czwartek, 7 marca 2013

"Niech żyją Dzikie Sokoły!"



20 września




Dźwięk budzika wbijał się w moją głowę wibrującym i mocno irytującym echem. Jęknęłam zniesmaczona faktem, że sen znów tak prędko odpłynął. Nie zauważyłam nawet kiedy. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu udało mi się zasnąć i spokojnie przespać całą noc bez zażycia proszków nasennych. Przeciągnęłam się i ze zdumieniem odkryłam, że leżę nie na poduszce, a na czyimś torsie. Błyskawicznie otworzyłam oczy, przypominając sobie wczorajszy dzień.
- Dzień dobry – cichy, wesoły głos zabrzmiał tuż nad moją głową. Podniosłam wzrok i spojrzałam w roześmiane oczy Austina. Poczułam w duszy znajome ciepło i uśmiechnęłam się wprost z głębi serca.
- Nie poszedłeś – powiedziałam nieśmiało bez cienia wyrzutu.
- Nie miałem serca cię budzić, tak słodko spałaś.
- Cassidy mnie zabije, zniknąłeś na całą noc – jęknęłam i podniosłam się niechętnie.
- Cała armia Stanów Zjednoczonych nie dałaby rady wyrwać mnie stąd – zaśmiał się.
Krążąc między szafkami, zastanawiałam się, co pomyślała sobie Eve. Z satysfakcją wyobrażałam sobie, że pewnie przez cały czas rzucała się wściekła po pokoju i pomstowała na mnie.
- Ciekawe co powie twój tato, kiedy zobaczy wymykającego się mnie nad ranem z twojego pokoju – Austin nie przestawał się uśmiechać. Już dawno nie widziałam go w tak wyśmienitym nastroju. Cieszyłam się jego szczęściem i nieświadomie zaczęłam z nim flirtować.
- Będziesz się wymykał? – spojrzałam na niego, unosząc jedną brew.
- Przez okno.
Zachichotałam.
- Uważaj, tatuś ma w pokoju wiatrówkę.
- Czyżby? – nie przestając się śmiać podszedł do mnie.
Pokiwałam głową i oparłam się o drzwi.
- Zacznę krzyczeć – udawałam przerażoną, choć ogniki rozbawienia nie znikały z moich oczu. Austin złapał mnie w talii i przysunął się bardzo blisko mnie.
- Nie będziesz w stanie wydobyć głosu – zaśmiał się, nachylając się ku mojej twarzy. Znów, tak jak wczoraj dzieliły nas tylko milimetry.
- Nie dasz rady sprawić żebym zamilkła – zakpiłam spoglądając w najcudowniejsze oczy świata.
- Jesteś pewna? – wyszeptał zbliżając się jeszcze bliżej.
Przełknęłam ślinę i słabo pokiwałam głową.
- Nadal masz zamiar krzyczeć? – znów szepnął i znów pochylił się jeszcze niżej, choć nie sądziłam, że to możliwe. Nasze usta niemalże się stykały.
- Tak – odezwałam się tak cicho, że nie byłam pewna czy usłyszał.
Gra, którą prowadziliśmy dotarła do punktu kulminacyjnego. Przed nami był wielki finał, ale tym razem modliłam się żeby ktoś nam przeszkodził.
- Ally? – w tym jednym słowie zawierało się wszystko. Pytanie, wyznanie, pasja, namiętność. Ufnie spojrzałam mu w oczy i ujrzałam w nich odbicie swoich własnych uczuć i sprzecznych emocji. To mogło się skończyć tylko jednym. Klamka wbijała mi się w plecy, ale to nie miało znaczenia. Znów czułam wargi Austina na swoich i tylko to się liczyło. Całowaliśmy się jak opętani, jakby świat miał się zaraz skończyć, jakbyśmy mieli się już nigdy nie zobaczyć. To było jak eksplozja, jak niebiańskie uniesienie i kosmiczna ekstaza!
- Ally, mam niespodziankę – zbliżający się głos ojca, a więc i jego osoba, wprawił nas w popłoch, odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
- Schowaj się – syknęłam odzyskując zdrowy rozsądek.
- Pod łóżkiem? – zachichotał blondyn.
- Zwariowałeś? – wepchnęłam go do szafy. – Tam!
Celnym kopnięciem ukryłam buty chłopaka wśród stosu śmieci pod łóżkiem, jednoczenie poprawiając włosy. Przez chwilę miotałam się między drzwiami, a łóżkiem, aż w końcu zdecydowałam się usiąść przy biurku.
