9 września
O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże! W co ja się
wplątałam?! Jak mogłam obiecać Austinowi, że pójdę na przesłuchanie do
szkolnego musicalu? Nie dam rady. Zwymiotuję, umrę, a następnie znów
zwymiotuję. Chyba się zaraz rozchoruję z nerwów.
Właśnie! Choroba!
- Tato! – krzyknęłam wyściubiając nos z łazienki. Nie
usłyszałam żadnej odpowiedzi, więc ruszyłam na poszukiwania rodzica. Z nerwów
potykałam się jeszcze mocniej, niż zazwyczaj, choć przecież znam w tym domu,
każdą najmniejszą szparkę.
Zapukałam do drzwi od pokoju ojca, po czym ostrożnie
zajrzałam do środka. Pomieszczenie okazało się puste. Salon, druga łazienka,
kuchnia oraz pokój gościnny również. Świetnie, mój kochany tatuś znów gdzieś
zniknął. Właściwie nie widziałam go już od kilku dni. Odpowiedzialny rodzic,
nie ma co. Kiedy choć raz może się na coś przydać i zwolnić mnie z lekcji, jego
oczywiście nie ma. Jestem zbyt wielkim tchórzem żeby iść na wagary. Już i tak
mam przechlapane w szkole. Mogłabym zniknąć, najlepiej na długo. Może wtedy
wszystko by się ułożyło, a Weinberger skreśliłaby mnie ze swojej czarnej listy.
Tja, dobre sobie. Gdybym umarła, prześladowałaby mnie w piekle. Słowo daję, ta
kobieta ma jakieś konszachty z siłami nieczystymi. Zachciało mi się zgrywać
bohaterkę, więc teraz muszę zdobyć się na odwagę i pokazać w sali numer 206 –
miejscu, gdzie nadzieja zawodzi, a najgorsze koszmary stają się
rzeczywistością. CeCe pewnie i tak nie doceniła mojego poświęcenia. Nie
oczekuję żadnych peanów i uznania z jej strony, ale zwykłe „dziękuję” miło
byłoby usłyszeć. Mogłaby mi też w końcu odpuścić. Nie rozumiem, dlaczego tak
bardzo mnie nienawidzi. Przecież nic jej nie zrobiłam!
- Przestań, Ally! – nie mogę się rozczulać nad sobą.
Dzisiejszy dzień będzie ukoronowaniem wszelkich moich upokorzeń i
kompromitacji. Wyjdę na scenę i się zbłaźnię, a wtedy już nigdy nie pokażę się
tym ludziom na oczy. Ubłagam Dominikę, może mnie zaadoptuje i zabierze ze sobą
do Meksyku.
Kochamy Meksyk! Ten klimat, tę atmosferę, tych ludzi, tę
kuchnię, telenowele. Wszystko! Do
hiszpańskiego przykładam się tylko dla mojej zwariowanej sąsiadki. Obiecała, że
w prezencie na moje dwudzieste pierwsze urodziny, zafunduje mi wycieczkę do
Meksyku. Dominika za swoje pierwsze honorarium, za serię popularnych na całym
świecie powieści, kupiła niewielki domek niedaleko Veracruz. Chociaż nigdy tam
nie byłam, kocham to miejsce całym sercem.
Jeśli alternatywą byłby wyjazd tam, to dzisiejsza porażka
nie wydaje się być takim najgorszym wyjściem. Cóż znaczy kilka chwil wstydu,
gdy są widoki na spełnienie marzeń?
Pijąc herbatę, próbowałam dodać sobie otuchy. Nigdy nie
byłam zbyt pewna siebie, dziś odczuwałam marność swojej osoby jeszcze
intensywniej dziś zwykle. Przyzwyczaiłam się do upadków, z każdego kolejnego
podnosiłam się coraz szybciej. Kwestia doświadczenia, jak mniemam, ale wiele
bym oddała, aby dziś nie dorzucić kolejnej cegiełki do bagażu doświadczeń. Nie
jestem mułem, nie udźwignę tyle.
Wpadam w poetycki ton. Niedobrze! Świrowanie ze
zdenerwowania wkroczyło na najwyższy poziom. Nie wytrzymam! Chwyciłam za
komórkę i spojrzawszy na zegarek, wyszłam z domu. Męka się rozpoczyna.
- Nienawidzę cię – odezwał się zaspany głos w słuchawce.
W ferworze rozmyślań, zapomniałam, że moja sąsiadka jest strasznym śpiochem.
Jeszcze gorszym niż ja. Całymi dniami nie wychodzi z łóżka. Często odwiedza
mnie w piżamie i chodzi w niej również po naszym osiedlu. „Po co mam się
ubierać, skoro za chwilę wrócę do łóżka? Wyznaję zasadę, że należy oszczędzić
sobie zbędnego wysiłku.” – powtarza zawsze Dominika.
- Potrzebuję kogoś, kto błyskawicznie mnie ogarnie. Dziś
jest to przesłuchanie. Nie wiem co mam robić – zapiszczałam do telefonu. Strach
blokował mi głos, czułam, że się trzęsę.
