czwartek, 4 grudnia 2014

"Brygada Imprezowego Wsparcia..."

31 grudnia

Prawdą jest stwierdzenie, że czas pędzi jak oszalały, kiedy spędzamy go w świetnym towarzystwie. Dopiero były święta, a dziś już sylwester. Czy ktoś wyciął minione dni z kalendarza? A może to dla mnie każdy poprzedni zlał się w jeden długi, niekończący się dzień, wypełniony szczęściem, miłością i spotkaniami z przyjaciółmi? Może to ja gdzieś zatraciłam zdolność racjonalnej oceny, a może upływ czasu przestał mieć dla mnie znaczenie. Dlaczego miałabym się tym przejmować, skoro miałam przy sobie wszystko, czego potrzebuję? Austin był przy mnie i tylko to się liczyło. Wybłagałam u rodziny dyskrecję w sprawie świąt, obiecali milczeć, a ja im ufałam. Najbardziej bałam się, że Jack może się wygadać. Był wściekły i odgrażał się, że skopie Austinowi tyłek. Okay. Nie tylko tyłek. I może użył trochę bardziej dosadnych określeń. Kilka godzin zajęły mi błagalne modły przed bratem. W końcu, choć wciąż niezadowolony, przyrzekł, że będzie milczał i nie rzuci się z pięściami na mojego chłopaka. Dotrzymał słowa, jednak nie mógł sobie odmówić przyjemności odbycia poważnej rozmowy z blondynem. Nie mam pojęcia o czym mówili, ale chyba wyjaśnili sobie kilka spraw, bo od mojego brata przestała bić widoczna na kilometr łuna nienawiści, kiedy ktokolwiek wspomniał nazwisko Moon. Ku mojemu zdumieniu, również Mike powiedział Austinowi kilka słów. Świadomość, że mam kogoś, kto się o mnie martwi i zależy mu na moim szczęściu była dobrą świadomością. Najlepszą. Dawała mi jakieś wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa. Dobrze żyć z myślą, że cokolwiek się stanie, jest ktoś, kto nie pozwoli mnie skrzywdzić i będzie walczyć o moje szczęście.
- Ally, pamiętaj, dzwoń, gdybyś miała jakieś problemy - powiedział po raz miliard któryś tam tato. Dochodziła siedemnasta, taksówka mogła podjechać w każdej chwili. Tato nie był zachwycony urządzeniem sylwestrowej nocy filmowej w naszym domu, ale Sally i Kathy go przekonały.
- Dajże spokój! - zdenerwowała się babcia. - Ally doskonale potrafi o siebie zadbać i jest rozsądna, tak samo, jak jej przyjaciele.
- No nie wiem - pomyślałam, ale przezornie milczałam i jedynie kiwnięciem głowy przytakiwałam słowom babci.
Jestem pewna, że Sally doskonale zdawała sobie sprawę, że to będzie prawdziwa impreza, ale ona zawsze zachęcała mnie do wyjścia z cienia i jak ją znam, z całego serca popierała moje plany.
- Macie rację, marudzę - uśmiechnął się zawstydzony tato - Chodźmy, zanim się rozmyślę.
- Bawcie się dobrze! - zmiatajcie, muszę przygotować jeszcze masę rzeczy.
- Ty też, Ally - babcia spojrzała na mnie z ironią. - Miłego oglądania filmów.
Wiedziałam! Ta kobieta ma jakiś radar. Pokręciłam głową i wzruszyłam ramionami. Na szczęście nikt, poza Sally oczywiście,  tego nie widział.
Kiedy w końcu zostałam sama, rozejrzałam się uważnie. Za moment miały pojawić się dziewczyny. Umówiłyśmy się, że przyjadą wcześniej i pomogą mi ogarnąć dom. Cóż, wszystkie miały o wiele większe doświadczenie w urządzaniu imprez niż ja. Prawdę mówiąc, strasznie się stresowałam. Wiedziałam, że będą tańce, głośna muzyka i alkohol. Nie chciałam się wygłupić. Raz w życiu piłam piwo. Razem z Dezem i Trish, kiedy mieliśmy piętnaście lat. Byłam przerażona, że tato wyczuje alkohol, więc zjadłam dwa kebaby i połowę szpinakowej pizzy. Trish popłakała się ze śmiechu, a Dez, którego urodziny wtedy opijaliśmy, stwierdził, że następnym razem poczęstuje mnie wodą, bo zbankrutujemy, jeśli za każdym razem, kiedy chociaż powącham alkohol, pochłonę połowę karty pobliskiej knajpki. Bardzo śmieszne. Jednak faktem jest, że ja i napoje z procentami nie jesteśmy zbyt bliskimi przyjaciółmi. Pocieszająca jest myśl, że będę w otoczeniu przyjaciół, nawet gdybym zrobiła z siebie idiotkę, nie wyjdzie to poza ściany mojego domu.
