sobota, 26 stycznia 2013

"Jesteście tylko tym, czym jesteście."

1 września



No i się zaczęło. Po cudownych dwóch miesiącach wakacji trzeba było znów wrócić do tego ponurego i rozpadającego się budynku potocznie nazywanego szkołą. Marine High School w Miami nie różniło się niczym od szkół średnich w innych miastach. Tacy sami uczniowie, takie same problemy, takie same przedmioty, takie same scysje z nauczycielami i wizyty w gabinecie dyrektora, takie same smutne korytarze i bóg wie, co jeszcze. Co roku wracałam tu pełna nadziei, że te kolejne dziesięć miesięcy spędzę nie tylko nad książkami. Ja, czyli Allyson „Ally” Dawson. Niewysoka brunetka z ciemnymi oczami i miłym uśmiechem, cokolwiek to znaczy. Jaka byłam naprawdę? Znajomi uważali mnie za dobrą kumpelę, nieznajomi za dziwoląga z nosem wiecznie w książkach, dla kuzynki i przyrodniego rodzeństwa* byłam perełką, którą należy chronić. Tak na marginesie – nienawidzę, kiedy tak do mnie mówią. W rzeczywistości jestem niesamowicie nieśmiała. Każdy, kto zna mnie bliżej, wie, że wszelkie wystąpienia publiczne, wygłaszane referaty, czy występy w chórze kończą się katastrofą i upokorzeniem. O tym, że nieźle śpiewam i jestem totalnie pokręcona wie tylko grono najbliższych przyjaciół – Patricia Maria De La Rosa, czyli Trish i Dezmond Milder **, czyli Dez. To z nimi spędzam wszystkie wolne chwile, zarówno w szkole, jak i poza nią. Dużo czasu spędzam również z Konstancją – moją złośliwą kuzynką oraz z Kiki – moją starszą, nadopiekuńczą siostrą. Choć nie mieszkamy razem, wiem, że w każdej sytuacji mogę na nią liczyć. Tak, jak i na przyjaciół. Trish jest całkowitym moim przeciwieństwem. Jest strasznie żywiołowa i wszędzie jej pełno. Każdy zaprasza ją na imprezy, bo potrafi zjednać sobie każde towarzystwo. Zazdroszczę jej tego, z jaką swobodą nawiązuje nowe znajomości. Dużo bym dała za choć maleńką odrobinkę jej pewności siebie. Dez jest taką wypadkową mojego i Trish charakteru. To artysta. Jego fotografie i amatorskie filmy są naprawdę wspaniałe. Ktoś mógłby pomyśleć, że mówię tak dlatego, że jest moim przyjacielem, ale pomyliłby się, ponieważ Dezmond ma prawdziwy talent. Nie lubi nawiązywać nowych znajomości, choć nie ma z tym problemów. Po prostu brakuje mu czasu, bo wciąż i wciąż pracuje, żeby być jeszcze lepszy, niż jest. Kiedy się na coś uprze to nie ma zmiłuj. Pamiętam, jak w lipcu przygotowywał reportaż dla miejscowej telewizji. Zmusił mnie i Trish do przebrania się za pieski, po czym przywiązał nas do drzewa, chcąc zobrazować, jak źle traktowane są zwierzęta. To prawdziwy despota jeśli chodzi o te filmy czy sesje i choć reportaż zrobił furorę, a schronisko otrzymało dodatkowe fundusze to nigdy więcej nie dam się przywiązać do drzewa na kilka godzin.
Mogłabym bez wahania oddać za nich życie. Razem tworzyliśmy zgrane trio i mimo tak różnych charakterów, świetnie się dogadywaliśmy. Znaliśmy się od dziecka. Trish mieszka po sąsiedzku i razem przeżyłyśmy wszystko – przedszkole, naukę jazdy na rowerze i na rolkach, pierwsze miłostki, pierwszą imprezę, pierwszy alkohol. Zawsze się wspierałyśmy i nie wyobrażam sobie żeby cokolwiek mogło nas rozdzielić. Dez przeprowadził się do Miami dziewięć lat temu. Poznaliśmy się w podstawówce i właściwie od pierwszej chwili stał się dla mnie kimś ważnym i godnym zaufania. We trójkę mogliśmy wszystko, a nawet więcej. No, przynajmniej w teorii, bo mimo tak ogromnego wsparcia, nigdy nie udało mi się wystąpić publicznie.