Ojciec zapukał do drzwi.
- Można?
- Wejdź tato – zawołałam i napiłam się wody, chcąc ukryć niepewność i dźwięki paniki w głosie.
- Dzwoniła babcia Sally, przyjeżdża pojutrze!
- Super! – ucieszyłam się. Sally to mama mojego taty i bardzo zwariowana starsza pani. Każe mówić sobie po imieniu i odkąd pamiętam, powtarza, że ma pięćdziesiąt lat, choć wiem, że to nieprawda. Kiedyś szukając czegoś w jej torebce, znalazłam jej dowód i stąd znam jej prawdziwy wiek. W tym roku skończyła sześćdziesiąt sześć lat, ale wygląda na dużo mniej. Kocham ją bardzo mocno, jednak mieszka w Nowym Jorku, dlatego widujemy się rzadko.
- Spóźnisz się do szkoły kochanie – tato wyszedł z pokoju, a ja odczekawszy chwilę, otworzyłam drzwi od szafy.
- Możesz wyjść, chyba, że znalazłeś wejście do Narni – zaśmiałam się.
- Ciekawe doświadczenie, już wiem, co czują ci wszyscy kochankowie w filmach, chowający się przed zdradzanymi mężami – zachichotał.
Wybuchnęłam śmiechem i popukałam się palcem w czoło. Trzasnęły drzwi wyjściowe, spojrzałam przez okno i ujrzałam tatę wsiadającego do samochodu.
- Wiesz, że jesteśmy już spóźnieni? – zainteresowałam się, kompletując dzisiejszą garderobę.
- Wielkie rzeczy – przewrócił oczami. – Zrobię śniadanie.
Uwijałam się w łazience, jak jeszcze nigdy, chcąc zdążyć przynajmniej na matematykę.  Austin krzątał się na dole całkowicie olewając fakt, że będziemy mieć problemy z dyrektor Cornflower. Susząc włosy, zastanawiałam się nad swoim położeniem. Nie miałam wątpliwości, że blondyn coś do mnie czuje, w to, że mnie kocha, bałam się uwierzyć naprawdę za strachu przed rozczarowaniem. Pozostawał jeden problem, który miał figurę modelki i długie blond włosy. Problem o nazwie Henrietta Evening. Nie potrafiłam rozgryźć tego, dlaczego chłopak wciąż z nią jest. Coś się za tym kryło, a ja z całych sił pragnęłam odkryć co. Tylko tak mogłam osiągnąć szczęście.
Szybko dokończyłam przygotowania i zeszłam na dół.
- Wow – zaniemówiłam. Austin nonszalancko opierał się o blat szafki, a ja z niedowierzaniem spoglądałam na przygotowany posiłek. Na stole stały kubki z herbatą i talerzyki z naleśnikami, i to właśnie one sprawiały, że nie wierzyłam własnym oczom. Były posmarowane grubą warstwą czekolady, a pokrojone kawałeczki owoców układały się w serduszka. Jak pijana podeszłam do stołu i usiadłam na krześle.
- Ja – wzruszenie ściskało mnie za gardło. – Nie wiem co powiedzieć.
- Smacznego – zaśmiał się chłopak i dołączył do mnie. Śmiejąc się i żartując, zjedliśmy śniadanie. Nie było jeszcze tak późno. Przy dobrym tempie mieliśmy szansę zdążyć nawet na pierwszą lekcję. Dopiero pijąc herbatę, uświadomiłam sobie, że jakiś czas temu przestawiłam budzik o półtorej godziny żeby mieć czas na dojście do siebie po pigułkach nasennych.
Zajęłam się zmywaniem, a blondyn pobiegł do siebie, przebrać się i zabrać swoje rzeczy. Nie minęło nawet piętnaście minut, gdy usłyszałam dźwięk klaksonu pod domem i wybiegłam. Chłopak miał lekko wilgotne włosy, a poza tym wyglądał perfekcyjnie jak zawsze. Byłam pełna podziwu, ja nie potrafiłabym tak szybko przygotować się.
- Wiedziałeś, że zdążymy na zajęcia? – zapytałam, kiedy wjeżdżaliśmy na szkolny parking.
- Tak, wstajesz niemalże w środku nocy.
-  Tylko ostatnio – mruknęłam.
Wysiedliśmy z samochodu i szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę budynku.
- Ciężki okres?
- Można to tak nazwać.