- Jak bardzo chcesz zagrać w tym musicalu? – mimo
zmęczenia, Dominika mnie nie zawiodła. Idąc na przystanek, zauważyłam u wylotu
drugiej strony ulicy Deza. Szukał czegoś w plecaku. Nie podeszłam do niego.
Chciałam najpierw uspokoić rozdygotane myśli.
- Najbardziej na świecie – odparłam po chwili. Po drugiej
stronie panowało milczenie, wystraszyłam się, że moja rozmówczyni zasnęła, ale
usłyszałam stukot talerzy. Pewnie przygotowywała sobie śniadanie.
- Chcesz dostać rolę, więc pójdziesz tam i skopiesz
wszystkim tyłki. Rozumiesz, Mała? Nie chcę słyszeć o tym, że się boisz. To pierwszy
krok do spełnienia twoich marzeń i zrobisz go – łatwo jej było mówić. To nie
ona musiała stanąć przez tłumem ludzi i zaśpiewać! Łudziłam się, że powie abym
zrezygnowała, ale nie, jak zawsze zachęcała mnie do ryzyka i dodawała odwagi.
Rozłączyłam się po chwili i dogoniłam mojego przyjaciela. Mimo wczesnej pory,
miał znakomity humor. Nigdy go nie tracił, nawet w najgorszych momentach.
Uwielbiam w nim tę pogodę ducha. Roztacza radość tam, gdzie się znajduje i nie
sposób się przy nim martwić. Już po chwili rozmowy musicale, przesłuchania i
wszystkie problemy, wyleciały mi z głowy. Żartowaliśmy i chichotaliśmy przez
resztę naszej krótkiej trasy. Zza zakrętu wyłonił się autobus, więc
przyśpieszyliśmy kroku i w ostatnim momencie, udało nam się wejść do pojazdu.
Trish siedziała na jednym z poczwórnych siedzeń. Pomachała nam, a my starając
się zachować równowagę, dołączyliśmy do niej. Austina nigdzie nie było.
Ucieszyłam się, jeśli nie pojawi się dziś w szkole, będę mogła odpuścić sobie
przesłuchanie. Przyzwyczaiłam się do bycia tchórzem, więc pogarda do samej
siebie, szybko by zniknęła.
Bardzo często żałuję, że droga do szkoły nie jest
dłuższa. Uwielbiam te poranne rozmowy z przyjaciółmi. Ich optymizm daje mi
powera na cały dzień męki. Nie wiem, co bym bez nich zrobiła. Wciąż nie mogę
przestać się dziwić, że dwójka tak wspaniałych ludzi, przyjaźni się z kimś
takim, jak ja. Mogliby rządzić szkołą i być popularni, ale nie dbają o takie
rzeczy.
Roztkliwiłam się. Ostatnio nie wiem co się ze mną dzieje.
Błyskawicznie zmienia mi się nastrój, euforia przechodzi w smutek, a następnie
w gniew. Rok szkolny działa na mnie niekorzystnie.
Wysiedliśmy z pojazdu i ruszyliśmy w stronę budynku. Na
parkingu, jak zawsze panował tłok. Uczniowie podjeżdżali i pchali się do grupek
swoich znajomych. Zauważyłam samochód mojej siostry. Właśnie szła z Magą w
kierunku drzwi wejściowych. Mimo znacznej odległości, widziałam, że coś jest
nie tak. Ruszyliśmy w jej stronę. Skręciła na ganek, wyjątkowo pusty o tej
porze.
- Hej ludzie – uśmiechnęła się Kika. Maga również się
przywitała. Wydawały się wyluzowane i spokojne, ale czułam, że coś jest nie w
porządku.
- Co jest? – zapytałam uważnie przyglądając się im.
Milczały przez chwilę, jakby bijąc się z myślami.
- Wszystko okej – blondynka nie potrafiła kłamać. Moja
siostra wciąż uparcie milczała i wpatrywała się w ziemię. Nie wiedziałam co o
tym myśleć. Trish i Dez również wyglądali na zdezorientowanych. Przenosili
spojrzenie z jednej, na drugą, ale rozumieli tyle samo, co ja, czyli nic.
- Okej – powiedziałam przeciągle i ruszyłam w stronę
szafki. Moi przyjaciele podążyli za mną. Chcieliśmy dać dziewczynom czas na
zastanowienie się. Martwiły się czymś i nie wiedzieć czemu, przeczuwałam, że to
ma coś ze mną wspólnego. Kika zawsze usiłowała mnie chronić i nie sprawiać
przykrości, a Magdalena traktowała mnie jak małą, bezbronną siostrzyczkę. W
końcu jestem siostrą jej przyjaciółki i fakt, że one są popularne i należą do
grona elity, nie ma znaczenia.
- Musimy jej powiedzieć – gorączkowy szept blondynki
dotarł do moich uszu. Moja siostra odpowiedziała równie wzburzonym tonem,
jednakże bardziej hamowała emocje i niczego nie udało mi się podsłuchać.
