niedziela, 19 października 2014

"Życie nigdy nie jest proste..."



26 listopada

Reflektory. Dwa oślepiające światła. Stałam na środku drogi i przyglądałam się pędzącemu w moją stronę samochodowi. Nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Po prostu stałam tam i przez zasłonę łez spoglądałam na zbliżające się z zatrważającą szybkością światła. Wszystko trwało sekundę, może dwie, choć miałam wrażenie, że minęło kilka godzin. Zawsze sądziłam, że to, co mówią o zwolnionym tempie i całym życiu przelatującym przed oczami to tylko bzdura. Jeden z wymysłów reżyserów tanich romansideł i dramatów. Dziś przekonałam się, że to prawda.
- Nie chcę umierać - pomyślałam i zamknęłam oczy czekając na uderzenie. Jak tchórz. Przywołałam obraz Austina. Jeśli śmierć ma jego twarz wcale nie jest taka zła.
Kolejny pisk hamulców. Jeden, dwa, trzy, szybciej! Na co czekasz?! Coś było nie tak. Uderzenie nie nadchodziło. Ostrożnie otworzyłam oczy, bojąc się, że to jakiś podstęp. A może już umarłam?
- Co ty u diabła wyprawiasz?! - usłyszałam wrzask tuż nad moją głową. Odważyłam się otworzyć szerzej oczy.
- Umarłam? - zapytałam. Całkiem bezsensu, bo kątem oka zauważyłam ślady opon na asfalcie i samochód zaparkowany pod dziwnym kątem w pobliskim ogródku. Najwyraźniej kierowca w ostatniej chwili zdążył zahamować i skręcić. O włos od tragedii. Jezu, Ally, o włos od śmierci! Twojej śmierci! Mojej! Zakręciło mi się w głowie. Odruchowo złapałam za rękę stojącego obok chłopaka. Wciąż nie zdążyłam mu się przyjrzeć. Słyszałam tylko, że ma młody, przyjemny głos, choć brzmi w nim wściekłość i zdenerwowanie.
- Jesteś cała? - zapytał z troską i ostrożnie podprowadził mnie do krawężnika. Delikatnie posadził mnie na trawie, wpierw położywszy na niej swoją kurtkę. - Hej, wszystko okay?
Okay? Myślami wróciłam do rozmowy, która mnie wypchnęła na tę drogę. Austin wyjeżdża. Opuszcza mnie. Czy jest okay?
- Nie - szepnęłam, ale po chwili dotarł do mnie sens pytania nieznajomego. - To znaczy tak.
Spoglądał na mnie zmartwiony.
- Fizycznie tak - wyjaśniłam i choć bardzo się starałam, nie udało mi się zapanować nad sobą. Ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się.
- Hej, hej, dziewczyno - chłopak oderwał moje dłonie od twarzy, bardzo ostrożnie, by nie uszkodzić gipsu.
- Przepraszam - zaszlochałam. Nieznajomy siedział tuż obok i przyglądał mi się zaciekawiony. Mógł mieć dwadzieścia kilka lat. Zerknęłam na jego włosy. Mój boże, jakże przypominały odcieniem włosy Austina! Ile bym dała, żeby to właśnie on teraz był obok mnie.
- Co się stało? - zapytał nieznajomy.
- Nic - mruknęłam i wierzchem dłoni zaczęłam ocierać łzy. Bogu niech będą dzięki za wodoodporne kosmetyki! Nawet nie chcę sobie wyobrażać jak przerażająco mógłby wyglądać mój rozmazany makijaż.
- Rozumiem, że wbieganie pod rozpędzone auta to twoje hobby? - uprzejmie zapytał chłopak.
- Ta - parsknęłam. Spojrzałam na niego, okay, wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale poczułam się jak w domu. Z jego oczu emanowała dobroć i chęć pomocy, a pierwsze słowa, jakie przychodziły mi na myśl, kiedy na niego spoglądałam to "poczucie bezpieczeństwa". Widziałam tego kolesia po raz pierwszy w życiu, a miałam ochotę wypłakać mu się w rękaw i zwierzyć ze wszystkiego, co mnie gnębi i boli. To było szalone!