- Puk, puk! - Emma i Kostka wkroczyły bez pukania. Obie niosły jakieś pudła.
- Hej - uśmiechnęłam się na widok kuzynek. - Co tam macie?
- Karl kupił piwo i wódkę - chwila, co?
- Wasz pokręcony ojczym kupił wam alkohol?! - przecież ten człowiek ledwie toleruje ich obecność w domu.
- Im nie, ale mi tak - zachichotała Kim i odstawiła swój karton na podłogę. Mimo że nie chciałam, musiałam ją zaprosić z dwóch powodów - spotyka się z Garby'm i jest najlepszą przyjaciółką mojego brata, względem którego mam dług wdzięczności. Jack nie wybaczyłby mi, gdybym ją pominęła.
- Poszukam misek - mruknęłam na widok ilości butelek. Dziewczyny wybuchnęły śmiechem.
- Hej wszystkim! - Trish wpadła do środka i z zapartym tchem, zaczęła nam opowiadać film, który przed chwilą skończyła oglądać.
- Nie stójmy tak - powiedziałam, kiedy brunetka skończyła swoją opowieść. Dzwonek zawrócił mnie, gdy dochodziłyśmy do salonu. Pobiegłam otworzyć.
- Brygada Imprezowego Wsparcia przybyła na ratunek! - wykrzyknęła CeCe i pomachała mi przed oczami balonami. Razem z nią przyszły Rocky, Maga, Teddy, Caroline, Jose i Kika.
- Wchodźcie - przesunęłam się i zmartwiona spojrzałam na siostrę. Może to nie był najlepszy pomysł, żeby tu dziś ją zaprosić? Od chwili, gdy zdecydowałam się urządzić tę imprezę, zastanawiałam się, czy powinnam wtajemniczyć w nią Kikę. Nie powinna się przemęczać. Powinna odpoczywać i odpoczywać, i odpoczywać. I jeszcze odpoczywać. Sekretne, całonocne imprezy nie znajdują się w pobliżu tej czynności. W końcu postanowiłam, że decyzję pozostawię siostrze. To był dla mnie ważny dzień i chciałam, żeby była tu ze mną. Umówiłyśmy się, że jeśli się źle poczuje, zadzwonimy do Marka.
- Mamy balony i świecidełka, i takie fajne patyczki, które się odpala, a z nich lecą iskierki - ekscytowała się ruda.
- Zimne ognie, CeCe - wywróciła oczami Maga. - To się nazywa zimne ognie.
- Też fajnie - wzruszyła ramionami. - Hej!
Zebrałyśmy się w salonie i po krótkiej rozmowie, ustaliłyśmy podział zajęć. Kim, Caroline, Teddy, Jose i Maga miały zająć się jedzeniem, znały się na tym najlepiej i przyniosły ze sobą masę rzeczy, które trzeba było podgrzać. Rocky, CeCe, Kostka, Emma, Trish i ja zostałyśmy w salonie, i dmuchałyśmy balony. Kika została zmuszona do położenia się na sofie i odpoczywania. Oburzyła się, ale nie miała szans, żadna z nas nie pozwoliła jej ruszyć się z miejsca.
- Tutaj puśćmy girlandę z lampek, a tu i tu balony - komenderowała moja siostra. Jeśli chodzi o zmysł dekoratorski, jest świetna. Zgodnie z jej radami, śmiejąc się i przesuwając stół, umieściłyśmy balony pod samym sufitem. Może to dość tandetne, ale hej, kto nie lubi balonów?
- Pięknie - Trish była zachwycona.
- Trzeba wynieść stół i krzesła, i możemy zaczynać imprezę - Rocky miała rację. Poradziłyśmy sobie z tym, zanosząc przeszkadzające meble do gabinetu taty. Sofę i fotele przesunęłyśmy pod samiutką ścianę. Salon wydawał się pusty, ale właśnie tak miało być. Tylko szafa, komoda, nieduży stolik w rogu i coś do siedzenia. Wow, nie zdawałam sobie sprawy, że to takie duże pomieszczenie.
- Teraz jest super - pokiwała głową Rocky, a my się z nią zgodziłyśmy. Z kuchni dochodziły apetyczne zapachy, alkohol chłodził się w lodówce, a my miałyśmy jeszcze masę czasu. Reszta towarzystwa miała pojawić się dopiero o dziewiętnastej, za czterdzieści minut.
- Ally, zamierzasz bawić się w tym? - CeCe wskazała na moje legginsy i rozciągnięty, znoszony sweter, idealny zestaw z gatunku ciuchy po domu. Dziewczyny przyjechały wyszykowane. Wszystkie miały krótkie sukienki czy spódniczki.