Zaczęłam gryzmolić po tych kartkach, a właściwie nie napisałam dlaczego. Głównym powodem jest to, że w mojej szkole dzieje się tyle, że aż żal tego nie zanotować. Nienawidzę szkoły, nienawidzę się uczyć, a sprawdziany przyprawiają mnie o zawał serca. O dziwo, jednak świetnie się uczę i mam wygórowane ambicje, chcę skończyć szkołę z dobrymi wynikami i odejść w siną dal, jak najdalej od miejsca, gdzie jestem niczym niewyróżniającą się szarą myszką.
Marzę o powiązaniu przyszłości z muzyką. Kocham śpiewać, komponować, pisać, tworzyć. Kiedy to robię, czuję, że jestem kimś innym. Nie jestem całkowicie przeciętną Allyson Dawson, a artystką, która potrafi zaczarować innych swoją muzyką. Wtedy czuję się taka wolna, nic mnie nie ogranicza, nic mnie nie może zatrzymać. Jednak później przypominam sobie o ludziach i bum, koniec bajki. Nieśmiałość i chorobliwy lęk przed wystąpieniami publicznymi blokują mi drogę do spełnienia marzeń o karierze. Nie próbuję z tym walczyć, to fakt, ale nie jestem Don Kichotem i nie będę walczyć z wiatrakami. Cóż, może i poddaję się już na starcie, ale zbyt wiele razy zrobiłam z siebie pośmiewisko próbując wygłosić zwykły referat. Za publikę muszą wystarczyć pluszaki, a za scenę łóżko. Tak będzie lepiej dla mnie i dla innych.
Miami nie różni się niczym od innych miast. Jednak to moje miasto, moje kochane miasto, w którym się wychowałam i choć, mam nadzieję, jak najszybciej się stąd wyrwać, to kocham je z całego serduszka. Mieszkam w najspokojniejszej części miasta, na przedmieściach. Do plaży mam jakieś 6, do centrum 10 kilometrów, co ma swoje plusy i minusy. Niewątpliwą zaletą jest to, że moje osiedle jest bardzo spokojne i kolorowe, a powietrze czystsze. Nie ma tu żadnych przelotowych dróg, a krajobraz jest bardziej wiejski niż miejski. Właściwie to tworzymy tu swój własny, mały raj. Każdy medal ma dwie strony, tak samo i moje osiedle ma swoje wady. Wszędzie muszę dojeżdżać autobusem, w okolicy nie ma żadnych rozrywek i co najważniejsze – każdy każdego zna. Czasami mam po dziurki w nosie tej całej małomiasteczkowej mentalności. „Dzień dobry Ally”, „Cześć Ally”, „Ally, jak w szkole?” – te wymuszone grzeczności wywoływały we mnie odruch wymiotny. Nie dało się przejść 10 metrów żeby nie usłyszeć kolejnego pozdrowienia. Może i jest to miłe, ale cóż, nie sądzę żeby sześćdziesięcioletnią panią z niebieskiego domku interesowały moje szkolne przygody.
W końcu wróciłam do właściwego wątku – szkoła. Jak już wspominałam, zaczął się kolejny rok szkolny. Jak zawsze odświętnie ubrani ruszyliśmy do tego smutnego budynku, modląc się, by pani dyrektor Cornflower ograniczyła wyobraźnię i zakończyła przemówienie jak najszybciej. Na zakończenie roku przeszła samą siebie, przez półtorej godziny opowiadała o zgubnych skutkach skakania na główkę do wody.
