sobota, 16 listopada 2013

"Chyba dorosłam do tego żeby się z tym zmierzyć..."






31 października

W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień balu. "Wyczekiwany" przynajmniej w teorii. Nigdy nie lubiłam tej całej sztuczności, która zawsze towarzyszyła takim imprezom. Rozsądni ludzie nagle pod wpływem tej atmosfery przemieniają się w piszczące i irytująco szczebioczące bezmózgie stwory. Tym razem było inaczej. Może miał wpływ na to fakt, że po raz pierwszy miałam z kim na ten bal iść. I to nie z pierwszym lepszym chłopakiem, który mnie zaprosił, a z kimś wyjątkowym. Z moim chłopakiem. Moim. Wciąż trudno było mi przyzwyczaić się do tego stanu. Czułam się odrobinę skrępowana, kiedy wyobrażałam sobie przeróżne sytuacje z naszym udziałem. Zbyt dużo myślałam na ten temat i znów nachodziły mnie wątpliwości. Najchętniej cofnęłabym czas i wszystko odwołała, ale nie potrafiłabym tego zrobić nie raniąc przy tym Austina.
- Będzie co ma być - wzruszyłam ramionami.
Dziś nie miałam za dużo czasu na nadinterpretację, od rana wydzwaniałyśmy do siebie z dziewczynami i prowadziłyśmy grupowe konwersacje na temat kreacji i makijaży. Wszystkie totalnie oszalały na widok mojej kreacji, a na wiadomość, że Penny uszyła ją własnoręcznie, złożyły zamówienia na sukienki na następne bale. Humory nam dopisywały i po raz pierwszy zrozumiałam, dlaczego wszyscy tak na te imprezy oczekują. Czułam ogromną ekscytację i podniecenie. Co chwila zerkałam na zegar, ale czas zdawał się stać w miejscu. Krążyłam po domu i próbowałam znaleźć sobie miejsce. Bezskutecznie. Około czternastej nie wytrzymałam, spakowałam suknię, wzięłam torbę i zapukałam do Trish. Dla niej bale nie były pierwszyzną, siedziała spokojnie przed telewizorem i jednym okiem oglądała Fashion TV, a drugim przeglądała Vogue.
- Siadaj, szukam inspiracji na makijaż - nawet nie podniosła głowy znad pisma.
- Pakuj się, jedziemy - zaoponowałam. Miałam dla niej niespodziankę. Wiedziałam jak ważny jest dla niej ten bal. Mimo, że Trish i Deuce spotykali się od jakiegoś czasu, było to ich pierwsze wspólne i oficjalne wyjście. Moja przyjaciółka, choć z pozoru nie przejmowała się niczym, umierała ze strachu, że coś pójdzie nie tak i nie uda jej się wyglądać perfekcyjnie. Postanowiłam jej w tym pomóc. Jeśli już ma się ten przywilej, że posiada się profesjonalną makijażystkę w rodzinie, grzechem jest nie zrobić z tego użytku.
- Gdzie? - zdziwiła się Trish i po raz pierwszy od mojego przyjścia spojrzała na mnie uważnie.
- Zobaczysz - uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Ally, nie mam czasu na twoje dziwne pomysły.
- Zaufaj mi - powiedziałam z mocą. Dziewczyna przez chwilę spoglądała na mnie i nie mogła się zdecydować co zrobić. W końcu skinęła głową i posłusznie spakowała sukienkę. Przed domem czekał już Dez, którego wtajemniczyłam w cały plan i który zgodził się robić za naszego kierowcę. Trish podejrzliwie zerkała na naszą dwójkę i choć zasypywała nas lawiną pytań, zgodnie milczeliśmy na temat celu naszej podróży i zbywaliśmy ją półsłówkami. Denerwowałam się za każdym razem, gdy zatrzymywaliśmy się i sterczeliśmy w korkach. Była sobota i jak na złość, wszyscy się gdzieś śpieszyli, skutecznie blokując ruch.