- Nie mam pojęcia co założyć - przyznałam szczerze.
- Zaraz coś znajdziemy! - Kika poderwała się z kanapy i całą zgrają ruszyłyśmy na górę. Zaczęłam robić makijaż, a dziewczyny komentowały wnętrze mojej szafy. Pogratulowałam siebie w myślach, że zdążyłam się pozbyć ohydy w róże i innych dziwacznych kreacji.
- To! - wykrzyknęła moja siostra. - Musisz założyć to!
Trzymała w dłoniach krótką białą sukienkę bez ramiączek. Nie miała żadnych ozdób ani wstawek, jej urok tkwił w prostocie.
- Nie za banalna? - nie byłam przekonana.
- Absolutnie nie! - Kostka już buszowała w mojej biżuterii. - Do tego ten duży, krótki wisiorek, ta bransoletka i te białe sandałki na obcasie.
- I niedbałe, rozwichrzone loki, takie, jak na balu - dodała Trish, a dziewczyny pokiwały głowami. Nie miałam nic do gadania. Wzięłam sukienkę i udałam się do łazienki. Nie lubię nosić staników bez ramiączek, mam wrażenie, że przy pierwszym gwałtownym ruchu, moje ubranie zjedzie z dół, a ja pozostanę naga i umrę ze wstydu, jednak tym razem stwierdziłam, że warto się pomęczyć. Kiedy wróciłam do pokoju i przejrzałam się w lustrze, musiałam przyznać, że ta kiecka jest strzałem w dziesiątkę.
- Austin będzie musiał się cholernie mocno powstrzymywać, żeby nie rzucić się na ciebie - zachichotała Trish, gdy Kostka zajmowała się moją fryzurą. Zaczerwieniłam się aż po same cebulki, co, niestety, nie uszło uwadze moich towarzyszek.
- O mój Boże!  - wykrzyknęła CeCe. - Allyson Dawson, mów, czy my o czymś nie wiemy?!
- No - odparłam przeciągle i zawstydzona przygryzłam wargę.
- Czy wy także sądzicie, że ona coś ukrywa? - powiedziała Trish.
- Absolutnie - pokiwała głową Emma.
- Zdecydowanie tak - zgodziła się Rocky.
- No dalej, Ally, nie ukrywaj! - pogoniła mnie Trish. Spojrzałam na nie i wzięłam głęboki oddech.
- Spałam z Austinem - wyrzuciłam z siebie szybko.
Uff. Mam to za sobą. Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień. Albo jakoś tak. Zapadła cisza tak gęsta, że dałoby się ją kroić nożem, ale po chwili moje towarzyszki, jedna przez drugą, zaczęły piszczeć i zadawać pytania.
- Kiedy?! - zapytała Trish, kiedy pierwszy szok trochę minął.
- W Boże Narodzenie - mruknęłam. Było mi strasznie głupio o tym opowiadać, ale wiedziałam, że się nie wykręcę.
- Czekaj, najpierw przyprowadziłaś Dave'a na rodzinny obiad, a później przespałaś się z Austinem? - Kika zmarszczyła brwi. Cholera! Wybuch złości za trzy, dwa, jeden...
- Ty głupia idiotko! - wrzasnęła Trish. - Co ja ci mówiłam o spotkaniu się z tym całym Davem?!
- Trish, wyluzuj - wywróciłam oczami. - To była losowa sytuacja.
- Kim, do cholery, jest Dave? - zapytała CeCe.
- Jakimś tajemniczym blondynem, który prawie rozjechał tego pustaka samochodem, a później razem się szwendali po kawiarniach - odpowiedziała brunetka.
- Wystarczy! - krzyknęłam. - Ile razy mam cię przepraszać za to, że się z nim umówiłam podczas remontu?
- To nie mnie powinnaś przepraszać tylko Austina - burknęła Trish.
- Austin wie? - Rocky spojrzała na mnie.
- Nie - zerknęłam groźnie na przyjaciółkę - i tak ma zostać. Dave był moją odskocznią, kiedy myślałam, że już więcej nie zobaczę Austina. Ta świąteczna wizyta nie ma znaczenia. Zresztą, raczej już więcej się z nim nie spotkam, nie chcę przez jakąś wątpliwą przyjaźń ryzykować, że rozpadnie się mój związek.
- Kocham cię, siostra, ale czasami cię nie rozumiem - Emma przyjrzała mi się uważnie. - I nie mówię teraz o Dave'ie. Austin zrobił ci ogromne świństwo, strasznie cię skrzywdził, a ty poszłaś z nim do łóżka?
