czwartek, 7 lutego 2013

"Możesz mi mówić Troy..."


12 września




Czujecie czasami, że choć nie wydarzyło się nic wielkiego, wszystko uległo zmianie? Jeden, najdrobniejszy szczegół, który nieodwracalnie zachwiał całą równowagą twojego wszechświata. Podgryzł ją i wywrócił do góry nogami. A ty spokojnie dajesz się temu ponieść, bo w głębi serca rozumiesz, że strona, do której jesteś przyzwyczajona, wcale nie musi być lepsza od tej, która stoi u twoich drzwi. Mimo, że nie wydarzyło się nic spektakularnego, nagle zdajesz sobie sprawę, że już nigdy nie spojrzysz na świat tak samo, jak przedtem.
Czułam się tak po przesłuchaniu. To wszystko było jak sen. Jak niezwykły sen, z którego nie potrafiłam i nie chciałam się obudzić. 
Kiedy skończyliśmy śpiewać, zapanowała kompletna cisza. Wszyscy wpatrywali się w nas szeroko otwartymi oczami, jakby nie rozumiejąc, co się stało. Trwało to kilka sekund, choć mnie zdawało się wiecznością, a później zapanował chaos. Wybuchła ogromna wrzawa, ludzie zrywali się z miejsc i klaskali. Nie rozumiałam, czym oni się tak podniecają. My po prostu zaśpiewaliśmy.
Austin spojrzał na mnie i uśmiechnął się, ale tak inaczej. Nie tak, jak wtedy, gdy żartował z Dezem i Trish, nie tak, jak wówczas, gdy sprzątaliśmy tę salę, nawet nie tak, jak w kozie. Tonęłam w jego uśmiechu, kiedy zrobił coś, czego całkowicie się nie spodziewałam. Powoli zbliżył swoje usta do mojej twarzy i pocałował mnie w policzek. Ciało przeszywały mi dreszcze. Gdyby mnie nie przytulał, na pewno bym zemdlała.
Nie przestając się uśmiechać, szepnął mi wprost do ucha „Jesteś wspaniała”, a pode mną ugięły się nogi.
Gdy schodziliśmy ze sceny, wszyscy nam gratulowali. Trish otworzyła usta ze zdziwienia i nie była zdolna słowa z siebie wykrztusić. Subtelnym kopniakiem dałam jej do zrozumienia, że może przestać wywalać gały, przecież słyszała mnie nieraz. Czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych tu osób. Z jednej strony było to szalenie przyjemne, ale wciąż miałam w sobie ogromny strach i z ulgą usiadłam na wcześniejsze miejsce.
- Ale zbladłaś – szepnął Dez i przytulił mnie. Obydwoje z Trish rozpływali się nad naszym występem, powtarzając co chwila, że są ze mnie dumni.
Chciałam stąd wyjść. Dość miałam stresów i nerwów, więcej nie zniosę. Ledwo trzymałam się na nogach.
Pani Speaker powiedziała, że jednogłośnie wybrano już pary, które zagrają główne role. Nie obchodziło mnie to. Dookoła każdy dyskutował tylko o tym, kim są te osoby. Na koniec nauczycielka ogłosiła, że lista osób zostanie wywieszona w poniedziałek, a we wtorek zostanie uzupełniona, o tancerzy i resztę aktorów, tych nieśpiewających, którzy zostaną wybrani w poniedziałkowym, ostatnim castingu. Niech sobie ogłasza. Niech robi cokolwiek. Ja nie dam rady jeszcze raz tego przeżyć. Serce chyba zaraz wyskoczy mi z piersi.
Z pomocą Trish, wstałam i dowlokłam się do drzwi. Było mi niedobrze. Pragnęłam tylko wrócić do domu i nie wstawać przez cały weekend, jednak było to niemożliwe. Tato buszował gdzieś po Arizonie, nie wiedziałam kiedy wróci, nie miałam pieniędzy ani wystarczającej ilości jedzenia w lodówce. Rozumiałam już, dlaczego Kika była taka zmartwiona rano. Wie, jak bardzo boli mnie fakt, że Penny mnie zostawiła, a teraz ona miała rzucić mi w twarz wyznanie, że ojciec również pojechał w nieznane. Moje życie to jedna wielka pomyłka. Wolałabym umrzeć, niż wprowadzić się teraz do Penny, dobrze, że państwo De La Rosa chętnie mnie przygarną na jakiś czas.
