niedziela, 7 grudnia 2014

"Kapitan Szczota rusza do akcji..."


1 stycznia
 
 
O cholera. Moja głowa. Gdzie ja jestem? Dlaczego tak okropnie kręci mi się w głowie? I dlaczego tak okropnie mnie mdli? I dlaczego tak strasznie chce mi się pić? Halo? Czy ktoś zgasił światło? A nie. To tylko moje powieki. Dlaczego są takie ciężkie? O Jezusie, co się dzieje?! Co to za huk w mojej głowie?
- Umarłam? - jęknęłam i spróbowałam otworzyć oczy. Jedna maleńka szparka, druga. Jeszcze odrobina. Dajesz, Ally! Udało się! - O Boże.
Zamknęłam oczy równie szybko, jak je otworzyłam. Świat wirował, a w moim żołądku trwały jakieś rewolucje. Czułam się jak te barykady, na które napierał tłum, na obrazie Eugene'a Delacroix'a. Nie było dobrze. Zdecydowanie nie było dobrze. Jedynym plusem było to, że znajdowałam się w swoim łóżku. Jak ja się tu znalazłam? Pamiętam imprezę. Poszłam zdjąć buty i...
- Chcesz wody? - szept zabrzmiał jak armatni wystrzał.
- Poproszę - wybełkotałam. Nawet mówienie sprawiało mi ból. - Umieram.
- Wiem, pszczółko - Austin pomógł mi usiąść, a tłum coraz bardziej napierał, to znaczy, wnętrze mojego żołądka przesuwało się wyżej i wyżej. Coraz bardziej kręciło mi się w głowie. Zaraz zwymiotuję, słowo daję.
Ostrożnie napiłam się wody i w myślach błogosławiłam producentów tej butelki. Miałam totalną Saharę w ustach i nie poradziło sobie z tym wypicie połowy płynu. Podejrzewam, że nawet cysterna wody nic by nie zmieniła. Chwila. Właściwie to co tu robi Austin? I dlaczego mam na sobie jego koszulkę? Zmarszyłam brwi, chcąc się skupić, ale obrazy, jakie podsuwał mi mój mózg były zbyt szalone. Przypominały scenariusz jakiegoś porno. Czy w porno są scenariusze? Chyba tak. Pewnie aktorzy dostają jakieś rozpiski, coś w stylu "Sasha kładzie się na pralce, Karl podchodzi w stroju hydraulika".
Ally, skup się. Przypomnij sobie, co się wczoraj działo! I przestań wyobrażać sobie jakieś niestworzone historie. Tańce na stole, picie piwa na wyścigi, dziki seks z Austinem - to nie mogła być prawda. Prawda?
- Upiłam się? - zapytałam ostrożnie.
- Nie ty jedna, nie martw się - marne pocieszenie, ale jednak. Mam nadzieję, że nie znajdę kompromitujących mnie zdjęć na Facebooku czy instagramie.
- Chyba nie tańczyłam na stole? - mój mózg mówił, że owszem, ale kto by go słuchał. Postanowiłam, krok po kroku, wyjaśnić, co się wczoraj działo. Te mgliste i urwane wizje nie wystarczały mi.
- Dokładnie to śpiewałaś na komodzie - uściślił blondyn. - Z CeCe i Rocky.
- Co za wstyd! - ukryłam twarz w dłoniach. Gwałtowne ruchy. Ryzykowne. Żołądku, uspokój się. Przestań wariować.
- Wyglądałaś uroczo - zachichotał chłopak. - I cholernie seksownie.
