piątek, 24 kwietnia 2015

"Irytująca i upierdliwa osóbka..."

21 marca

Jeśli ktoś by mi powiedział, że z własnej, nieprzymuszonej woli wstanę o świcie w sobotę, wyśmiałabym go i kazałabym popukać się palcem w czoło. A jednak zrobiłam to. Punkt szósta ubrana i umalowana siedziałam w kuchni, popijąc herbatę i wsłuchując się w ciszę, która panowała w uśpionym domu. Tato i Kathy wciąż spali, a ja nie chciałam ich budzić, więc starałam się nie robić zbyt dużo hałasu. To było trudne, bo byłam strasznie podekscytowana. Od mojego powrotu z Rzymu minął tylko tydzień, ale ja miałam wrażenie, że jestem w Miami o wiele, wiele dłużej. Mimo że spędzałam czas z rodziną i przyjaciółmi, chodziłam do szkoły, miałam masę nauki, nie potrafiłam zapełnić pustki, jaką miałam w sercu. Tęskniłam za Austinem bardziej, niż myślałam, że to możliwe. Na każdym kroku odczuwałam jego nieobecność. Dzwoniliśmy do siebie i długie godziny spędzaliśmy na pisaniu smsów. Ze względu na inne strefy czasowe głównie w nocy, przez co chodziłam jak zombie i w sumie tak się nawet czułam. Początkowo Aus miał zostać tylko na jeden dzień, ale pracowało im się tak dobrze, że zapadła decyzja o nieodkładaniu na bliżej nieokreśloną przyszłość nagrań. Tekst jaki zaprezentował blondyn bardzo się spodobał, więc kiedy ja męczyłam się na matematyce czy chemii w Miami, mój chłopak nagrywał swój pierwszy singiel w Rzymie. Był tym strasznie przejęty, a kiedy jakiś fragment zajmował im więcej czasu, bo wymagał doszlifowania, Austin okropnie się tym przejmował. Rozumiałam go i starałam się wspierać z całego serca. Ciągle mu powtarzałam, że jest świetny i nie może się poddawać. I w końcu stało się. Singiel był gotowy, a Austin siedział w samolocie do Miami. Myśl, że zobaczę go już za godzinę, że mam go już prawie na wyciągnięcie ręki, była tak cudowna, że z wrażenia brakowało mi tchu.
- Czas iść - uśmiechnęłam się do kubka i cicho wyszłam z domu.
Najlepsze było to, że Austin nie miał pojęcia, że pojawię się na lotnisku. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę i poprosiłam Davida, żeby zabrał mnie ze sobą. W tym tygodniu widzieliśmy się kilka razy i miałam jasny obraz sytuacji w domu Moonów. Jak na mój gust, rodzice Austina stanęli na wysokości zadania. Lizzie i Cass zostały wysłane do domu Liz, żeby spędziły ze sobą trochę czasu i wyjaśniły sobie wszystko. Czyli mówiąc otwarcie, żeby pożarły się i pogodziły z dala od uszu Nelsona. To był świetny pomysł, ponieważ mały nie powinien cierpieć i być wciągany w rodzinne kłótnie. Już i tak przeżył szok, gdy okazało się, że ma jeszcze jednego wujka. Z tego co mówił Dave, spędzali razem dużo czasu i Nels chyba go polubił. Cieszyło mnie to, nie tylko ze względu na Austina, ale i Davida, to taki wspaniały człowiek, zasługuje na ciepło rodzinnego domu, bardziej niż ktokolwiek inny. Nawet dziś mały chciał jechać razem z nami, ale ze względu na bardzo wczesną porę, został w domu razem z dziadkami. Dave i ja wyruszyliśmy na lotnisko sami. Byłam strasznie poddenerwowana, bo Austin nie miał pojęcia, że przyjadę go powitać. Umówiliśmy się, że spotkamy się później, ale chciałam zrobić mu niespodziankę.
- Nie wiem czy dobrze zrobiłam, Aus pewnie będzie wykończony po nagraniach i locie.
Byłam pełna wątpliwości.