- Ally! – odwróciłam się, ale chyba zbyt gwałtownie, bo zakręciło mi się w głowie i gdyby nie pomoc Austina, który mnie zawołał, upadłabym.
- Dobrze się czujesz? – zapytał z troską, biorąc mnie na ręce. Pokiwałam twierdząco głową.
- To tylko stres – mruknęłam wtulona w jego tors. Cóż, taka pozycja raczej nie wpływała na poprawę mojego samopoczucia. Musiałam na chwilę stracić przytomność, bo kiedy otworzyłam oczy, leżałam na kurtce blondyna, który zmartwiony pochylał się nade mną, coś komuś wyjaśniając.
- Zemdlała. Nie może w takim stanie jechać autobusem – ze zdumieniem odkryłam, że drugą osobą, która się nade mną pochyla, jest moja siostra.
- Nie mogę jej odwieźć. Za dwie godziny mam samolot do Arizony.
- Jedziesz do taty? – zapytałam. Czułam się już lepiej. Ostrożnie spróbowałam się podnieść. Austin błyskawicznie znalazł się tuż obok i pomógł mi, jakbym była co najmniej umierająca.
Kika pomruczała niewyraźnie coś pod nosem, ale nie odpowiedziała. Nie mogłam pozbyć się myśli, że kłamie. To irracjonalne, gdyby nie lot, odwiozłaby mnie. Przecież to moja starsza siostra.
- Co się stało? – od strony parkingu przybiegli Maga i Mike. Nim moja siostra zdążyła się odezwać, mój towarzysz wyjaśnił sytuację. Rodzeństwo Sparkle ze zrozumieniem pokiwało głowami.
- Odwieziemy cię, Ally – uśmiechnął się Michael i wziął mnie na ręce. Próbowałam protestować, ale widząc spojrzenie Kiki, zamilkłam. Piorunowała mnie wzrokiem, a później minęła nas bez słowa i wsiadła do swojego kabrioleta, z piskiem opon wyjeżdżając z parkingu. Austin wciąż stał w miejscu. Z okien auta widziałam jego postać i zdziwił mnie wyraz jego twarzy. Wyglądał jakby miał go trafić konkretny szlag.
Mike świetnie prowadził. Wiedziałam, że moi wybawiciele mieszkają gdzieś w dzielnicy Brickell, a mimo to, widząc osobę w potrzebie, bez wahania zgodzili się zawieść mnie na Coral Way. Nie czułam się najlepiej, więc nie rozmawialiśmy dużo. Obydwoje byli na przesłuchaniu, więc raz jeszcze wysłuchałam miliarda pochwał i zapewnień, że mam prawdziwy talent. Uśmiechałam się blado i dziękowałam, nie mogąc się zdecydować, za co dziękuję. Za komplementy, za powiezienie, czy za okazanie mi sympatii.
Michael pomógł mi wysiąść i zaniósł mnie do mojego pokoju. Krępowałam się tym, bo w końcu sąsiedzi mogli zobaczyć. Taty nie ma w domu, a mnie odwiedzają nieznani chłopcy. W dodatku noszą mnie na rękach! Muszę dbać o opinię!
Magdalena przyszła po chwili, przyniosła moją torbę i zapytała czy czegoś potrzebuję. Zaprzeczyłam, nie chcąc robić tym sympatycznym ludziom więcej kłopotów.
- Twojego ojca nie ma, może po kogoś pójść? – to było wzruszające, jak mocno się mną przejmowali.
- Wszystko okej. Prześpię się trochę, a później pojadę do Trish – uśmiechnęłam się.
 Rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Zanim któreś z nas zdążyło zareagować, na schodach zadudniły pośpieszne kroki. Stawiałam dziesięć dolców, że to Dominika. Po chwili usłyszeliśmy delikatne pukanie i chórem zawołaliśmy „proszę”. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Tak, jak przypuszczałam, pojawiła się moja dobra wróżka.
- Dzwoniła do mnie Trish. Jaki się czujesz? – usiadła na brzegu łóżka i przywitała się z moimi gośćmi. Rodzeństwo Sparkle się pożegnało, obiecując, że zajrzą do mnie później. Czułam się, jakbym wygrała los na loterii. Jeszcze nigdy tyle osób naraz się o mnie nie martwiło.
