapełniony karton i rzucając znaczące "zaraz wracam", zniknęła za drzwiami.
- Nie powinieneś pomagać na dole?! - zmarszczyłam brwi.
- Mamy przerwę - oddychaj, Ally, oddychaj. Wymruczałam coś niewyraźnie i wciąż wpatrywałam się w podłogę, jak w coś fascynującego.
- No więc - błagam, nic nie mów, mój limit upokorzeń już dziś się wyczerpał.
- Sprawdzę, czy Trish nie potrzebuje pomocy! - pomknęłam w stronę drzwi, ale chłopak był szybszy i złapał mnie w pasie.
- Ally, głuptasie - szepnął i uniósł moją twarz. Nie miałam wyjścia, musiałam spojrzeć mu w oczy. - To co powiedziała Trish...
- To bzdura! - zaprzeczyłam szybko.
- Naprawdę? - na twarz blondyna wypełzło rozczarowanie.
- Nie - brawo, Ally, dobra robota. - To znaczy...
Zaplątałam się. Przecież nie powiem mu, że najchętniej pociągnęłabym go na łóżko i robiłabym z nim te wszystkie rzeczy, których w telewizji nie pokazują przed 22. Uznałby mnie na jakąś nimfomankę czy inną zbzikowaną psycholkę.
- Tak? - blondyn uniósł brew.
Nerwowo skubałam rąbek za jego koszulki.
- To znaczy...Wiesz...Ja... - nie wiedziałam co powiedzieć. - No wiesz! Ja i ty, i...
Austin spoglądał na mnie rozbawiony. Czułam się strasznie głupio. Obiecuję, że zabiję tę idiotkę, Trish!
- Bo wiesz... - spróbowałam jeszcze raz. - Bo ja...
Zerknęłam w oczy blondyna i podjęłam błyskawiczną decyzję. Szarpnęłam za jego koszulkę i przyciągnęłam go do siebie, zatapiając się w jego ustach. Zawarłam w tym pocałunku całą moją namiętność, całą pasję i całe pożądanie, które mnie spalało. A później wybiegłam z pokoju, zostawiając osłupiałego Austina w środku.
- Oddychaj, Ally - szeptałam, wpatrując się w swoje odbicie. Ochlapałam twarz zimną wodą, chcąc w ten sposób pozbyć się zdradliwej czerwieni z policzków. Pomogło dopiero za czwartym podejściem. Po kolejnych dwóch poczułam się na tyle pewnie, że opuściłam swoją kryjówkę. Trish miała rację - jestem pieprzoną zakonnicą.
- Ally, chodź, jesteś nam potrzebna na dole - na schodach pojawiła się twarz babci. Skinęłam głową i oddychając głęboko, ruszyłam za nią. W salonie stała jedna szafa. Święta szafa mojego taty. Była w niej zamknięta kolekcja jego płyt, której nikomu nie pozwalał dotykać. Wszystko było poukładane według skomplikowanego systemu taty - jego ulubione albumy w kolejności chronologicznej.
- Pszczółko, zajmij się moimi płytami - tato pocałował mnie w czubek głowy.
- Dobrze - nieznacznie się zająknęłam. W pomieszczeniu znajdowali się Dez i Austin oraz Sally, co zmniejszało prawdopodobieństwo, że rzucę się na blondyna, chociaż faktem jest, że w czarnych rurkach i granatowo-szarej bokserce podkreślającej jego mięśnie, wyglądał cholernie seksownie.
- Bierzmy się do pracy - zakomenderowałam, chcąc ukryć zmieszanie. - Austin przynieś karton z mojego pokoju.
Kiedy chłopak zniknął, otworzyłam szafę i rozejrzałam się. Nie sądziłam, że w moim domu znajdują się takie precjoza! Pierwsze demo Nirvany, wydane jeszcze w Sub Popie! O, Jezusie! Teraz rozumiem, dlaczego ta szafa zawsze jest zamknięta i dlaczego to pierwsza rzecz, którą tato ratowałby z płonącego domu. Przesunęłam wzrok dalej - Elvis, The Beatles, Stonsi, nie wierzę, tato posiada nawet Burzum, przecież on nienawidzi głośnej muzyki, a norweski black metal jest jednym z najbardziej hałaśliwych.