- Tak. I nie żałuję. Było magicznie, dokładnie tak, jak w mojej wyobraźni. Może to nie zabrzmi najrozsądniej, ale Austin jest moim całym światem. Czasami go nienawidzę za to, co mi robi. W takich chwilach chciałabym go zostawić i pójść na przód, ale nie mogę. I wtedy nienawidzę siebie. Jestem od niego uzależniona. Zbyt mocno go kocham i nawet wtedy, kiedy mnie krzywdzi, nie jestem w stanie odejść, nie potrafię. Myślę, że wybaczyłabym mu wszystko, bo na tę chwilę nie umiem żyć bez niego. Może kiedyś się tego nauczę, nie wiem.
- Ja cię rozumiem - CeCe pokiwała głową. - Gdyby Mike odszedł, prędzej bym umarła niż poradziła sobie bez niego.
Siedziałyśmy przez moment i zastanawiałyśmy się nad wypowiedzianymi słowami.
- No już! - Kostka pierwsza oprzytomniała. - Koniec tych depresyjnych roważań. Dziś się bawimy!
Jak na zawołanie, gdy tylko skończyła mówić, zabrzmiał dzwonek.
- Impreza! - zawołała Trish.
Zeszłyśmy na dół. Dziewczyny udały się do kuchni sprawdzić, co z jedzeniem, a ja pobiegłam otworzyć.
- Ally, wyglądasz niesamowicie! - Dez zlustrował mnie wzrokiem.
- Dzięki - uśmiechnęłam się. - Gotowi na najlepszą imprezę sylwestrową w historii imprez sylwestrowych?
- Jasne!
Stawili się wszyscy. Jack, Dez, Mike, Ty, Josh, Garby, Austin, Kol - chłopak Teddy, Matt, który dawniej podkochiwał się w Rocky, a od czasu halloweenowego balu wyraźnie adorował Jose oraz Deuce. Chwila. Co?!
- Co ty tu robisz?! - wykrzyknęłam. - Powinieneś być teraz w Sydney!
- Niespodzianka - zachichotał. - Strasznie się stęskniłem za Trish.
- Chcesz powiedzieć, że ona nic nie wie? - chłopak pokiwał głową. Czuję, że to będzie niezapomniana noc.
Przeszliśmy do salonu. Wszystko było już gotowe. Na stoliku ustawiono półmiski, salaterki, butelki i szklanki. Któraś z dziewczyn włączyła muzykę. Zaczyna się. Pierwsza impreza, którą organizuję.
- Co ty tu robisz?! - wrzask Trish był głośniejszy niż "Pumped up Kicks". Brunetka rzuciła się Deuce'owi na szyję. Uśmiechnęłam się. Tak bardzo do siebie pasowali.
- Cześć, Pszczółko - szepnął mi wprost do ucha Austin i objął mnie w pasie.
- Hej - odszepnęłam i przekręciwszy głowę, pocałowałam go.
- To niesamowite, że jesteśmy tu wszyscy razem! - wykrzyknęła Maga.
Mike zajął się alkoholem. Stanęliśmy w okręgu, każdy z nas trzymał w ręku szklankę.
- Za najlepszą imprezę w najlepszym towarzystwie! - zawołał Ty.
Wypiliśmy. Skrzywiłam się. Wódka. Fuj.
- Chyba nie masz tam alkoholu? - zapytałam Kikę.
- Spokojnie, Alls - pokręciła głową. - To tylko sok.
- Obserwuję cię - mruknęłam, ale na tym skończyły się moje narzekania, bo Dez porwał moją siostrę do tańca. Po chwili za ich przykładem na parkiet ruszyła reszta.
- Zatańczymy? - zapytał Austin, a ja udałam przerażenie.
- Mam złe wspomnienia.
- Nie przyjmuję odmowy - prychnął i przyciągnął mnie do siebie.
- Gdzie się podziały meble? - blondyn rozejrzał się po pomieszczeniu.
- W gabinecie. Jutro będziesz je dźwigał, żeby tato się nie zorientował - zachichotałam.
- Wybacz, stary, odbijany - Jack pojawił się między nami. Posłałam chłopakowi przepraszający uśmiech.
- Co jest, młody? - zapytałam.
- Upewniam się, że wszystko gra - ostatnim razem, kiedy z nim tańczyłaś, złamał ci serce.
- Obiecuję, że dam ci znać, jeśli zrobi to ponownie - wywróciłam oczami.
- Zabiję gnoja, jeśli to zrobi.
- Bądź miły - syknęłam. - I zajmij się Care. Zobacz, stoi sama i pije drinka. Ładnie dziś wygląda, prawda?
- Nienajgorzej - przyznał Jack. Idiota. Brunetka miała na sobie czarną, koronkową sukienkę do połowy uda i wysokie obcasy.
- Lubisz ją?
- Jasne - wzruszył ramionami. - Jest spoko kumplem.
Chwila. Wróć. Kumplem?! Kumplem jak chłopak?!
- Przecież to dziewczyna - oburzyłam się.
