11 października
Przebudzenie…
Chyba nie ma nic gorszego od uczucia przerażenia, które
nam towarzyszy, gdy po długim stanie obojętności i apatii wracamy do życia w
pełnym tego słowa znaczeniu. Chyba jeszcze nigdy nie bałam się tak, jak
dzisiejszego ranka. Nawet przesłuchanie do musicalu czy pierwsza wizyta w
gabinecie pani dyrektor nie wywołały we mnie napadów takiej paniki, jak myśl o
tym, co musiałam dziś zrobić. To śmieszne i żałosne, ale tak jest. Kiedy
człowiek wyłącznie egzystuje, istnieje, przemyka jak cień i oddala się od
innych, powrót do życia jest trudny. Nie wiemy co zastaniemy po przebudzeniu.
Może naszym przyjaciołom jest lepiej bez nas i naszych problemów? Może nie
jesteśmy już potrzebni, bo ktoś inny zajął nasze miejsce? Może jesteśmy tak mało
znaczący, że nikt nawet nie zauważył naszej nieobecności? Wczorajsza rozmowa z
Austinem dała mi do myślenia. Wyrzuty babci też. Mieli rację. Oboje. Zamknęłam
się w sobie i odpychałam od siebie każdą życzliwą mi osobę, wręcz zabiegałam o
to, żeby wszyscy się ode mnie odwrócili. Mówiłam, że nie chcę litości, ale była
to tylko połowa prawdy. Do tego, co było rzeczywistą przyczyną moich udręk,
wstydziłam się przyznać nawet przed sobą samą. Musiałam cierpieć, musiałam czuć
się źle, musiałam się zniszczyć. To było lepsze niż myślenie o tym, co mnie
dręczyło. To blokowało wyrzuty sumienia, dawało poczucie jakiejś chorej i
perwersyjnej satysfakcji. Było czymś na kształt pokuty. Tak, drogi pamiętniku,
pokuty. Postąpiłam ohydnie i wstrętnie. Zaślepiona blaskiem nowo zdobytej
popularności, zawiodłam moją siostrę. Zawiodłam siebie. Nie przypuszczałam, że
mogę być zdolna do takiej, nie wiem, hipokryzji? To ciążyło mi, było jak cierń
znajdujący się w sercu i wbijający się wciąż głębiej, i głębiej. Nie miałam
prawa być szczęśliwa. Nie po tym jak w taki tani i płytki sposób postąpiłam z
Kiką. Byłam niesprawiedliwa, gdyby nie wieść o chorobie, wciąż pławiłabym się w
otchłaniach popularności, brylowałabym w towarzystwie i ani na moment życzliwie
nie pomyślałabym o siostrze. Ta cała historia z Garby’m i Magą, nie potrafiłam
się w tym odnaleźć. Mimo, że w głębi duszy myślałam o Kice ze współczuciem, to
zmieszane ono było ze wstrętem. Jakim prawem mogłam ją oceniać? Dlaczego na
długo przed tą całą aferą, kiedy prawda wyszła na jaw, zachowywałam się jakby
siostra była moim najgorszym wrogiem? Zawsze mnie wspierała, była tuż obok i
dbała o to, żeby mi było jak najlepiej. Nikt z rodziny się o mnie nie troszczył
tak, jak ona. Była moją przyjaciółką i dobrą wróżką, a kiedy straciła grunt pod
nogami, ja zamiast chwycić ją mocno za rękę i nie pozwolić jej tonąć,
odwróciłam się i zajęłam się zabawą z jej przyjaciółmi. No i ten dzień, kiedy
przyjechała Sally… Mój boże, jaki ból przenika mnie na samo wspomnienie. Kika
zadzwoniła i usprawiedliwiła swoją nieobecność mówiąc, że jest chora.
Pomyślałam wtedy tyle niepotrzebnych i złych rzeczy. Sądziłam, że dramatyzuje,
że jest tchórzem bez honoru, który boi się stanąć oko w oko z prawdą i swoimi
czynami. Tak bardzo się myliłam.