- W końcu - odetchnęłam z ulgą, gdy zatrzymaliśmy się pod domem mojej ciotki. Mimo, że Emma i Kostka mieszkały w Miami od tylu lat, Trish nigdy u nich nie była. Ja także nie licząc ostatnich dni, przekraczałam progi tego domu dość rzadko. Wszystkiemu winien był nowy mąż cioci. Emma nie znosiła go, a ja podzielałam jej zdanie. Był stronniczy, nieprzyjemny i momentami chamski. No i wielbił swoją siostrzenicę Kim, której był gotów dać nie tylko przysłowiową gwiazdkę z nieba, ale i każdą, nawet najbardziej wymyślną rzecz, o którą poprosiła. Nie mam pojęcia co ciocia w nim widziała. W porównaniu z wujkiem wypadał mizernie. Jak Ayers Rock przy Mont Everest. Jego jedyną zaletą było bogactwo i hojność. Choć ze swoich przybranych córek tolerował wyłącznie Konstancję, nigdy nie wykręcał się od finansowania również kaprysów Em.
- Gdzie jesteśmy? - Trish nie kryła zaciekawienia.
- Zobaczysz - roześmiałam się. Wysiadłyśmy. Dez obiecał, że przyjedzie po nas. Na bal szedł z Kostką, więc nie chcąc ryzykować, że moja kuzynka go zabije, jeśli zobaczy ją nieprzygotowaną, musiał się stąd ewakuować na czas, gdy będziemy robione na bóstwo.
- Cześć dziewczyny - ciocia Kristina już na nas czekała z przygotowanymi rzeczami. Nigdy w życiu, nawet w sklepie nie widziałam takiej ilości kosmetyków. - Która pierwsza?
- Ally, jesteś najlepszą przyjaciółką w całym wszechświecie! - wykrzyknęła Trish, kiedy uświadomiła sobie, że za chwilę jedna z najlepszych makijażystek w Stanach przygotuje ją na bal. Poczułam ciepło na sercu, widząc jaką radość sprawiłam przyjaciółce. Czasami tak niewiele potrzeba żeby pokazać komuś jak bardzo go kochamy i cenimy.
Pozwoliłam Trish usiąść pierwszej w fotelu, a sama zajęłam się rozmową z kuzynkami.
- Podobno dogadujesz się z Penny - Kostka nie kryła zdziwienia.
- Tak - odparłam przeciągle. - W porównaniu z nową dziewczyną taty jest całkiem spoko.
- Wujek ma dziewczynę?! - wrzasnęła Emma wychylając głowę spod stołu, gdzie szukała zapięcia od kolczyka.
- Lester ma dziewczynę? - ciocia również była zdumiona.
- Tragiczną - Trish pokiwała głową z politowaniem.
- Tandetną - uzupełniłam,
- Nie mogę uwierzyć, że Lester w końcu zaczął chodzić na randki - ciocia malując Trish snuła na głos wspomnienia, jak to było kiedy jeszcze mój tato i wujek Axel mieszkali w Nowym Jorku.
- Jeśli tak tragicznie zmienił mu się gust, o wiele lepiej byłoby, gdyby nigdy do etapu randek nie powrócił - mruknęłam i pokręciłam głową.
- Czy nie jesteś troszkę niesprawiedliwa? - zapytała Kostka.
- Gdybyś zobaczyła Kathy i jej tipsy, nie wątpiłabyś w mój obiektywizm.
- Nie mówisz chyba o tej Kathy z Sonic Boom'a? "Allys, kochanie, jak miło cię widzieć!" - Emma perfekcyjnie naśladowała piskliwy i wulgarny ton głosu wybranki ojca.
- Bingo - moja kuzynka gwałtownie się podniosła z podłogi, zrobiła to na tyle szybko, że uderzyła głową w stół. Wybuchnęłyśmy śmiechem. Nawet ciocia krztusiła się na widok miny Emmanuelle. Zazdrościłam im takiego kontaktu. Wiem, że Em czasami miała za złe cioci, że ponownie wyszła za mąż, ale wujek nie żył już od tylu lat, że żal był mniejszy.
- Śmiej się Ally, śmiej - Emma spojrzała na mnie z udawanym wyrzutem.- Ja tak będę chichotała na ślubie boskiej Kathy i wujka.
- Pewnie jak zwykle przesadzacie - ciocia znała mojego tatę od lat i trudno jej było zrozumieć, że mógł się spotykać z kimś tak tragicznym.
- Blondynka z tipsami, stanowczo zbyt wysokie obcasy i strój jak z imprezy w remizie - Trish mnie wyręczyła.