Zastanowiłam się, co było dalej. Pamiętałam fajerwerki, później chyba tańczyłam. Poszłam zdjąć buty. Zdjęłam je? Nie mam pojęcia. Mózgu, wysil się odrobinę! To ważne! Co było dalej?! Och, jak mnie strasznie mdli. Mdli? Moment. Pamiętam! Było mi niedobrze, a Austin zaniósł mnie na górę. Byłam w pokoju, a później gdzieś poszłam. Gdzie? Korytarz? Tak. Pamiętam korytarz, coś mówiłam. Tylko co? Nie potrafię sobie przypomnieć. Mam wrażenie, że to ważne. I chyba nie powinnam tego mówić. Co to było, do cholery?!
Podniosłam butelkę do ust i wypiłam resztę wody. Mało. Czy mam tu więcej tego błogosławionego płynu? A poza tym, wciąż nie rozumiem, dlaczego mam na sobie koszulkę Austina?! Mózgu, jeśli ta wizja, którą mi pokazujesz jest prawdziwa, poproszę o wymianę. Nie działasz najlepiej! Matko, jaki mam burdel w głowie! Co się, do cholery, wydarzyło w tym pokoju?! Nigdy się nie dowiem, jeśli nie zapytam. No już, Ally, otwórz usta.
- Wcale nie zaciągnęłam cię do łóżka, prawda? - wyrzuciłam z siebie szybko. 
Chwila prawdy. Głupie serce, przestań tak walić.
- Nie opierałem się zbyt długo - poczułam, jakby ktoś mnie spoliczkował. Super, Dawson, dać ci butelkę wódki i zachowujesz się jak dziwka.
- Chcę umrzeć - naciągnęłam sobie kołdrę na głowę. Najchętniej zostałabym w takiej pozycji aż do dnia sądu ostatecznego.
- Szkoda - mruknął blondyn. - Byłaś przesłodka, kiedy namawiałaś mnie, żebym ściągnął spodnie.
- Milcz! - syknęłam. Czy można umrzeć ze wstydu? Mam nadzieję, że tak. Tato, kup mi ładną trumnę z czerwonymi, atłasowymi poduszkami. - Co jeszcze robiłam?
- Przewracałaś się, a w łóżku trochę krzyczałaś, ale nie martw się, inni też byli pijani, nie będą pamiętać - super! Wszyscy moi przyjaciele słyszeli, że uprawiałam seks z Austinem. Nie wyjdę stąd przez najbliższe czterdzieści lat. A później wyjadę do innego kraju i zmienię nazwisko. 
- Dlaczego ty byłeś trzeźwy?! - rzuciłam z wyrzutem i wyjrzałam spod kołdry. Niech widzi, że morduję go wzrokiem.
- Dlatego, Pszczółko, że znam swoje możliwości i wiem w jakim tempie mogę pić.
Ekspert się znalazł. Nie mógł tych rad siostry Anastazji udzielić mi, zanim doprowadziłam się do tego stanu?!
- Zawsze tak chętnie zgadzasz się na seks z pijanymi dziewczynami? - byłam zła. Na siebie, ale zawsze wygodniej zrzuca się winę na innych.
- Tak, jeśli tą pijaną dziewczyną jesteś ty - prychnął, a ja chciałam go uderzyć. Spróbowałam, ale zbyt gwałtownie się poruszyłam i poczułam, że zawartość mojego żołądka za kilka sekund znajdzie się na powierzchni. Austin tylko na mnie zerknął i zerwał się z łóżka, po czym wziąwszy mnie na ręce, szybko zaniósł do łazienki. To była najbardziej żenująca sytuacja w moim życiu. Miałam wrażenie, że zaraz rozpłaczę się ze wstydu i jedyne, o czym marzyłam, to śmierć. Szybka i bezbolesna, jeśli na świecie istnieje sprawiedliwość. Wystarczającą torturą była świadomość, że blondyn widzi mnie w takiej kompromitującej sytuacji.
- Zabij mnie - mruknęłam, jeżdżąc szczoteczką po zębach. Austin przyglądał mi się rozbawiony. Co w tym takiego zabawnego, idioto?! Słowo daję, jeszcze moment, a ten głupi uśmieszek zniknie z twojej twarzy. A wraz z nim kilka zębów. Może i nie jestem dziś w szczytowej formie, ale od czego ma się leżące obok przedmioty? Taka szafeczka na kosmetyki. Wygląda na solidną. Jeden rzut i po tobie, Moon.