- To, że wbije się w kieckę nie robi z niej dziewczyny. No dobrze, może wygląda cholernie seksownie, ale to dalej ta sama osoba, która wygrywa ze mną w CSie, ma wyższy poziom w LoLu i z którą ścigamy się, kto zje więcej hamburgerów.
- Oczywiście, przecież to nie Kimmy - zakpiłam. Faceci są czasami tacy głupi. Czy on nie widzi, że Care jest idealnym materiałem na dziewczynę? Lubią to samo, mają takie same poglądy i spędzają ze sobą masę czasu na robieniu różnych dziwnych rzeczy.
- Słucham?
- Nic - uśmiechnęłam się. Już moja w tym głowa, żeby ten idiota zmądrzał. - Od tego tańczenia strasznie chce mi się pić.
Podeszliśmy do stolika. Wódka. Fuj. Ponownie. Rozmawiałam z bratem i Care przez moment, ale po chwili moi towarzysze poszli tańczyć. Rozejrzałam się po salonie. Po drugiej stronie stał Austin i coś opowiadał Rocky. Wzięłam swoją szklankę i dołączyłam do nich. Sączyli drinki i zajadali się chipsami.
- Dobrze, że jesteś - ucieszyła się brunetka. - Przetnij.
- Co? - zdziwiłam się.
- Założyliśmy się - wyszczerzył się blondyn, a jego mina mówiła mi, że absolutnie nie chcę wiedzieć, co jest przedmiotem zakładu.
- O? - zapytałam.
- Kto będzie najbardziej trzeźwy - wybuchnęła śmiechem Rocky. - Austin uważa, że on, ale ja stawiam na Mike'a.
- Kika - prychnęłam rozbawiona. - Ona nie pije.
- Jest poza konkurencją - zaprzeczył blondyn.
- Co jest stawką? - zainteresowałam się.
- Przegrany będzie musiał przebiec się po plaży w stroju Kurczaka z reklamy Burger Kinga.
Wybuchnęłam śmiechem. Tak czy siak, to będzie widowisko.
- Rocky, trzymam za ciebie kciuki - stuknęłyśmy się szklankami.
- No wiesz?! - Austin udał oburzenie.
- Będziesz uroczym kurczakiem - zachichotałam i pocałowałam go w policzek.
- Halo! - krzyknęła Emma. - Zdjęcie!
No tak, ona ma fioła na punkcie fotografii. Ustawiliśmy się i zrobiliśmy głupie miny, a moja kuzynka, włączywszy samowyzwalacz, podbiegła do nas. Kiedy była już usatysfakcjonowana, wróciliśmy do poprzednich zajęć - jedzenia, tańczenia i picia. Było fantastycznie! Z każdym kolejnym drinkiem bawiłam się coraz lepiej. Wszyscy żartowaliśmy i wariowaliśmy na parkiecie. Tańczyłam ze wszystkimi. Nawet z Kiką, która wyglądała wspaniale. Miała zaróżowione policzki i śmiała się. Tak, jak przed chorobą.
Zegar wskazywał za piętnaście dwunasta. Teddy i Kostka, już nieźle wstawione, zaczęły śpiewać. Okay. Nie tylko one były wstawione, ale nikt z nas się tym nie przejmował. To, co dzieje się na imprezie, zostaje na imprezie. Koniec i kropka.
- Spójrz - Dez, z którym właśnie tańczyłam, wskazał palcem na Emmę. Całowała się z Joshem.
- Kiedy jest trzeźwa też na niego leci - zachichotałam.
- Kim i Garby też się nieźle bawią - oni także całowali się, zajmując jeden z foteli. Rozejrzałam się, chcąc się upewnić, że z moim bratem wszystko okay. Nawet nie zauważył zachowania Kimberly. A może nie przejął się nim? Był wyraźnie rozbawiony i szalał na parkiecie z pijaną, ale uroczą Care. Obejmował ją w pasie i śmiejąc się, coś jej opowiadał. Gdzie ty masz oczy, braciszku?
- Za naszą cudowną gospodynię! - zawołała Teddy, gdy muzyka ucichła. Wypiliśmy. Czułam, że mam już dość alkoholu, zaczynało mi się kręcić w głowie, ale co tam, dziś chcę się bawić!
- Za najlepszą imprezową ekipę! - krzyknęłam. Kolejny drink. Hej! Wódka wcale nie jest taka zła jak myślałam!
- Uwielbiam tę piosenkę! - wrzasnęła CeCe, kiedy ktoś mądry, albo po prostu trzeźwiejszy od nas, włączył muzykę. Ruda wskoczyła na komodę i pociągnęła za sobą mnie oraz Rocky.
Tańczenie na stole? Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej?! Jaki stąd jest widok! O, tam stoi Austin. Cześć, kochanie! Dlaczego on się śmieje? I Mike też. Reszta robi za nasz chórek.
