środa, 26 marca 2014

"Wymalowana, młodsza wersja Dolly Parton..."


10 listopada

- A później powiedział, że się zaręczyli - opowiadałam Kice, która płakała ze śmiechu.
- Oszukujesz! - moja siostra ledwo mogła mówić, tak bardzo się śmiała. Oczy jej błyszczały, a twarz była zaczerwieniona od hamowania łez. Już dawno nie wyglądała tak dobrze. Zaczęłam wierzyć, że naprawdę wyjdzie ze szpitala przed końcem miesiąca.
- Serio - ja również chichotałam. Ostatnie dni były tak bardzo zapchane, że nie miałam czasu wpaść w odwiedziny do siostry. W szkole zasypywali nas sprawdzianami, taryfa ulgowa, którą otrzymaliśmy przed Halloween, skończyła się. Całymi dniami siedziałam nad książkami i wierzyłam, że uda mi się zakończyć semestr z dobrą średnią. Spotykaliśmy się w grupie i kolejno przepytywaliśmy z chemii, biologii i hiszpańskiego, z którego okazałam się najlepsza. Rocky, która w matematyce nie miała sobie równych, pomagała nam wszystkim. Taki układ sprawdzał się, bo nikt z nas nie zawalił jeszcze ani jednej klasówki. Oczywiście wiedzieliśmy, że najważniejsze i tak będą testy semestralne, które znacząco mogą nam pomóc w otrzymaniu wymarzonej średniej lub ją obniżyć. Czekały nas już za miesiąc, więc woleliśmy nie ryzykować i zawczasu się przygotować.
- Będziemy miały nową mamę? - zakpiła Kika.
- Już jedną mamy - prychnęłam.
Mama dotrzymała obietnicy, Sally podobno zrobiła ojcu karczemną awanturę i zapowiedziała swój przyjazd żeby przyjrzeć się narzeczonej taty. On z kolei uważał, że to ja nastawiłam całą rodzinę przeciwko Kathy i wykorzystywał moje najmniejsze nawet potknięcie żeby wygłaszać swoje dziwne i wieloznaczne uwagi. Wolałam nie wchodzić mu w drogę, więc większość czasu spędzałam zamknięta w swoim pokoju lub u Trish. Nawet w Sonic Boomie nie miałam po co się pojawiać, Kathy niepodzielnie tam rządziła ku radości Eve, aprobacie mojego taty, a mojej zgryzocie. Bądź, co bądź, był to jakiś plus - miałam więcej czasu dla siebie. Kiedyś wykończona krążyłam między szkołą, próbami i sklepem. Teraz czas, który spędzałam tam, mogłam wykorzystać na dodatkową naukę, spotkania z przyjaciółmi i z Austinem. No właśnie, Austin. Chłopak był niesamowicie słodki! Codziennie rano przychodził po mnie i odwoził do szkoły. Mimo, że do przystanku autobusowego miałam tylko kilka kroków i naprawdę nie przeszkadzała mi jazda autobusem ze wszystkimi, Austin nawet nie chciał o tym słyszeć. Uparł się wozić mnie codziennie do szkoły. To było urocze, ale podejrzewałam, że to wynik rozmowy, którą w czasie niedzielnego obiadu przeprowadził Mark.
- Długo masz prawo jazdy? - zapytał mój ojczym, kiedy siedzieliśmy już nad deserem - wspaniałymi babeczkami z malinami i czekoladą.
- Zrobiłem je, kiedy tylko skończyłem szesnaście lat, jeszcze w Denver - odpowiedział chłopak i skomplementował wypieki mamy. Penny uśmiechnęła się na te słowa, miała bardzo ładny, dziewczęcy uśmiech, a ja po chwili ze zdumieniem odkryłam, że jest identyczny, jak mój.
- Jak widziałem, masz również auto? - drążył Mark.
- Tak, panie Simms - kto by pomyślał, że z blondyna taki lew salonowy. - Moi rodzice przywieźli mi je, kiedy ostatnio nas odwiedzili.
- Często prowadzisz?
- Nie, panie Sims - przyznał zawstydzony Austin.
- Nie sądzisz, że jeśli nie będziesz praktykował to wszystko zapomnisz?
- Ma pan rację - Mark puścił mi oko, a kiedy pomagałam odnosić naczynia, cały zadowolony z siebie oświadczył, że załatwił mi darmową taksówkę do czasu, kiedy nie zrobię prawa jazdy. Uwielbiam poczucie humoru mojego ojczyma. Później było jeszcze zabawniej, dla mojej rodzinki, bo Austina było mi trochę żal. Wszystko zaczęło się od Jack'a. Zaczął opowiadać o nowych ciosach, których nauczył się na treningu karate.