Gdzie się podziała
ta szczera i stojąca zawsze po stronie ludzi, których kocha, Ally? Gdzie jest
ta dziewczyna, którą byłam? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
- Cześć Sally – uśmiechnęłam się nieśmiało, idąc do drzwi
wyjściowych. Wobec babci również zachowywałam się wrednie i źle.
- Jest niedziela, odwiedziny są dopiero od piętnastej –
Sally nawet nie odwróciła się w moją stronę. Stała przy kuchence i smażyła
jakieś warzywa. Była urażona tym jak ją traktowałam i jeśli mam być szczera,
miała rację.
- Och, nie idę do szpitala – zaprzeczyłam. Spojrzała na
mnie uważnie. Wyglądałam zwyczajnie, jak zawsze. Sukienka przed kolano w
czarno-lawendowe poziome paski, dżinsowa kamizeleczka, lawendowe koturny,
delikatny makijaż i rozpuszczona szopa na głowie. Sally wciąż podejrzliwie mi się
przyglądała. Zaczynało mnie to peszyć.
- Wyglądam aż tak tragicznie? – zapytałam.
- Nie masz już tego pustego, obojętnego spojrzenia, masz
lepszy humor i nie idziesz do szpitala – mruczała babcia pod nosem – Wróciłaś?
Wiedziałam co ma
na myśli. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się niepewnie.
- Staram się.
Sally podeszła bliżej i przytuliła mnie. Ze zdumieniem
odkryłam, że ma łzy w oczach. Po raz pierwszy tak mocno sobie uświadomiłam, jak
straszną egoistką byłam, zamykając się w swoim świecie.
Słońce grzało przyjemnie. Było tak ciepło i radośnie, tak
tylko może być w październiku w Miami. Rozkoszowałam się powiewami ciepłego
wietrzyku, a na moje serce spływał spokój.
- Hej Ally – jakby od niechcenia przywitała się Jose.
Zdziwiłam się. Odkąd się poznałyśmy zawsze była dla mnie
życzliwa i gotowa do pomocy. Zaprzyjaźniłyśmy się od razu. Po chwili przyszło
otrzeźwienie. Zachowywałam się jak suka, teraz muszę ponieść konsekwencje.
- Cześć Jose – powiedziałam życzliwie, z sympatią w
głosie i uśmiechu. Ona, tak samo jak moja babcia, spoglądała na mnie
podejrzliwie.
- Wybierasz się do szpitala? – zapytała, z ulgą
stwierdziłam, że ten chłód i rezerwa zniknęły z jej postawy. Josephine
uosabiała w sobie życzliwość, miłość i wszelkie dobre cechy. Była taka niewinna
i słodka. Kiedy ktoś był dla niej niemiły, smuciła się i zwracała do tej osoby
z rezerwą, aby na najsłabszą oznakę życzliwości ze strony tego człowieka
odpowiedzieć przyjaźnią. Uwielbiałam w niej tę radość i serdeczność.
- Nie, do Trish. Muszę porozmawiać z nią i Dezem,
zaniedbałam ich ostatnio.
- Nie ma ich w domu.
- Nie? – skuliłam się. Po raz kolejny coś ścisnęło mnie
za gardło.
- Są na plaży. Wsiadaj, podrzucę cię – uśmiechnęła się
blondynka.
Przyjęłam tę propozycję z ulgą. Nikt inny nie zdobyłby się
na taką bezinteresowną życzliwość. Nie rozumiałam, jak mogłam kiedykolwiek
odnosić się do tej cudownej dziewczyny z niechęcią. Nie zasłużyła na to.
Przegadałyśmy całą drogę na plażę. Dowiedziałam się wielu
nowych rzeczy o ludziach, którzy są przecież moimi przyjaciółmi. CeCe i Mike
zostali parą, co strasznie mnie ucieszyło, bo już wcześniej widziałam jak na
siebie spoglądali. Maga i Ty nieśmiało zaczęli się spotykać, co również mnie
uszczęśliwiło. Magdalena to świetna dziewczyna, wiele przeszła i zasłużyła na
kogoś, kto ją doceni. Gdyby nie ten smutek, że nie miałam o tym wszystkim
pojęcia. Byłam tuż obok, jak mogłam to przegapić?