- Zrobiłam coś głupiego - zaczęłam. Prawdopodobnie nie zobaczę tego blondyna już nigdy, łatwiej wyrzucić z siebie wszystkie problemy przy kimś, kto cię nie zna. Kto nie ma prawa cię ocenić. - Siostra mojego chłopaka powiedziała mi coś w tajemnicy, a ja podczas kłótni użyłam tego, jako oskarżenia. Przed chwilą dowiedziałam się, że się przeprowadzają na drugi koniec kraju. Jestem pewna, że to z powodu mojego zbyt długiego języka. Nie wiem co mam zrobić. Nie przeżyję kolejnego rozczarowania. Przecież wszystko zaczęło się tak dobrze układać! W domu i w ogóle! Nawet Kika wyszła ze szpitala! Nie rozumiem dlaczego on nie chce walczyć o nasz związek! Deuce wraca z Australii, bo nie chce opuszczać Trish. A Austin nawet nie chce słyszeć o szkole z internetem ani o pozostaniu w Miami. Nie rozumiem tego! Ja wiem, że jestem okropna, upierdliwa, złośliwa i wściekam się na cały świat. Wiem, że trudno ze mną wytrzymać, ale... Ja nie rozumiem, nie rozumiem! Jeśli się kogoś kocha to się o tę osobę walczy, a nie zabiera tyłek i wyjeżdża!
Wykrzyczenie tego przyniosło mi ulgę. Nie miało znaczenia, że mój towarzysz nie pojmuje nawet jednej dziesiątej. Poczułam się lepiej. Minimalnie lepiej, ale jednak.
- A ty? - zapytał blondyn.
- Co ja? - zmarszczyłam brwi, próbując pojąć jego tok myślenia.
- Co z tym zrobisz?
- A co ja mogę? Mam walczyć z wiatrakami? - zacytowałam Trish. Mój boże, jakże dobrze rozumiałam jej rozpacz, gdy dowiedziała się o przeprowadzce Deuce'a do Australii.
- Jeśli się kogoś kocha to się o tę osobę walczy - chłopak powtórzył moje słowa.
- Nie zatrzymam go na siłę - zwiesiłam głowę.
- Spróbuj.
- A jeśli to nic nie zmieni? Jeśli mimo to wyjedzie? - wciąż miałam wątpliwości. Tylko szaleniec uwierzyłby, że Cassidy zmieni decyzję, a wiedziałam, że Austin zrezygnuje ze swojego życia i pojedzie z nią nawet na Alaskę.
- Wtedy chociaż będziesz miała pewność, że spróbowałaś i zrobiłaś wszystko żeby tu został.
To brzmiało rozsądnie. Nic nie tracę próbując. Co więcej, będę miała psychiczny komfort i nie będę się katowała myślami "co by było gdyby?" Bądź, co bądź, ten blondyn pewnie przeżył niejedno i chyba wie o czym mówi.
- Dzięki - uśmiechnęłam się po raz pierwszy od czasu rozmowy z Austinem.
- Obiecujesz, że się nie poddasz? - chłopak spojrzał na mnie uważnie.
- Tak, obiecuję - pokiwałam głową.
- Pamiętaj, że ucieczka i rezygnacja to żadne rozwiązanie.
- Mylisz się - zaprzeczyłam. - To łatwe rozwiązanie.
- Tylko pozornie. To przed czym uciekasz zawsze cię dogoni - ból w głosie blondyna uświadomił mnie, że to nie jest zwyczajną rada. Opowiadał o czymś, co dobrze zna.
- On cierpi - pomyślałam. - Niewyobrażalnie cierpi.
Uścisnęłam jego dłoń. W odpowiedzi posłał mi zdumione, ale pełne wdzięczności spojrzenie. Niezwykła mieszanka.