- A ty coś trenujesz? - zapytał blondyna mój brat. Chłopak zaprzeczył, a Megan wtrąciła, że Austin jest bardzo utalentowany muzycznie i czeka go świetlana przyszłość. W tamtym momencie mogłabym uściskać tego diabła i zapomnieć jej knucie za moimi plecami z Moonami.
- To bardzo piękne i jak najbardziej ci tego życzę, ale talent nie obroni Ally, kiedy ktoś was napadnie.
- Mark, naoglądałeś się za dużo filmów - wywróciłam oczami. - Na każdym rogu stoi policjant.
- Nie pozwoliłbym skrzywdzić Ally - dumnie odparł Austin.
- A co, zacząłbyś śpiewać kołysanki aż bandyta by zasnął? - zaśmiał się Jack, a ja mimo oburzenia, musiałam się mocno starać żeby mu nie zawturować. Nie chcąc pokazać rozbawienia, wgryzłam się w kolejną babeczkę. Zachowałam się niegodnie, powinnam go bronić przed tymi harpiami, ale Austin mimo całego swojego uroku był muzykiem, nie wojownikiem i właśnie za to go kochałam.
- Zazdrościsz Jack, bo nie potrafisz skończyć muzyki do tej swojej pieśni miłosnej - odgryzła się Meg. Mój brat zaczerwienił się i odburknął, że dzieciaki powinno się trzymać w zamknięciu.
- Dzieci, zachowujcie się - Penny przystopowała kłótnię - bo jeszcze Austin pomyśli, że wychowywaliście się w dżungli.
- Nic sie szkodzi, pani Simms - zaśmiał się blondyn. - Jack jeśli chcesz, pomogę ci z tą melodią.
Mój brat był zbyt dumny by się zgodzić, nawet mnie rzadko prosił o pomoc.
- Ale tylko pod warunkiem, że ja ci pokażę techniki obronne - w końcu odparł Jack. W ten sposób codziennie jeździłam do szkoły wygodnie i bez stresu, że spóźnię się na matematykę, ale dwa razy w tygodniu traciłam Austina, który chodził na treningi z Jackiem i Kim. Był nimi bardzo podekscytowany, ale martwiłam się o niego. Zdecydowanie za dużo brał na swoje barki - szkoła, próby do musicalu, treningi, praca dorywcza i opieka nad Nelsonem, gdy Cass była w pracy. Chciałam go jakoś odciążyć i zaproponowałam, że zaopiekuję się jego siostrzeńcem w te dni, gdy zajmuję się Meg. Nie chciał się zgodzić, ale w końcu uległ sile mojej perswazji i argumentów, tym bardziej, że Cassidy ostatnio bardzo dziwne się zachowywała i znikała gdzieś.
- Siostrzyczko, kiedy ty w końcu pomyślisz o sobie? - zapytała Kika, gdy zrelacjonowałam jej wszystko. - Nie możesz się martwić o cały świat.
- Lepsze to, niż ta wiedźma z tipsami - mruknęłam.
- Ally, czy ty aby nie przesadzasz? Co takiego jest w tej całej Kathy, że tak jej bie znosisz?
- Gdybyś ją poznała, wiedziałabyś.
- A ty ją znasz? - z pozoru niewinnie zapytała Kika.
- Oczywiście! Męczyłam się z nią w Sonic Boomie.
- To jaka jest? Jakie lubi filmy? Jakiej muzyki słucha? Jak lubi spędzać wolny czas? Czym się interesuje? O czym marzy? Jak wygląda, kiedy jest szczęśliwa, a jak, kiedy jest smutna?
- A skąd mam wiedzieć? - wzruszyłam ramionami i podkurczyłam nogi. - Gdybyś ją zobaczyła, wiedziałabyś, co mam na myśli.
- Ally, nie możesz twierdzić, że kogoś znasz, jeśli nie wiesz o nim tak podstawowych rzeczy!
- Ale Kika - siostra przerwała mi.
- Nie, Ally, nie lubisz jej, bo staje po stronie Eve i wygląda jak gwiazda filmów porno z lat 90, ale hej, co się stało z Ally, która głosiła wszem i wobec, że gardzi ludźmi, którzy oceniają innych po wyglądzie? Gdzie twoje przekonania i wiara w dobrą stronę każdej osoby? Okej, może masz rację i Kathy okaże się taką upiorną zołzą, za jaką ją masz, ale nie wiesz tego. Równie dobrze może być ciepłą i kochającą kobietą, która ma beznadziejny gust. Nie dowiesz się tego, jeśli nie spróbujesz jej poznać.