- Przechodziłaś ciężkie chwile, staraliśmy się to
rozumieć – Jose spojrzała na mnie z troską. Nie wiedziałam co się za tym kryje.
Martwiła się przyszłością czy tym co się ze mną działo? Nie umiałam
odpowiedzieć sobie na to pytanie. Prawdę powiedziawszy to bałam się. Po raz
kolejny wolałam pozostać w niewiedzy. Tak było łatwiej. Przynajmniej teraz, na
moment.
- A wam jak się podoba życie w Miami? – zmieniłam temat.
- Och, to szalenie przyjemne, że jesienią mogę chodzić w
krótkich spodenkach i nie marznę. Kocham to miasto! Jest gorące, żywe takie,
takie szalone!
- Nie tęsknisz za Denver?
- Nie. Nigdy nie lubiłam śniegu, zimna. Może na początku
brakowało mi koleżanek, ale mam Josha, który zawsze był moim najlepszym
przyjacielem. No i ciebie, i resztę. Dobrze mi tu – uśmiechnęła się z
zażenowaniem. Odwzajemniłam uśmiech. Rozumiałam ją. Dopiero tutaj odnalazła
siebie naprawdę. Powiedziała mi kiedyś, że po raz pierwszy odkąd pamięta,
poczuła, że żyje. W Denver wszyscy uwielbiali Eve, a raczej wielbili, bo była
taką CeCe. Tą złą wersją CeCe. Zimną i wredną królową, która twardą ręką
rządziła w swoim królestwie. W Miami obie zaczynały od zera. No, niekoniecznie.
Przecież Eve znaliśmy przez Austina i nie darzyliśmy jej sympatią. Co innego
Jose. Dzięki przeprowadzce wyszła z cienia okropnej siostry, w którym
niesprawiedliwie się znalazła.
- Jesteśmy na miejscu – blondyna przerwała moje
rozważania.
Rozejrzałam się po plaży. W oddali dostrzegłam moich
przyjaciół. Bałam się. Jednak widok Henrietty pobudził mnie do walki. Nie
pozwolę żeby zdobyła przyjaźń Trish i Deza. Może to egoistyczne i małostkowe, ale
nie mogłabym się z tym pogodzić. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby przez moje
problemy rodzinno-emocjonalne, ta cudowna dwójka znalazłaby się po drugiej
stronie barykady. Bo nie ulegało wątpliwości, że Eve jest moim wrogiem. Zawsze
spoglądała na mnie z taką nienawiścią, że gdyby wzrok mógł zabijać, od
pierwszego naszego spotkania wąchałabym kwiatki od spodu.
- Trzymaj kciuki – szepnęłam do Jose. Posłała mi
uspokajający uśmiech i ruchem głowy wskazała, że powinnam iść do przyjaciół.
- Zostanę tutaj.
- Dlaczego? – spytałam podejrzliwie.
Blondynka roześmiała się.
- Czekam na Josha, obiecałam, że go odbiorę z plaży.
- Szkoda – jęknęłam. – Czułabym się pewniej, gdybyś była
obok.
- Jestem obok, ale trochę na odległość – wybuchnęła
śmiechem, jednak po chwili opanowała się i spojrzała na mnie z troską. – Ally,
to twoi przyjaciele, nie masz czego się bać.
Posłałam jej ostatnie spojrzenie i jak człowiek
prowadzony na ścięcie, ruszyłam w stronę roześmianej grupy. Z każdym kolejnym
krokiem czułam się gorzej. Jakby moje życie miało się za chwilę skończyć, a nie
uspokoić. Wrzeszczałam na siebie w myślach, ale prawdą jest, że chciałam
zawrócić i schronić się w bezpiecznym samochodzie mojej sąsiadki.
- Wyluzuj idiotko – mruknęłam do siebie i poczułam się o
niebo lepiej. Byłam nawet w stanie się uśmiechnąć!