Zadźwięczał dzwonek. Dziewczyny zerwały się z miejsca i biegiem ruszyły w
kierunku sali, gdzie miały biologię. Postanowiłam przycisnąć Magę i wyciągnąć
od niej informacje. Jeszcze nigdy nie widziałam mojej siostry tak
zdenerwowanej. Udałam się na chemię, życząc moim przyjaciołom powodzenia na
teście z hiszpańskiego. Po cichu liczyłam, że uda im się spisać zadania. Miałam
po dziurki w nosie ściągania, ale mała pomoc naukowa może się przydać.
Garby siedział na naszym miejscu i na mój widok
uśmiechnął się szeroko.
- Cześć buntowniczko – przytulił mnie i rozpoczął
dyskusję na temat mojego wczorajszego zachowania na matematyce. Był ze mnie
dumny!
- Nie dość, że postawiłaś się Weinberger to jeszcze nie
zakablowałaś tej jędzy, a wzięłaś winę na siebie – ze zdumieniem usłyszałam, że
cała szkoła dyskutuje tylko o tym i wszyscy mnie podziwiają. Mnie! Proszę,
proszę, tego się nie spodziewałam.
Nauczycielka weszła do klasy i rozpoczęła wykład, nie
wiem, czy była wśród nas choć jedna osoba, która jej słuchała. Mój sąsiad
opowiadał coś pełen emocji, ale ja odpłynęłam gdzieś daleko. Myślałam o
wczorajszej kozie, o dziwnym zachowaniu Austina, o dzisiejszym przesłuchaniu i
o porannej rozmowie z siostrą. Jestem pewna, że coś ukrywa.
- Ally – głos Garby’ego dobiegał do mnie z bardzo daleka.
– Ally!
Wróciłam do rzeczywistości. Spojrzałam na blondyna
zamglonymi oczami i uśmiechnęłam się speszona.
- Wybacz, zamyśliłam się.
- Coś cię gryzie – to nie było pytanie. Mimo, że znamy
się tak krótko, wiedziałam, że mogę mu ufać i mogę mu się wygadać. Zrozumie
mnie.
Przez chwilę zastanawiałam się od czego zacząć.
Wstydziłam się mówić o Austinie, brakowało mi na to odwagi.
- Myślę – zaczęłam, decydując się na ujawnienie części
prawdy – że moja siostra i jej przyjaciółka coś ukrywają.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Dzisiaj rano były jakieś nieswoje. Widać było, że się
martwią. Nigdy nie widziałam ani Kiki, ani Magi w takim stanie – mój rozmówca
spojrzał na mnie zdumiony. Przyglądał mi się, a po chwili odezwał się słabym,
cichym głosem.
- Maga? Nie mówisz chyba o Magdalenie Sparkle? – nie
rozumiałam, dlaczego imię tej sympatycznej i zawsze uśmiechniętej dziewczyny,
wywołuje w nim taką awersję.
- Owszem, mówię.
- Dureń ze mnie. Powinienem się domyślić, że Kika Dawson
jest twoją siostrą – wyszeptał bardziej do siebie, niż do mnie. To było dziwne.
Bardzo dziwne.
- Jeśli nie wytłumaczysz mi o co chodzi, już nigdy się do
ciebie nie odezwę – wiem, słaba groźba, ale miałam taki chaos w głowie, że nic
innego nie przyszło mi na myśl.
Garby uporczywie milczał. Nie wiedziałam, że się znają.
Kika powinna o tym wspomnieć, kiedy pomagała przygotować mi się do randki. Chwila,
nie powiedziałam jej z kim idę na tę randkę! Wiedziała tylko, że ze świetnym
chłopakiem z mojej grupy z chemii.
- Brad? – spróbowałam ponownie. Odpowiedź wciąż się nie
pojawiała. W końcu nadeszła, tak cicha, że prawie niedosłyszalna. Musiałam
przysunąć się bliżej i pochylić ku mojego rozmówcy, by rozróżnić kolejne słowa.
- Dwa lata temu spotykałem się z Magą – zatkało mnie.
Zaskoczył mnie.
- I? – naciskałam. To nie był powód do takiego
zachowania. Gdy mówił o mojej siostrze, w jego głosie pojawiły się nuty urazy.
Chciałam znać prawdę. Co mój niedoszły przyjaciel ma do mojej ukochanej
siostrzyczki?!
- Gdybyś wtedy na pierwszej lekcji przedstawiła mi się
imieniem i nazwiskiem, nigdy więcej nie zamienilibyśmy słowa – spojrzał mi w
oczy i uśmiechnął się. – Ale ciebie nie da się nie lubić. Jesteś słodka i
urocza.
- Co ma do rzeczy moje nazwisko? – czułam się skołowana.
Nie rozumiałam do czego zmierza Garby.
- Jesteś Dawson, a to oznacza kłopoty – mruknął.
- Zwariowałeś? – miałam ochotę krzyczeć i uderzyć go. Po
raz pierwszy stykałam się z taką nienawiścią wymierzoną w kierunku kogoś mi
bliskiego.
- Nie chcę niszczyć twoich iluzji.
- Dość! – kilkoro osób przyglądało nam się z
zainteresowaniem. Ściszyłam głos i kontynuowałam. – Masz mi w tej chwili
wszystko wyjaśnić!
- Ally – wydawał się zmęczony i smutny.