- Opowiesz mi? - kiedy milczał dodałam - Wątpliwe, żebyśmy się jeszcze kiedykolwiek spotkali.
- Masz wystarczająco dużo swoich zmartwień, nie będę ci dorzucał moich.
- Hej, ja nie miałam takich obiekcji - oburzyłam się. - Chyba nie jesteś gwałcicielem-mordercą?
Przez jego twarz przemknął grymas bólu.
- Jesteś? - zapytałam niepewnie i mimowolnie odsunęłam się od niego.
- Nie jestem - wywrócił oczami starając się oderwać od swoich myśli. Jestem pewna, że mrocznych i ponurych. - Ktoś, kogo bardzo kocham został skrzywdzony. To moja wina. Gdybym wtedy pojechał sam...
Zamilkł. Chciałam jakoś go pocieszyć, pomóc mu. I to nie dlatego, że on pomógł mnie. Nie, nie. Było w nim coś takiego, co poruszało wszystkie dobre zakamarki mojej duszy. Ktoś, kto ma takie dobre oczy nie powinien tak cierpieć.
- Nie wiem co się stało - zaczęłam ostrożnie - ale jestem pewna, że ta osoba tak nie myśli. Ona cię nie oskarża.
- Nie wiesz tego - wyszeptał.
- A ty wiesz? - odpowiedziałam pytaniem.
- Nie - zaprzeczył. - Nie chcę tego wiedzieć. Nie chcę zobaczyć w jej oczach wyrzutu. Nie zniósłbym codziennego spoglądania na nią i obserwowania, jak cierpi.
- Po prostu ją zostawiłeś? - wyczuwałam za tym jakąś tragiczną historię. Może miłosną? Wyraźnie było widać, że ta dziewczyna, bo słowa blondyna potwierdziły płeć, jest dla niego bardzo ważna.
- Tak jest lepiej.
- Dla kogo? - faceci. Nigdy niczego nie pojmują. - Na pewno nie dla niej. Sam mówisz, że ktoś ją skrzywdził, a ty zamiast być przy niej, wspierać ją i pomagać w powrocie do równowagi po prostu ją zostawiłeś - zabrzmiało to ostrzej niż zamierzałam, ale miałam już po dziurki w nosie facetów uciekających przed odpowiedzialnością, miłością i problemami.
- Nie rozumiesz - wyglądał jak zbity pies. - To co się stało, to...
Urwał zdanie i zatopił się w myślach. Może szukał odpowiednich słów? Może pogrążył się we wspomnieniach?
- Słuchaj, nie mam prawa cię oceniać ani się wymądrzać, bo nie wiem co się stało, ani nie wiem co zrobiłeś, ale wiem jedno - jeśli dziewczyna kogoś kocha to choćby cały świat się jej zapadł, choćby spotkało ją coś tak okropnego, że aż trudno sobie coś takiego wyobrazić to wszystkie te rzeczy przestają mieć znaczenie przy ludziach, których kocha. Gwarantuję ci, że to twoje odejście zabolało ją najmocniej. Jeśli jest coś, co wiem na pewno to to, że ona za tobą tęskni i cię potrzebuje.
Chłopak wciąż milczał. Kiedy prosiłam, żeby mi się zwierzył, nie chciałam przywoływać wspomnień przez które tak cierpi.
- Słuchaj, pomogłeś mi, wysłuchałeś mnie i rozjaśniłeś mi w głowie - złapałam go za rękę. - Pozwól mi pomóc tobie.
- Jesteś uroczą i słodką dziewczyną - odezwał się po chwili - Nie zasługujesz na to, żeby taki wrak ciągnął cię na dno.
- To bzdura! - oburzyłam się. - Jesteś dobry i wrażliwy, i masz w oczach dobro. Masz w sobie dobro. Nie zaprzeczaj! Nie mów też, że cię nie znam. Fakt, nie znamy się, ale takie rzeczy się wie. To się czuje.
- Jesteś naiwna - przecząco pokręcił głową.