Trish leżała na kocu z drzemiącą Eve i przeglądała jakieś
pisemko, jej śmiech rozbrzmiewał dookoła. Dez jak zawsze biegał z aparatem.
Fotografia to jego kolejna ogromna pasja, prawie tak wielka jak kręcenie
filmów. Pomyślałam z rozrzewnieniem o reportażu dla schroniska. Mój boże, od
tamtego czasu minęły tylko trzy miesiące, a dziś, idąc niepewnie po plaży,
miałam wrażenie jakby to były trzy lata.
Spojrzałam na Austina. Siedział obok nich i grał na
gitarze. Nie potrafiłam rozpoznać piosenki. Jak zawsze na widok chłopaka
poczułam ucisk w gardle, a na ustach zagościł mi uśmiech szczęścia zaprawionego
goryczą. Miłość czasami sprawia ogromny ból. Szczególnie ta niespełniona. To
takie głupie, kiedy dwoje osób kocha się tak mocno, jak my, ale nie może ze
sobą być, bo, właściwie to nie mam pojęcia dlaczego. Ta sytuacja wciąż
pozostawała dla mnie wielką niewiadomą, ale pocieszałam się myślą, że taka
sytuacja nie może trwać całe wieki. W końcu coś się zmieni, coś się wyjaśni i
będę szczęśliwa. Tak. W to wierzę. Ponad i mimo wszystko.
- Cześć wszystkim – uśmiechnęłam się i stanęłam obok
moich przyjaciół.
Okej, rozumiem, że ostatnio byłam trochę niedostępna i
niezbyt towarzyska, ale nie spodziewałam się takiej reakcji. Austin przestał grać
i spojrzał na mnie z uśmiechem. Mogłabym się założyć, że w duchu pogratulował
sobie wykonania świetnej roboty i wspominał naszą rozmowę, która postawiła mnie
do pionu. Eve gwałtownie podniosła się i spoglądała na mnie z takim
zdziwieniem, jakbym miała trzy nogi, rogi na głowie i zielone włosy. Nie było w
tym cienia niechęci. Było wyłącznie zdumienie. Dez, no cóż, uniósł lewą brew i
z ironicznym uśmieszkiem kiwnął mi głową. Uśmiech zamarł mi na ustach. Miałam
ochotę zawrócić czas i darować sobie tę całą wycieczkę, ale robiłam dobrą minę
do złej gry.
- Cześć – mruknęła Trish nawet nie podnosząc głowy znad
gazety. Kątem oka dojrzałam, że to najnowsze wydanie Vogue, pewnie nadzwyczaj
fascynujące. Nie tego się spodziewałam. Rozumiem, że przez ostatni czas zachowywałam
się wobec nich odpychająco, ale przecież byliśmy najlepszymi przyjaciółmi od
dziecka! Z Trish przyjaźniłyśmy się od czasu, kiedy obie chodziłyśmy w
pieluchach. Liczyłam na coś więcej niż obojętne „cześć”.
- Słucham? – choć bardzo się starałam, uraza w moim
głosie była słyszalna. Na nic zdałoby się udawanie, że wszystko jest dobrze.
Zbyt dobrze mnie znali.
- Spodziewałaś się czerwonego dywanu, baloników i chóru
gospel? – zakpiła Patricia.
- Co? – jęknęłam słabo. Przestałam cokolwiek rozumieć. Najchętniej
rozpłakałabym się, ale obecność blondynki mnie hamowała. Przy niej nie mogłam
sobie pozwolić na taką chwilę słabości.
Trish westchnęła ze zniecierpliwieniem i podniosła głowę.
Spojrzała na mnie z niechęcią, ale po chwili ten wyraz zniknął, a jego miejsce
zajął smutek.
Wiedziałam, że moja twarz jest jak otwarta księga.
Wszystkie targające mną emocje zawsze są na niej wypisane. Tak było i tym
razem. Ból, lęk, smutek, niezrozumienie, to wszystko rysowało się w moich
oczach.