- Ally, możesz sądzić, że nie znam mojego brata, ale jeśli czegoś jestem pewien to tego, że umrze z radości na twój widok - uśmiechnął się Dave, a ja odpowiedziałam tym samym. Chciałam wierzyć w to, co mówi blondyn. Właściwie to byłam tego samego zdania, ale jakaś część mnie bała się, że tak nie będzie. To było głupie i winę za te myśli zrzucałam na rozłąkę. A czekała nas kolejna. Obiecałam Trish, że spędzę z nią ferie wiosenne w Nowym Orleanie i chociaż nie miałam ochoty na niańczenie bachora, naprawdę chciałam pobyć z przyjaciółką.
- Zobacz, samolot ląduje za dwadzieścia minut - Dave wskazał na tablicę.
- Kawa? - zapytałam.
- Czytasz w moich myślach!
Przeszliśmy do kawiarenki, która znajdowała się tuż obok stanowiska kontroli paszportowej. Złożyliśmy zamówienie i zajęliśmy stolik na skos, tak, żeby widzieć pasażerów, przechodzących przez bramki. To zabawne, jak moja znajomość ze starszym Moonem była związana z kawiarniami. Zazwyczaj właśnie w nich się spotykaliśmy i potrafiliśmy spędzić kilka godzin nad kubkiem aromatycznego płynu.
- Chyba powinnam się zacząć przyzwyczajać - westchnęłam, upijając łyk. - Kiedy Austin nagra płytę, wciąż będzie w podróży.
- Jestem z niego taki dumny. Śpiewał, odkąd tylko nauczył się mówić. Chórki, szkole przedstawienia, konkursy, to był cały jego świat.
- Opowiadał mi, jak bardzo go wspierałeś i popychałeś do celu - uśmiechnęłam się. - Byłeś jego drogowskazem.
- A teraz ty nim jesteś. - Chłopak spojrzał na mnie uważnie. - I szczerze mówiąc, radzisz sobie o wiele lepiej niż ja.
Zaczerwieniłam się. Te słowa wiele dla mnie znaczyły. Rodzice Austina, chociaż zawsze zwracali się do mnie z sympatią i życzliwością, zachowywali jakiś dystans. Nie wiem, ciężko mi to wyjaśnić. Kiedy Aus przychodził do mnie do domu, wszyscy traktowali go jak swojego. Nikt z zewnątrz nie zorientowałby się, że nie łączą go z nami więzy krwi. Gdy ja odwiedzałam dom Moonów, czułam, że jestem tam tylko gościem. Cass okazywała mi jawną niechęć, pan Mike i pani Mimi witali się, pytali o słychać, ale w rzeczywistości nie wyglądali na zainteresowanych odpowiedzią. Czasami, zagadani przez kogoś, odchodzili nim w ogóle zdążyłam otworzyć usta. Tylko Liz, Nelson i David cieszyli się z moich odwiedzić. Tylko że Lizzie w końcu wróci do siebie, Dave do siebie, a Nels to tylko dziecko, które nie ma zbytniego wpływu na decyzje i opinie swojej rodziny.
- Jest! - wykrzyknęłam, odrywając wzrok od kubka.
Zza szklaną szybą zaczęli pojawiać się pierwsi pasażerowie i wśród nich ujrzałam charakterystyczną blond czuprynę. Nie zauważył nas. Towarzyszył mu pan Sykes, co wprawiło mnie w zdumienie. Co tu robi?
- Idziemy? - Dave pierwszy podniósł się z krzesła i ruszył w kierunku taśmy z bagażami. Pokiwałam głową i ruszyłam za nim. Stanęliśmy obok czegoś, co określiłabym mianem kolumienki i w milczeniu czekaliśmy aż przy taśmie pojawi się Austin. Zaczęłam wyłamywać palce. Stres, jak chłopak zareaguje na moją obecność powrócił. Skarciłam się w myślach, ale nie mogłam uspokoić bicia serca. Żeby choć trochę się uspokoić, zaczęłam chodzić w kółko. I wtedy go zobaczyłam. Szedł, trzymając dłonie w kieszeniach szarej bluzy.
- Austin! - krzyknęłam.
Podniósł wzrok i spojrzał wprost w moje oczy. Wystarczyło mi to jedno spojrzenie, żeby poczuć pewność. Wszystkie wątpliwości zniknęły. Cały strach zniknął. Wiedziałam, że dobrze zrobiłam przyjeżdżając. To tutaj powinnam być. Witać go, gdy wraca do domu.
Zaczęłam biec w jego stronę i kiedy znajdowałam się już tuż-tuż, rzuciłam mu się na szyję.
- Tak bardzo tęskniłam - szepnęłam, wtulając się w jego ramiona.