Na apel zabrałam się z Trish. Jej rodzice jadąc do firmy, podrzucili nas do szkoły. Teraz, zajęłyśmy miejsce na trybunach w hali gimnastycznej i wesoło gawędząc, rozglądałyśmy się za Dezem. Sala nie była duża, nie mógłby przejść niezauważony. Boisko do piłki ręcznej, sześć rzędów trybun, dalej boisko do siatkówki.
Większa część miejsc na trybunach była już zajęta, do apelu zostało niewiele ponad dziesięć minut, a Dezmonda wciąż się nie pojawiał.
- Trish, rozmawiałaś wczoraj z Dezem? – zapytałam coraz bardziej zmartwiona. Przyjaciółka podniosła wzrok znad komórki i pomachała dziewczynom ze swojej grupy z wfu.
- Tak, uprzedzał, że może się spóźnić. Przeprowadził się tu jakiś jego przyjaciel z dzieciństwa i mają przyjść razem.
Prawdę powiedziawszy byłam diabelnie ciekawa tego kumpla. Często nam o nim opowiadał i choć nie widzieli się od lat, mieli świetny kontakt. Z opowieści wynikał całkiem interesujący obraz tego chłopca, ale nie chciałam oceniać go przez pryzmat Deza, wolałam poczekać z oceną aż go poznam osobiście.
Drzwi do hali otworzyły się i odruchowo zerknęłam. Serce zabiło mi mocniej i jestem tego pewna, otworzyłam usta ze zdumienia. Między tłumem zgrabnie lawirował wysoki blondyn, o tak jasnych włosach, że na myśl przyszły mi farby rozjaśniające. Żółta koszulka, ciemna marynarka i bordowe rurki sprawiały, że wyglądał niesamowicie seksownie. Bezwiednie spojrzałam na swoją sukienkę w granatowo-zielone paski i strzepałam niewidzialny pyłek. Nieznajomy był coraz bliżej, spoglądałam na niego oniemiała i czułam jeszcze mniej znacząca niż zwykle. Poczułam wściekłość. Nawet się nie znaliśmy, a ten już wywołuje u mnie kompleksy. Och, jestem beznadziejna.  
- Trish – szepnęłam i chyba coś dziwnego w moim tonie sprawiło, że przyjaciółka schowała telefon i spojrzała na mnie. Następnie skierowała wzrok na  Deza i jego towarzysza.
- Zamknij usta, wyglądasz mało inteligentnie, kiedy masz taką minę – zaśmiała się i zlustrowała nieznajomego, który był już tuż-tuż. Na nogach miał trampki i muszę przyznać, że wyglądał bezbłędnie. Pewnie dzieliłam tę opinię z połową szkoły, oczywiście z tą damską połową. Dziewczyny uśmiechały się promiennie do Nieznajomego, a ten odpowiadał im równie świetlistymi minami. Dezmond szedł spokojnie obok i coś opowiadał. Serce tłukło mi się w piersiach jak oszalałe i walczyłam o to, by zachować w miarę normalny wygląd. Krzyczałam na siebie w myślach. Przecież nie mogę zbłaźnić się pierwszego dnia. Umarłabym ze wstydu, gdyby Dez albo Trish odkryli, że ten koleś wywołuje we mnie napady paniki. Wszystko trwało może jakieś dwie minuty, choć mnie wydawało się to wiecznością.
- Witam piękne panie – uśmiechnął się Dezmond i przytulił nas. Trish zaczęła gadać jak nakręcona o jakimś nowym projekcie szkolnym, a ja wpatrywałam się w towarzysza Deza i postanowiłam go nie lubić. Bardzo. Z trudem się opanowałam i zmusiłam do słuchania tego, o czym rozmawiają moi przyjaciele.
- Gdzie moje maniery – zaśmiał się Dez - To Austin, mój przyjaciel z dzieciństwa, który mam nadzieję, dołączy do naszego trio.
- Pewnie, pewnie, powitamy go z otwartymi ramionami – moja towarzyszka od razu poczuła się swobodnie.