- Eve, Austin, wybaczcie na chwilę, ale nasza trójka musi
porozmawiać na osobności – powiedziała Trish beznamiętnym głosem.
- Ale – zaczął blondyn.
- Nie Austin – przerwała mu brunetka. – Tylko nasza
trójka.
Chłopak pokiwał głową. Niechętnie wstał i odszedł w
stronę wody. Eve poszła za nim. Odetchnęłam z ulgą. Jej obecność blokowała
mnie. Nie mogłam być przy niej szczera.
- Mogę? – wskazałam na koc.
Trish wzruszyła ramionami. Usiadałam, ale ani trochę to
nie pomogło. Nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć. Bałam się tego, co mogłabym
usłyszeć. Tymczasem panowała cisza, ale nie ta przyjemna, która czasami zapada
w gronie bliskich sobie osób, które równie ogromną przyjemność czerpią ze
wspólnego milczenia, co z rozmowy. Nie. To była cisza przed burzą. Cisza tego
rodzaju, która męczy, przeraża i niszczy. Zła cisza.
- Co ty do cholery sobie myślałaś?! – wybuchnął Dez.
Podskoczyłam. Chłopak tak rzadko podnosił głos.
Przeraziło mnie to.
- Co sobie myślałam? – powtórzyłam tępo niezdolna do
jakiegokolwiek wysiłku umysłowego.
- Zamykasz się w jakimś urojonym świecie, a później
pojawiasz się jakby nigdy nic i z głupim
uśmieszkiem mówisz „cześć” – syknęła wściekła Trish.
- Naprawdę mam głupi uśmiech? – powiedziałam nim zdążyłam
się zastanowić nad sensem moich słów.
- Ally! – Dez złapał mnie za ramiona i potrząsnął mną.
Mruknęłam coś pod nosem.
- Po co przyszłaś? – w głosie chłopaka zabrzmiała
rezygnacja. Nie rozumiałam tego.
Wzruszyłam ramionami.
- Teraz już sama nie wiem.
Zapadła cisza.
Z oddali dobiegały nas wesołe śmiechy i przekomarzania
jakiejś grupki młodzieży, pewnie w naszym wieku. Byli szczęśliwi, dobrze się
bawili. Przypomniałam sobie ten wrześniowy dzień, kiedy i my tak świetnie się
bawiliśmy. Austin, Dez, Trish i ja. Wtedy myślałam, że to będzie trwało
wiecznie, że zawsze będziemy najlepszymi przyjaciółmi i nic nas nie rozdzieli.
Czas pokazał, że „zawsze” i „wiecznie” to tylko słowa, a ich sens zatracił się
w świecie, w którym się ich nadużywa.
Zaraz, zaraz…
- Jestem idiotką! – szepnęłam. – Skończoną idiotką z
zaćmieniem umysłowym.
Teraz do mnie dotarło. Wiedziałam, wszystko wiedziałam!
Potrzebowałam tej chwili nostalgii by złożyć w spójną całość to, co właśnie się
obok mnie działo. Pierwszą wskazówkę dała mi Jose w drodze na plażę.
„Przechodziłaś ciężkie chwile, staraliśmy się to rozumieć”. No jasne! Powinnam
od razu się domyślić, co oznaczała troska w jej spojrzeniu. Oczywiście to! A ja
bardzo dobrze wiedziałam, dlaczego Dez i Trish się tak zachowują!
- Wybaczacie mi – szepnęłam ze łzami w oczach. –
Potrzebuję was. Potrzebuję was bardziej niż mam odwagę pomyśleć. Mam tylko was.
Jesteście moimi przyjaciółmi, moją ostoją, moim domem. Tak bardzo was
potrzebuję.
Czułam pod powiekami łzy, ale jeszcze nad nimi panowałam.
- Idiotka – mruknęła Trish, ale w na ustach czaił jej się
uśmiech.
- Chodź tu! – Dez przytulił mnie, a brunetka zaraz do nas
dołączyła. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam się bezpieczna i naprawdę
szczęśliwa. Poczułam się tak, jakbym po długim błądzeniu w ciemnościach, nagle
znalazła drogę do domu.