- Jestem Ally - uśmiechnęłam się. Nieznajomy przez chwilę przyglądał mi się. Widziałam, że kąciki jego warg drżą od prób powstrzymania śmiechu. W końcu się poddał. Wybuchnął śmiechem, choć pobrzmiewały w nim gorzkie nuty.
- Dave - przedstawił się.
- Dziękuję, że mnie nie przejechałeś - zachichotałam. Teraz, gdy emocje i napięcie się ulotniły, mogłam już z tego żartować. Może to dość infantylne, ale staram się skupić na pozytywach. Po co myśleć o tym, że prawie umarłam? Na to przyjdzie czas. Kiedy położę się do łóżka i wszystko do mnie dotrze, tak, wtedy będę to przeżywać i rozważać. Teraz myślałam tylko o tym, że w tych niezwykłych okolicznościach poznałam kogoś, kto nie zasługiwał na to, co go spotkało. Czułam całą sobą, że muszę mu jakoś pomóc. Podświadomość mi podpowiadała, że blondyn niepotrzebnie się katuje. Odnosiłam wrażenie,  że Dave bierze na siebie winę za to, cokolwiek to było, co się stało, bo w ten sposób próbuje zagłuszyć wyrzuty sumienia, że zostawił tę dziewczynę i uciekł. To takie typowe - wmawiasz sobie, że jesteś okropny i zły, i najgorszy, i w ogóle to powinni wywieźć cię na taczce gnoju gdzieś daleko*, ale prawda wygląda inaczej. Boisz się stawić czoła problemom. Ucieczka jest łatwiejsza. Ale tylko na moment. Dave ma rację - to przed czym uciekasz zawsze cię dogoni. Zawsze. Bo choćbyś stawał na głowie, nie uciekniesz od swoich myśli. Gdziekolwiek się znajdziesz, zawsze przemieszczą się z tobą.
- Obiecałam ci, że spróbuję zatrzymać Austina w Miami - zaczęłam. Chłopak spojrzał na mnie zaciekawiony. - Teraz ty mi coś obiecaj.
- Ally to nie jest takie proste - blondyn wyprzedził mnie.
- Życie nigdy nie jest proste - wymądrzyłam się. - Dave, obiecaj mi, że zmierzysz się z przeszłością i porozmawiasz z tą dziewczyną. Nie dziś, nie jutro, nawet nie za tydzień. Wtedy, kiedy będziesz gotowy. Obiecaj mi to.
Mój towarzysz milczał przez chwilę. W końcu odpowiedź nadeszła, ale tak cichutka, że bardziej się domyśliłam jego słów, niż je usłyszałam.
- Obiecuję.
Siedzieliśmy w ciszy jeszcze przez moment. Może to wydawać się dziwne, ale cieszyłam  się, że znalazłam się na tej drodze przed tym rozpędzonym autem. Poznanie Dave'a, jego cierpienie - to pomogło mi spojrzeć z innej perspektywy na to, co działo się w moim życiu. Może i Austin chciał mnie opuścić, ale ja nie zamierzałam się na to godzić. Nawet jeśli niczego nie zmienię, muszę spróbować. Może Austin się poddał, ale ja będę silna za nas oboje. Nie dam się tak po prostu spławić. Patrząc na Dave'a widziałam żywy przykład tego, jak może skończyć ktoś, kto się poddał i odpuścił. Wybacz, Austin, nie zamierzam obudzić się pewnego dnia i zdać sobie sprawę,  że jestem zgorzkniałym, nieszczęśliwym człowiekiem. Mam zamiar być niewyobrażalnie szczęśliwa, nawet gdybym po to szczęście miała jechać czołgiem z naładowaną bazuką na ramieniu.