- Żądam wyjaśnień – wysyczałam mu wprost do ucha.
- Chcesz znać prawdę? – był wzburzony i wściekły.
Mierzyliśmy się wzrokiem. Po łączącej nas sympatii nie został nawet cień. –
Kika Dawson i Konstancja Dawson, twoja kuzyneczka, jak mniemam, to hipokrytki i
najbardziej fałszywe dziewczyny, jakie poznałem. Wiesz dlaczego mówią, że
jestem wyniosły i olewam innych ludzi? Spytaj siostrzyczek!
Dzwonek przerwał tę tyradę. Nim zdążyłam zareagować,
Garby zerwał się z krzesła i wybiegł. Oddychałam ciężko, niezdolna do
jakiegokolwiek ruchu. Czułam pod powiekami łzy. Złapałam torbę i wybiegłam na
korytarz. Musiałam pomyśleć w samotności. Starając się na nikogo nie wpaść,
pobiegłam na zewnątrz i usiadłam pod drzewem. Po upale nie było śladu. Wzmagał
się wiatr i zanosiło się na deszcz. Chłodne powietrze pomogło mi się uspokoić.
Mogłam myśleć jasno. Garby nie jest osobą, która zachowywałaby się tak bez
przyczyny. Coś musiało się wydarzyć przed dwoma laty, a ja nie spocznę, dopóki
nie odkryję co.
- Ally – zawołał wesoły, dziewczęcy głos. Podniosłam oczy
i zobaczyłam moją kuzynkę, zbliżającą się do mnie od strony budynku szkolnego.
- Hej – próbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego
tylko dziwny grymas. Nadarzała się okazja do rozmowy z Kostką. Nie wiedziałam
od czego zacząć. Pytać prosto z mostu nie chciałam, wyparłaby się wszystkiego.
Konstancja jest w wieku mojej siostry. Przyjaźnią się, bo obie należą do tej
samej grupy popularnych dziewczyn. Ludzie w szkole boją się jej, bo jest
strasznie złośliwa, ale ma dobre serce. Tak przynajmniej myślałam do dziś,
rozmowa na chemii zburzyła idealny obraz. Kostka mieszka po sąsiedzku z nową
rodziną mojej rodzicielki, Penny. Po śmierci wujka w wypadku, przed pięcioma
laty, ciocia Kristina zabrała córki z Nowego Jorku i przeprowadziła do Miami.
Tato bardzo to przeżył, Axel był jego młodszym bratem. Dwa lata temu ciocia
wyszła powtórnie za mąż, za jakiegoś dzianego gościa i wszyscy żyli sobie
szczęśliwie. No, przynajmniej w teorii , bo Karl nie potrafi dogadać się z
Emmą, moją młodszą kuzynką i często między nimi dochodzi do spięć.
- Co tu robisz? Znów spóźnisz się na lekcje – całkowicie
zapomniałam o obecności Konstancji. Wstałam w miejsca i ruszyłyśmy w kierunku
szkoły. Nieświadomie podsunęła mi doskonały pretekst do rozpoczęcia nurtującego
mnie tematu.
- Musiałam się uspokoić – zrobiłam zbolałą miną, no, mam
nadzieję, że taka była. – Pokłóciłam się z kumplem na chemii.
- To ten, z którym byłaś na randce? – widzę, że
wiadomości szybko się rozchodzą. Bingo, kuzynko!
- Tak, Brad Garbowsky – mruknęłam i nie spuszczałam oka z
Konstancji, chcąc zaobserwować jej reakcję. Zbladła i przystanęła, ale już po
chwili opanowała się i obojętnym tonem kontynuowała rozmowę.
- Ach tak?
- Znacie się? – dobrze, że spoglądała w ziemię, bo
wpatrywałam się w nią, jak wygłodniały sęp, czekający aby rzucić się na swój
łup.
- Niezbyt dobrze – posłała mi wymuszony uśmiech i
skierowała do biblioteki, zostawiając mnie na korytarzu. Idąc na angielski,
zastanawiałam się, jak wyciągnąć prawdę z mojej siostry, kuzynki i Garby’ego.
W klasie byli już wszyscy. Szybko zajęłam miejsce, bojąc
się kolejnego spóźnienia. Austin siedział już w środku. Zaklęłam w myślach,
pewnie zmusi mnie do pójścia na przesłuchanie. Kompletnie o nim zapomniałam i
nie miałam teraz głowy na śpiewy, tańce i upokorzenia. Nie wiem dlaczego, na
widok blondyna uśmiechnęłam się. Siadając na krześle, przypomniałam sobie nasze
splecione dłonie, gdy opuszczaliśmy szkolną kozę. „Jesteś jak blask słońca” – te
słowa wciąż i wciąż brzmiały mi w uszach.
- Przestań, Ally! – krzyknęłam na siebie w myślach. Czas
przygotować się psychicznie do trudów dzisiejszego dnia.
Do klasy weszła pani Speaker. Dziś miała na sobie sari w
kolorze jasnej zieleni. Była podekscytowana dzisiejszym przesłuchaniem i całą
lekcję mówiła tylko o tym.