- A to – kontynuował Dez – Trish, gaduła jakich mało i niezrównana imprezowiczka oraz Ally, wulkan energii i zwariowanych pomysłów, choć na co dzień jest nieśmiała i cicha.
- Miło mi was poznać – uśmiech też miał idealny. Zaczęłam się coraz bardziej nakręcać w myślach przez co nie mogłam wydusić ani słowa. Patrzyłam na moich towarzyszy, ale całkowicie się od nich odcięłam. Mogłam myśleć wyłącznie o tym, że ten chłopak siedzi obok mnie i wszyscy na nas patrzą. Kątem oka zauważyłam, że Dez zniknął i rozpoczął się apel, ale miałam to gdzieś. Rozkoszowałam się wyszukanymi złośliwościami, które posłałabym w kierunku Austina, gdybym była na tyle odważna. Wyłącznie dzięki temu, że wciąż ukradkiem na niego spoglądałam, spostrzegłam, że coś do mnie powiedział i najwyraźniej czeka na odpowiedź.
- Przepraszam, zamyśliłam się – nieśmiało się uśmiechnęłam. Niech nie myśli sobie burak, że jestem niewychowana.
- Pytałem, czy przeszkadza ci moje towarzystwo. Nie odezwałaś się ani słowem, odkąd się pojawiłem.
- Och – westchnęłam. Chłopak wciąż mi się przyglądał. Moja odpowiedź go chyba niezadowoliła. – Nie, skąd.
Odwróciłam głowę w stronę Trish, ale ta ukradkiem pisała smsa i chichotała spoglądając na koleżanki ze swojej grupy z angielskiego.
- Nie lubisz mnie? – blondyn nie dawał za wygraną. Uporczywie się we mnie wpatrywał i o zgrozo, jestem pewna, że oblałam się czerwienią.
- Nie, skąd – powtórzyłam i chciałam spiorunować go wzrokiem, ale gdy tylko na niego spojrzałam, odezwały się we mnie wyrzuty sumienia. To przecież nie jego wina, że jestem taka beznadziejna. – Nie znam cię. Jak mogę cię lubić czy nie lubić?
- Właśnie? – proszę, proszę, ironia i pytania retoryczne, zapowiada się nieźle. Jeszcze troszkę się tak pobawimy i będę mogła otwarcie go nie lubić. Tak!
Okej, wiem, zachowuję się głupio, ale kiedy jest się szkolnym dziwadłem, lepiej od razu przyjąć strategię „nie lubię, nie znam, nie chcę, nie istnieję”. Moja siostra powtarza, że jeśli dalej będę się tak zachowywała, nigdy nie rozwinę skrzydeł. Oczywiście, ta starsza siostra, choć faktem jest, że Megan, moja najmłodsza przyrodnia siostra również bywa okropnie przemądrzała. Tak to już jest z tymi nad wiek dojrzałymi dziewięciolatkami. Twierdzę, że główną przyczyną tego stanu rzeczy jest pokręcona sytuacja rodzinna. To z winy rodziców ja jestem dziwadłem, Kiki gwiazdą, Jack nadpobudliwym nastolatkiem, a Meg diabłem w skórze niewinnej dziewczynki. Serio. Chodziłam jeszcze w pieluchach, kiedy rodzice się rozstali. Mama zabrała Kikę i odeszła do swojego nowego faceta. Kilka miesięcy później urodziła synka i stali się szczęśliwą rodzinką. Tę mniej udaną córeczkę, czytaj mnie, zostawiła ojcu żeby nie było mu smutno. Wspaniałomyślna z niej kobieta, pewnie zasłużyła na jakiś order czy coś. Kilka lat temu mama ze swoim nowym mężem wrócili do Miami, kupi dom w centrum i ogłosili, że będą mieli kolejne dziecko. Juhu! Mój tatuś się ucieszył. Przynajmniej tak twierdził, tak naprawdę strasznie przeżył to, co zaserwowała nam mamusia, cieszył się tylko ze względu na Kikę. Później poznał resztę dzieci swojej byłej