- Nigdy więcej tego nie rób! – ostro odezwał się Dezmond.
– Nigdy!
- Obiecuję – pokiwałam głową.
- Jak sądzisz, jak my się czuliśmy? Nasza najlepsza
przyjaciółka przeżywa tragedię, świat jej się wali na głowę, a ona co? Odcina
się od nas i ma totalnie gdzieś nasze próby pomocy i wparcia. Odrzuca nas i
olewa przyjaźń. Nawet nie odpowiada na telefony, a kiedy widzi nas na ulicy to
przechodzi na drugą stronę i udaje, że nas nie zna! Jak byś się wtedy czuła? –
Trish wyrzuciła to z siebie jednym tchem. Byli urażeni. Oboje. Rozumiałam to.
Sama czułabym się tak samo i tak samo bym zareagowała.
- Jesteście zbyt wspaniali żeby obciążać was problemami –
szepnęłam nieśmiało.
- Dawson, nie bądź dzieckiem – zirytował się Dez, ale w
jego oczach dostrzegałam iskierki rozbawienia. Musieliśmy przejść przez tę
rozmowę, która zakończy się łzami i grupowym uściskiem.
- Ja nie potrafiłam przyjść do was i męczyć was ciągle tą
samą opowieścią.
- Przyjaźnimy się od lat, zawsze mogliśmy na siebie
liczyć. Przetrwaliśmy razem rozwód moich rodziców, powrót Penny i twojego
rodzeństwa do Miami, śmierć dziadka Trish, kłopoty rodzinne, szkolne, miłosne i
wszelkie inne sprawy, przetrwamy i to – Dez przytulił mnie.
- Ufaj nam jak dawniej – powiedziała Trish.
- Ufam wam. Chodzi o to, że wątpię w siebie i swój hart
ducha.
- Jesteś silna. Przetrwałaś to wszystko, co cię spotyka,
bo jesteś cholernie silna, niezłomna i niepokonana – szepnął Dez.
Pokręciłam głową. Nie jestem tego taka pewna.
Przetrwałam, bo ta dwójka zawsze przy mnie stała i wspierała mnie.
- Kiedy następnym razem zapomnisz, o tym wszystkim,
pamiętaj, że jesteśmy tuż obok i o tym pamiętamy. Kiedy zwątpisz w siebie,
pamiętaj, że jest taka pokręcona dwójka, która będzie wierzyć za ciebie i nie
da ci upaść – uśmiechnęła się Trish. Miała w oczach łzy, ja otwarcie płakałam.
- Zawsze i na zawsze? – roześmiał się Dez rozkładając
ramiona.
- Zawsze i na zawsze – powtórzyłyśmy uroczyście i przytuliłyśmy
się do przyjaciela.
Trwaliśmy tak we trójkę w tym uścisku, który wyrażał
wszystko i znaczył tak wiele. Ten uścisk był moją nadzieję. Nadzieją na lepsze
czasy.
______________________________________________________________________
Witajcie po długiej przerwie!
Z całego serduszka dziękuję Wam za ogromne wsparcie i zrozumienie, to wiele dla mnie znaczy, bo blog jest dla mnie jak dziecko, a Wy jak elitarne grono, które daje mi ogromnego powera do pisania i działania.
Odżyłam, poukładałam sobie kilka spraw i czuję się tak lekko, wiosennie i radośnie. Mam ochotę tańczyć, śpiewać, śmiać się, a świecące za oknem słoneczko tylko do tego zachęca.
Obiecałam Weronice rozdział wczoraj, ale korzystając z ostatnich dni majówki pojechałam do przyjaciółki i wróciłam kilka godzin temu.
A Wam jak minęła majówka? Mam nadzieję, że równie dobrze jak mi. :)
Życzę Wam jak najmniej bolesnego powrotu do szkolnej rzeczywistości i dużo słońca!
Kocham Was!
Tak, wróciłam na bloga.