- Niestety musieliśmy wprowadzić pewne zmiany, ale o tym
opowiem szerzej w naszej małej świątyni sztuki – westchnęła głęboko. Zżerała
mnie ciekawość, co też ta szalona kobieta wymyśliła. Mimo całego strachu przed
występami, szczery entuzjazm pani Speaker udzielał się również mi. Z uwagą
przysłuchiwałam się jej słowom i powoli zaczynałam się cieszyć na ten występ.
Kiedy śpiewam, czuję się wolna i wyjątkowa. Jestem w tym dobra, więc chyba nie
ma się czego bać. Tak?
- Hej Ally – Austin uśmiechnął się, kiedy wychodziliśmy z
sali. Odpowiedziałam identycznym gestem i zaczęliśmy gawędzić o głupotach.
Dostrzegłam na schodach Kikę w otoczeniu jej popularnych przyjaciół.
Postanowiłam z nią porozmawiać.
- Muszę lecieć. Przeproś ode mnie Trish i Deza –
zawołałam do blondyna, który wchodził na stołówkę.
- Dobrze. Widzimy się po lekcjach, wierzę w ciebie!
No tak, jeśli łudziłam się, że zapomniał o obietnicy to
teraz wszelkie złudzenia się rozwiały. Pokiwałam głową i zaczęłam przeciskać
się przez tłum.
Wśród szkolnej elity zajmującej schody, brakowało CeCe i
Rocky, pewnie siedziały teraz w bibliotece, bo zaraz po lunchu miałyśmy mieć
matematykę, a ruda naraziła się wczoraj równie mocno, jak ja. Weinberger nie była
głupia. Mimo, że przyznałam się do ściągania, widziała, że to mój test był
rozwiązany poprawnie. I dla mnie, i dla mojego wroga miały rozpocząć się
ciężkie czasy.
Cieszyłam się z tego, że szkolnych przyjaciółeczek nie ma
na widoku. Już wystarczająco się stresowałam, że muszę podejść do ludzi, którzy
w hierarchii przewyższali mnie dziesięciokrotnie. Byli tam prawie wszyscy. Kika
i Konstancja, Maga i jej brat Michael - kapitan drużyny koszykówki ze swoją
świtą – bratem Rocky, Tylerem i Martinem Martinezem. Zauważyłam również blond
czuprynę przyjaciółki mojej kuzynki – Theo Duncan.
Wzięłam głęboki wdech i pomachałam do siostry.
Uśmiechnęła się i przywołała ruchem ręki.
- Cześć – drżenie w głosie było prawie niesłyszalne. Jest
dobrze!
- O mój boże, czy to mała Ally? – zawołał Mike. Nie miałam pojęcia, że król szkoły wie o moim istnieniu.
- O mój boże, czy to mała Ally? – zawołał Mike. Nie miałam pojęcia, że król szkoły wie o moim istnieniu.
-Tak – uśmiechnęłam się i zaczęłam denerwować się jeszcze
bardziej.
- Trochę wyrosłaś od naszej ostatniej rozmowy – zaśmiał
się. Mijaliśmy się codziennie na korytarzach, ale ja należałam do szarej masy,
której ludzie z wyżyn nie dostrzegają.
- Jasne, mała Ally miała wtedy trzynaście lat – w głosie
Kiki zabrzmiała złość. Pociągnęła mnie za rękę i zmusiła żebym usiadła obok
niej. Nie wiedziałam co o tym wszystkim sądzić.
- Słuchaj siostrzyczko – zaczęła – doszły mnie słuchy, że
umówiłaś się z Garbowsky’m. To się musi skończyć – jeszcze nigdy nie
przemawiała do mnie w ten sposób. Zdziwiłam się, ale nim zdążyłam otworzyć usta
i coś powiedzieć, uprzedził mnie Mike.
- Jeśli ten koleś się do ciebie zbliży, popamięta nas.
- Słucham? – od kiedy ci ludzie przejmują się, z kim się
umawiam i co się ze mną dzieje?
- Nasza paczka nie zadaje się z tym śmieciem - czysta
nienawiść i chęć zemsty, to chyba najlepsze określenie na ton Michaela.
- Od kiedy należę do waszej paczki? – byłam zdziwiona i
zła. Jak Kika mogła wywlekać moje prywatne sprawy przed swoimi znajomymi?
- Mała, albo jesteś z nami i jesteś kimś, albo – nie
dokończył. Przerwała mu dotychczas milcząca Maga. Wyglądała, jakby miała za
moment się rozpłakać. Starała się ukryć ból i udrękę, ale na próżno.
- Mike, wyluzuj – uspokoiła brata. – Ally jest z nami –
uśmiechnęła się do mnie, a ja wiedziałam, że wyciągnę od niej wszystko.
Uśmiechnęłam się, choć miałam ochotę się rozpłakać. Nic nie rozumiałam.
Uważałam Garby’ego za świetnego chłopaka. Dlaczego między nim, a tym gronem
istnieje taka nienawiść? Zawsze marzyłam o przynależności do tego teamu, ale
teraz, kiedy oni mnie chcieli, nie byłam pewna, czy nadal chcę należeć do tej
paczki.