- Skończyłaś już sobie wyobrażać w jaki sposób mnie mordujesz? - mój towarzysz siedział na drugiej szafeczce i był jeszcze bardziej rozbawiony, niż przed sekundą.
- Skąd? - zaczęłam, ale zrezygnowałam. Nie trzeba być geniuszem, żeby rozpoznać nienawistne spojrzenie. 
- Ally, jesteś na mnie zła? - zapytał Austin i spoważniał. Znam go, wiedziałam, że czuje się winny i wyrzuca sobie wczorajszą, a raczej dzisiejszą noc, zważywszy na fakt, że było już po północy.
- Nie - mruknęłam, ale po chwili spojrzałam na chłopaka. Dlaczego nie może się domyślić, o co mi chodzi? A może wie, tylko chciałby usłyszeć to z moich ust? - Owszem, jestem zła, ale na siebie. Mam kaca, jak stąd do Waszyngtonu i wyżywam się na tobie. Jestem wściekła i rozdrażniona, i strasznie się boję, że po tym, co wyprawiałam, nie będziesz chciał mieć ze mną nic wspólnego. Po co ci dziewczyna, której musisz pilnować, bo pijana wskakuje na stoły i robi inne głupie rzeczy?
Zapadła cisza. Zawstydzona spoglądałam na swoje stopy i bałam się unieść wzrok. Nie chciałam zobaczyć na twarzy Austina potwierdzenia moich słów. Nie przeżyłabym tego. Dosłownie.
- Austin? - kiedy milczenie trwało już zbyt długo i zaczęło mnie martwić, ostrożnie zerknęłam do góry. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, co zobaczyłam. Blondyn był wściekły. Był cholernie wściekły. Prawdę mówiąc, w takim stanie jeszcze go nie widziałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc tylko nerwowo przełknęłam ślinę.
- Nigdy więcej nie mów takich rzeczy - syknął. Odnosiłam wrażenie, że ma ochotę złapać mnie za ramiona i solidnie mną potrząsnąć, ale hamuje się ostatkiem sił. - Wbij sobie do tej swojej ślicznej główki, że cię kocham taką, jaka jesteś i żadna impreza tego nie zmieni. Jeśli masz ochotę, upijaj się codziennie, to nie ma znaczenia. Nie, dopóki jedyną osobą, którą pijana chcesz zaciągnąć do łóżka, jestem ja. Zrozumiano?!
Pokiwałam głową, chociaż czułam gulę w gardle. Chciało mi się płakać, choć przecież nie miałam powodu. To przez ten alkohol. Kac jest demo wersją ciąży - huśtawka emocji i cholerne nudności.
- Nie wściekaj się na mnie - szepnęłam. Austin chyba usłyszał płaczliwe tony w moim głosie, bo przytulił mnie.
- Przepraszam, Ally - wymruczał wprost w moje włosy. - Po prostu mam dość tego, że wciąż wątpisz w moje uczucia. Cokolwiek się dzieje, w każdej sytuacji szukasz powodu do mojego odejścia. Kocham cię, rozumiesz? Nigdy w to nie wątp.