- Miłość jest ślepa - filozoficznie zakończyła Kostka. Temat nowej dziewczyny taty umarł śmiercią naturalną, gdy zobaczyłyśmy jak cudownie wygląda Trish. Złociste refleksy na powiekach i w wewnętrznych kącikach oczu, wydobyły głębię koloru jej tęczówek. Zawsze zazdrościłam mojej przyjaciółce cudownej ciemnej karnacji. Dziś, na widok tego, jak fantastycznie ciocia podkreśliła naturalne piękno Trish, zazdrościłam jej jeszcze bardziej. W duchu modliłam się żeby udało mi się wyglądać choć w połowie tak dobrze. Z ufnością usiadłam na fotelu i oddałam się w ręce cioci. Emma zabawiała nas opowieściami o dziewczynach z chórku, które w musicalu grają cheerleaderki.
- No i dziewczyny wpadły na pomysł, że pójdą na bal z chłopakami, którzy grają koszykarzy.
- Większość jest zajęta - uśmiechnęłam się wyobrażając sobie reakcję CeCe na takie zaproszenie Mike'a.
- Właściwie tylko Kim poszła zapytać, reszta albo stchórzyła, albo olała to.
- Mhm - mruknęłam i nadstawiłam ucha. Wszystko, co wiązało się z Kim interesowało mnie ze względu na Jack'a.
- Tak osaczyła chłopaka, że nie miał szans odmówić - zachichotała Emma.
- Biedactwo - Trish równie dobrze jak my zdawała sobie sprawę z tego, jak upierdliwa potrafi być najlepsza przyjaciółka mojego brata.
- Kimmy i Garby będą wyglądać razem uroczo.
- Brad Garbowsky? - zapytałyśmy jednocześnie z Kostką. Em pokiwała głową. Rozumiałam niechęć Konstancji, po tej całej dziwnej akcji sprzed lat nie uśmiechało jej się, że Brad zgodził się wyjść z kimś, z kim jest tak blisko spowinowacona. Byłam wściekła! Na Garby'ego, że nic mi nie powiedział, na Emmę, że nie powstrzymała Kim i przede wszystkim na nią. Idiotka nie widziała co, a raczej kogo ma pod nosem. Biedny Jack, będę musiała z nim porozmawiać. I z Garby'm.
- Ziemia do Ally! - ciocia pomachała mi dłonią przed twarzą. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się zażenowana.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Dzieło skończone - zaśmiała się ciocia i odwróciła fotel przodem do lustra. Zamknęłam oczy bojąc się, co tam zobaczę. Dziewczyny milczały. Odetchnęłam i licząc w myślach do dziesięciu, szybko uniosłam powieki.
- To ja? - jeszcze nigdy nie byłam taka piękna! Makijaż, choć wydawał się być ciemny, rozświetlał twarz. W dodatku idealnie pasował do mojej sukienki.
- Jest - nie potrafiłam się wysłowić. Zachwyt mnie rozpierał. Ciocia poszła o krok dalej i uczesała moje zazwyczaj niesforne włosy. Perfekcyjne fale delikatnie opływały moją twarz.
- Tylko podkreśliłam twoje atuty - ciocia machnęła ręką na moje okrzyki zachwytu i peany na jej cześć. - Podbijesz dziś czyjeś serce.
- Już podbiła - miałam ochotę zamordować Emmę. Wiedziałam, że ciocia powtórzy to Penny, a te zacznie pytać.
- Idziesz z Austinem na bal? - Kostka puściła oko do siostry. Jędzy! Zemszczę się i to okrutnie.
- Idę - mruknęłam niewyraźnie i mordowałam wzrokiem moje kuzynki.
- Austin i Ally, jak uroczo - ciocia uśmiechnęła się ciepło, ale zdawałam sobie sprawę, że jak to ciocia, ma ochotę zapytać o kilka spraw.
- Poznaliśmy się przez Deza - postanowiłam odpłacić się okropnej Kostce - Idziecie razem, prawda?
- Jako przyjaciele - kuzynka pokazała mi język.
- Czy ja coś mówię? - powiedziałam znaczącym tonem. Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Jesteście okropne - Emma pokręciła głową.
- Tak, bo nie zapytałyśmy z kim ty idziesz - Trish rzuciła wyzwanie Em.