żony i się zaprzyjaźnili. Jacka zabiera na mecze, a Meg do zoo, wesołych miasteczek i innym super miejsc dla dzieci. Aż dziw bierze, że nie wylądowałam jak dotąd w wariatkowie, z takim bagażem przeżyć powinnam trafić tam już dawno temu. Fakt, że jestem normalną, cóż, zdania są podzielone, zrównoważoną, patrz, jak wyżej i rozsądną nastolatką to zasługa moich kochanych przyjaciół. Gdyby nie oni pewnie teraz żebrałabym pod jakimś śmietnikiem albo miała gromadkę dzieci. Pominąwszy oczywiście fakt, że musiałabym najpierw zdobyć się na odwagę i porozmawiać z jakimś chłopakiem żeby te dzieci jakoś zdobyć. Nie tylko porozmawiać. Cholera, zostawmy te dzieci. Mogłabym mieć pełno tatuaży i kolczyków. I jaskraworóżowe włosy. Nie, to też odpada. Przeraźliwie boję się bólu, nie dałabym sobie po dobroci przebić skóry. Jaskrawych włosów też bym nie zrobiła, to wygląda tak tandetnie. ***
- Wiesz, Trish, właśnie sobie uświadomiłam, że wcale nie zawdzięczam wam tak wiele. Na liście pozostaje tylko żebrak spod śmietnika, ale straszliwie nie lubię twardych i niewygodnych łóżek. No i szalenie kocham spać, także nawet ten żebrak się nie obronił – to, że moja przyjaciółka nie dostała ataku paniki ani nie strzeliła mnie po łbie żeby odpowiednie klepki wróciły na swoje miejsca, można tłumaczyć tym, że wstała i gdzieś zniknęła, kiedy ja z takim trudem próbowałam zniszczyć sobie życie w wyobraźni. Austin za to siedział i jestem tego pewna, próbował przypomnieć sobie instrukcję z broszurki „Krok po kroku: jak postępować w sytuacjach, gdy znaleźliśmy się w otoczeniu osoby niepoczytalnej”.
- Och, nieważne – machnęłam ręką na niego i zaczęłam rozglądać się za przyjaciółmi. Deza nigdzie nie było widać. Gdybym miała z kim, mogłabym się założyć o stówę, że ukrywał się przed wszystkowidzącym spojrzeniem pani dyrektor. Pod koniec zeszłego roku, Dezmond kręcił reportaż na temat naszej drużyny koszykówki. Chłopcy grają świetnie! Uwielbiam chodzić na mecze, choć najbardziej kręci mnie futbol. Oczywiście oglądanie. Ja plus ruch fizyczny równa się ogrrromna katastrofa. Nie, to zasługuje co najmniej na dziesięć czy jedenaście „r”. Jejku, znów odbiegłam od tematu. Straszna ze mnie gaduła, to jedna z moich licznych wad. W każdym bądź razie, reportaż był sukcesem (to logiczne!), ale mój przyjaciel i reszta chłopaków spędzili całe lato na malowaniu szkoły. Coś im tam wybuchło, nie zamierzam wnikać, co i w jaki sposób. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, jak to mawia moja sąsiadka pani Dominika i wyjątkowo się z nią zgadzam.
Zajęta swoimi myślami, nawet nie spostrzegłam, kiedy przemówienie pani dyrektor dobiegło końca. Przyszedł czas na ogłoszenia. Super! Uwielbiam ogłoszenia. Szkoła proponuje nam tyle fajnych rzeczy, które mogłabym robić, gdybym nie była nieśmiała. Przysłuchiwałam się z ciekawością, robiąc w głowie spis.
- Od jutra rusza nabór do drużyny koszykówki – nie, to nie dla mnie, mogę wyłączyć myślenie i pogapić się na ciasteczka z sekcji, które zachęcały entuzjastycznymi okrzykami do wstępowania do ich drużyny. Miodzio, to  jest to, co tygryski lubią najbardziej.