Przy herbacie opowiedziałam sąsiadce, co się działo w szkole. Martwiła ją sytuacja z Garby’m i radziła mi, abym dogrzebała się do prawdy. Była równie ciekawa, jak ja. Euforii, która ją ogarnęła, na wieść, że poradziłam sobie na przesłuchaniu, nie da się opisać. Kocham ten jej dziki entuzjazm. Nie męczyła mnie długo. Zrobiła mi obiad, a później pozwoliła odpocząć.
Wieczorem obudził mnie dzwonek telefonu.
- Halo – mruknęłam zaspana, nie spojrzawszy nawet kto dzwoni.
- Ileż można! Dzwonię setny raz! Gdzie jesteś?! – Trish nie dała się tak łatwo uspokoić. Ustaliłyśmy, że w niedzielę rano mam do niej przyjść i zostać tak długo, jak będę chciała albo do powrotu taty. Cieszyłam się, że chociaż sobotę będę mogła spokojnie przespać i przeleniuchować. Powinnam iść do Sonic Booma, ale tato zatrudnił jakąś panią do pomocy, więc nie musiałam zjawiać się tam codziennie.
Zwlokłam się z łóżka, po złym samopoczuciu nie było śladu. Jeśli każde wystąpienie publiczne będzie się tak kończyło, nie wróżę sobie długiej i obfitej kariery.
Wzięłam koc i wyszłam do ogrodu. Usiadłam na huśtawce z tyłu domu, zapadał zmrok. Mimo to nie bałam się. Byłam przyzwyczajona do samotności. Moja sytuacja rodzinna nie sprzyja lękom przed ciemnością czy potworami. Zrobiło mi się smutno, że siedzę sama w piątkowy wieczór. Zadzwoniłam do Cassidy. Nie rozmawiałyśmy ze sobą od trzech dni. Ucieszyła się słysząc mój głos.
- Skończyłam zmianę w lodziarni, a klub jest dziś zamknięty. Będę w domu za dziesięć minut. Wpadnij do nas. Wprawdzie nie naprawili nam jeszcze światła, ale nie powinnaś siedzieć sama.
Zgodziłam się tym chętniej, że okazało się, że Cass mieszka sześć domków dalej. Nigdy jej tu nie widziałam. Może dlatego, że bardzo rzadko zagłębiałam się na osiedlu dalej, niż do Deza, który mieszkał osiem minut drogi ode mnie.
Przebrałam się w dżinsy i bluzę, na nogi wsunęłam ukochane trampki. Nie wiem po co, ale poprawiłam makijaż i przeczesałam włosy. Telefon, portfel i klucze wrzuciłam do kieszeni bluzy i dokładnie zamknęłam dom. Nie śpieszyłam się. Rozkoszowałam się chłodnawym powietrzem i spokojem wieczoru. Po kilku minutach znalazłam się pod domem moich szpitalnych znajomych, jako jedyny nie był oświetlony. No tak, przecież nie naprawili im jeszcze światła.
Zapukałam do drzwi, które po chwili otworzyły się. Wstrzymałam oddech. Jeszcze nigdy nie byłam tak zdumiona. Poczułam, że się rumienię.
- Przepraszam, chyba pomyliłam domy – wyjąkałam. Chciałam odejść, kiedy z głębi domu rozległo się wołanie:
- Austin, to Ally? – poznałam głos Cassidy i zamarłam. Powoli odwróciłam się i weszłam do środka. Chłopak w drzwiach nadal milczał. Nelson jak torpeda rzucił mi się na szyję.
- Ally! Jak fajnie, że przyszłaś! – szczera radość dziecka pomogła mi wrócić do równowagi. Odchrząknęłam i uśmiechnęłam się.
- Cześć Tarzanie, jak ręka?
Prowadząc mnie do salonu, opowiadał o prześwietleniu, zakładaniu gipsu i swoich szkolnych przygodach. Czułam na sobie świdrujące spojrzenie Austina. Nadal stał w otwartych drzwiach i wbijał mnie w poczucie winy.
Cassidy zapaliła świeczki i przygotowała jedzenie. Już po chwili zaśmiewałyśmy się do łez i dyskutowałyśmy na wszystkie tematy świata. Nawet nie zauważyłam, kiedy tuż obok nas pojawił się blondyn. Usiadł i wciąż mi się przyglądał. Błyskawicznie spojrzałam na swoją garderobę. Wszystko było z nią w porządku.
