czwartek, 24 października 2013

"Brunetki rządzą..."



25 października

- Nienawidzę go! Tyle lat błagałam żeby zatrudnił dodatkowego pracownika i co? Rzekomo sklepu nie było na to stać. A teraz nagle są pieniądze i na tę irytującą panią Kathy, która notorycznie zrywa struny w gitarach swoimi tipsami, i na, o zgrozo, Eve! Rozumiecie?! Mój własny ojciec wykręcił mi taki numer! Eve pracuje w Sonic Boom'ie! - wpieniona do granic wytrzymałości, zdawałam relację dziewczynom.
Siedziałyśmy z Trish i Dominiką na sofie w salonie i zajadając się popcornem z lodami, oglądałyśmy Wichrowe Wzgórza. Między jednym, a drugim szlochem nad losem Heathcliffa i Cathy, wciąż pełna wzburzenia i złych emocji, opowiadałam przyjaciółkom o najnowszym i całkowicie nietrafionym pomyśle mojego taty.
- Nieźle to sobie wykombinowała. Udało jej się wtargnąć na twój teren. Teraz tak łatwo jej się nie pozbędziesz. Punkt dla Eve - spiorunowałam Trish wzrokiem.
- Po czyjej jesteś stronie? - uniosłam się i mordowałam moją przyjaciółkę wzrokiem.
- Nie przesadzaj - Trish nic sobie nie robiła z moich morderczych spojrzeń. W najlepsze zajadała prażoną kukurydzę i oglądała film.
- A chcesz się założyć? - nawiązałam do poprzedniej wypowiedzi towarzyszącej mi dziewczyny bez serca. - Tak, jak mówisz, to mój teren i zrobię wszystko żeby pozbyć się Eve.
- Wszystko? - Dominika włączyła się w rozmowę. - Czyli co?
- No - odparłam przeciągle. - Wszystko!
- Jest tak, jak przypuszczałam, nie masz plany ani pomysłu co zrobić. Ciesz się, że przeżyłam to i owo. Czego Blondi pragnie najbardziej?
- Austina? - odpowiedziałam pytaniem, nie mając pojęcia do czego zmierza Dominika.
- Bingo! Skoro go chce to go jej dajmy.
- Mam przekonać Austina żeby wrócił do Eve? - zdziwiłam się. Kompletnie nie nadążałam za tokiem rozumowania mojej sąsiadki.
- Idiotka - Dominika spojrzała na mnie z niesmakiem. - Sprawmy, że to dziewczę samo się wycofa. Ty i Austin, urocze, słodkie spotkanka i rozmowy w Sonic Boom'ie. Blondi szlag trafi i po jakimś czasie wycofa się żeby zaplanować kolejny ruch.
- Nie wiem, nie sądzę żeby Eve się poddała - nie byłam przekonana.
- Kiedy zobaczy, że macie ją gdzieś, będzie musiała zmienić taktykę - włączyła się Trish.
- A jeśli wymyśli coś gorszego? - wciąż miałam obiekcje.
- My wymyślimy coś, co przebije ją. To jest wojna, Ally, albo walczysz o swoje, albo świat cię zniszczy - Dominika nie pozostawiła mi złudzeń.
Miałam dość ciągłego powracania problemu z Eve. Teraz, kiedy Austin ją zostawił, byłam pewna, że ten etap jest już za mną. Rzeczywistość jak zawsze okazała się inna. Zastanawiałam się do czego jeszcze zdolna jest Eve żeby mnie zniszczyć. Miałam już wątpliwą przyjemność poznać przedsmak tego, co może jeszcze zrobić dziewczyna, wiedziałam, że nie cofnie się przed niczym. Pytanie, do czego ja będę musiała się posunąć żeby wygrać? Czy w ostateczności będę zdolna zrobić coś przeciw sobie? Może lepiej odpuścić już na starcie. Okej, pracuj sobie dziewczyno, mniej roboty dla mnie.
- Nie! - odpowiedziałam na głos moim myślom. - Nie odpuszczę. Jeśli będę musiała posunąć się do podłości, zrobię to.
- Zaczynamy operację pod kryptonimem Brunetki górą! - wrzasnęła Trish.
W teorii wszystko brzmiało banalnie i prosto, problem pojawiał się w momencie, kiedy trzeba było przewidzieć reakcje Eve. Jak do cholery można przewidzieć zachowanie takiej wariatki? Dlaczego zawsze to ja mam takie szczęście, że najbardziej nieobliczalne i wredne osoby wybierają sobie mnie na wroga? Dlaczego to nie jakiś zakompleksiony uczeń z kółka szachowego? Dlaczego to zawsze musi być jakaś królowa perfidii? Najpierw CeCe, a teraz...
- Mam! - wrzasnęłam i poderwałam się z sofy. Ominęłam zdumione przyjaciółki i pobiegłam na górę. Jestem pewna, że i jedna, i druga, rysowały sobie znaczące kółeczka na czole. Nie miałam czasu na tłumaczenia. Jednym ruchem wyszarpałam wtyczkę z gniazdka i wziąwszy laptopa pod pachę, zeszłam na dół. Dziewczyny wciąż przyglądały mi się niepewnie. Nie miały pojęcia, co zamierzam. Szybko zalogowałam się do systemu i modląc się, przeglądałam listę znajomych aż natrafiłam na znajomą rudą czuprynę. Miałam szczęście, CeCe była dostępna.