Po chwili rozległ się dźwięk dzwonka. Przerwa na lunch
dobiegła końca.
Ruszyłam w kierunku sali 206, po drodze doganiając
przyjaciół. Opowiedziałam im o wszystkim, ale wiedzieli równie mało, jak ja.
- Dawson, w jakim świecie ty żyjesz? – struchlałam. Obok
nas stała Cecilia Jones i z dezaprobatą kiwała głową. Słyszała każde nasze
słowo.
- Co masz na myśli? – zapytałam. Ciekawość była
silniejsza niż duma i honor. Rudowłosa zaśmiała się.
- Garby dobierał się do twojej siostry, Magdalena, jego
ówczesna dziewczyna ich nakryła – byłam przygotowana na wszystko, ale nie na
to. Nie wierzyłam w to! Nie mogłam w to uwierzyć! Garby jest inny! Ktoś, kto
tak pięknie opowiada o miłości nie może być jakimś zboczeńcem!
- Jeśli mi nie wierzysz zapytaj kogo chcesz – odezwała
się CeCe widząc moją zszokowaną minę. Pogubiłam się. Co ma z tą sprawą
wspólnego Konstancja? Dlaczego Brad tak bardzo ich nienawidzi? Jedyne, co
zrozumiałam to ta pasja i pragnienie zemsty, które emanowało od Mike. Ktoś, kto
skrzywdził jego ukochaną siostrę nie zasługuje na nic więcej.
Wchodząc do klasy, po raz kolejny postanowiłam dowiedzieć
się prawdy. Czułam, że ta sprawa ma jakieś drugie dno, a ja je odkryję. Miałam
na głowie jeszcze jedną sprawę – dziwne poranne zachowanie Magi i Kiki.
Wiedziałam, że pojawią się na przesłuchaniu do musicalu i zaplanowałam tam
wyciągnąć od nich wszystko.
- Proszę, proszę, panna Dawson niespóźniona – ironiczny
głos Weinberger wyrwał mnie z zamyślenia. Błyskawicznie wróciłam na ziemię, a
raczej do tego piekła. – Mam nadzieję, że również przygotowana. Do tablicy!
Wstrzymałam oddech. Wstając, rozejrzałam się po klasie i
wtedy stało się coś dziwnego. Jones podniosła do góry kciuk i cichutko
wyszeptała „powodzenia”. Na moment zastopowało mnie.
- Dawson! – matematyczka zniecierpliwiła się. Zamaszystym
gestem wcisnęła mi podręcznik i długim szponiastym paznokciem wskazała zadanie.
Biorąc kredę do ręki, modliłam się o ratunek. „Jeśli stanie się coś, co mnie
wybawi od odpowiedzi, przez pół roku nie zjem czekolady!” - krzyczałam w
myślach. Zaszumiał głośnik szkolnej radiostacji.
„Przez rok!”
- Uwaga uczniowie! – rozległ się głos sekretarki.
Wstrzymałam oddech, a wraz ze mną cała klasa. Weinberger zacisnęła usta. Wygląda,
jakby miał trafić ją szlag. – Przesłuchania do szkolnego teatru odbędą się za
dziesięć minut. Wszystkich chętnych serdecznie zapraszamy do auli teatralnej.
Za niedogodności i zmiany przepraszamy.
Dzwońcie trąby anielskie! Jestem uratowana!
- Ty też? – matematyczka posłała mi spojrzenie mówiące,
że jeńców nie bierze.
- Tak pani profesor – nie spodziewałam się po sobie
takiego opanowania i spokoju w głosie. Spodziewaliśmy się wybuchu, ale zamiast
niego, Weinberger usiadła przy biurku i zaczęła notować, kto się pakuje.
- Idźcie, ale ostrzegam, kto wyjdzie z tej sali tylko po
to, by opuścić lekcję, srogo tego pożałuje.
Pojedyncze osoby usiadły. Wróciłam na swoje miejsce i
zabrałam swoje rzeczy. Zauważyłam, że pakuje się kilka osób również Trish i Dez
oraz CeCe i Rocky. Szybko wyszliśmy, bojąc się, że nauczycielka zmieni zdanie i
nas cofnie. Biegiem ruszyliśmy w kierunku teatru. Po drodze minęliśmy grupki
uczniów również zmierzających na przesłuchanie. Wypatrzyłam w tłumie jasnoblond
czuprynę.
- Austin! – krzyknęłam i pomachałam mu. Uśmiechnął się i
odmachał.
- Cieszę się, że się odważyłaś – szepnął i przytulił mnie.
Weszliśmy do środka. Zatkało mnie na widok liczby
zgromadzonych na auli osób. Dwie czwarte sali były zajęte, a wciąż schodzili
się rządni sławy uczniowie.
Zajęliśmy pierwsze wolne miejsca. Szczęście mi sprzyjało,
tuż obok siedziała Magdalena Sparkle. Sama. Kika znajdowała się gdzieś w
pierwszych rzędach.
- Hej – szepnęłam. Odwróciła się zdziwiona.
- Ally? Myślałam, że boisz się występów publicznych.