- Rusza również nabór do drużyny futbolowej – oj, Ally, Ally, ty chyba jesteś dziś w raju. Kolejna porcja ciasteczek. Chyba czas przejść na dietę, bo po dzisiejszym dniu, przybędzie ci jakieś milion kilo.
- Nabór do drużyny pływackiej – tych nie lubiłam, chłopcy w obcisłych gaciach to nie moja bajka, ale zważywszy na fakt, że chłopcy to w ogóle nie moja bajka, spoglądałam nadal. Siatkówka, piłka ręczna, sekcja biegaczy, tyczkarzy i gimnastyków. Wszyscy umięśnieni, w większości bezmózdzy, ale cholernie seksowni chłopcy za nami. Teraz tylko lamusy, takie jak kółko szachowe, klub naukowy, klub młodego fizyka i bóg wie jeszcze co. Ja stałam jeszcze niżej niż oni, byłam nikim. Szarą myszką przemykającą cichutko korytarzami i marzącą o spełnieniu swoich snów. Oni przynajmniej mieli odwagę powiedzieć „hej, jestem kujonem, jestem szkolnym popychadłem, ale dobrze mi z tym, walcie się!” To dość żenujące, ale w chwilach totalnej załamki, zazdrościłam im.
- Nabór do szkolnego teatru odbędzie się w piątek. Szczegóły poda wam pani Speaker. Możecie się rozejść do klas.
Koniec, koniec, koniec, teraz tylko sztuczne uśmiechy, udawanie, że choć kilka osób, wie kim jestem i mnie lubi, i żegnaj szkoło!  Aż do jutrzejszego poranka.
- Zgłosisz się? – całkiem zapomniałam o przyjacielu Deza. Szedł teraz za mną i najwidoczniej oczekiwał odpowiedzi.
- Co? – inteligentnie i z klasą. Chcę umrzeć.
- Pytałem, czy zgłosisz się do teatru. Dez opowiadał mi, że świetnie śpiewasz – zastanawiałam się czy się nabija, czy może rzeczywiście litościwie, mój przyjaciel oszczędził mu opowieści o zwymiotowaniu na uczniów w gimnazjum, kiedy miałam wygłosić referat.
- Publiczne wystąpienia i ja – zaśmiałam się – oszczędzam sobie upokorzeń, kiedy tylko jest to możliwe.
- W tym roku wystawiają „Sen nocy letniej” – powiedział Dezmond, który pojawił się niewiadomo skąd i niewiadomo jak, jego mama jest w radzie rodziców, więc pierwsi znamy wszystkie gorące nowinki. Głównie dzięki pani Milder mamy całą masę wycieczkę, imprez i wyjazdów – Ally, przecież ty kochasz Szekspira.
- Tak, kiedyś kochałam również Byrona. Chyba nie chcę żeby Szekspira spotkał taki los – odgryzłam się przypominając, skąd wzięła się moja nienawiść do lorda. Austin spoglądał na nas zdezorientowany.
- Wygłaszając referat, była tak przerażona, że zwymiotowała na ludzi – dzięki, Dez, prawdziwy z ciebie przyjaciel.
- Cóż, zawsze twierdziłem, że Byron miał jakieś kwaśne te rymy. Każdy by się pochorował słysząc: „Wzbogaconemu nauk czarodziejskich zbiorem
Tajemna księga nocy stanęła otworem.
Jego klątwą wyzwane z głębokości ziemi
Duchy go otoczyły - i został się z niemi.” ****– może i przyrzekłam sobie nienawidzić Austina na śmierć i życie, no dobra, nie lubić bardzo, bardzo, bardzo, ale teraz mimowolnie się roześmiałam.