- Z Jack'em - ucieszyłam się. Marzyła mi się dla niego dziewczyna taka jak Emma.
Przekomarzania przerwał nam dzwonek telefonu, ciocia poszła odebrać, a my, kiedy zdałyśmy sobie sprawę z upływu czasu, również zaczęłyśmy zbierać się do wyjścia. Dez podjechał po chwili, najpierw odwiózł mnie do domu Penny. Może to dziwne zabrzmi, ale uważałam, że zasłużyła na to, żebym na swój pierwszy bal jechała z jej domu. Mniej głębokim powodem było to, że po prostu nie chciałam wychodzić w samotności. Naoglądałam się filmów, w których nastolatki zawsze są obfotografowywane przez rodziców i myśl, że ja po prostu wyjdę, bo taty jak zawsze nie będzie w domu, przygnębiała mnie.
- Zadzwońcie jak tylko dojedziecie do hotelu, siedzimy w jakiejś złotej loży - poinstruowałam przyjaciół wysiadając. CeCe jak przystało na królową, dla siebie i swojej świty załatwiła najlepsze miejsce siedzące. Nie żeby ktoś z nas zamierzał przesiedzieć cały bal, ale trzeba trzymać poziom.
- Widzimy się o ósmej - Dez i Trish pomachali mi na pożegnanie i odjechali. Austin miał przyjechać po mnie o siódmej. Miałam nadzieję, że uda mi się ten czas spędzić dość przyjemnie i nie wyjdę pokłócona z Penny i Markiem.
- Wyglądasz nieziemsko! - wykrzyknął Jack, kiedy zobaczył mnie w progu.
- Całkiem znośnie - Maggie taksowała mnie wzrokiem. - Masz zamiar iść w dżinsach i trampkach?
- Zaraz się przebiorę - pokazałam jej język. - Jesteście sami?
- Rodzice wracają ze szpitala i stoją od godziny w korku - wyjaśnił Jack. Sam wciąż siedział w dresach i przeglądał jakieś papiery. Nie wyglądał na kogoś, kto za godzinę wybiera się na bal.
- Czy ciebie pogięło? - zdzieliłam go w ramię.
- Za co to? - chłopak masował miejsce, gdzie go pacnęłam i spoglądał na mnie z wyrzutem.
- Marsz na górę! Idziesz na bal i masz wyglądać jak człowiek!
- Ale Ally - zaczął mój brat. Wiedziałam co chce powiedzieć, coś o tym, że założy tylko garnitur i po krzyku.
- Nie będziesz wyglądał jak lump - byłam nieubłagana. Jack niechętnie poniósł się i z miną cierpiętnika zaczął wchodzić po schodach.
- Mówiłam, że Ally ci łatwo nie odpuści - Meg wzruszyła ramionami.
- Po co człowiekowi siostry - mruknął pod nosem chłopak i zniknął w swoim pokoju. Roześmiałyśmy się, ale po chwili Megan i mnie wygoniła do łazienki. Ostrożnie nasunęłam na siebie suknię, bałam się, że przy mocniejszych ruchach mogłabym uszkodzić koronkę. Na szczęście obyło się bez niespodzianek. Na koniec włożyłam buty na delikatnym obcasie i przyjrzałam się swojemu odbiciu.
- Rewelacja - wyszczerzyłam się do lustra. Poprawiłam fryzurę i zeszłam do salonu. W czasie mojej nieobecności Jack również zdążył się przygotować i siedział na dole z Megan. Po chwili otworzyły się drzwi i do domu weszli Mark i Penny.
- Cześć - krzyknęliśmy. Humory nam dopisywały.
- Nawet nie wiecie jakie zatłoczone jest dziś miasto - Mark zaczął opowieść o ich podróży ze szpitala, ale na mój widok szeroko otworzył oczy i gwizdnął.
- Wyglądasz bajecznie - w jego oczach widziałam zachwyt. - Penny, biegnij po aparat!
Kobieta właśnie dołączyła do nas i spoglądała to na mnie, to na Jack'a i powtarzała, że prezentujemy się obłędnie. Tak, jak to pokazywano w filmach, zrobiła nam setkę zdjęć, choć jeszcze nawet nie zbieraliśmy się do wyjścia.