Rozległ się dzwonek obwieszczający rozpoczęcie pierwszej lekcji. Pożegnaliśmy się i w biegu wpadliśmy na korytarz. Wyjątkowo cieszyła mnie opieszałość pani Race, siedziałam już na swoim miejscu, gdy dopiero otworzyła drzwi od Sali. Garby’ego nie było. Zastanawiałam się, co mogło się stać. On nigdy nie spóźniał się na lekcje i nigdy nie opuszczał zajęć.
Chemia ciągnęła się niemiłosiernie. Brakowało mi rozmów i żartów z moim sąsiadem z ławki, bez niego było nudno i nawet spadające okulary nauczycielki mnie nie bawiły.
- Widziałaś Garby’ego? – zapytałam Rocky, kiedy wychodziłyśmy z sali, jakieś milion lat później.
- Stał przed wejściem z Deucem – odpowiedziała moja towarzyszka.
- Dziwne, oni nigdy nie wagarują – CeCe wypowiedziała na głos to, o czym każda z nas myślała.
- Może są na ganku?
- Albo na zewnątrz, pod drzewem.
Postanowiłyśmy się rozdzielić i poszukać chłopaków. Ich zachowanie było podejrzane i martwiłyśmy się, że mogą mieć problemy z dyrektorką. Każda z nas miała sprawdzić inne miejsce, a po dziesięciu minutach pójść na ganek.
Rozdzieliłyśmy się. Wyszłam z budynku, ale nie znalazłam nawet śladu po naszych przyjaciołach. Zrezygnowana udałam się na miejsce zbiórki. Rocky już tam była.
- Zero – pokręciłam głową.
- U mnie też. Sprawdziłam jeszcze stołówkę i bibliotekę.
- Dziewczyny! – krzyknęła CeCe, wpadając jak burza na ganek i wpadając w szafkę.
- Uspokój się – brunetka posadziła ją na ławkę obok nas. Rudowłosa próbując złapać oddech, jednocześnie wyrzucała z siebie słowa.
- W całej szkole ani śladu nie tylko Garby’ego i Deuca, ale również Ty’a i Mike!
Zdziwiłyśmy się. Każdy wiedział, że Michael prędzej zabiłby Brada niż gdziekolwiek z nim wyszedł z własnej woli. Nie znając prawdy, wciąż myślał, że blondyn z premedytacją złamał serce jego siostrze.
- To mi się nie podoba – pokręciłam głową.
Zadzwonił dzwonek. Niechętnie wstałyśmy, ale nie uszłyśmy daleko, kiedy wpadłyśmy na Kostkę i Teddy.
- Widziałyście Magę? – zapytała Teddy nim zdążyłyśmy się odezwać. Widać było, że obie są wzburzone.
- Nie, a wy Garby’ego, Deuca, Ty’a albo Mike? – odpowiedziała pytaniem Rocky.
- Coraz bardziej mi się to nie podoba - zamruczałam.
Drzwi otworzyły się i na naszą grupę wpadli Trish, Dez i Austin. Jeśli do tej pory myślałyśmy, że jesteśmy zdenerwowane to miałyśmy klapki na oczach. Ta trójka ledwie była w stanie na chwilę przystanąć.
- Wszędzie was szukamy! – krzyknęła Trish. – Szybko, nie mamy czasu tak stać!
- Co się dzieje? – przekrzyczała ją Teddy, kiedy ciągnęła nas do drugiego wyjścia.
- Maga dowiedziała się, że to Kika zaaranżowała tamtą sytuację z Garby’m i załamała się. Wszyscy urwali się ze szkoły i pobiegli jej szukać, nie wiem na co wy jeszcze czekacie – zniesmaczenie w głosie Deza przywróciło nam zdolność ruchu, którą zastopowała wiadomość o wyjściu na jaw obrzydliwego postępku mojej siostry. Nie zwracając nawet uwagi na pozory, wybiegliśmy tylnim wejściem i rozdzieliliśmy się. Konstancja przeżywała to najbardziej, gdyby wtedy nie zataiła prawdy, wszystko potoczyłoby się inaczej. Wiedziałam, co czuje, również we mnie to mocno uderzyło. Ja także wiedziałam, co się wtedy wydarzyło i nic z tym nie zrobiłam. Milczałam, nie chcąc ranić Magdaleny i nie chcą spychać Kiki na margines społeczny.