"Pomocy! Blond zmora kontratakuje!" - wystukałam krótką wiadomość.
- Jeśli chce się wiedzieć czego można się spodziewadzać po wrogu, najlepiej się wczuć w jego chore rozumowanie - uśmiechnęłam się znad laptopa. - Kto jest szkolną królową zła?
- CeCe - Trish odwzajemniła uśmiech, zrozumiała do czego zmierzam.
- Kto był moim największym wrogiem przez całe lata? - znów zadałam pytanie.
- CeCe - po raz kolejny odpowiedziała Trish.
- Kto najlepiej zna się na intrygantkach pokroju Eve? - zapytałam zadowolona ze swojego pomysłu.
- CeCe - Dominika była pod wrażeniem - No, no, nieźle to wymyśliłaś.
"Jedziemy do Ciebie z Rocky." - okienko wiadomości zamrugało.
Wiedziałam, że na dziewczyny zawsze można liczyć. Jest sobotni wieczór, pewnie miały jakieś swoje plany, ale kiedy nadaża się okazja do utarcia nosa komuś takiemu jak Henrietta, CeCe potrafi rzucić wszystko i wyprosić od mamy pozwolenie na późne wyjście z domu. Po raz kolejny błogosławiłam los za to, że mam CeCe po swojej stronie. Walka z dwoma złośliwymi dziewczynami byłaby ponad moje siły. Wojna z samą Eve zżerała masę mojej energii i wyniszczała psychicznie, a nie mogę narzekać na nadmiar sił psychicznych. Nie w ostatnim czasie.
- Jeszcze nam brakuje Kiki do kompletu - mruknęła pod nosem Trish. Mimo wszystkich wspólnych wyjść, spotkań i rozmów, moja przyjaciółka nie ufa CeCe w stu procentach. Uważa, że jestem naiwna przyjaźniąc się z kimś, kto przez lata mnie poniżał i upokarzał. Twierdzi, że jestem idiotką, bo bez chwili wahania otworzyłam serce i nie zemściłam się za każdą złą chwilę. Nie uważam, że zrobiłam źle. Potrafię unieść się ponad to i nad tymi latami niepotrzebnej i przykrej walki wznieść most. Należy rozróżniać ludzi, którym można wybaczyć od tych, których najchętniej zrzuciłabym ze schodów. Ja tę zdolność posiadam, a przynajmniej tak sądzę, bo jeszcze nigdy nie żałowałam obdarzenia kogoś zaufaniem.
- Dlaczego Kiki? - zapytałam wyrwawszy się z natłoku moich myśli.
- Kto jak kto, ale ona niezawodnie potrafi krzywdzić innych - rozumiem, przyjaciółka to przyjaciółka, ale to był cios poniżej pasa.
- Nie bądź podła, Trish - syknęłam.
- Gdyby nie ta choroba, sama byś tak uważała. Nie będę wskazywała palcem, kto najmocniej potępiał czyny Kikuni.
- Masz jakiś problem? - wściekłam się. Zwróciłam się o pomoc do ludzi, którym ufam, a moja najlepsza przyjaciółka zamiast mnie wspierać, wbija mi nóż w plecy. Może nie zgadzać się z moimi wyborami, ale wywlekanie takich przykrych spraw jest niesprawiedliwe. Zrobiło mi się przykro.
- Nie przesadzasz Trish? - Dominika uniosła brwi.
- Przyznaję, przesadziłam. Wybacz, Ally, nie chcę cię atakować, ale każde nasze spotkanie kończy się zawsze roztrząsaniem twoich problemów. Mam już dość słuchania o Austinie, Eve, twoim ojcu, Kice i wyrodnej matce. Kocham cię i wiem, że nie masz łatwego życia, ale inni też mają problemy! Kiedy ostatni raz zapytałaś co u mnie? Albo u Dominiki. Kiedy odwiedziłaś Meg i Jack'a? Ciągle przepraszasz za to zapatrzenie w siebie, ale za chwilę robisz to samo. Zmieniasz się, wychodzisz z cienia i bardzo się z tego cieszę, ale nie zatracaj siebie w tych bezsensownych walkach! - zatkało mnie. Nie sądziłam, że Trish może mieć do mnie żal. Myślałam, że cokolwiek między nami stanie, nie będzie to uraza i oskarżenie o egoizm. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Przez moment przenosiłam wzrok z jednej mojej towarzyszki na drugą. Przypomniałam sobie poranne przemyślenia na temat oddalenia się od Dominiki i uzmysłowiłam sobie, że problem jest większy.
- Tak mi wstyd - szepnęłam. - Masz rację, zachowuję się jak egoistka. Przepraszam, ja sama zauważam, że dzieje się ze mną coś okropnego, ale jeszcze nigdy nie działo się tyle w moim życiu i gubię się w tym. Nie wiem jak to wszystko pogodzić.