- Jeszcze bardziej boję się starej Weinberger – mruknęłam
posępnie.
- Słyszałam o akcji ze ściąganiem – pokiwała ze
zrozumieniem głową. Teraz albo nigdy, postanowiłam zaryzykować.
- Słuchaj, Magdalena – zaczęłam niepewnie. Przyglądała mi
się zaciekawiona. – O co chodziło rano? Tylko proszę, nie kłam.
Przez chwilę milczała bijąc się z myślami. Pochyliła się
w moją stronę i wyszeptała:
- O twojego ojca. Nie zgadzam się z Kiką, że trzeba to
przed tobą ukrywać.
Poczułam strach. Tato zawsze miewał szalone pomysły,
gdyby nie Dominika, pewnie już dawno umarłabym z głodu, braku pieniędzy i
opieki. Ciekawe co teraz wymyślił.
- Pojechał na jakiś czas do Arizony. Na zjazd fanów
wiolonczeli – dokończyła Maga i spojrzała na mnie ze współczuciem. Strach
zamienił się we wściekłość. Tego już było za wiele! Mój ojciec wyjeżdża na drugi
koniec kraju, zostawia mnie samą i nie wspomina o tym ani słowem?! Bardzo
często nie było go w domu, ale teraz przegiął. Powtórzyłam nowinę Trish.
Uścisnęła mi dłoń.
- Wprowadź się do mnie na ten czas – kochana! Wiedziałam,
że zawsze mogę na nią liczyć. Czułość zalała mi serce, ale już po chwili
zmroził je paniczny lęk. Na scenie pojawiła się pani Speaker. Wszyscy zamilkli.
- Dzień dobry wszystkim! – zawołała do mikrofonu. – Na
pewno zastanawiacie się, skąd ta nagła zmiana godziny. Wiecie przecież, że
jesteśmy poważną jednostką. Otóż mam dla was nowinę, może dobrą, może złą, ale
zdecydowanie zaskakującą. Tak spektakularnego wydarzenia jeszcze w naszej
szkole nie było! – przerwała i pokiwała na jakiegoś jegomościa w czarnym
garniturze. Wyglądał jak biznesmen albo właściciel zakładu pogrzebowego. Za nim
stał drugi nieznany facet w okularach.
- Witajcie! – zawołał ten w garniturze– Nazywam się
Robert Iger i jestem dyrektorem naczelnym The Walt Disney Company.
Pośród zgromadzonych rozległ się pomruk. Ważna szycha w
naszej szkole? Tak, zdecydowanie tego jeszcze nie było.
- Wasze liceum zostało wybrane do programu „Być jak
gwiazdy Disney Channel”. Więcej szczegółów poda wam pani Speaker.
Nauczycielka przejęła mikrofon i melodyjnym głosem
kontynuowała:
- Mieliśmy wystawiać w tym roku „Sen nocy letniej”,
jednak spotkał nas niesamowity zaszczyt i zostaliśmy wyróżnieni uczestnictwem w
programie. Zasady wyglądają następująco, wystawiamy musical na podstawie
jednego z filmów Disneya i rywalizujemy z innymi amerykańskimi szkołami.
Wstrzymaliśmy oddechy. To brzmiało jak sen! Zaczęłam się
denerwować. Co innego skompromitować się przed szkołą, a co innego przed całym
krajem. Chciałam wyjść, jednak myśl o czekającej w sali 206 matematyczce
powstrzymała mnie.
Pan Iger wyjaśniał na czym polega program i co jest
nagrodą. Dziesięć tysięcy dla szkoły i tygodniowa wycieczka dla aktorów do
Włoch! Bomba, nigdy nie byłam w Europie!
- Zdecydowaliśmy, że nasz teatr wystawi „High School
Musical”, a pomoże nam nie kto inny, jak choreograf i reżyser, pan Kenny
Ortega.
Rozległy się brawa. Facet w okularach wyszedł na środek
sceny i zaczął opowiadać, jak bardzo czuje się zaszczycony, że może z nami
współpracować, bla, bla, bla. Jasne.
Zastanowiłam się, co wiem o tym filmie. Moja najmłodsza
siostra go uwielbiała, dlatego chcąc, nie chcąc, widziałam go mnóstwo razy i
piosenki znałam na pamięć. Koło Szekspira, Grease, Hair, Chicago czy Gorączki
sobotniej nocy to nie leżało, ale z dwojga złego, mogłam w tym wystąpić.
- Uwaga, kochani! – pani Speaker znów przejęła mikrofon.
– Jak wiecie jest to musical, więc będziemy potrzebować i aktorów, i tancerzy,
i przede wszystkim dobrze śpiewających osób. Oczywiście nie każda rola będzie
wymagała wszystkich tych umiejętności, więc nie martwcie się. Dla każdego coś
się znajdzie. Dziś odbędzie się pierwszy casting, dla osób, które chcą śpiewać.
Pozostali niech wpiszą się na listę i usiądą po lewej stronie.
Sporo osób wstało i przeszło na drugą stronę teatralnej
auli, ale na swoich miejscach pozostało jeszcze wiele osób. Przesłuchanie mogło
potrwać długo, także rację miał Austin mówiący, że nie zjawimy się dziś w
kozie.