- O, Austin, nie zauważyłam cię – zaśmiała się Cass. – To Ally, dziewczyna z izby przyjęć. Mówiłam ci o niej.
- Znamy się – mruknął blondyn, ale cień uśmiechu przemknął przez jego twarz. Jego siostra zdziwiła się. Tego się nie spodziewała.
- Pozwól Cass, że ci przedstawię Austina, człowieka, który mnie na tę izbę przyjęć posłał – roześmiałam się, a jasnowłose rodzeństwo mi zawtórowało. Spędziłam niesamowicie miły wieczór. Już wcześniej chłopak sprawiał, że zaczynałam go lubić, ale dziś przeszedł samego siebie. Śpiewaliśmy, tańczyliśmy i wygłupialiśmy się. Nie rozumiałam, jak mogłam przyrzekać sobie nienawiść do Austina. Przecież to świetny chłopak! Przy nikim nie czułam się tak bezpieczna. Przy nim mogłam nawet publicznie śpiewać!
Wieczór przeszedł w noc. Żałowałam, że nie mogę zostać do rana, ale bałam się zostawiać dom bez opieki na tyle czasu. Nocowanie u Trish to co innego, ona mieszka naprzeciwko mnie.
Pożegnałam się z Cassidy, obiecując powtórne odwiedziny. Austin wyszedł ze mną, aby mnie odprowadzić.
- Chcę wiedzieć czy dotarłaś bezpiecznie. Jest późno.
Było zimno, blondyn oddał mi swoją kurtkę i nie zaprotestowałam, kiedy wziął mnie za rękę. Było mi tak dobrze, tak przyjemnie! Rozmawialiśmy o nic nieznaczących rzeczach, ale to się nie liczyło. Liczyła się magia, która nas otaczała.
- Wejdziesz na herbatę? – zapytałam uśmiechając się.
- Chętnie, ale Cassidy będzie się martwić.
- Możemy zadzwonić – zaśmiałam się. Chwilę później siedzieliśmy w moim pokoju i popijając gorący napój, zwierzaliśmy się sobie. Po raz pierwszy bez kłótni i złości, mówiliśmy rzeczy ważne. Nigdy nikomu oprócz moich przyjaciół nie opowiedziałam o swojej rodzinie, o tym jak się czułam, dorastając bez matki i z ojcem, który nigdy nie zwracał na mnie uwagi.
- Czułam się gorsza i nic nie warta. Nikt mnie nie kochał – czułam, że zaraz się rozpłaczę, ale to nie miało znaczenia. Chciałam żeby wiedział, kim jest prawdziwa Allyson Dawson. On musi to wiedzieć. Właśnie on.
- Ally – przytulił mnie. Był wzburzony. – To bzdura. Wiele osób cię kocha! Ja – przerwał gwałtownie, odetchnął głęboko i kontynuował – uważam, że jesteś wyjątkowa i wspaniała.
Miałam wrażenie, że chciał powiedzieć coś innego, ale nie naciskałam. Uspokoiłam się i znów się uśmiechałam. Kilka minut po trzeciej Austin wyszedł, a ja natychmiast zasnęłam.
Sobota była nuda i leniwa. Zadzwonił Mike i spytał, jak się czuję. Chciał przyjechać, ale wykręciłam się, mówiąc, że nocuję u Trish. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, pragnęłam jedynie hektolitrów herbaty, kreskówek i cieplutkiej pościeli. Idealna sobota trwała do godziny siedemnastej, kiedy to ktoś nachalnie zaczął dobijać się do drzwi wejściowych. „Szkoda, że nie ma Austina” – pomyślałam i zarumieniłam się.
- Albo Deza – dodałam już na głos.
Ku mojemu zdziwieniu, na zewnątrz stał Garby.
- Co ty tu robisz? – krzyknęłam zanim zdążyłam pomyśleć. Uśmiechnął się smutno i wręczył mi bukiet kwiatów.
- Chciałem cię przeprosić i wytłumaczyć wszystko. Jesteś jedyną osobą, której ufam.