- Muszę już iść - podniosłam się niechętnie,  bo nawet milczenie w towarzystwie blondyna działało na mnie kreatywnie i dopingująco. Są tacy ludzie przy których dobrze się milczy i zdecydowanie Dave do nich należał. Milczenie to najpiękniejsza forma rozmowy. Wychodzą z ciebie wibracje i wszystkie te rzeczy, których nie potrafisz opowiedzieć. Żeby milczenie stało się dialogiem potrzeba odpowiedniego słuchacza. Kogoś, kto potrafi zrozumieć ciszę. Nie ma w niej nic krępującego. Jest piękna i budująca. Taka cisza jest możliwa tylko między ludźmi, którzy nadają na tych samych falach. - Pewnie rodzina mnie szuka.
- Podrzucić cię? - Dave poszedł za moim przykładem. Otrzepał kurtkę z trawy i podrzucał w dłoni kluczyki samochodowe.
- Dziękuję - zaprzeczyłam ruchem głowy. - Mieszkam za rogiem.
- Miło było cię poznać - chłopak uśmiechnął się. - Jesteś wyjątkowa. Pamiętaj o tym.
Pożegnaliśmy się. Chłopak ruszył w stronę auta, a ja zaczęłam, tym razem idąc po chodniku, kierować się w stronę domu.
- Dave! - zawołałam. Blondyn odwrócił się. - Gdybyś potrzebował się wygadać, pomilczeć czy coś, mieszkam w tym białym domu za zakrętem.
- Rodzice ci nie mówili żeby nie podawać adresu nieznajomym? - zachichotał Dave.
- Wiesz, tato myślał, że mama mnie uświadomiła, mama, że ojczym, a ojczym, że macocha - zaśmiałam się.
- Jezu - chłopak złapał się za głowę. - Serio?
- Plus rodzeństwo z każdej strony - mina blondyna była bezcenna. Wyglądał jak neandertalczyk, który zobaczył samolot. - Spokojnie, do drużyny futbolowej jeszcze trochę nas brakuje.
Pomachałam mu i w wyśmienitym nastroju poszłam do domu. W kuchni szybko poprawiłam makijaż i włosy. Okay, nie było najgorzej, choć ślepy by zauważył, że płakałam. Nie chciałam tłumaczyć się rodzinie, tym bardziej po tym, co widział tato. Jestem pewna, że Jack spuściłby Austinowi łomot za zostawienie mnie. Prześlizgnęłam się na górę i w łazience przemyłam oczy płynem. Powtórnie nałożyłam tusz i zeszłam na dół dalej celebrować szczęście taty...

- Austin, musimy porozmawiać - kolejny raz w tym tygodniu użyłam tych samych słów. Dogoniłam chłopaka w drodze na przystanek autobusowy i z miną "nie akceptuję odmowy" zastąpiłam mu drogę. Nie dałam mu żadnej szansy odpowiedzieć. Od razu przeszłam do ataku. W nocy dokładnie sobie wszystko przemyślałam.
- Możesz myśleć, że powiedziałeś już wszystko,  co chciałeś powiedzieć, ale ja nie usłyszałam wszystkiego, co chciałam usłyszeć. Należą mi się wyjaśnienia.
Uff. Wyrzuciłam to z siebie na jednym oddechu. Austin przyglądał mi się rozbawiony.
- Skończyłaś?
- Tak. Chyba - zmarszczyłam brwi. Najpierw mnie zostawia, a teraz jeszcze się ze mnie naśmiewa? Kretyn.
- Co chciałabyś wiedzieć? - usiedliśmy na murku.  Do przyjazdu autobusu zostało dziesięć minut.
- Kiedy wyjeżdżacie?
- Przed Bożym Narodzeniem. Zaraz po premierze musicalu.
Okay, mamy jeszcze trochę czasu.
- Dlaczego tak nagle? To przeze mnie, tak?
- Ally nie bierz wszystkiego tak osobiście - nie zaprzeczył.
- Czyli mam rację - zwiesiłam głowę. - Wszystko przez ten mój za długi język.
- Hej, nie mów tak - chłopak mnie przytulił. Wcale nie zachowywał się jak ktoś, kto wczoraj kazał mi spieprzać ze swojego życia. No dobrze, może użył innych słów, ale sens był taki sam.
- Ale go prawda! Gdybym milczała zostałbyś tutaj. Ze mną!