Zatrzymałam się. Każde z nas wybrało inną część okolicy do sprawdzenia, ale Miami to jedno z największych miast na świecie, mogliśmy tak szukać do śmierci. Rozumiałam zachowanie Magi, w jednej chwili zawalił się jej cały świat. Kika to jej jedyna prawdziwa przyjaciółka, którą kochała jak siostrę, dla której mogłaby poświęcić wszystko i nagle spada na nią wiadomość, że osoba, której ufała bardziej niż samej sobie, zrobiła jej coś takiego. Gdyby mnie spotkała taka sytuacja, nie potrafiłabym sobie poradzić. Uciekłabym, nie chcąc więcej widzieć twarzy przypominających mi o mojej osobistej tragedii. Jak Maga.
Po trzech godzinach spotkaliśmy się w pizzerii, którą wcześniej wybrano na punkt zbiorczy. Pojawili się wszyscy, wszyscy prócz Magdaleny. Mike wyglądał okropnie, bardzo to przeżywał, chodziło w końcu o jego siostrę.
- Nie ma jej w żadnym miejscu, do którego chodzi, gdy jest smutna – jęknął i zamilkł. Zamówiliśmy pizzę, choć żadne z nas nie odczuwało głodu, musieliśmy się czymś zająć choć na chwilę.
- Jak to się stało? – zapytała Teddy.
- Garby rozmawiał z Deucem o musicalu, kiedy Kika przechodząc usłyszała, że zmieniono tekst i za jej plecami, jej przyjaciele spotykają się na próby, wpadła w szał – wyjaśnił Ty.
- Wściekła wykrzyczała wszystko, co się wtedy zdarzyło, pech chciał, że Maga wychodziła z biblioteki i słyszała każde słowo – dokończył Garby.
Konstancja wyglądała, jakby za chwilę miała zapaść się pod ziemię, na przemian to bledła, to czerwieniał. Miała łzy w oczach i nieszczęśliwą minę.
- To przeze mnie, gdybym wtedy powiedziała prawdę – jęknęła.
- Dlaczego skłamałaś? – zapytał cicho Mike, a my wpatrywaliśmy się w nią wyczekująco. Nawet nie starała się ukryć, że płacze.
- Byłam nowa w mieście, nie znałam tu nikogo prócz Kiki – zaczęła mówić, jednoczenie nerwowo obracając w dłoniach widelec. – Poszłyśmy na tę imprezę, a ona powiedziała, że Garby dobierał się do niej kilkakrotnie, ale nikomu tego nie wyznała ze względu na Magdalenę. Wypiliśmy wszyscy za dużo. Zamknęłam się w łazience, wymiotując, a kiedy otworzyłam drzwi, Kika całowała Garby’ego. Stanęłam po jej stronie, dopiero po jakimś czasie dowiedziałam się, co tak naprawdę zaszło.
Milczeliśmy, a ja czułam się jak najgorsze ścierwo, moja własna siostra doprowadziła do czegoś takiego. Dziewczyna, którą podziwiałam i którą chciałam być. Odsunęłam krzesło, chcąc wyjść na powietrze.
- Coś się stało Ally? – zapytała Rocky z troską, spoglądając na moją bladą twarz.
- To się nazywa wstyd – szepnęłam.
- Nie bądź niemądra, jesteś świetną dziewczyną! – ofuknął mnie Ty, a wszyscy mu zawtórowali. Uśmiechnęłam się niepewnie, wciąż czując zażenowanie.
- Zadzwonię do Emmy żeby odebrała dziś Megan – zaproponowała Konstancja. – My musimy znaleźć Magę.
Pokiwałam głową. Dziewczyna wyszła na zewnątrz i zajęła się telefonem do swojej siostry. Emma jest spontaniczna, otwarta i wesoła, wszyscy w rodzinie, prócz jej ojczyma, uwielbiają ją. Chodzi do klasy z Jackiem i przyjaźnią się. To dzięki niemu tak szybko zaaklimatyzowała się w Miami. Najlepszą przyjaciółką mojego brata jest Kim, która jest siostrzenicą ojczyma moich kuzynek. To właśnie dzięki Kim, Emmanuelle przestała prowadzić otwartą wojnę z mężem cioci.
- Jesteśmy idiotami – zakomunikowała Kostka wchodząc do pizzerii.
- Rozwiniesz swą myśl? – CeCe spojrzała na nią z zainteresowaniem.
- Emma zaczynała dziś lekcje później, kiedy zaszła po twojego brata Ally, mijała się w drzwiach z roztrzęsioną Magą. Jesteśmy idiotami, bo nikt z nas nie pomyślał żeby sprawdzić czy nie ma jej u Kiki.