- Każda sekunda bez ciebie trwała wieki - blondyn wymruczał wprost w mój kark, przyciskając mnie mocniej do siebie. - Bez ciebie Rzym traci swój urok.
Nie wiem jak długo trwaliśmy splecieni w uścisku. To mogły być sekundy, choć mnie wydawały się godzinami. Chłonęłam jego zapach i ciepło każdą komórką mojego ciała. Nie chciałam go puszczać, jakbym bała się, że jeśli to zrobię, znowu gdzieś zniknie. Ale nie mogliśmy stać tak całą wieczność. Trzymając się za ręce, podeszliśmy do taśmy, po której powoli sunęły walizki. Austin zdjął swój bagaż i dołączyliśmy do Dave'a. Bracia przywitali się serdecznie, choć widać było, że jeszcze nie do końca są oswojeni ze swoją obecnością. Ale wierzyłam, że ta niepewność minie. Czas, oto najlepsze lekarstwo.
- Witaj, Ally, miło cię znów widzieć. - Do naszej grupy podszedł towarzysz podróży mojego chłopaka.
- Dzień dobry, panie Sykes - uśmiechnęłam się. - Pana również, chociaż nie spodziewałam się tu pana.
- Musimy omówić pewne sprawy z rodzicami Austina.
No tak. To było zrozumiałe. Zgody i inne takie, przecież jesteśmy niepełnoletni i nie możemy sami decydować.
Austin przedstawił Dave'a i ruszyliśmy do wyjścia. Dziwnie się czułam jadąc w jednym aucie razem z wielką szychą świata muzyki, ale najwyraźniej Aus był z panem Sykesem na bardzo przyjacielskiej stopie. Zwracał się do niego po imieniu i żartował jak z dobrym kumplem.
- Jak poszło nagranie? - zapytałam, chcąc poczuć się trochę pewniej.
- Super! Musisz koniecznie to usłyszeć! - ekscytował się blondyn.
- Praca z Austinem to sama przyjemość - w głosie pana Sykesa wyczuwało się zadowolenie. - Myślę, że do wakacji będziemy gotowi.
- Gotowi? - zmarszczyłam brwi. - Na co?
- Na premierę płyty i trasę koncertową.
Zatkało mnie. Komplenie się tego nie spodziewałam. To znaczy nie! Oczywiście, że się spodziewałam, ale nie tak szybko! Byłam pewna, że miną długie, długie miesiące nim coś zacznie się dziać.
- Naprawdę? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Zaczynamy nagrania tak szybko, jak to będzie możliwe.
- A co ze szkołą? - Dave zerknął na brata. Byłam wdzięczna, że to on zadał te pytanie. Również mnie to zastanawiało, ale nie chciałam denerwować blondyna matkowaniem mu. Starszy brat to starszy brat. Matkowanie czy ojcowanie to jedna z ról jaką pełni rodzeństwo.
- Spokojnie, przecież zaraz przerwa wiosenna, dam sobie radę.
Nie byłam tego taka pewna, ale milczałam. Po co psuć mu humor teraz, kiedy jest taki szczęśliwy? Jeszcze przyjdzie pora, żeby porozmawiać o tym, że ma już dwa tygodnie do nadrobienia, a dojdą kolejne.
- Edukacja Austina to właśnie jedna z kwestii, którą muszę omówić z waszymi rodzicami - odezwał się pan Sykes.
Wierzyłam w jego rozsądek i doświadczenie. Na pewno załatwi wszystko tak, żeby blondyn jak najmniej boleśnie przeżył zmianę sytuacji.
Dojechaliśmy na nasze osiedle. Nie byłam pewna, co zrobić - czy powinnam pójść do domu Moonów, czy do swojego.
- Zobaczymy się później, Ally? - Austin rozwiał moje wątpliwości.
- Jasne - zdobyłam się na uśmiech i pożegnałam ze wszystkimi. Żaden grymas na mojej twarzy nie zdradził, jak bardzo rozczarowana jestem. Oczywiście, zdawałam sobie sprawę, że Austin będzie zmęczony i będzie chciał jak najszybciej zobaczyć się z rodziną, ale czułam niedosyt. I smutek. Jasne, nie jestem idiotką i nie sądziłam, że skończy się dzikim seksem, ale, no kurczę, nie wiem. Liczyłam na coś więcej. Więcej niż zamienienie ze sobą dwóch słów i zerkanie na czuprynę chłopaka przez zagłówek fotela.