- Niemożliwe - pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Niezła kolekcja - Austin z kartonem w dłoni stanął obok mnie.
- Patrz na to - wskazałam na płytę leżącą w samym rogu.
- Ally, jakim cudem pan Lester to posiada?! - Dez zajrzał nam przez ramię.
- Przecież to jest nie do zdobycia! - wykrzyknął Austin.
- Ha! - mruknęłam z wyższością, chociaż sama nie miałam pojęcia, skąd w kolekcji taty wzięło się demo "Illiteracy Will Prevail". Blondyn ma rację - to biały kruk, za który trzeba zapłacić majątek, jeśli już gdzieś znajdzie się jakiś egzemplarz.
- Cóż - zachichotał Austin. - Dla takiej kolekcji mogę się nawet z tobą pomęczyć, Ally.
Dez wybuchnął śmiechem, a ja wywróciłam oczami.
- Mój drogi, z taką kolekcją mogłabym mieć każdego faceta - prychnęłam. - Kogoś inteligentnego, oczytanego, z klasą...
- Pszczółko, skończ szybciej moją charakterystykę, bo Dez wpadnie w kompleksy - blondyn był dziś w znakomitym nastroju.
- Jesteś taki pewny, że te peany na twoją cześć? - oparłam się o drzwiczki szafy i wspierana komentarzami Deza, dobrze się bawiłam kosztem mojego chłopaka. - Nie przypominam sobie, żeby na mojej liście perfekcyjnego faceta, znajdował się podpunkt "neandertalczyk, zawalający hiszpański".
- Pani wybaczy, pani Dawson - blondyn skinął głową mojej babci - ale pani wnuczka właśnie zamówiła pakiet tortur.
Chłopak przerzucił mnie przez swoje ramię i gilgotając, zaczął wchodzić na schody.
- Dez, pomoc! - nie mogłam mówić, tak bardzo się śmiałam.
- Słońce, życie mnie nauczyło, że lepiej nie wtrącać się w kłótnie zakochanych - odparł mój przyjaciel.
- Sally! - krzyczałam, kopiąc i wierzgając.
- Allyson, przyda ci się lekcja kultury - kobieta nawet nie podniosła wzroku znad czytanej książki.
Halo? Co to za komitywa? Przecież Sally nie znosi Austina. Szkoda, babciu, że nikt cię nie uświadomił, że zawsze stoi się po stronie wnuczki. A już na pewno wnuczki, którą jej seksowny chłopak torturuje łaskotkami.
Minęliśmy tatę, który tylko się uśmiechnął i pokręcił głową, kiedy posłałam mu błagalne spojrzenie.
- Alleluja, Alleluja! - zaśpiewała Trish i spojrzała na mnie znacząco, po czym skierowała się na dół.
Zabiję.
Nie.
Najpierw wykłuję jej oczy ołówkiem. Tępym. I zapoznam ją z Laczkiem Zła*. Później ją zamorduję.
Niestety, moje rozmyślania nad wymyślnymi torturami dla Trish zostały gwałtownie przerwane. Austin rzucił mnie na łóżko i przytrzymując moje dłonie, szepnął z diabelskim błyskiem w oku:
- Nadal twierdzisz, że jestem neandertalczykiem zawalającym hiszpański?
- Tak - powiedziałam hardo i próbowałam się wyrwać, ale chłopak był silniejszy.
- A teraz? - szepnął i zaczął ustami błądzić po moim uchu.
- Tak - powtórzyłam mniej pewnie i poczułam, że jego wargi zjeżdżają w dół.
- Nadal tak twierdzisz? - zamruczał i puściwszy moje nadgarstki, zaczął zsuwać ramiączko mojej bluzki.
Dzwońcie po straż pożarną! I po ambulans! Umieram!
- Mhm - wymruczałam. Nie mogłam się skupić i sens pytań Austina gdzieś mi umknął. Przymknęłam oczy i zagryzłam wargę.