Zatkało nas. Miała rację, jesteśmy bandą skretyniałych debili, którzy cierpią na zaćmienie umysłowe. Powinniśmy wiedzieć, że będzie chciała poznać wersje obu stron.
Zerwaliśmy się z miejsc i ruszyliśmy w stronę domu Simmsów. Po raz kolejny tego dnia pobiliśmy absolutny rekord, pokonując kilkanaście ulic w niecałe piętnaście minut.
- Nie możemy się im zwalić całą zgrają na głowę – zastopowała nas Rocky, gdy przepychając się, próbowaliśmy otworzyć furtkę.
- Ja pójdę, to w końcu moja rodzina – wyminęłam ich i nie pukając, weszłam do środka. W domu nie było nikogo. Penny jeszcze nie przyjechała z centrum, a ojczym zapewne siedział w firmie. Skierowałam się w kierunku pokoju mojej siostry. Już na schodach usłyszałam podniesiony, zapłakany głos Magdaleny Sparkle.
- Powiedz, że to nieprawda!
- Nie bądź dzieckiem Maga, takie jest życie – kpiarski ton Kiki zastopował mnie tuż przy drzwiach.
- Ale dlaczego?! – krzyknęła blondynka. – Dlaczego?
- Nawet nie wiesz, jak żałośni byliście tak ćwierkając ze sobą. Nawet Budda by tego nie zniósł.
Poznawałam moją siostrę z całkiem innej strony. Strony, która mi się nie podobała i która całkowicie zacierała obraz tej dziewczyny, za którą ją miałam. Wraz z jej słowami, rozpadała się wizja osoby, którą jeszcze niecały miesiąc temu uważałam za najwspanialszą na świecie i choć próbowałam ją nienawidzić, nie mogłam. Mimo wszystko czułam ból, kiedy wyobrażałam sobie, jak teraz będzie traktowana w szkole. Samotna, odrzucona, bez przyjaciół i bez jakiejkolwiek życzliwej duszy. Tego chciałam jej oszczędzić, a ona sama zesłała na siebie ten los.
Weszłam do pokoju.
- Chodź Maga, szukaliśmy się – złapałam dziewczyną za rękę i wypchnęłam delikatnie na korytarz. Posłusznie zeszła na dół, a ja spojrzałam na Kikę.
- Przestań Ally, nie zniosę litości – jęknęła i odwróciła głowę.
Przed domem wszyscy ściskali Magdalenę i witali tak, jakby wróciła z jakiejś dalekiej podróży. Strach i stres towarzyszące nam przez kilka godzin rozwiały się. Nie chcąc robić zbiegowiska, poszliśmy znów do tej samej pizzerii, w której byliśmy wcześniej. Nie potrafiłam od razu włączyć się do rozmowy, było mi tak bardzo żal siostry.
- A pojutrze przyjeżdża babcia – szepnęłam. Usłyszała to Trish, która była tuż obok mnie. Wiedziała, jakie targają mną emocje, więc taktownie milczała.
- Przyjeżdża Sally? – ucieszyła się. Dziadkowie mojej przyjaciółki mieszkają za granicą, więc widują się bardzo rzadko, a moja babcia kocha i Trish, i Deza jak wnuki.
- Przyjeżdża Sally! – pisnęła do siedzącego obok niej Dezmonda, który również bardzo się ucieszył. Udzielił mi się ich entuzjazm. Postanowiłam pomartwić się upadkiem siostry wieczorem, kiedy będę sama.
- Wiecie, że po raz kolejny złamaliśmy regulamin? – zaśmiał się Deuce.
- Niech żyją Dzikie Sokoły! – zawtórował mu Ty wznosząc toast colą. – Za przyjaźń!
To niesamowite, byłam na wagarach z ludźmi, których od zawsze podziwiałam i którzy jeszcze miesiąc temu nie mieli pojęcia o tym, kim jestem, a teraz siedzieliśmy tutaj razem śmiejąc się i żartując. Teraz byliśmy przyjaciółmi i mogliśmy na siebie liczyć w każdej sytuacji. Tak, jak dziś.
- Za przyjaźń – podniosłam puszkę i wypiłam zawartość do dna. 


_______________________________________________________________________

Ja + moje łóżko + wszystkie sezony "Słonecznego Patrolu" = genialny nastrój.
Uwielbiam oglądać seriale, na których się wychowałam. Wracam do seansu, a Wam życzę miłej lektury.

Kocham Was!


Wasza M.