Wzruszyłam się. Może nie powinnam, ale pozwoliłam mu wejść. Okej, CeCe powtórzyła mi plotki, ale dziwne zachowanie Kostki i Kiki dawało do myślenia. Zbyt dobrze je znałam. Ukrywały coś. Tylko od Garby’ego mogłam dowiedzieć się prawdy. Albo przynajmniej usłyszeć jego wersję.
Poczęstowałam go herbatą. Usiedliśmy w kuchni i w milczeniu pałaszowaliśmy kanapki. Mój gość milczał. Nie zmuszałam go do zwierzeń. Postanowiłam dać mu czas na zebranie myśli.
- Mówiłem już, że spotykałem się z Magą – zaczął. – To była miłość od pierwszego wejrzenia. Byliśmy ze sobą dwa lata i nie wyobrażaliśmy sobie życia bez siebie.
- I co się stało? – nie mogłam się powstrzymać.
- Magdalena przyjaźniła się z Kiką – westchnął ciężko. – Wiem, że mi nie uwierzysz, ale to nie ja się do niej dobierałem! Nawet jej nie tknąłem! – nikt nie potrafiłby udawać takiej desperacji. Nagle dotarł do mnie sens jego słów. Z wrażenia zabrakło mi tchu.
- Nie ty? – powtórzyłam. – Moja siostra – to było zbyt upiorne, nie mogłam tego wypowiedzieć na głos.
- Była impreza. Szukałem Magdaleny i wszedłem do pokoju, w którym była Kika. Była rozmazana i rozczochrana, w samej bieliźnie. Chciałem wyjść, ale zatrzymała mnie. Powiedziała, że jakiś koleś się na nią rzucił, ale uciekła – Garby wyrzucał z siebie słowa z prędkością światła. – Zapytała, czy dam jej koszulę, bo jej sukienka jest w strzępach. Zdjąłem koszulę i podszedłem bliżej, aby ją okryć, a ona pociągnęła mnie na łóżko i zaczęła całować. W tym momencie wpadła Maga. Chciałem jej to wytłumaczyć, ale Kika powiedziała, że rzuciłem się na nią. Konstancja to potwierdziła, twierdziła, że wymiotowała w łazience i wszystko słyszała.
- Dlaczego? – nie wiem, po co zadałam to pytanie i jaką odpowiedź chciałam uzyskać. Miałam mętlik w głowie.
- Nie wiem. Musisz mi uwierzyć! To prawda! – nie odpowiedziałam na to.
- A Maga? Dlaczego jej o tym nie powiesz?
- To jej przyjaciółka, nie uwierzy mi. Nikt w to nie wierzy – zakończył smutno i cicho. Mimo, że stawiało to moją ukochaną siostrę w najgorszym świetle, czułam, że ten załamany chłopak mówi prawdę. Czasami zauważałam, że Kika ma inne oblicze, ale blokowałam tę myśl. Przecież ona nie zrobiłaby tego własnej przyjaciółce!
Walczyłam z myślami. Zbyt wiele razy ktoś mnie oszukał, potrafiłam wyczuć fałsz, a w Garby’m go nie było. Tylko dlaczego Kika zrobiła coś takiego? Dlaczego?!
- Ja ci wierzę – szepnęłam w końcu. – Musimy coś z tym zrobić.
- Ale co? – kompletnie nie wierzył w powodzenie tej misji.
- Cokolwiek. Magdalena musi poznać prawdę!
- Nie może. To ją zniszczy. Ona kocha Kikę jak siostrę. To jej jedyna przyjaciółka.
- Tak bardzo się o nią martwisz – byłam pełna podziwu.
- Była moją jedyną miłością – w oczach chłopaka pojawiły się łzy. Próbowałam go jakoś pocieszyć. Nikt nie powinien tak cierpieć! Stracił ukochaną dziewczynę, przyjaciół, szacunek i zaufanie do ludzi. I to przez kogo? Moją własną siostrę, osobę, którą podziwiałam i której zazdrościłam. Postanowiłam rozgryźć całość tej sprawy, a później wyznać prawdę innym. Co więcej, zdobędę dowody na niewinność Garby’ego. Jestem mu to winna.
- Zaufaj mi, mam plan – uśmiechnęłam się i skierowałam rozmowę na inne tematy. Nie wiedziałam jak zabrać się do działania, ale wiedziałam, że nie będę zważała na nic. To jest wojna!
W końcu nadeszła niedziela. Słoneczna i upalna. Spakowałam torbę i poszłam do Trish.