- Nawet nie wiesz Ally, jaką radość nam sprawiłaś, chcąc dziś tu przyjechać - zrobiło mi się głupio, gdy Mark tak entuzjastycznie podchodził do mojej wizyty. Nigdy nie rozumiał mojej postawy. Dla niego rodzina była rodziną i chociaż mnie nie wychowywał, dla niego byłam taką samą córką jak Kika i Megan.
- Co z Kiką? - przez to całe zamieszanie nawet nie miałam czasu jej odwiedzić.
- Czekamy na dawcę, ale wyniki są całkiem niezłe, jeśli nic się nie zmieni, w przeciągu miesiąca wróci do domu.
Słowa Penny ucieszyły mnie. Kolejna wspaniała wiadomość tego dnia.
Rozległo się pukanie.
- Otworzę - Mark ruszył ku drzwiom. Zbliżała się siódma. Poczułam niepokój i strach. Ze stresu ściskało mnie w żołądku. Próbowałam usłyszeć, co dzieje się w korytarzu, ale ściany były dobrze wygłuszone.
- Wyluzuj - Meg spojrzała na mnie z politowaniem. - To nie wizyta u dentysty.
W chwili, gdy szukałam wyjątkowo ciętej riposty, do pokoju wszedł Mark z Austinem. Blondyn miał na sobie idealnie skrojony garnitur w kolorze ciemnego granatu. Bezwiednie uśmiechnęłam się.
- Dobry wieczór - chłopak podszedł do Penny. - Austin Moon, miło mi panią poznać.
- Zbieramy się ludzie - Jack wywrócił oczami. - Musimy podjechać po Emmę.
- Co ty filmów nie oglądasz? - Megan spiorunowała brata wzrokiem. - Teraz nastąpi seria pytań o rodzinę, prawo jazdy, mandaty, o której odwiezie Ally i na temat zainteresowań Austina.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
- Mieszkam ze starszą siostrą i siostrzeńcem, nasi rodzice mieszkają w Denver, ale odwiedzają nas regularnie. Prawo jazdy posiadam, mandaty nie. Odwiozę Ally zaraz po balu, mogą mi państwo zaufać. Co się tyczy zainteresowań to muzyka w każdej formie. I teatr. Coś jeszcze? Chętnie odpowiem - Austin uśmiechnął się szeroko i całkowicie podbił moją rodzinę.
- Komu w drogę - Jack zaczął się zbierać do wyjścia.
- Miło było cię poznać, Austin. Bawcie się dobrze - Mark spojrzawszy na zegar najwyraźniej uznał, że mój brat ma rację. Emma pewnie już czekała na nas.
- Co do pytań - zaśmiała się Penny - przyjdźcie w niedzielę do nas na obiad z siostrą, chętnie was poznamy bliżej.
Wywróciłam oczami. Okej, teoretycznie Penny jest moją matką, w praktyce wiadomo jak to wygląda. Sama jeszcze nie ułożyłam sobie w głowie mojego stosunku do niej, a tu nagle ona zaczyna takie akcje.
W końcu udało nam się wyruszyć. Sesja rodzinna, sesja z Austinem, lista pytań - odhaczyłam w głowie. Typowe amerykańskie wyjście na szkolny bal zaliczone.
U Emmy nie gościliśmy tak długo. Ciocia po prostu zrobiła kilka zdjęć i mogliśmy jechać dalej. Kostki już nie było z czego wnioskowałam, że Dez podjechał punktualnie. Na szczęście na drodze nie było już korków i błyskawicznie udało nam się dotrzeć do hotelu, w którym odbywał się bal. Parking był przepełniony, ale wciąż widać było kolejne nadjeżdżające auta. Marine High School tłumnie ruszyło do zabawy. Chyba każdy uczeń był dziś w tym miejscu. Mimo, że budynek naszej szkoły jest naprawdę ogromny, tłoku panującego w nim nie da się opisać. Hotel, choć z pozoru wydawał się maleńki, w rzeczywistości był ogromny i mimo tak licznej gromady uczniów i nauczycieli, nadal było sporo wolnej przestrzeni. Nikt nikomu po głowie nie deptał. Udało nam się zaparkować dość blisko wejścia i wolnym krokiem, rozglądając się za przyjaciółmi ruszyliśmy w stronę drzwi. Chłopcy kupili bilety i znaleźliśmy się wewnątrz. Nasunął mi się tylko jeden komentarz, gdy zobaczyłam dekoracje i wystrój - wow, bogato.