- Jestem - zawołałam, wchodząc do domu.
- W kuchni! - odkrzyknęła Kathy.
Naszym zwyczajem stało się zaczynanie i kończenie dnia na kubku herbaty. Rozmawiałyśmy wtedy o wszystkim, co nam tylko przychodziło do głowy.
- Wychodzisz? - zmarszczyłam brwi.
- Henrietta ma dziś dzień wolny, a Lester jest u stolarza.
Mój tato tak bardzo przejął się zbliżającymi się narodzinami Alexa, że zapisał się na jakiś kurs stolarski. Chciał, żebyśmy samodzielnie zrobili wszystko do pokoju mojego brata. To było naprawdę urocze. Tato, Jack i Mark mieli zająć się meblami, ja, Kika i Meg malowaniem ścian, a Kathy i mama wyprawką, zabawkami, niezbędnymi akcesoriami. I chociaż dla kogoś z zewnątrz to mogło wydawać się szalone i dziwaczne, fakt, że w naszej rodzinie pojawi się dziecko, jakoś mocniej związał nas wszystkich ze sobą. Chcieliśmy, żeby miał wszystko, co najlepsze i żeby otaczała go miłość i ciepło.
- Zostajesz w domu - zadecydowałam. - Ja jadę do sklepu.
Nie pracowałam tam od wieków. Miło byłoby przypomnieć sobie jak to jest.
- Myślałam, że będziesz spędzać czas z Austinem.
No to jesteśmy dwie. Ja też tak sądziłam. Piona, pani Dawson!
- Przyleciał pan Sykes, człowiek z wytwórni, załatwiają wszystkie sprawy z rodzicami Ausa - powiedziałam wymijająco. - To wielka sprawa. Zaraz startują nagrania. Teksty Austina się bardzo spodobały. Później pewnie trasa koncertowa, wywiady, sława...
Westchnęłam. Jakoś nie mogłam wykrzesać z siebie wystarczającej ilości entuzjazmu.
- Brzmi poważnie - Kathy pokiwała głową.
- I pracowicie - oparłam głowę na dłoniach.
- Boisz się, że Austin przestanie się z tobą widywać z braku czasu?
Pokiwałam głową.
- Będzie miał przecież tyle nowych obowiązków, no i szkoła, i rodzina...
- Kochanie, jeśli komuś zależy na kimś tak bardzo, jak Austinowi na tobie, zawsze znajdzie czas, żeby się zobaczyć - uśmiechnęła się Katherine.
- Tak sądzisz?
- Ja to wiem.
Podniosło mnie to na duchu. Brzmiało naprawdę dobrze.
- Odpoczywaj, a ja lecę do sklepu - powiedziałam, wstając z krzesła.
Sprawdziłam czy mam klucze i wszystkie potrzebne rzeczy, i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego.
- Gdzie się wybierasz?
- Hej, Dez! - pomachałam przyjacielowi. - Do Sonic Booma.
- Wskakuj, jadę do Kostki, podrzucę cię - uśmiechnął się mój przyjaciel, a ja z radością zapakowałam się do auta.
Rozmawialiśmy o zbliżającym się teście z chemii, o czekającym nas zaliczeniu z matematyki oraz o moich urodzinach, które zbliżały się wielkimi krokami.
- Nie mam pojęcia czy chcę robić imprezę - zastanawiałam się głośno. - Myślałam nad czymś w plenerze. Może jakieś ognisko na plaży. Albo wyjazd pod namioty, jak wtedy w styczniu. Albo jakaś impreza nad jeziorem.
Został jeszcze miesiąc i właściwie jeszcze się nie zastanawiałam czy w ogóle chcę robić cokolwiek. Może po prostu zjem obiad z rodziną? Nie. Chyba jednak chciałbym spędzić ten dzień również z przyjaciółmi. Zaraz część z nas wyjedzie na studia, powinniśmy wykorzystać każdą możliwą okazję, żeby pobyć wszyscy razem.
- Brzmi naprawdę super - Dez pokiwał głową. - Zawsze podobały mi się takie imprezy na świeżym powietrzu. I wszelkie takie wypady. Nawet przerwę wiosenną spędzamy z Kostką w domku mojego ojca.
Wow! Tata Deza ma chatkę w lesie, gdzieś nad jeziorem w Michigan.