- Przepraszam za wczoraj - blondyn pocałował moje włosy. - Byłem wściekły.
Powstrzymałam się od komentarza na temat tego, że gdyby nie szybka reakcja Dave'a, mógłby odwiedzać mnie na cmentarzu. Nie miałam zamiaru go dołować.
- Austin - spojrzałam mu w oczy. - Nie mów nikomu o wyjeździe. Na razie. Dobrze?
- Nawet Dezowi i Trish? - zdziwił się chłopak. Pokiwałam głową.
- Daj mi ten miesiąc. Niech on będzie tylko nasz. Bez współczujących spojrzeń i komentarzy. Bez litości i niezręczności. Tylko my i to, co nas łączy.
- Wściekną się, jeśli wyjadę bez słowa - Austin jest czasami taki irytujący.
- Wytłumaczę im wszystko. Proszę. Zrobisz to dla mnie?
- Przecież wiesz, że tak - przytulił mnie. - Zrobiłbym dla ciebie wszystko.
- Wcale nie - pomyślałam. - Nie zostałbyś dla mnie tutaj. Nie zostawiłbyś dla mnie siostry. Ale to nie szkodzi. Po prostu mnie kochaj, to mi wystarczy. A o resztę zatroszczę się sama. Nie pozwolę żeby ktokolwiek podejmował za mnie decyzje. Nie przypominam sobie, żebym godziła się na rolę porzuconej nastolatki. Cassidy może zabierać manatki i wyjeżdżać, ale nie odbierze mi ciebie. Nie, nie, nie.
- O czym myślisz? - głos blondyna wyrwał mnie z zamyślenia.
O tym, że nie pozwolę ci odejść.
- Tata i Kathy biorą ślub w styczniu - wolałam nie wtajemniczać chłopaka w moje myśli.
- Serio? Jak to znosisz?
- Jest okay - Austin uniósł brew. - Naprawdę. Tato mógł trafić gorzej. Skoro jest szczęśliwy to ja też. Nie mogę odbierać mu prawa do miłości tylko dlatego, że jest moim ojcem.
- Skąd ta zmiana? - jeszcze kilka dni temu narzekałam na Kathy, jej dziecko, ojca i całą moją rodzinę.
- Ludzi spotykają gorsze rzeczy niż macocha bez gustu - wzruszyłam ramionami. Chciałam opowiedzieć Austinowi o chłopaku, którego wczoraj poznałam, ale nie wiedziałam jak zacząć, żeby przemilczeć moment wypadku. Swoją drogą, ciekawe co Dave teraz robi i czy go jeszcze zobaczę. Chciałam się dowiedzieć, czy wszystko u niego się ułoży. Życzyłam mu tego z całego serca.
- Ziemia do Ally! - Austin pomachał mi dłonią przed oczami. Spojrzałam na niego zaskoczona. - Gdzie odfrunęłaś?
- Wiesz, spotkałam ostatnio bardzo nieszczęśliwego człowieka - zaczęłam z wahaniem. - Byłam bardzo smutna, a on mi pomógł. Nie mogę przestać myśleć o tym, że ja nie byłam w stanie pomóc jemu. Bardzo mnie to męczy.
- Kochanie, nie zbawisz całego świata - blondyn wywrócił oczami. Autobus wtoczył się na przystanek. Ustawiliśmy się w kolejce do drzwi.
- Pomarzyć zawsze można - mruknęłam. Wcale nie chcę zbawiać świata. Jest zły, niesprawiedliwy, okrutny i wcale nie zasługuje na zbawienie. Chcę po prostu pomóc komuś, kto tej pomocy potrzebuje.
- Austin, co byś zrobił gdybym umarła? - zapytałam nim zdążyłam ugryźć się w język. Zajęliśmy miejsce na pierwszym od końca fotelu po lewej stronie pojazdu.
- Co ci znowu strzeliło do głowy? - chłopak zmarszczył brwi.