Moi towarzysze najwyraźniej podzielali tę opinię, bo wpatrywali się we wszystko szeroko otwartymi oczami. Nawet Em była po wrażeniem, choć przecież sama należała do tak zwanej śmietanki towarzyskiej i towarzysząc mamie, bywała w najlepszych hotelach i restauracjach.
- Znajdźmy Deza i resztę - zaproponował Austin. Zgodziliśmy się z nim. Ilość ozdób przytłaczał mnie - prawdziwy, królewski bal. Chociaż czułam się maleńka w porównaniu z tym całym splendorem, wiedziałam, że moja suknia pasuje tu idealnie. W uboższym wnętrzu wyglądałabym jak ten przysłowiowy wystrojony szczur na otwarciu kanału. Każda osoba, którą mijaliśmy spoglądała na nas i szeptała coś do swoich towarzyszy, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. Wiedziałam, że wyglądam dobrze, a fakt, że Austin jak gdyby nigdy nic trzymał mnie za rękę, dodawał mi pewności siebie.
- Allyson Dawson i Austin Moon, w końcu! - wykrzyknęła CeCe na nasz widok. Nie mam pojęcia czy miała na myśli to, że się pojawiliśmy, czy to, że jesteśmy razem. Rudowłosa nie dała mi dojść do słowa.
- Już ci mówiłam, że jestem bezwarunkowo zakochana w twojej kiecce, ale makijaż masz bezbłędny! Austin, dobrze jej pilnuj żeby przypadkiem nikt ci jej nie ukradł.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nikt inny nie jest taki głupi żeby się z nią męczyć - przekomarzał się Jack.
- No to chyba to u was rodzinne, bo poza mną nikt nie chciał się tu z tobą wybrać. Ciesz się, że zrobiło mi się ciebie żal - odgryzła się Emma.
- Wiesz, to działa w obie strony - Jack pokazał jej język.
- Jesteście uroczy - rzuciłam im wyzwanie.
- Chyba cię pogięło - odezwali się jednocześnie.
-Przeznaczenie - zachichotałam.
Przekomarzając się, dotarliśmy do loży, którą wybrała CeCe. Jeśli do tej pory sądziłam, że widziałam bogactwo tego hotelu, teraz zmieniłam zdanie. Nasze miejsce było kwintesencją bogactwa. Totalnie mnie zatkało. Inne loże, choć równie ładne, wyglądały przy naszej jak niedorobione. Bałam się usiąść by nie zniszczyć harmonii i idealnego układu materii.
- CeCe - odezwał się Austin - jesteś absolutnie niesamowita. Jak udało ci się zarezerwować miejscówkę lepszą, niż ta nauczycieli?
- Jakiś wujek kumpla Mike'a tu pracuje - roześmiała się ruda.
Wpakowaliśmy się do loży. Na miejscu byli już wszyscy. Dez i Kostka siedzieli naprzeciwko nas. Tuż obok byli Trish i Deuce, Ty z Magą wirowali już na parkiecie, ale co jakiś czas podchodzili by się przywitać z resztą. Teddy i Kol - jeden z chłopaków- koszykarzy z naszego musicalu najwyraźniej mieli się ku sobie. Od jakiegoś czasu widywałam ich razem, na bal również przyszli wspólnie i siedzieli zatopieni w rozmowie. Kostka mówiła, że najpóźniej do połowy listopada rozejdzie się wieść o ich związku, a ja przyznawałam jej rację. Jako najbliższa przyjaciółka Teddy była zaznajomiona z tematem, ale nawet dla kogoś, kto nie znał szczegółów jasne było, że coś jest na rzeczy. Wystarczyło na nich spojrzeć. Od razu rzucało się w oczy, że to coś więcej niż zwykłe koleżeństwo. Całkowicie inaczej przedstawiała się sprawa z Rocky. Przyszła na bal z Mattem, chłopakiem z naszej grupy hiszpańskiego, ale kiedy on wychodził ze skóry i jawnie ją adorował, ona po prostu traktowała go jak kumpla, z którym można się pokazać publicznie. A szkoda, bo Matt to super człowiek. Chodziliśmy razem do szkoły muzycznej jako dzieci, ale zawsze, kiedy tylko zamienialiśmy chociażby słówko, przekonywałam się, że nic się nie zmienił i wciąż jest tym samym ciepłym i sympatycznym chłopakiem. Rocky go nie doceniała, ale wierzyłam, że przejrzy na oczy i Mattowi uda się podbić jej serce.