- Chodź tu! - Trish przytuliła mnie. - Ja też przepraszam, wcale tak nie myślałam. No dobrze, może przez moment. Nie chciałam cię urazić. Przecież nie będziemy się kłóciły o to, która ma największy problem. Przyjaźnimy się od dziecka i nie chcę cię stracić. Czasami po prostu zapytaj co u mnie, chcę czuć, że cię mam.
Uśmiechając się do siebie, obiecałyśmy sobie, że noc nas nie rozdzieli. Między ten uroczy obrazek wkradł się dźwięk dzwonka brzęczącego u drzwi. Niechętnie wstałam z sofy i poszłam otworzyć. Tak, jak się spodziewałam na progu stały CeCe i Rocky.
- Wchodźcie - powitałam dziewczyny uśmiechem. Trajkocząc jedna przez drugą, weszły do domu. Zostawiły swoje rzeczy na półeczce w korytarzu i usadowiły się na fotelu i na podłodze. Zapoznałam nowoprzybyłe w skrócie z sytuacją i po chwili zajadając się pizzą, którą przyniosły dziewczyny, dyskutowałyśmy o najlepszym rozwiązaniu problemu z Eve.
- Pomysł z afiszowaniem się z Austinem jest rewelacyjny, poszłabym w tę stronę - zawyrokowała CeCe.
- No nie wiem, może ze strony Eve to akt rozpaczy i prośba o pomoc? - kochana Rocky! Dobra, naiwna Rocky. Widzi cały świat w różowych barwach i u każdego szuka dobrych cech. Przypomina mi Magę. Mają to samo spaczone podejście do ludzi.
- Rocky, nie znasz się na złych ludziach, dlatego przyjaźnisz się ze mną, ktoś musi cię bronić - w głosie rudowłosej słychać było ciepło. Teraz, kiedy poznałam ją lepiej, rozumiałam dlaczego ktoś tak idealistyczny i po prostu dobry, ktoś taki, jak Rocky, przyjaźni się z nią.
- Ale czy sam Austin wystarczy? - zapytałam. To nie mogło być takie proste.
- Skąd! To tylko początek i główna broń, ale mamy sporo w zanadrzu - CeCe miała w głowie już cały plan opracowany w najdrobniejszych szczegółach. - Osoby pokroju Eve, nie, bądźmy szczere, nikt nie lubi być ustawiany w szeregu. Ty masz ten atut, że możesz rządzić i wprowadzać swoje zasady. To twój sklep, przynajmniej teoretycznie, wykorzystaj to. Bądź szefem, zołzowatym, nieugiętym szefem. Ktoś tak dumny i zapatrzony w siebie jak Eve długo tego nie wytrzyma.
- Zapominasz o zasadniczej przeszkodzie - moim tacie - westchnęłam. Wizja przedstawiona przez CeCe była kusząca.
- A gdzie on jest? Pojawia się w sklepie jeszcze rzadziej niż ja na korepetycjach z matematyki. To się uda, uwierz mi - przekonywała ruda.
- Pomogę ci, wykurzymy Blondi raz na zawsze - słowa Trish były znaczące. Oprócz tego, że była po mojej stronie to wybaczyła mi moje egoistyczne zapędy.
Zgodziłam się. Cóż innego mogłam zrobić? Z takim wsparciem nawet najsłabsza istota stałaby się dyktatorem na miarę Iwana Groźnego. Właściwie to cieszyłam się na tę scysję z Henriettą. Skoro tylko tak mogę nauczyć się przetrwania w tym chorym świecie, zrobię to. Ta sytuacja miała jeszcze jeden plus - mogłam więcej czasu spędzać z Austinem i w końcu może udałoby mi się określić i rozszyfrować moje uczucia. Nie chciałam wykorzystywać chłopaka jako broni przeciwko uciążliwej i dość mocno upierdliwej sąsiadce, ale gdybym powiedziała mu prawdę, mógłby zaoponować. Ma te swoje ideały o przekonania, w tej chwili niekoniecznie mi na rękę. Nie ma co tego roztrząsać.
Z tajemniczą miną wybrałam numer blondyna...

____________________________________

Witajcie!
Z góry przepraszam za znikomą ilość akcji, ale mam już napisany kolejny rozdział i potrzebowałam wprowadzenia. Dodaję, jakikolwiek jest, ten post i obiecuję, że historia zacznie się rozwijać.

Założyłam fanpage na Facebooku, z racji tego, że często nie mam dostępu do bloga, a tam bywam non stop. Piszę z telefonu, bo tylko tu mam znaki polskie, więc nie dodam dziś linku, ale wystarczy w fejsową wyszukiwarkę wpisać: Pamiętnik Ally Dawson Blog
jeśli chcecie, lajkujcie. Będę starała się zawsze być w kontakcie, w razie gdybyście miały pytania, jakiekolwiek. Czy to odnośnie opowiadania, czy po prostu chciałybyście pogadać.

Kochan Was!
M.