Pani Marisol przygotowywała śniadanie. Ucieszyła się na mój widok i zaprowadziła do stołu.
- Za dużo przesiadujesz sama – powiedziała. – Powinnaś częściej do nas przychodzić.
Uwielbiam rodzinę mojej przyjaciółki. Są tacy swojscy, otwarci i kochani.
- Wiesz, że pokój gościnny zawsze będzie na ciebie czekał – uśmiechnął się pan Juan.
Trish nie przestawała mówić. Widziała wczoraj świetny film i nie wytrzymałaby, gdyby nie opowiedziała go ze wszystkimi szczegółami.
Śniadanie upłynęło w przemiłej atmosferze. Dużo żartowaliśmy i było dokładnie tak, jak zawsze wyobrażałam sobie rodzinną niedzielę.
- Jest taka piękna pogoda, wyjdźcie gdzieś – zachęcała pani De La Rosa.
Stanęło na wycieczce na plażę. Wcisnęłyśmy się w szorty i zadzwoniłyśmy do Deza. Był zachwycony pomysłem. Dziewczęta w bikini to coś, co faceci lubią najbardziej.
- Pójdzie po Austina i przyjdą po nas – Trish streściła mi rozmowę telefoniczną z przyjacielem.
- Nie musimy na nich czekać, wiem, gdzie mieszka Austin – rzuciłam od niechcenia, pakując najpotrzebniejsze rzeczy.
- Skąd? – w głosie Trish brzmiało niedowierzanie. Pociągnęłam ją za rękę i wyszłyśmy na zewnątrz. Upał dawał się we znaki. Asfalt niemalże parował, rozgrzany trzydziestokilkustopniowym gorącem. Ruszyłyśmy w kierunku domu blondyna. Trish nie dawała mi spokoju, czekając na odpowiedź. Opowiedziałam jej o Nelsonie i Cassidy oraz o wizycie w domu Moonów. Przemilczałam jedynie nocne odwiedziny blondyna. Nie mamy przed sobą tajemnic, ale nie chciałam, żeby źle to zinterpretowała. Zaczęłam za to mówić o wizycie Brada i o tym, co mi powiedział. Była równie zdumiona i zdezorientowana, jak ja.
- Myślę, że jedynie Konstancja może nam powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi – miała rację. Moja kuzynka, mimo pozornej złośliwości, jest najbardziej kochaną istotą we wszechświecie. Nigdy nie skrzywdziłaby nikogo bez powodu. Tylko jak z niej to wydobyć?
- Pogadaj z Emmą, nie jest dużo młodsza, możliwe, że coś pamięta – rzucił pomysł Dez, z którym zjednałyśmy się pod domem Austina i zdążyłyśmy streścić mu najnowsze wydarzenia. Sugestia Deza mogła dać efekty. Z Emmanuelle, moją rok młodszą kuzynką zawsze miałam dobry kontakt. Kochała śpiewać i występować, często przychodziła do Sonic Boom po nowe instrumenty. Może czas złożyć jej wizytę?
- Hej ludziska, co tam? – blondyn wyszczerzył zęby w uśmiechu i wpuścił nas do środka. Zapoznaliśmy go z planem wypadu na plażę. Tak, jak i Dez, był wniebowzięty. Ubłagał Cassy, żeby pożyczyła nam samochód. Zgodziła się, ale do pakietu dorzuciła Nelsona.
Bardzo rzadko bywam na plaży, ale dzisiejsza wyprawa była strzałem w dziesiątkę. Jeszcze nigdy tak dobrze się nie bawiłam. Kąpaliśmy się, opalaliśmy, tarzaliśmy w piasku. Miałam wrażenie, że wakacje wcale się nie skończyły. Patrząc, na moich towarzyszy czułam, że oddałabym za nich życie.
Czas leciał bardzo szybko, nim się spostrzegliśmy, nadszedł wieczór i musieliśmy wracać do domów. Niestety, widmo jutrzejszej szkoły i porannego wstawania, wisiało nad nami jak katowski topór.
Budzik wyrwał mnie ze snu o siódmej.