Zdałam sobie sprawę, że chłopak ma rację, wszędzie widziałam preteksty do rozstania, ale, mimo że teraz milczałam, bardzo dobrze wiedziałam, dlaczego to robię. Problem nie tkwił we mnie, w mojej niskiej samoocenie, czy w ciągotach do umartwiania się i męczeństwa. Problemem był Austin. To on ciągle mnie zostawiał i raz za razem, łamał mi serce. Z całych sił chciałam wierzyć, że to, co mówi o miłości do mnie, jest prawdą, więc musiałam znaleźć inne wytłumaczenie jego zachowania. Blokowałam myśli "hej, gdyby cię kochał, nie zrobiłby tego po raz kolejny", o wiele łatwiej było myśleć "zostawił cię, bo zrobiłaś to i to". Tylko, że tego nie mogłam mu powiedzieć. Nie dziś. I to nie dlatego, że miałam kaca, i mój mózg nie funkcjonował zbyt dobrze. Gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że i Austina dręczą takie myśli, poznawałam to po spojrzeniach, jakie mi posyłał, gdy się zamyślił, a to nie wróżyło zbyt dobrze. Bałam się, że jeśli zacznę ten temat, rozmowa może potoczyć się w kierunku, jakiego absolutnie bym nie chciała. Nie byłam na to gotowa. Nie wiedziałabym, co powiedzieć i wszystko bym zepsuła. Jak zawsze. Mimo tych dręczących mnie wątpliwości, jeden fakt był niezaprzeczalny - Austin wrócił do Miami. Wrócił tu do mnie. Dla mnie. Czy istnieje piękniejsze wyznanie miłości? Gdyby mnie nie kochał, nie byłoby go tu. Może te wszystkie kłody, o które się potykamy, rzucamy sobie sami? Może to nie nasze uczucia są problemem, a my? Oboje jesteśmy dzieciakami, którzy bawią się w dorosłych, a przy pierwszym kłopocie, zamiast go rozwiązać, uciekamy.
- Austin, obiecasz mi coś? - zapytałam.
- Wszystko, o co poprosisz - uśmiechnął się.
- Obiecaj, że cokolwiek się wydarzy, będziemy razem. Nie damy się rozdzielić nikomu i niczemu.
- Obiecuję - powiedział, trzymając mnie za rękę. - Dlaczego o to prosisz?
- Bo uświadomiłam sobie, że kiedy coś się dzieje, odpuszczamy. Chowamy głowy w piasek i udajemy, że to nas nie dotyczy. A później, kiedy sytuacja robi się coraz bardziej napięta, jedno z nas ucieka. Odchodzi. - Ty, Austin. To ty mnie zostawiasz, a ja, jak kretynka, po raz kolejny za tobą biegnę i cię gonię.
- Allyson Dawson, obiecuję, że cokolwiek się wydarzy, będę przy tobie - powiedział chłopak,  spoglądając mi głęboko w oczy. Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że zrozumiał. To jedna z tych rzeczy, za które go kocham - nie muszę zagłębiać się w swoje słowa, nie muszę tłumaczyć ich po stokroć, Austin zawsze wie, co mam na myśli, nawet, gdy mówię półsłówkami albo sama się gubię, nie potrafiąc nazwać tego, co mnie męczy.
- Nie jestem dziś w nastroju do filozoficznych rozważań - mruknęłam i jęknęłam, kiedy zobaczyłam w lustrze swoją twarz. Sińce pod oczami, podpuchnięte powieki, poszarzała skóra, włosy powykręcane na wszystkie strony. - Wyglądam jak mop. I to nie taki pies. A nie, chwila, te psy to mopsy. 
- Uwielbiam cię - blondyn wybuchnął śmiechem. 
Bardzo zabawne. Mop - mops, mała różnica, każdemu mogło się przecież pomylić.
- Nie pójdę w takim stanie do cioci. Rodzice mnie zamordują - towarzyskie wizyty? Nie ma mowy. Przypomniałam sobie Emmę całującą się z Joshem. Ani ona, ani Kostka nie będą dziś w szczytowej formie. O Jacku nie wspominając. Już widzę ten rodzinny obiad. Zwymiotuję do zupy. Albo wyręczy mnie któraś z moich kuzynek. Powiemy, że zatrułyśmy się popcornem. Taa. Wystarczy na nas spojrzeć, nawet Meg się zorientuje, że mamy kaca i umieramy. Czeka mnie szlaban aż do osiemdziesiątych urodzin. Albo do czterdziestych, jeśli Kathy się za mną wstawi. Tak, czy siak, nie nadchodzą dla mnie zbyt owocne czasy. Zamienię się w Roszunkę, tylko zamiast wieży, będę miała swój pokój. Albo w Kopciuszka. O cholera jasna!