Ostatnia para siedziała w najbardziej odległym kącie loży i dopiero po chwili zorientowałam się, że to Garby i Kim. Nie zwracali uwagi na innych tak byli zajęci sobą. Szybko zerknęłam na Jacka'a, ale on nawet ich niespostrzegł, tak go wciągnęła rozmowa z Emmą, Joshem i Jose. Ucieszyłam się na ten widok. Zdecydowanie ta część rodzeństwa Evening zasługiwała na jak największą liczbę przyjaciół. Nic więcej nie udało mi się pomyśleć, bo Austin wyciągnął mnie na parkiet. Wirowaliśmy do jakiejś piosenki, którą słyszałam pierwszy raz w życiu, ale wiedziałam, że zapamiętam ją na bardzo długo.
- Gdyby ktoś mi powiedział, że będę na balu halloweenowym tańczyć ze swoim chłopakiem, nie uwierzyłabym - zaczęłam.
- I to jest twój problem- za dużo analizujesz - podsumował blondyn i zakręcił mnie.
- Martwi mnie ta nagła przyjaźń Garby'ego i Kim - spojrzałam na tę dwójkę wciąż siedzącą przy stoliku. Chłopak wiedział do czego zmierzam. Opowiedziałam mu o rozterkach mojego brata.
- Spójrz na Jack'a - Austin kiwnął głową. - On się nie martwi.
Posłusznie zerknęłam na brata. Tańczył z jakąś brunetką, którą widziałam pierwszy raz na oczy. Co więcej - najwyraźniej był nią oczarowany, bo coś jej opowiadał i uśmiechał się całym sobą.
- Kto to jest? - spytałam w przestrzeń. - I gdzie do cholery jest Emma?
- Tam - wskazał blondyn. Em tańczyła z Joshem. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest Jose, a Austin jakby telepatycznie wiedząc o co chcę zapytać, uprzedził mnie.
- Jose tańczy z Mattem, a Rocky z tym brunetem z ostatniej klasy.
Niesamowite jak to wszystko się pokręciło.
- Patrz, Eve i ten koleś, który ma obok ciebie szafkę - Austin najwyraźniej miał milion par oczu, bo widział każdy szczegół.
- Eve i Dallas? - zdziwiłam się.
- Nasze ex-miłości razem - zachichotał blondyn.
- Dallas wcale nie jest moją byłą miłością - zaoponowałam.
- Jasne, to ja się podniecałem jego obecnością na ganku i zapominałem o podstawowych czynnościach biologicznych na jego widok.
- Pff - mruknęłam. - Po prostu zazdrościsz.
- Wydało się - Austin zrobił zbolałą minę. Wybuchnęłam śmiechem.
- Nie martw się, jeśli będziesz grzeczny i się postarasz, może kiedyś zabraknie mi tchu na twój widok - obiecałam.
To niesamowite jak dzień po dniu coraz mocniej przywiązywałam się do Austina. Wszystko inne traciło sens, a jego nieobecność sprawiała mi wręcz fizyczny ból. Strasznie bałam się etapu przejścia z przyjaźni na związek, ale o dziwo czułam się dobrze z tym, że każdy kto na nas spoglądał, wiedział, że jesteśmy parą. Ba, podobało mi się nawet to, że moja rodzina o nas wiedziała. Postanowiłam pójść na ten niedzielny obiad. Czas zamknąć drzwi za starym życiem, kiedy wszystkim się martwiłam i długo rozpamiętywałam złe chwile. Okej, przed Penny długa droga, ale chciałam dać jej szansę. Doceniałam to, że kiedy tato krążył gdzieś i żył jakby obok, ona wszelkimi sposobami walczyła o to, żeby stać się częścią mojego życia. Potrzebowałam rodziców bardziej niż kiedykolwiek. Dorastam, zmieniam się i podejmuję pierwsze poważne decyzje. Nie mogę przejść przez to samotnie. Nie chcę.
- Gdzie odpłynęłaś? - blondyn zamruczał mi do ucha.