- Upside inside out, she's livin' la Vida loca! - zawyłyśmy, obracając się. Rocky potknęła się i zrzuciła swoje buty na podłogę. - She'll push and pull you down, livin' la Vida loca. *
- Her lips are devil red and her skin's the color of mocha - brunetka zaskoczyła z komody i pociągnęła za sobą CeCe. Nie udało im się utrzymać równowagi. Przewróciły się, ciągle śpiewając. - She will wear you out.
- I wielki finał, Ally! - krzyknęła ruda, wciąż siedząc na ziemi. Mike próbował ją podnieść, ale ona sobie nic z tego nie robiła.
- Livin' la Vida loca, she's livin' la Vida loca - zaśpiewałam i wybuchnęłam śmiechem.
- Schodzimy - Austin złapał mnie w pasie i postawił mnie na podłodze.
- Ale dlaczego? - zrobiłam smutną minę. - Tam jest tak fajnie!
- Tak, kochanie - pokiwał głową. - Ale już wystarczy.
- Ludzie, zaraz północ! - wykrzyknęła Kika. Mimo że część z nas ledwo trzymała się na nogach, wybuchnął okropny harmider. Gdzie oni się tak śpieszą? Tacy są zabawni. O, a dlaczego Austin ciągnie mnie za rękę? Wychodzimy z domu?
- Dziesięć, dziewięć, osiem... - staliśmy na ulicy i czekając na fajerwerki, odliczaliśmy. Nocny chłód trochę mnie otrzeźwił, na tyle, że rozumiałam, dlaczego tu jesteśmy i liczymy.
- Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden! - wystrzeliły korki od szampanów. - Szczęśliwego Nowego Roku!
Upiłam kilka łyków z butelki i wpiłam się w usta blondyna.
- Szczęśliwego Nowego Roku - szepnęłam. - Ze mną.
- Kocham cię - powiedział i pocałował mnie.
- Szczęśliwego Nowego Roku!  - krzyczeliśmy wszyscy, pijąc szampana i przytulając się. Nad nami rozbłyskiwały fajerwerki. Przytulałam się do Austina i miałam w głowie jedną myśl - to najlepiej rozpoczęty rok w całym moim życiu.
Po piętnastu minutach, gdy skończył się pokaz sztucznych ogni, wróciliśmy do domu.
- Chodź, Ally - Jose pociągnęła mnie za rękę. Przy stoliku stały Kostka, Trish, Teddy, Emma, Care, Rocky i CeCe.
- Robimy konkurs, która wypije najszybciej piwo - wybełkotała Teddy.
- Wchodzę w to! - zawołałam i uznałam, że to doskonały pomysł.
- Na trzy! - powiedziała Kostka.
- Raz, dwa, trzy, start!
Chwyciłyśmy butelki i zaczęłyśmy pić, jak gdyby od tego zależało nasze życie. W połowie poczułam, że mam dość, ale piłam dalej. Nie będę lamą.
- Koniec! - Care odstawiła butelkę i beknęła.
- Jeszcze raz! - Trish ledwo stała. Nigdy nie miała mocnej głowy, ale to jej nie przeszkadzało.
- Dobrze - zgodziłyśmy się i otworzyłyśmy kolejne butelki.
- Raz, dwa, trzy, start! - za drugim razem poszło mi lepiej. Wiedziałam już, jak trzymać butelkę, żeby szybko pić i nie stracić oddechu.
- Jestem mistrzem - zachichotała Care. Zaraz po niej skończyła Kostka, a trzecia byłam ja.
- Jesteś misz..mistem...miszcze...mistrzem - potwierdziła z trudem Rocky.
- Chodźmy tańczyć! - CeCe zakręciła się w kółko, ale straciła równowagę i upadła na podłogę. To było takie zabawne. Chichocząc, pomogłyśmy jej wstać, choć same z trudem zachowywałyśmy równowagę. Chwiejnym krokiem ruszyłyśmy na parkiet. Zauważyłam, że Maga i Ty siedzą na sofie razem z Kiką, a Kim śpi na fotelu, oparta o Garby'ego. Słabiaki.
Zaczęłyśmy tańczyć i choć nie szło nam zbyt dobrze, potykałyśmy się o siebie co chwila, w swoim mniemaniu, byłyśmy królowymi parkietu.
- To pewnie przez te obcasy - pomyślałam, kiedy po raz kolejny tylko przy pomocy Trish, udało mi się zachować równowagę.
- Idę zdjąć buty! - zawołałam do dziewczyn. Jakoś nie przyszło mi na myśl, że mogę je ściągnąć także tutaj. Ruszyłam w kierunku kuchni, ale potknęłam się.
- Mam cię - blondyn złapał mnie w pasie.