- Muszę posprzątać! - wrzasnęłam i syknęłam z bólu. Głośne dźwięki. Głowa boli. Auć. Tabletki. Gdzie są jakieś tabletki? Boli. Boli. Boli.
- Tabletki. Aspiryna. Teraz. Proszę - jęknęłam i posłałam Austinowi żałosne spojrzenie.
- Poszukam, dobrze? - kiwnęłam głową. Chłopak wyruszył na poszukiwania, a ja poczłapałam pod prysznic. Kiedy przestałam czuć odór spirytusu, poczułam się odrobinę lepiej. Cynamonowy szampon do włosów poradzi sobie ze wszystkim. Zapach świąt ukryty w butelce. Polecam, Ally Dawson. Rozejrzałam się po łazience. Poza różowymi spodenkami i koszulką Austina nie zauważyłam żadnych innych ubrań. Trudno. Nie startuję przecież w konkursie na miss stylu. Rozczesując mokre włosy, ubrałam się. Miałam zamiar niepostrzeżenie przemknąć do pokoju, ale szczęście mi nie sprzyjało. Na korytarzu spotkałam CeCe. Zmarnowaną i wyglądającą jak ja kilka minut temu.
- Hej - mruknęła. - Powiedz, że masz aspirynę.
- Austin szuka - próbowałam się uśmiechnąć.
- Za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, co się działo po tym głupim konkursie, kto wypije najszybciej piwo - ruda oparła się o ścianę.
- Głównie obijałyście się o siebie, myśląc, że jesteście królowymi tańca i badałyście strukturę podłogi - Mike wyszedł z pokoju i przyglądał nam się rozbawiony. W tym momencie go nienawidziłam. CeCe chyba podzielała moje uczucia, bo spojrzała na chłopaka z niechęcią i mruknęła coś pod nosem.
- Wszyscy żyją? - zapytałam.
- Ledwo - uśmiechnął się blondyn. - Poza wami, Austinem i Emmą, wszyscy siedzą w kuchni i opróżniają kolejne butelki wody.
- Woda! - z namaszczeniem wykrzyknęła ruda. Złapała mnie za rękę i pociągnęła na dół. Zakręciło mi się w głowie, gdy zbiegałyśmy ze schodów, ale starałam się trzymać. Wodo, skarbie, pędzę do ciebie!
- Woda! - po raz kolejny krzyknęła CeCe i chwyciwszy butelkę, opróżniła ją do dna. Wow, ma dziewczyna spust.
- Hej - mruknęłam i usiadłam obok brata i Care. Brunetka opierała głowę na blacie i absolutnie nie przypominała tej rozbawionej dziewczyny, która w nocy krzyczała, że jest mistrzem, opróżniając kolejne butelki piwa. Teraz zerknęła na mnie i tylko mrugnięciem powiek odpowiedziała na przywitanie. Jack wyglądał lepiej. Właściwie to wyglądał normalnie. Plus podpuchnięte powieki i butelka wody w dłoni.
- Chcę umrzeć - mruknęła Emma, wchodząc do kuchni.
- Piona, siostro - podałam jej picie. Uśmiechnęła się z wdzięcznością. Ciekawe, czy pamięta, jak się wczoraj bawiła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Josh siedział przy oknie i lustrował wzrokiem moją kuzynkę. O tak, on na pewno pamięta ich pocałunki. Pradoksalnie, chciało mi się z nich śmiać. Była to z mojej strony hipokryzja, bo sama miałam na sumieniu wiele głupich rzeczy.
- Pomoc przybyła! - rozbawiony Austin pojawił się w środku i pomachał nam pudełkami aspiryny.