- Nie mam ochoty próbować - okej, zachowuję się jak dziecko, a Kika ma rację, ale sory, widok Kathy gruchającej z Eve szczerze mnie zniechęcił.
- Będziesz musiała, zostanie naszą macochą.
- Będę jej unikała - odgryzłam się.
- Nie bądź dzieckiem - Kika wywróciła oczami.
- Nie lubię jej, okej? Możesz sobie mówić, że jej nie znam, ale widzę jej spojrzenia i krzywe uśmieszki. Jest dokładnie taka, na jaką wygląda.
- Nie bądź hipokrytką, Allyson - moja siostra wściekła się. Ja też. To chyba nasza cecha rodzinna.
- Masz czelność nazywać mnie hipokrytką? - oburzyłam się. - Ty? Po tym co zrobiłaś Madze i Garby'emu?
Widok twarzy Kiki mnie przystopował. Nie zostało na niej nic ze wcześniejszego rozbawienia. Zraniłam ją. I to bardzo.
- O mój boże, Kika, przepraszam. Nie chciałam tego powiedzieć.
- Ale powiedziałaś - szepnęła cichutko.
- Kika, ja - nie miałam pojęcia, co jeszcze mogę powiedzieć. Ten mój długi, niewyparzony jęzor.
- Powinnaś już iść.
- Kika - zaczęłam.
- Wyjdź! - wrzasnęła moja siostra, a ja nie chcąc jej denerwować, wzięłam torbę i wyszłam. Coraz bardziej zaczęła drażnić mnie ta cała tajemnica, którą Kika stworzyła wokół tamtej historii. Każdy ją znał, każdy zdążył już wystrzępić sobie język na tym temacie, a mimo to Kika dalej uparcie milczała i oburzała na najmniejsze nawet napomknienie. Wiedziałam, że będzie tak zawsze, dopóki to wszystko do końca nie zostanie wyjaśnione, a jak znam Kikę to weźmie ze sobą ten sekret do grobu. Okej, nie powinnam tak nawet żartować, tym bardziej, znając stan siostry, ale naprawdę się zirytowałam. Idąc chodnikiem, rozmyślałam nad tym i nad tym, co Kika powiedziała odnośnie Kathy i mojego stosunku do niej. Może było w tym trochę racji, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić, że ta wymalowana, młodsza wersja Dolly Parton okaże się moją bratnią duszą. Pewne rzeczy po prostu się nie zdarzają.
- Cass? Cześć! - zamyślona nie zauważyłam pary wychodzącej zza rogu. Ku mojemu zdziwieniu, blondynką w brązowym kapeluszu była Cassidy. Towarzyszył jej jakiś brunet w kraciastej koszuli i conversach.
- Ally? - dziewczyna zbladła, spoglądała na mnie, jakby zobaczyła ducha.
- Hej - byłam zdumiona przerażeniem, jakie mój widok wywołał u Cassidy. Nigdy jej takiej nie widziałam. No, może poza niedzielną nieudaną wizytą w domu Moonów.
- Boże, witaj! - roześmiała się. Mimo dziwnego spojrzenia, jakie mi posłała, wciąż była to ta sama Cassy, którą tak bardzo lubiłam i podziwiałam. - Nie spodziewałam się ciebie tutaj.
- Odwiedzałam siostrę - uśmiechnęłam się.
- Wybaczcie, gapa ze mnie - zaśmiała się Cass, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że w jej głosie rozbrzmiały nerwowe tony, a ona sama najchętniej znalazłaby się gdzieś indziej. - To Jason.
- Ally - wymieniliśmy uścisk dłoni. Chłopak sprawiał sympatyczne wrażenie. Wyglądał na jakieś dwadzieścia pięć lat i miał dłonie pianisty. Po tylu latach nauki gry na tym instrumencie potrafię to rozpoznać.
- Miło mi cię poznać - głos także miał przyjemny. Wymieniliśmy kilka zdawkowych, uprzejmych uwag, kiedy Cass poprosiła chłopaka o kawę. Przeprosił nas i pobiegł do znajdującego się za rogiem Starbucksa.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś nie mówiła o tym Austinowi.
- Nie bardzo rozumiem? - zdziwiłam się.
- Jason to świeża sprawa, nie potrzebuję mieszającego się do tego młodszego brata.
- On się tylko o ciebie martwi - starałam się usprawiedliwić chłopaka.
- Potrafię sama zadbać o swoje sprawy - zniecierpliwiła się dziewczyna. - Mogę na ciebie liczyć?