- Hej, Austin! - wrzasnęłam i wyszczerzyłam się. - Gdzie byłeś?
- Układałem Deza i Jacka do spania -  mruknął.
- Ale dlaczego? - wybełkotałam. - To taka fajna impreza.
Zrobiłam krok do przodu, ale zakręciło mi się w głowie.
- Świat wiruje - zaśpiewałam przeciągle.
- Pszczółko, teraz tu grzecznie posiedzisz, dobrze? - Austin posadził mnie na fotelu, a ja pokiwałam głową. - Nie ruszaj się stąd. Zaraz wracam.
Kiedy chłopak odszedł, żeby zająć się Kim i Garby'm, zdjęłam buty.
- Dlaczego ja tu siedzę? - zapytałam samą siebie i z trudem wstałam.
- Jestem! - krzyknęłam do dziewczyn. Zauważyłam, że brakowało Rocky. Rozejrzałam się. Siedziała, a raczej drzemała na sofie, oparta o ramię Magi.
- Świat się kręci - zachichotałam i zakręciłam się. Poczułam, że zaczyna mnie mdlić.
- Kotku, już ci wystaczy - blondyn wziął mnie na ręce.
- Austin, chyba zwymiotuję - wybełkotałam.
- Ogarniecie resztę? - zapytał chłopak. Jaką resztę? - Ally źle się czuje.
- Jasne - o to głos Kiki.
- Hej, siostra - wymruczałam z twarzą wtuloną w koszulkę blondyna.
- Cześć, dzieciaku - nic więcej nie usłyszałam, bo Austin zaniósł mnie na górę i ostrożnie posadził na łóżku.
- Chcesz iść do łazienki? - zapytał z troską.
- Nie - zachichotałam. Ale to śmieszne.
- Mdli cię?
- Nie.
- Powinnaś się położyć.
- Połóż się ze mną - wyjąkałam i zacięłam się tylko przy jednym słowie. Chyba trzeźwieję.
- Muszę sprawdzić jak trzyma się reszta - argumentował chłopak.
- Nie musisz - chciałam go przytulić, ale jedynie zsunęłam się z łóżka.
- Mam cię - dzięki szybkiej reakcji blondyna nie upadłam na podłogę.
- Kręci mi się w głowie - poskarżyłam się.
- Bo jesteś pijana, pszczółko - łagodnie powiedział chłopak.
- Wcale nie! - pokręciłam głową, ale to nie był dobry pomysł. Poczułam, że znów zaczyna mnie mdlić.
- Łazienka, szybko - Austin zaniósł mnie do łazienki, ale kiedy tam dotarliśmy, poczułam się lepiej. Chłopak pomógł mi umyć twarz i zęby, a później, jak worek kartofli, zataszczył mnie z powrotem do pokoju.
- Pójdę zobaczyć jak sytuacja na dole.
- Nie idź - pisnęłam.
- Zaraz wracam - odwrócił się w drzwiach. - Nie ruszaj się. Zrozumiano?
Pokiwałam głową. Kiedy chłopak wyszedł, położyłam się na łóżku. Kręciło mi się w głowie i obcierało mnie zapięcie od wisiorka. Zdjęłam go, po chwili zdjęłam także bransoletkę i odłożyłam na nocny stolik. O cholera, ale mi się kręci w głowie. Czy te drzwi zawsze były takie rozmazane? Trzeba sprawdzić. A gdzie jest Austin? Przecież tu był. Poszedł sobie?
- Jeden, dwa, pięć, osiem, dwanaście - nie wiem dlaczego pomyślałam, że bawimy się w chowanego. Zsunęłam się z łóżka i chwiejnym krokiem ruszyłam na poszukiwania. Zachichotałam, kiedy zderzyłam się ze ścianą. Po krótkiej walce z klamką, dziś otwierała się inaczej niż zazwyczaj, słowo daję, wytoczyłam się na korytarz.
- Schody to na lewo? - zamruczałam i skierowałam się w tamtą stronę. Nie doszłam daleko, wpadłam na blondyna i zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Znalazłam cię! - zawołałam zadowolona.
- Miałaś grzecznie siedzieć w pokoju - dlaczego on mówi do mnie jak do dziecka.
- Musiałam sprawdzić czy wrócisz.
- Przecież zawsze do ciebie wracam - wywrócił oczami.
- Zawsze? Nawet jeśli zrobiłabym coś głupiego? - powiem mu o Dave'ie. Austin jest taki kochany, nie zezłości się. Właściwie dlaczego miałby być zły? Powiem mu. Tak. Polubią się.
- Coś głupszego niż rozpinanie moich spodni na korytarzu domu pełnego naszych pijanych przyjaciół? - zapytał z ironią.