- Mój bohater! - zawołałam. 
Kika i Mike wybuchnęli śmiechem, ale reszta towarzystwa spoglądała na mnie ze zrozumieniem. Trish i Dez nawet się nie odzywali. Dogorywali przy blacie. Razem z nimi siedzieli Deuce i Kostka. Kim i Garby zajmowali drugi parapet, a tuż obok byli Teddy z Kolem i Jose z Mattem. Nie miałam pojęcia, że moja kuchnia jest taka pojemna! A gdzie Rocky? O, tam. Drzemie na ramieniu Ty'a, a towarzysząca im Maga je płatki. Szalona! Mnie mdli na samą myśl o jedzeniu! No tak, pamiętam, Maga bawiła się z Kiką, a ta nie piła.
- Rocky, co z naszym zakładem? - zapytał Austin.
- Hę? - brunetka z trudem podniosła głowę. - Wygrałam, Mike był trzeźwy.
- Austin też był - powiedziałam. - Zakład był o to, kto będzie najmniej pijany?
- Tak - dziewczyna kiwnęła głową.
- No to oboje przegraliście - uśmiechnęłam się na widok ich zdziwionych twarzy. - Ani Austin, ani Mike, tylko Maga.
- Co ja? - zapytała blondynka, pakując sobie do ust łyżkę.
- Dzięki tobie Austin i Rocky będą biegać po plaży przebrani za kurczaki z reklamy Burger Kinga - przepraszam, Rocky, nie chciałam cię w to wciągać, ale przerażenie na twarzy blondyna, było tego warte. Masz za swoje, Moon. Nie będziesz się więcej ze mnie nabijał.
- Chyba żartujesz! - zawołał mój chłopak.
- Moim zdaniem, to sprawiedliwe - poparła mnie Kika.
- Absolutnie - mruknął Dez, choć, jestem tego pewna, nie miał pojęcia, o czym rozmawiamy.
- Mówiłaś, że chcesz umrzeć? - słodkim głosem zwrócił się do mnie Austin. - Co wybierasz: tępy ołówek czy gwoździe?
Ktoś parsnął śmiechem. Powoli wracały nam dobre humory. Nie mogliśmy zmienić tego, że mamy kaca, ani tego, co robiliśmy, gdy byliśmy pijani, ale mogliśmy się z tego i z siebie śmiać. I to robiliśmy. Może to aspiryna, może woda, a może po prostu myśl, że inni także czują się źle, ale z każdą kolejną minutą, czuliśmy się coraz swobodniej. Rozmowy, z początku urwane i mrukliwe, stały się coraz żywsze. Udzielali się wszyscy. Skrępowanie gdzieś się ulotniło. Śmiejąc się, przypominaliśmy sobie wczorajszą imprezę i musiałam sobie pogratulować w myślach - naprawdę się udała!
- Wszystko super, ale musimy ogarnąć dom - nieśmiało wtrąciła Kika. Miała rację. Czas upływał, a dookoła nas było istne pobojowisko.
- Tak, przydałoby się trochę posprzątać - Maga była już gotowa do działania. Niechętnie  podnieśliśmy się z miejsc i ruszyliśmy do salonu. Wszędzie walały się puste butelki, pokruszone chipsy i kawałki, właściwie to nie mam pojęcia, co to jest. O, widzę moje buty. A tam to chyba buty Rocky. Cholera, mam nadzieję, że te czarne rysy z komody da się usunąć. O święty Laczku, powiedz, że to się zmyje!
- Kapitan Szczota rusza do akcji - szepnęłam do siebie, kiedy zaczęłam zamiatać. Wybuchy śmiechu uświadomiły mi, że reszta towarzystwa to usłyszała.
- Mydło wszystko myje, nawet komody i... - zaśpiewała Kika. - Jak się to nazywa?
- Co takiego? - zapytał Mike.