Nienawidzę okłamywać innych. Nie potrafię tego robić. Wiem, że Austin od razu zauważy, że mam jakąś tajemnicę, ale przecież to nie moja tajemnica. Nie mogę się wtrącać w życie Cass, jeśli chce ukrywać to, że z kimś się spotyka, okej. To jej sprawa. Jest dorosła. Wie co robi.
- Jasne - odpowiedziałam, choć uparty głosik w mojej głowie podszeptywał coś o lojalności i wiary w szczerość.
- Dzięki - po raz pierwszy tego dnia, Cassidy szczerze się uśmiechnęła. Na widok ulgi, która wymalowała się na jej twarzy, pomyślałam, że zatajenie czegoś to nie kłamstwo, tylko niedomówienie. Wiem, że kiedy Cass będzie gotowa, sama powie o wszystkim Austinowi. Ma rację, kiedy blondyn zacznie maglować Jasona i zachowywać się jak ochroniarz Cassy, swoją drogą, zachowuje się wtedy jak palant, chłopak jeszcze się przestraszy i ucieknie.
Pożegnałam się z Cassidy i ruszyłam w stronę przystanku, właściwie nie miałam ochoty wracać do domu, ale nie wiedziałam, gdzie mogłabym pójść. Nie chciałam jechać do Simmsów i tak ostatnio spędzałam tam zbyt dużo czasu. CeCe, która mieszkała blisko szpitala, miała szlaban, zbyt późno wróciła z randki z Mike'm i jej mama się wściekła. Trish i Deuce byli na randce, a Dez, chcąc się wypromować w sieci, zgodził się zostać reżyserem internetowego programu Kostki i Emmy, nic porywającego, jakieś amatorskie skecze w stylu ukrytej kamery, ale ostatnimi czasy, ich program bił rekordy popularności, więc ta trójka praktycznie przestała istnieć dla świata. Pomyślałam o Garbym, ale mimo usilnych prób, nie mogłam się do niego dodzwonić. Jose została oddelegowana do jakichś prac społecznych za rozwalenie radiowozu, kiedy parkowała koło supermarketu. Teraz malowała płoty czy inne budynki z nielegalnym graffiti. Chętnie bym jej pomogła, ale robiła to pod nadzorem. Trudno, wrócę do domu, zakopię się w łóżku, powtórzę materiał z algebry, a później włączę jakiś dobry film. Przeminęło z wiatrem. Ponad cztery godziny, akurat coś na cały wieczór. A później zjem kolację i będę udawała, że wcale nie zauważam obecności Kathy. Czasami poruszanie się po najmniejszej linii oporu to jedyna dobra opcja, choć niektórzy nazwaliby to chowaniem głowy w piasek. Dominika mówi, że to nieprawda, że przemilczany problem nie istnieje, ale ja będę tak długo wałkować tę teorię w przeciwną stronę, aż stanie się faktem. Dziś Kathy, a za rok? Kto wie, może Hollywood. Trzeba nabierać praktyki w ignoranctwie.
Zajęłam miejsce przy oknie i włożyłam słuchawki w uszy. Wyłączyłam mózg i zatopiłam się w dźwiękach muzyki. Tylko ja i melodia kojąca zmysły i stępiająca emocje. Zero problemów, zero dziwnych sytuacji. Tylko ja i muzyka. Wydawało mi się, że jechaliśmy tylko moment, ale kiedy otworzyłam oczy, okazało się, że ominęłam swój przystanek. Zaklęłam cichutko i z niechęcią wysiadłam z autobusu. Tuż obok był dom Moonów, nie chciałam żeby pomyślał, że go szpieguję, czy coś. Znając moje ślepe szczęście, pewnie wpadnę na Austina i zacznę pokrętnie odpowiadać na pytania, jakbym co najmniej od rana czatowała z lornetką gdzieś za rogiem i próbowała go kontrolować.
- Hej mała! - przez chwilę omal nie padłam na zawał, ale ku mojemu zadowoleniu, krzyczał Dez. - Idziesz do Austina?
- Nie, do ciebie - skłamałam, choć nie do końca, przecież chciałam się zobaczyć z przyjacielem. - Nie byłam pewna, czy jesteś w domu - szybko zmieniłam temat.
- Twoja ciocia zgarnęła dziewczyny do pomocy, pracuje teraz nad makijażami do jakiegoś filmu kostiumowego, więc nasz program musi zaczekać.
- Ostatnio dużo czasu spędzacie razem - zauważyłam ostrożnie. Najpierw bal, teraz to. - Nie chcę żebyś cierpiał.
- Spokojnie, Ally, nie zakocham się w twojej kuzynce - roześmiał się chłopak. - To tylko wzajemna pomoc.