Ale o co chodzi? Przecież wszyscy śpią. Co ja chciałam? Zgubiłam wątek. Chciałam coś powiedzieć. O... Dlaczego ten guzik nie chce puścić? Austin, czy użyłeś Kropelki?
- Cholerne spodnie - wybełkotałam, a blondyn prychnął rozbawiony. Złapał mnie za ramiona i zaprowadził do pokoju.
- A teraz grzecznie pójdziesz spać - chłopak posadził mnie na łóżku i usiadł obok.
- Nie chcę - zrobiłam smutną minę i usiadłam okrakiem na kolanach Austina, co było dosyć trudne, zważywszy na moją obcisłą sukienkę.
- Jesteś pijana, Ally - mruknął, kiedy zaczęłam całować jego szyję.
- Ale ty jesteś trzeźwy - nie wiem, czy udało mi się powiedzieć to wyraźnie, ale chłopak zrozumiał moje słowa.
- Dlatego to ja muszę być rozsądny - oj tam, oj tam. Kto by się przejmował takimi rzeczami? - Nie chcę żebyś czuła się rano jeszcze gorzej.
Nie odpowiedziałam. Nie mogłam. Byłam zbyt zajęta kolejną próbą pozbawienia blondyna spodni. Chłopak najwyraźniej pozbył się swoich rycerskich oporów, bo rzucił mnie na łóżko i całując moją szyję, sam zdjął przeszkadzające ubranie. Zdjęłam z niego koszulkę i po raz kolejny, pomyślałam, że Austin ma ciało jak model z reklamy.
- Cholerna sukienka - syknęłam, a chłopak wybuchnął śmiechem. Że niby ja się powtarzam?! Ja jestem pełna synonimów! Pieprzona, beznadziejna, upierdliwa - słownik przy mnie wymięka!
- Bez niej wyglądasz o niebo lepiej - zamruczał wprost do mojego ucha blondyn, chwilę po uwolnieniu mnie ze zwojów krępującej tkaniny. A później pozbawił mnie również bielizny i jak szalony, obsypywał moje ciało pocałunkami. Przymknęłam powieki. Jestem w raju! A może to piekło? Ostatnio nie byłam zbyt grzeczną dziewczynką. Nieważne! Jeśli istnieje życie po śmierci, mam nadzieję, że wyglada właśnie tak.
Całując tors Austina, zsunęłam z niego bokserki. Były łatwiejsze w obsłudze niż spodnie. Misja zakończona sukcesem! Kapitan Ally Dawson wyrusza na podbój! Cel - ciało Austina Moona. To była tak głupia myśl, że nie udało mi się powstrzymać śmiechu. Chłopak spojrzał na mnie zdumiony i uniósł brew.
- Jestem odkrywcą! - wyjęczałam, kiedy blondyn wrócił do całowania moich piersi. Było mi tak dobrze. Moje myśli urywały się i błądziły po jakichś dziwnych orbitach. Nie próbowałam ich gonić. Rozkoszowałam się ustami Austina. Ustami, które zsuwały się coraz niżej. Oddychałam coraz szybciej. Właściwie to nie oddychałam - rzęziłam, między jednym jękiem, a drugim. Wbiłam paznokcie w ramiona chłopaka i nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Nie przestawaj, Austin! O Jezusie! O Laczku Zła! O cholera!
W tym momencie poczułam wchodzącego we mnie Austina i krzyknęłam. Nie myślałam o śpiących za ścianą przyjaciołach, którzy mogli to usłyszeć. Nie pamiętałam o nich. Byłam zbyt podniecona i pijana.
- Szybciej - zagryzłam wargę i wbiłam paznokcie jeszcze głębiej, gdy blondyn zwiększył tempo. Jestem pewna, że po tej nocy zostaną mu na plecach sznyty, ale nie wyglądał na zbyt przejętego tym faktem.
- Austin - jęknęłam, zawierając w tym jednym słowie wszystko - to jak bardzo dobrze mi było i to, jak bardzo go kocham.
- Wiem - odszepnął i spojrzał mi w oczy. To, co w nich widziałam, było niczym lustrzane odbicie moich własnych uczuć.
- Może to jedna z najgłupszych nocy mojego życia - pomyślałam, kiedy było już po wszystkim, a Austin przytulał mnie, bawiąc się moim lokiem. - Ale z pewnością jedna z najlepszych.

* Ricky Martin "Livin' la Vida loca"

______________________________

Ach, taka nostalgia mnie nasza, picie piwa na wyścigi - imprezy pod czwórką, widzimy się za tydzień!

Raffs, córeczko, mam nadzieję, że choć trochę poprawię Ci humor tym rozdziałem.

Ostatnia sobota w Walii, już za tydzień będę w moim pokoiku, moim łóżeczku, na moim zadupiu i aż przez miesiąc będę się świetnie bawiła.

Miłego weekendu, Misie!

wasza m.