- Nie chcę – jęknęłam i zamknęłam oczy, przewracając się na drugi bok. Nie dane mi było jednak zatopić się ponownie w krainę marzeń. Trish waliła do drzwi i kazała ruszyć tyłek z wyra. Despotka. Była podekscytowana i cały czas mówiła tylko o liście uczestników musicalu. Ze zdumieniem odkryłam, że całkowicie wyleciało mi to z głowy. Nie łudziłam się, że dostanę rolę, konkurencja była ogromna, a inni uczniowie mieli doświadczenie w szkolnych przedstawieniach. Poszłam, zaśpiewałam i na tym kończy się moje zadanie. Muszę wziąć się za matematykę, a nie za jakieś sztuki i konkursy.
- No chodź, bo się spóźnimy – moja nieludzka przyjaciółka siłą oderwała mnie od stołu i zaciągnęła na przystanek. Po takim weekendzie, jeszcze mocniej niż zazwyczaj, nienawidziłam szkoły. Jak można było się spodziewać, uczniowie czekający na autobus, dyskutowali tylko o obsadzie. Ratunku!
Nie miałam ochoty tego wysłuchiwać. Z miną cierpiętnicy stałam i marudziłam Trish, jakie to nudne są te wszystkie podniecające szepty i oczekiwania. Popukała się w głowę.
W szkole było jeszcze gorzej. Tłum kłębił się pod drzwiami auli, czekając na wyjście pani Speaker. Przecież to tylko zwykłe przedstawienie!
- To nie jest zwykłe przedstawienie – głos, jakiejś uczennicy z pierwszej klasy, był jakby odpowiedzią na moje myśli. – To krok do wielkiej kariery. Patronat stacji Disneya zamienia nasz musical w wielkie wydarzenie…
Dalej nie przysłuchiwałam się. Wielkie wydarzenie, dobre sobie!
Nagle wszyscy zamilkli. Wrota otworzyły się i nauczycielka w słyszącym krwistoczerwonym sari pojawiła się na korytarzu. Tłum rozstąpił się. Pani Speaker podążyła w kierunku szkolnej tablicy ogłoszeń. Nie będąc w stanie przedrzeć się przez ciżbę, wraz z nimi ruszyłam w ślad za nauczycielką. Lista w pełnym szacunku milczeniu została przywieszona na tablicy. Wybuchła ogromna wrzawa, każdy chciał jak najszybciej dowiedzieć się, kto zagra, a kto musi obyć się smakiem.
- To niemożliwe! – histeryczny krzyk mojej siostry zastopował ludzi. Wybiegła ze zgromadzenia, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Była wściekła i rządna zemsty. Liczyła na jedną z głównych ról, ale chyba żadnej nie dostała. Zrobiło mi się jej żal.
Chciałam pójść za nią, ale zatrzymał mnie tłum. Ludzie uśmiechali się i klaskali, nie rozumiałam dlaczego.
- Brawa dla nowej Gabrielli Montez! – krzyknął Mike podnosząc mnie.
- Co?! – krzyknęłam, próbując wyrwać się z ramion unoszących mnie uczniów.
- Dostałaś główną rolę kobiecą – szczera radość Magi zastopowała mnie. Ona również starała się o angaż, a mimo to, potrafiła cieszyć się z powodzenia innych. Coraz bardziej zaczynałam ją lubić.
- A kto zagra mojego partnera? – zapytałam, kiedy już udało mi się wrócić na ziemię.
- Ja – zawołał Austin i przytulił mnie. – Możesz mi mówić Troy! – śmiech otaczających nas osób docierał do mnie jakby z oddali. Podeszłam do listy i nie wierzyłam własnym oczom. Pod nazwiskiem blondyna, zobaczyłam swoje, tuż przy napisie „Gabriella Montez”. Spojrzałam niżej. CeCe dostała rolę Sharpay, ale nigdzie nie dostrzegałam imienia siostry.
Poczułam dziwny uścisk w środku i odwróciłam się ku tłumowi uczniów. Uśmiechnęłam się i postanowiłam zagrać. Czas pokazać, że Allyson Dawson to nie tylko Mała Ally.

__________________________________________
Wybaczcie, jeśli pojawią się jakieś literówki, ale z braku czasu, nie przeczytałam go ponownie.
Jutro wyjeżdżam na weekend z przyjaciółkami, więc nie wiem, kiedy pojawi się nowy rozdział.

PS. Moje małe kociątko wróciło dziś do domu i czuje się znacznie lepiej! 

Kocham Was!

Wasza M.