- Poznajcie Kelsi Perkins – drobniutka dziewczyna z burzą
czarnych loków wstała i weszła na scenę. Miała miły uśmiech i wydawała się
naprawdę w porządku. – Kelsi jest w ostatniej klasie i będzie naszą
akompaniatorką – dziewczyna usiadła przy fortepianie i zaczęła przeglądać nuty.
- Nie przeciągając dłużej, niech każde z was podpisze się
na tej liście, a ja będę wybierała po dwie osoby, chłopca i dziewczynę, którzy
zaśpiewają piosenkę próbną. Powiedzmy, że „What I’ve been looking for”. Teksty
leżą tam – wskazała ręką na plik kartek ułożonych na instrumencie. Minęło
kilkanaście minut, nim wszyscy podpisaliśmy się na liście. W końcu zapanował
spokój. Miałam ochotę stąd zwiać. Co ja sobie wyobrażałam? To nie dla mnie.
Pani Speaker wróciła na scenę z kartką w ręku i przez
chwilę ją studiowała.
- Dobrze, a więc zaczynamy! Życzę wam i sobie powodzenia
– usiadła przy stoliku wraz z panami ze stacji Disneya, z panią Ford,
nauczycielką muzyki oraz z trenerem Clappem, który zajmował się zawsze stroną
taneczną. Razem mieli wybrać obsadę.
- Może na początek Patricia Maria De La Rosa i Martin
Martinez.
Trish wstała, życzyłam jej szczęścia. Niewiarygodne, jak
potrafiła być opanowana. Ja, choć siedzę spokojnie w kącie, cała się trzęsę ze
strachu.
Zaczęli śpiewać. Wiedziałam, że Trish ma kawał głosu, ale
w połączeniu z głosem Deuca, zabrzmiała rewelacyjnie. Gdy skończyli, zebrali
głośne oklaski. Moja przyjaciółka z zadowoloną miną wróciła na miejsce.
Następni byli CeCe i Mike, również poszło im świetnie. Jedną z głównych ról
mają jak w banku. Wszyscy byli zachwyceni.
Czas mijał. Wszyscy moi znajomi już wystąpili. Jednym
poszło lepiej, drugim gorzej. Konkurencja była naprawdę ogromna, bo w naszym
liceum aż roiło się od utalentowanych muzycznie uczniów. Zaczęłam coraz
bardziej świrować. Minęła godzina, a ja wciąż nie zostałam wywołana. Trzęsłam
się, a z mojej pewności siebie, nie pozostało już nic. Postanowiłam cichaczem
wyjść i zrezygnować. Chrzanić matematykę, cały ten musical i tłum ludzi!
- Allyson Dawson i Austin Moon! – zawołał pani Speaker.
Blondyn wstał i ruszył w kierunku sceny, ja pragnęłam
zapaść się pod ziemię. Trish kopnęła mnie z całej siły w łydkę i wypchnęła z
loży. Nogi miałam jak z waty i nie widziałam przed sobą nic. Zaczęła ogarniać
mnie panika. Czułam, że się rozpłaczę i ucieknę stąd. Cudem udało mi się wejść
na scenę.
- Jesteście ostatni, pokażcie na co was stać –
uśmiechnęła się nauczycielka.
- Gotowa? – zapytał blondyn. Spojrzałam na niego, na
moich przyjaciół i wszystkich zgromadzonych w auli.
- Austin – zaczęłam – ja nie potrafię. Nie dam rady –
chłopak złapał mnie za rękę i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Boisz się, to normalne – podał mi mikrofon. – Ja też
się boję, ale wyobrażam sobie, że jestem gdzieś indziej, w zupełnie innym
miejscu, gdzie nikogo nie ma. Myślę sobie, że jestem tylko ja i muzyka. Zamknij
oczy i zanurz się w dźwiękach – machnął ręką na Kelsi, zaczęła grać.
- Spójrz na mnie, tylko na mnie. Nie pozwolę ci się
skompromitować, obiecuję. Proszę, Ally, zaufaj mi.
Zamknęłam oczy i kiwnęłam głową. Czułam ciepło dłoni
Austina, wyobrażałam sobie, że jesteśmy tu sami. Tylko my i muzyka. Blondyn
zaczął śpiewać:
„It's
hard to believe
That I couldn't see
You were always there beside me”
Nagle stało się coś niesamowitego. Cały strach się
ulotnił, a ja usłyszałam swój głos:
„Thought I was alone
With no one to hold…”
_________________________________________
I jak się podoba, moje drogie?
Musiałyście tyle czekać na ten rozdział, ponieważ mój ukochany kot miał zabieg brzuszka i cały ten czas spędziłam z nim w lecznicy bez dostępu do swojego laptopa.
Pojawili się kolejni bohaterowie i dodałam trochę niespodziewanych atrakcji. Mam dobrze zaplanowaną całą intrygę z Garby'm i siostrami Dawson, ale nic więcej nie zdradzę poza tym, że nastąpią ciekawe zwroty akcji. Zabieram się za kolejny rozdział.
Kocham Was!
Wasza M.