- Zazdroszczę! - wykrzyknęłam. - Ja jadę z Trish do Nowego Orleanu.
- To fenomenalnie!
- Nie, jeśli spędzimy większość czasu na niańczeniu nasienia szatana.
- Kuzyn Pablo? - zachichotał Dez.
- Tak jest.
- Austin jest mocno zawiedziony, że nie spędzicie wolnych dni razem?
- Nie sądzę - pokręciłam głową. - Ma nagrania.
- Czy ja o czymś nie wiem? - zapytał Dez.
No tak. W końcu nie minęły jeszcze trzy godziny, odkąd blondyn wylądował. Opowiedziałam przyjacielowi o tym, czego dowiedziałam się w drodze z lotniska. Bardzo się ucieszył. Kto, jak nie najlepszy przyjaciel, najmocniej zdaje sobie sprawę z tego, jak ważna dla Austina jest muzyka? Snuliśmy jakieś niesamowite i nieprawdopodobne wizje, bawiąc się przy tym znakomicie. Żartowaliśmy z fanek, rzucających na scenę swoje majtki i innych tego typu atrakcjach. Kiedy Dez opowiadał o trasach, wyjazdach i odległości, to wcale nie wydawały się takie straszne.
- Widzimy się jutro! - pomachałam przyjacielowi, który wysadził mnie obok sklepu. Umówiliśmy się na maraton filmowy z Trish. Tylko nasza trójka i masa pysznego jedzenia. Jak za dawnych czasów, kiedy mogliśmy marzyć o przynależności do popularnych.
Dochodziła jedenasta. Otworzyłam sklep i włączyłam radio. Nucąc pod nosem, zaczęłam przynosić z biura teczki z dokumentami. Nie spodziewałam się dziś dużego ruchu, dlatego postanowiłam poświęcić czas na porządki. Musiałam pochwalić Eve, w sklepie panował wzorowy porządek - nie uchował się ani jeden kłębek kurzu. Nigdy nie lubiłam sprzątać, ale przegląd dokumentacji to coś innego. Czytałam uważnie każdy papierek, każdą umowę i odkładałam do odpowiednich segregatorów. Nawet nie zauważyłam upływu czasu. Od czasu do czasu, ktoś wchodził i wychodził. Wskazówki zegara wskazywały piętnastą. Nie miałam pojęcia, jakim cudem te godziny minęły tak szybko, ale byłam z siebie dumna - został mi tylko jeden segregator do uporządkowania. Tato nigdy nie zwracał uwagi na to, co gdzie odkłada, a później godzinami próbował znaleźć potrzebne papiery.
- Szlag - mruknęłam, gdy jedna z kartek pofrunęła pod kontuar. Schyliłam się, by ją podnieść i oczywiście, jakżeby inaczej z moim szczęściem, właśnie wtedy usłyszałam, otwierające się drzwi i kroki. Ktoś podszedł do lady.
- Już, moment! - zawołałam, wyciągając zakleszczony papier i ostrożnie się prostując, pamiętając, jak ogromny ból może wywołać spotkanie z kontuarem.
- Co tu robisz? - wyrwało mi się, nim zdążyłam się zastanowić.
- Ciebie także miło widzieć, Pszczółko - zakpił Austin.
Parsknęłam śmiechem.
- Możesz zamknąć wcześniej? Chciałbym ci coś pokazać.
Zastanowiłam się przez chwilę. W soboty zazwyczaj zamykaliśmy o szesnastej, ale chyba nikt nie będzie miał do mnie pretensji, jeśli wyjątkowo wyjdę dziś wcześniej.
- Jasne - pokiwałam głową. - Daj mi moment.
Zebrałam pozostałe dokumenty i wrzuciłam je do torby, żeby uporządkować je w domu. Te, które były już sprawdzone, odniosłam do biura i odłożyłam do szafy. Jeszcze raz sprawdziłam okna i drzwi, po czym wyszliśmy ze sklepu. Samochód blondyna był zaparkowany tuż obok, więc o żadnych spacerach nie było mowy.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam, gdy ruszyliśmy i nie była to droga na nasze osiedle.
- Mówiłem już, chcę ci coś pokazać.
- Czyli?
- Ally, to niespodzianka - westchnął chłopak.
- Nie znoszę niespodzianek - pisnęłam. - Człowiek myśli, że jedzie w super miejsce, a okazuje się, że wylądował na wyścigach świń w błocie.