- To - moja siostra wskazała na skrzyneczkę stojącą na parapecie.
- Skrzynka? - Mike uniósł brwi.
- Nie, to zamykanie - Kika wywróciła oczami. - Mam to na końcu języka.
- Klapa? - Kim wychyliła się zza sofy, gdzie zbierała porozrzucane buty.
- Pokrywa? - rzucił Josh.
- Wieko? - zapytał Kol, sprzątając butelki.
- O, właśnie o to mi chodziło! - ucieszyła się moja siostra.
Pokręciłam głową. Pomyśleć, że ta dziewczyna za moment zacznie studia.
- Mydło wszystko myje, nawet komody i wieka - wydarła się, szorując rysy, które zostawiły buty moje, Rocky lub CeCe. Chyba Rocky. Tak. Ona stała z prawej strony.
- Słuchajcie, co robimy z butelkami? - zawołał Kol, gdy całe szkło zostało już zapakowane.
- Wyrzucamy - Jack wzruszył ramionami. - Do kosza.
- Oszalałeś?! - Trish najwyraźniej się już rozbudziła. - Pan Lester nas zamorduje, jeśli znajdzie w koszu połowę monopolowego.
- Trzeba znaleźć jakiś otwarty śmietnik - Dez zmarszczył brwi. - Pod supermarketem. Czy coś.
- I co, będziemy jeździć po mieście i szukać śmietnika? - skacowana CeCe jest jeszcze większą wiedźmą niż zazwyczaj.
- Idiotka - prychnęła Kostka. - Sprawdźmy w google maps.
Sekundę później cała nasza zgraja pochylała się nad laptopem i z zapartym tchem wypatrywała koszy na śmieci.
- O, tutaj jest jakiś! - Kim wskazała palcem na ekran.
- Prywatne osiedle, odpada.
- A ten? Trzy przecznice stąd. Wygląda w porządku - Garby przesunął kursur odrobinę w prawo.
- Bo ja wiem? - CeCe przekręciła głowę. - Trochę mały.
- Tylko na zdjęciu, mówię wam, będzie okay.
- No i jest blisko - Matt pokiwał głową.
- Jedziemy! - zakomenderował Mike.
Zerwaliśmy się z miejsc i ruszyliśmy w kierunku drzwi. Dopiero w przedpokoju uświadomiliśmy sobie, że mamy na sobie piżamy i inne stroje, które nie należą do kategorii wyjściowych.
- Austin i Ty, chodźcie - zawołał Mike. No tak, ta trójka była w pełni sił, czego o nas nie można było powiedzieć. - Reszta niech tu ogarnie.
Kiedy za chłopakami zamknęły się drzwi, dotarł do mnie komizm tej sytuacji - ta trójka będzie krążyć po ulicach z workami pełnymi butelek i wypatrywać śmietników. Halo? Czy my wciąż jesteśmy pijani? A może my zawsze jesteśmy tacy pokręceni?
- Ally! - zawołał Deuce, wyrywając mnie z rozmyślań. Całkiem zabawnych. Wyobrażałam sobie, że Austin, Ty i Mike jadą autem, w radiu grają "What is love", a oni kiwają głowami. Wiesz, pamiętniku, jak w tym teledysku z Jim'em Carrey'em.
- Tak? - odwróciłam się do Deuce'a.
- To była najlepsza impreza wszechczasów!
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
- Ja mam inne pytanie - Jack odstawił krzesło. - Siostra, kiedy powtórka?
Wybuchnęłam śmiechem, a wraz ze mną reszta towarzystwa.
- Niebawem - zachichotałam. - Niebawem.
I wiesz, co, pamiętniku? Dokładnie tak myślę. Z tymi ludźmi mogę nawet umierać.
Amen.


_______________________________


Spać. Tak. Spać.
Jestem padnięta.
Ale wiecie co?
Skończyłam się pakować!
Tak!

wasza m.