- Co tam mówisz? - kolejne centymetry w dół. - Wciąż jestem dla ciebie neandertalczykiem zawalającym hiszpański?
- Nie - jęknęłam.
Ratunku! W tym domu roi się od ludzi! Zaraz ktoś tu wejdzie! Austin, przestań! O, Jezusie! Nie, nie przestawaj!
- A teraz, Ally - wyszeptał blondyn - będziesz grzeczną dziewczynką i przestaniesz rozpinać moje spodnie.
- Co? - zdziwiłam się i poczułam, że się czerwienię, kiedy uświadomiłam sobie, co wyczyniają moje dłonie. Odsunęłam od siebie chłopaka i szybkim ruchem poprawiłam stanik i bluzkę.
- Jesteś niemożliwy! - zawołałam.
- Ja? - blondyn uśmiechnął się niewinnie. - Przecież ostrzegałem, że czekają cię tortury.
- Ach tak? - żachnęłam się. - Zachciało ci się żartów i prowokacji?
Chciałeś wojny, Moon, będziesz ją miał.
- No to patrz i ucz się - syknęłam i zwinnym ruchem zdjęłam z osłupiałego chłopaka koszulkę.
- No i? - uniósł brew. Biedny, nie rozumiał, co chcę zrobić.
- Powiedz "pa-pa" koszulce! - zaśmiałam się i rzuciłam się w stronę drzwi.
- Żartujesz?! - krzyknął chłopak. - Ally, wracaj!
- Chcesz koszulkę? - zachichotałam. - To mnie złap!
Wybiegłam z pokoju. Austin nie miał innego wyjścia, czerwieniąc się i krzycząc, że mam przestać się wygłupiać, biegł za mną. Zbiegłam ze schodów, cudem nie przewracając się i machając materiałem, jak flagą, zwijałam się ze śmiechu. Przyjaciele rzucali nam rozbawione spojrzenia i dwuznaczne komentarze, a Sally znacząco uniosła brwi. Tak, babciu, wiem, kolejna poważna rozmowa i wykład "Ally, jesteś już wystarczająco duża, żeby cię uświadomić, że dzieci nie biorą się z kapusty ani nie przynosi ich bocian, czy inny królik", nie ominie mnie.
- Ally! - krzyczał Austin.
- Stary, nieźle cię urządziła - Dez zwijał się ze śmiechu.
- Milcz! - blondyn rzucił mu groźne spojrzenie. Zrobiło mi się go żal. Tak nieporadnie wyglądał, kiedy gonił mnie po całym domu w samych spodniach i to w dodatku pod ostrzałem spojrzeń.
- Łap! - rzuciłam mu koszulkę, którą zaraz na siebie wsunął, odbierając mi możliwość podziwiania jego mięśni. - Co się mówi?
- Zemszczę się - wysyczał urażony.
- Nie, nie, nie, kochanie - krztusząc się ze śmiechu, pokręciłam głową. - "Ally, wygrałaś" zabrzmiałoby lepiej.
Austin posłał mi spojrzenie, które obiecywało mi najgorsze tortury i to nie takie, które dziś mi zaserwował.
- Ja ciebie też - posłałam mu całusa.
- Powygłupialiście się, to teraz wracamy do pracy - Sally ulitowała się nad chłopakiem, który wyglądał, jak gdyby rozważał ucałowanie stóp mojej babci. Złapałam Trish za dłoń i pociągnęłam ją na schody.
- Sama jesteś zakonnica - ucięłam jej wymówki. Śmiejąc się, skierowałyśmy się do mojego pokoju.
Tato, czy już ci mówiłam, że ten remont to był doskonały pomysł?

* Laczek Zła (R) nazwa zastrzeżona przez Raffy, Sparrowa i Pannę Mikę, zabrania się kopiowania i wykorzystywania bez naszej zgody, bo inaczej wpierdol i inne ciężkie uszkodzenia fizyczno-psychiczne w pakiecie.

__________________________

Hi-ya!
Zimno, katar leci, ebola jakaś chyba, mózg podsuwa wizje, które chcę wyrzucić z umysły, ale jest fajnie. :D
Widzimy się w weekend!


wasza m. vel motherofchichotam