Tłum na korytarzu trochę się przerzedził, mogliśmy spokojnie iść dalej, nie martwiąc się, że za chwilę ktoś zrobi z nas powidła. Przy schodach zgromadziła się chyba cała drużyna koszykówki wraz z cheerleaderkami, którym kapitanowała Magdalena Sparkle, siostra kapitana drużyny i przyjaciółka mojej siostry. Jak zawsze przy chłopakach zebrał się wianuszek fanek. Wyłoniłam z tłumu rudą czuprynę Cecilii Jones i poczułam gwałtowną chęć ucieczki. CeCe jest najlepszą przyjaciółką Raquel Blue i szkolną podrywaczką. Rocky i ja przyjaźniłyśmy się jako dzieci, nigdy nie zapomnę naszych wspólnych zabaw w piosenkarki i tancerki. Niestety później pojawiła się CeCe i przyjaźń umarła. Za każdym razem, kiedy ją widziałam, miałam ochotę wsadzić jej kosz na tę rudą główkę. Mimo, że nie znamy się dobrze, nienawidzimy się. Kiedyś, jeszcze w przedszkolu, próbowałam się z nią zaprzyjaźnić, ale ona na każdym kroku mnie upokarzała i mieszała z błotem. Nigdy jej nie odpyskowałam, po części przez tę moją nieśmiałość, ale głównie dlatego, że w świecie, w którym żyjemy, CeCe jest królową. Teraz wdzięczyła się do koszykarzy i robiła te swoje głupie minki zajmując całe przejście.
- Przepraszam – warknęłam.
- Dawson, to ty? – odezwała się rudowłosa lustrując mnie od stóp do głów – Nie sądziłam, że możesz wyglądać jeszcze bardziej żałośnie niż w zeszłym roku – wykrzywiła wargi w swoim ironicznym uśmieszku. Nie dam się poniżyć, nie tym razem.
- Wzięłam przykład z ciebie, skoro tobie się to udało, to ja również się postarałam – chłopcy parsknęli śmiechem. Nie powiem, poczułam się dumna. Po raz pierwszy w życiu odgryzłam się tej jędzy. Satysfakcja to wspaniałe uczucie. Tym cudowniejsze, że wśród tłumu śmiejących się, stał Dallas, uroczy chłopiec moja skryta miłość. Tak skryta, że mogłam mówić o nim godzinami Trish i Dez, jak na dobrych przyjaciół przystało, udawali, że słuchają mnie i z przejęciem wtrącali monosylaby w odpowiednich miejscach.
- Cześć Ally – przywitała się Maga, a za jej przykładem cała drużyna. Odpowiadałam na powitania i uśmiechałam się promiennie. Dallas również się ze mną przywitał. Powiedział „hej” i kiwnął głową w ten cudowny sposób, który sprawiał, że mózg zaczynał mi parować ze szczęścia. To najlepszy dzień mojego życia, serio. Kurczowo trzymałam się Deza żeby nie wywinąć orła na schodach. Upadek z wysoka boli. Kolejna odkrywcza myśl pani Dominiki. Chyba czas zacząć czerpać aforyzmy z innego źródła.
Weszliśmy na trzecie piętro, moi towarzysze o czymś cicho dyskutowali, a ja w milczeniu przeżywałam swój sukces. Ja wiem, może to żałosne, ale po raz PIERWSZY w historii mojej szkolnej kariery, FAJNI ludzie powiedzieli MI cześć! Jestem w szoku. Głębokim. Czuję, że do tych zapisów będę wracać dość często w ciągu tego roku. Przecież takie wydarzenie nie zdarza się codziennie! No dobrze, zdarza, ale nie mnie.
- Ally! – krzyk Trish sprowadził mnie na ziemię. Biegła do nas z końca korytarza i przyglądała mi się podejrzliwie. Ze zdziwieniem zauważyłam, że stoję pod drzwiami do sali, w której wydawano podręczniki i plany lekcji. Po chwili Trish zrównała się z nami i ustawiła w kolejce. Wpatrywała się we mnie kilka chwili, zmierzyła dłonią temperaturę i obeszła moją postać dookoła. Cierpliwie znosiłam te ekscesy.