- Myślałam o Penny.
- Moim zdaniem jest okej - zaczął ostrożnie chłopak. Bardzo dobrze wiedział jak drażliwy to dla mnie temat.
- Postanowiłam zacząć od nowa.
- Cieszę się. Rodzina jest siłą.
- Chyba dorosłam do tego żeby się z tym zmierzyć - uśmiechnęłam się.
- A co z tatą?
Też o tym myślałam. Nie mam pojęcia.
- Nie zwraca na mnie uwagi - wzruszyłam ramionami. - Będzie co ma być.
Dj włączył jakąś szybką piosenkę, większość osób usiadła i my również byliśmy wśród nich. W loży siedzieli Jose i Matt, najwyraźniej się polubili, co mnie cieszyło. Również Jack z tajemniczą brunetką, Emma i Josh odpoczywali i zawzięcie o czymś dyskutowali.
- Możemy się przyłączyć? - zapytał Austin.
- Jasne, siadajcie - Em czyniła honory.
- To moja siostra - Ally i jej chłopak Austin - przedstawił nas Jack. - A to Caroline.
Wymieniliśmy uściski dłoni i typowe uwagi "miło mi cię poznać, bla, bla, bla". Dziewczyna wydawała się przemiła, a co najważniejsze, wyraźnie widać było, że leci na mojego brata.
- Długo się znacie? - zapytałam Caroline.
- Chodzimy razem na angielski i biologię, dopiero się przeprowadziłam, więc nie znam tu zbyt wiele osób.
- Dobrze trafiłaś, my miieszkamy tu od miesiąca, a dzięki Ally jesteśmy częścią najpopularniejszej grupy w szkole - Josh puścił mi oko.
- Tak, Ally ma tendencje do pochopnego zawierania przyjaźni - zaśmiała się Trish, która zjawiła się niespodziewanie.
- Mam radar, bo jeszcze na żadnym z moich pochopnie poznanym przyjacielu się nie zawiodłam - pokazałam język przyjaciółce. Do stolika zaczęła wracać reszta towarzystwa. Po kilku minutach siedzieliśmy w komplecie plus Caroline i Dylan - towarzysz Rocky. Opowiedzieliśmy "nowym" historię naszej paczki, litościwie przemilczając akcję z Kiką i Garbym. Chłopak jakoś sobie z tym poradził, a główna poszkodowana, cóż, Maga doszła do porozumienia z moją siostrą i wraz z Ty'em regularnie ją odwiedzała. Bawiliśmy się wyśmienicie. Żartowaliśmy i przekomarzaliśmy się. Potrafiliśmy nawet stworzyć świetną anegdotę ze wsześniejszych nienawistnych stosunków moich i CeCe.
- Uwaga, zdjęcie! - wynajęty przez szkołę fotograf podszedł do naszej loży. Ścieśniliśmy się tak, by każdy załapał się na zdjęcie. Pozowaliśmy przez kilka minut, kiedy fotograf odszedł spojrzałam na roześmniane twarze towarzyszących mi ludzi. Wiedziałam, że czeka nas wiele równie magicznych chwil i to dawało mi poczucie bezpieczeństwa i przepełniało szczęściem. Patrząc na to żartujące towarzystwo wiedziałam jedno - okropnie, okropnie, okropnie ich wszystkich kocham.


______________________________

Uff!
Rozdział powstawał w bólach. Bólach głowy. I to tak niewyobrażalnych, że trzy dni spędziłam w szpitalu, a resztę w łóżku praktycznie odcięta od internetu. Powoli wracam do równowagi, nie martwcie się. Przysyłajcie mi dużo pozytywnej energii i dobrych myśli, bo potrzebuję zastrzyku miłości!

Pytanie z innej beczki - ostatnio odnoszę wrażenie, że mimo iż rozdziały są dłuższe, wydają mi się niedokończone. Kluczę i piszę o pierdołach, a kiedy zbliżam się do zasadniczej kwestii nagle bach, the end. Też to zauważacie? To bardzo irytujące?

Co u Was? Ja, jeśli nie rozłoży mnie znów migrena, wybieram się jutro na paradę zaczynającą Christmas Season, także jestem mega szczęśliwa, bo kocham wszystko, co świąteczne.

Kocham Was!

M.