Teraz to Austin wybuchnął śmiechem.
- Tęskniłem za twoim poczuciem humoru.
- Miałeś na to czas? - zapytałam. - Byłeś raczej zajęty.
- Byłem. Pisałem teksty, nagrywaliśmy. Było ciężko, nie powiem, że nie. Było cholernie ciężko, ale to było najlepsze doświadczenie w moim życiu. I czułbym się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdyby nie tęsknota za pewną irytującą i upierdliwą osóbką.
- Ta irytująca i upierdliwa osóbka także tęskniła - szepnęłam.
A to był przecież tylko tydzień.
- Austin - w końcu musiałam to siebie wyrzucić. - Co zrobimy gdy pojedziesz w trasę?
- Nie rozumiem?
- No wiesz, nie będzie cię tu przez dłuższy czas i... no wiesz...
Nie wiedziałam jak to ubrać w słowa.
- Hej, jeśli próbujesz mi powiedzieć, że boisz się, że nie będę miał dla ciebie czasu to możesz się uspokoić. Żadna trasa nie będzie ważniejsza od ciebie.
- Naprawdę? - zapytałam nieśmiało.
- Naprawdę. Po co robić coś, co sprawia ci przyjemność, jeśli nie masz się z kim tym dzielić?
Nie odpowiedziałam. Złapałam Austina za rękę i splotłam jego palce ze swoimi. Nie musiałam nic mówić, on wiedział. Jechaliśmy w milczeniu, ale nie poznawałam tej części miasta. Nigdy nie znałam Miami zbyt dobrze. To ogromne miasto i nie widziałam jeszcze nawet połowy.
- Zamknij oczy - powiedział Austin.
- Słucham? - zmarszczyłam brwi. - Jeśli to zawody świń, zabiję cię.
- Po prostu zamknij oczy - chłopak wywrócił oczami.
Niepewnie uczyniłam to, o co mnie prosił. Blondyn przewiązał mi oczy chustką, co mnie zaintrygowało.
- Chcesz mnie zabić? Albo porwać?
- Tak. Mam taśmę w bagażniku i zaraz zakleję ci usta.
- Idiota - pokazałam mu język.
Wyszliśmy z auta. To znaczy Austin wysiadł i pomógł mi się wygrzebać. Trzymał dłonie na moich biodrach i prowadził mnie gdzieś na skos od miejsca, gdzie zaparkowaliśmy. Później zatrzymaliśmy się i blondyn z kimś cicho rozmawiał, po czym weszliśmy do budynku. Wewnątrz panował chłód, a nasze kroki odbijały się echem. Czułam jak mocno wali mi serce i byłam strasznie podekscytowana.
- Ostrożnie - powiedział Austin i wprowadził mnie do czegoś, co chyba było windą.
- Mogę już zdjąć przepaskę? - zapytałam.
- Jeszcze nie.
Winda, bo to musiała być winda, zatrzymała się z cichym kliknięciem. Wyszliśmy na korytarz i znów dłonie na moich biodrach popychały mnie gdzieś do przodu. Miałam wrażenie, że przeszliśmy przez jakieś drzwi.
- Teraz usiądziemy. - Chłopak posadził mnie na fotelu. Wygodnym. Bardzo. Rozłożyłam się w nim i czekałam.
- When the crowd wants more I bring on the thunder
'Cause you got my back and I'm not going under.
You're my point.
You're my guard.
You're the perfect chord...
Nie musiałam pytać. Zdjęłam przepaskę i otworzyłam szeroko oczy.
- Czy to...? - szepnęłam.
Austin siedział tuż obok i uśmiechał się szeroko.
- Tak, Pszczółko - pokiwał głową. - Moja pierwsza piosenka!
- Mój Boże, Austin! - wykrzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję. - Austin! Twoja pierwsza piosenka!
- Nie zrobiłbym tego bez ciebie - szepnął i mocno mnie przytulił, całując moje włosy. - Nigdy nie zrobiłbym tego bez ciebie.

________________________________
Hiya!
Oto jest, pierwszy rozdział drugiej części Ali Di.
Miałam cudowny weekend, zapowiada się cudowny tydzień, czego chcieć więcej?
Snu!
Dlatego zostawiam Was z rozdziałem i pędzę do łoża.
Do następnego!

wasza m.