- Okej – rzekła przeciągle, wciąż lustrując mnie wzrokiem – mów kim jesteś i co robiłaś z moją przyjaciółką.
- Wyluzuj, Trish. To ja, Ally – przewróciłam oczyma i popukałam palcem w czoło.
- W całej szkole są dwa tematy, pierwszy to Austin, a drugi to „Ally Dawson przygadała CeCe”. Wiesz, że potrafię znieść wiele, jestem niczym wagon pełen tybetańskich mnichów. Rozumiem, że wszyscy interesują się Austinem. Jest nowy i jest słodziutki, ale nie rozumiem, jak MOJA przyjaciółka mogła zgasić szkolną królową! – krzyknęła – Och, Ally, jestem z ciebie taka dumna! – przytuliła mnie i wciąż wykrzykiwała słowa aprobaty. Taka już jest ta moja wariatka – szalona.
- Uspokój się, to nic takiego – zaczęłam, po czym wybuchłam śmiechem. Odebrałam swój plan i podręczniki. Chłopcy wciąż stali w kolejce, kiedy my schodziłyśmy na dół. Mijałam ludzi, których znałam od lat, ale widziałam ich innymi oczyma. Każdy uśmiechał się i był dla mnie miły. A więc tak wygląda popularność, przyjemnie. Mijałam korytarze, które mijałam codziennie od tylu lat, ale spoglądałam na nie inaczej – już nie, jak na mury, które widzą moje upokorzenia, ale jak na mury, które zobaczą mój sukces.
- Zobaczysz, Trish, w tym roku wszystko się zmieni. Wszystko.


____________
*Choć pewne fakty, dane personalne i historie nakładają się z tymi, które pokazuje DC, jest to całkowicie autorskie opowiadanie.
** Wymysł autorki.
***Sama takowe miałam i uważam, że są awesome, jednakże bohaterka opowiadania ma całkowicie inne zdanie niż autorka.
**** Lord George Byron „Sen”
 ___________________________
Opowiadanie i bloga dedykuję mojej młodszej kuzynce - Joannie za pomysł "a może napiszesz coś, o moich ulubionych bohaterach?"

13 komentarzy:

  1. Chcę wiiiiiiiiiięcej! Jesteś najlepsza, wiedziałam, że z banalnej historii stworzysz cudo. :D
    J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, pokażę Ci plan kolejnych rozdziałów jutro. ;*

      Usuń
  2. Matko to jest cudowne *.*
    Nigdy chyba nie czytałam takiegoo megga opowiadania o A&A :D
    Jestem pod wrażeniem ! :D
    Czekam na koljny, pisz jak najszybciej :)
    http://www.austin-story-ally.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! :D
      Kolejne rozdziały są już w trakcie tworzenia, więc numer 2 pojawi się niebawem.
      Cieszę się, że się podoba. :D

      Usuń
  3. Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Masz prawdziwy talent! Robisz ze słowami co chcesz!

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest świetne. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie! Następny rozdział, jeszcze w ten weekend! :D

      Usuń
  5. dłuuuuugi .....i to mi się podoba :D kiedy kolejny rozdział ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział 2 postaram się dodać jutro, muszę dopracować szczegóły. :D
      Ogromnie się cieszę, że się podoba. :D

      Usuń
  6. yeey! *_*
    genialne! ;D
    świetnie ci to wyszło, na serio! ^^
    zapraszam do mnie:
    www.better--together.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra. Przysłała mnue tutaj Martyna. Nie wiem, czy czytasz ten komentarz, czy go widzisz, ale zamierzam zostawić pod każdym /chyba/ rozdziałem po jednym.
    MARTYNO, TY GUWNIE. KOLEJNE NIEPRZESPANE NOCE.
    Do listopada tego nie przeczytam w całości, jak Klamkę kocham c':
    Ygh.
    Polubiłam cię. Serio.
    Jadę dalej.

    OdpowiedzUsuń