- Pytam czysto teoretycznie, jak byś zareagował na wiadomość, że potrącił mnie samochód? - drążyłam. Trudno. Zaczęłam, więc teraz muszę w to dalej brnąć.
- Ally, zwariowałaś? - blondyn sprawdził czy nie mam gorączki. - Co to za pytania?
- No wiesz Romeo zabił się po śmierci Julii, Heathcliff mścił się na całym świecie po śmierci Cathy** - chłopak był coraz bardziej zdegustowany.
- Naprawdę chcesz wiedzieć, co bym zrobił gdybyś umarła? - coś w głosie Austina podpowiadało mi, że wcale tego nie chcę.
- Wiesz co? Wycofuję pytanie - odnosiłam wrażenie, że jego odpowiedź mogłaby mi się nie spodobać.
- Nie, dlaczego? To ciekawa kwestia - blondyn pochylił się ku mojej twarzy - Gdybyś umarła, odnalazłbym cię w każdym piekle, do którego byś trafiła i skopałbym ci tyłek za to, że mnie zostawiłaś.
Wybuchnęłam śmiechem. Zmierzwiłam dłonią włosy chłopaka, odpowiedział mi pocałunkiem,
- Austin, co z nami będzie? - zapytałam, kiedy oderwał swoje usta od moich. Spoważniał. Wiedziałam, że to dla niego trudna i ciężka sytuacja. Z jednej strony byłam ja i jeśli choć połowa z tego, co mówił na temat swoich uczuć do mnie była prawdą, kochał mnie i chciał być ze mną, z drugiej strony była rodzina, Cassidy - jego ukochana siostrzyczka, którą opiekował się, mimo, że to ona była starsza i o wiele bardziej doświadczona przez los.
A ja kazałam mu wybierać. To było podłe z mojej strony. Jak ja bym postąpiła, gdyby ktoś kazał mi opuścić rodzinę? Może i są dziwni, zakręceni i niewyobrażalnie irytujący, ale przecież to moja rodzina. Jestem ich częścią.
- Nie wiem, Ally - szepnął chłopak.
Miałam jeszcze jedno wyjście, choć szanse powodzenia były zerowe. Nadzieja, że to się uda jest nadzieją szaleńców...
Jest tylko jeden sposób, żeby zatrzymać Austina w Miami - muszę sprawić, żeby Cassidy zmieniła zdanie.
Cassidy.
Ona mnie nienawidzi.
Nienawidzi mnie.
Nie ma szans żeby zgodziła się chociaż ze mną porozmawiać.
To się nie uda.
Na co jeszcze czekam?
Przecież jestem Ally Dawson - specjalistka od zadań niemożliwych i przegranych spraw.

* Odsyłam do "Chłopów" Reymonta.
** "Wichrowe Wzgórza" - uwielbiam <3


______________________________

Uff, blogspot najwyraźniej nie chciał, żeby ten rozdział się ukazał - podczas edycji cztery razy usunęło mi połowę tekstu, a ja nienawidzę pisać drugi raz czegoś, co już napisałam dobrze. Mega sfrustrowana i wściekła pożegnałam blogspot kulturalnym "fuck you" i poszłam spać.
W końcu się udało skończyć edycję, w bólach, ale jednak.
Spokojnie, Dziewczyny, nie mam aż tak złego serduszka, żeby pogrążyć Ally w smutku i żałobie przed opowiadaniowym Bożym Narodzeniem. Ale niech Was nie zmylą kolejne sielankowe rozdziały. Czaję się i czekam z czymś, co sprawi, że, cytując klasyka, laczki Wam pospadają z nóg. :)

Ps. W jednym z komentarzy ktoś zapytał, czy zagram w 10 pytań, śmiało, pytajcie o co tylko chcecie. Odpowiem w miarę możliwości.
Ps 2. Wybaczcie wszelkie błedy i literówki, pisałam to na dwóch telefonach i laptopie, więc ciekawie było.
Ps 3. Wielkie dzięki, że jesteście i wciąż to czytacie!
Kocham Was!


wasza m.