- Nie myśl, że próbuję się wtrącać, znasz mnie, zawsze widzę drugie dno - przyznałam skrępowana.
- Bo za dużo analizujesz.
- Może masz rację? - zastanowiłam się. Tworzyłam miliardy różnych, nawet mało prawdopodobnych teorii nim podjęłam jakąkolwiek decyzję i tak samo postępowałam względem moich przyjaciół. Czasami coś jest tylko białe, czy czarne.
- Słyszałeś nowinę? - zmieniłam temat. - Mój ojciec zwariował.
- Przyznaję, że ta cała Kathy nie wygląda zbyt elegancko, ale może nie nastawiaj się od razu tak negatywnie? - kolejny! Czy to dzień pod hasłem "bronimy pani K."?
- Dez, tu nie chodzi o jej wygląd czy piskliwy głos! Ona jest zaprzysiężoną obrończynią Eve! - zbulwersowałam się. Dlaczego nikt prócz mnie tego nie widział?
- I oceniasz ją przez pryzmat znajomych? Judasz miał nienagannych.
- Może trochę więcej wsparcia, co?
- A może trochę więcej rozsądku? Nie zachowuj się, jak dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka.
- Dzięki - mruknęłam. W ferworze rozmowy, zdążyliśmy dojść do domu Deza. Siedzieliśmy w jego pokoju, to znaczy chłopak siedział przy biurku, a ja rozsiadłam się na łóżku.
- Tak narzekałaś, że nie masz czasu dla siebie, bo ojciec zaprzęga cię do pracy w sklepie, a teraz, kiedy znalazł kogoś innego, obrażasz się i wściekasz. I nie wciskaj mi kitu, że chodzi o Eve, bo twoja antypatia do niej, nie przeszkadza ci w przyjaźnieniu się z jej siostrą. Czujesz się pominięta i o to cała awantura.
- Naoglądałeś się za dużo filmów - wzruszyłam ramionami.
- Ally, znam cię nie od dziś. Kogo ty chcesz oszukać? - odparł z politowaniem chłopak.
- A nawet jeśli? To co? Gdyby nie ja, ten sklep już dawno by upadł, bo ojciec wolał jakieś dziwne zjazdy i spotkania, a teraz nagle się mnie odsuwa.
- Rozumiem, że jesteś rozgoryczona, ale sama mówiłaś, że teraz masz czas dla przyjaciół i dla siebie. Korzystaj z tego.
- Ale tak się nie robi, nie usłyszałam nawet głupiego "dziękuję".
- Świat jest niewdzięczny, im szybciej się do tego przyzwyczaisz, tym lepiej.
- Taa - mruknęłam.
- Obiecaj mi, że spróbujesz zaakceptować Kathy - naciskał Dez.
- Nie ma mowy, znam mojego ojca, do tego ślubu nie dojdzie - przynajmniej taką miałam nadzieję.
- Jest coś, o czym musisz wiedzieć - powiedział Dez, z grobową miną.
- Tak? - zaczęłam się bać.
- To twój ojciec powinien ci to powiedzieć, nie ja - chłopak był wyraźnie zniesmaczony i poruszony.
- Tak? - powtórzyłam.
- Wczoraj moja mama spotkała twojego ojca i Kathy - zaczął mój przyjaciel.
- I? - naciskałam, kiedy mój rozmówca zamilkł.
- Kathy jest w ciąży.
Ciszę, która zapadła, dałoby się kroić nożem. Wpatrywałam się w Deza, ale nie widziałam go. Przez głowę przelatywały mi różne obrazy - ojciec nocujący poza domem, jego randki z Kathy, nagła obecność kobiety w naszym domu, te dziwne zaręczyny.
- Zabiję ich! - wrzasnęłam, a później złapałam torbę i wściekła pobiegłam do domu. Przemilczany problem nie istnieje? Ta, akurat.

_______________________________

Zgodnie z obietnicą, kolejny rozdział przed Wami. Z góry przepraszam za błędy, ale ostatnimi czasy okropnie śpię, a raczej nie śpię i choć zazwyczaj jestem grammar nazi, mój mózg krzyczy o odpoczynek i nie pracuje na tak wysokich obrotach, jak zazwyczaj.
Uprzedzę pytania, kolejny rozdział będzie najpóźniej w niedzielę. Już gotowy czeka na dysku, tak, jak i kolejny, który także postaram się dodać jeszcze przed wizytą w Polsce.
Wracam do kolejnego kubka kawy, a Wam życzę dużo słońca i cierpliwości do czytania tych moich wypocin.
m.