Wasza M.
hura pierwsza! Tak się cieszę, że wróciłś:* Co dziennie sprawdzałam, czy nie ma nowej notki. Mam nadzieję, że wszystko w twoim życiu się poukładało. Rozdział cudny:* całuję:*
OdpowiedzUsuńA i owszem. Może nie jest idealnie, ale stabilnie i dobrze. ;D
UsuńRównież się cieszę, że wróciłam, tęskniłam strasznie!
Jak ja się cieszę, że wróciłaś !! <33 Tak strasznie tęskniłam za twoimi rozdziałami pełnymi emocji.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ally wyszła do ludzi i Trish wraz z Dezem jej wybaczyli. Przyjaźń na zawsze przetrwa i najgorsze komplikacje ♥ Jestem taka szczęśliwa ;3
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, mam nadzieję że będzie szybko.
I mam też nadzieję, że nie zostawisz nas znowu na tak długi czas i będzie dobrze cały czas. Życzę ci weny i czekam na rozdział ;**
Kocham ♥
Taaaak <3 strasznie tęskniłam, też codziennie odwiedzałam i razem z ciasteczkowym potworem ''zaśmiecałam'' ci bloga komentarzami xd moja majówka była zła bo wróciły bolesne wspomnienia i zarazem przemyślenia, ale już to z siebie wyrzuciłam xd rodział przeczytam jutro bi na tablecie nie ma polskich znaków :-)
OdpowiedzUsuńoj, już nie przesadzaj z tym zaśmiecaniem. :P
UsuńBoooziu jaki piękny i prawdziwy xd CUDO <3 TAK MI SIE PODOBAŁO ZE AZ MNIE ZATKAŁO WIEC NIC OPROCZ CUDO I CHCE NEXT NIE DAM RADY SKLEIĆ xd
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.Cieszę się,że wróciłaś do nas po tej krótkiej,choć bardzo wyczekującej przerwie.Mam nadzieję,że w życiu także ci się ułożyło i już nas nie opuścisz.Co do rozdziału,cóż tu dużo mówić.Jestem po prostu zadowolona,że Ally wreszcie się pogodziła z Trish i Dezem.Mam nadzieję,żę pogodzi się także z innymi.Pozdrawiam i czekam na next.
OdpowiedzUsuńRozdział jest jak zwykle cudowny ;*
OdpowiedzUsuńA ja się bardzo cieszę, że wróciłaś :) U mnie też jest ostatnio lepiej, że aż chce się żyć! ;)
Czekam na next :)
~JulkaXD
TAAK!!! Jakże ja się cieszę że wróciłaś! :** Codziennie zaglądałam na tego bloga.
OdpowiedzUsuńW sobotę byłam na ślubie :) I nie umniam się jeszcze pozbierać po całonocnym weselu.
Rozdział jak zwykle super, boski :) Dobrze że Ally pogodziła się z przyjaciółmi. Bo przyjaciele to skarb, co nie? Szczególnie tacy prawdziwi przyjaciele. Czekam na następny :D
Życzę mega weny :** <3
-Narisa
OdpowiedzUsuńPodpisująca się odtąd jako Vee :)
UsuńOjejku.......jak ja strasznie tęskniłam :3 Aż się łezka kręci w oku.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału jest okropnie cudny =)
Jak mi minęła majówka ? No sama nie wiem jak to opisać.Powrót do szkoły też nie był taki zły na powitanie dostałam 2 piątki (polski-sprawdzian,angielski-kartkówka).
zawsze jak widzę że jest rozdział to się uśmiecham
OdpowiedzUsuńŚwietne.Zapraszam do mnie,dodałam prolog!
OdpowiedzUsuńvioletta-and-her-world.blogspot.com
Liczę na opinię. : )
Na reszcie jestes! ;) bosski rozdział
OdpowiedzUsuńWarto było tyle czekać <3
OdpowiedzUsuńTak cudownego rozdziału jak ten to jeszcze nigdy w życiu chyba nie czytałam <3
Cieszę się, że Ally wyjaśniła sobie wszystko z innymi ; )
Ja bym tak chyba nie umiała podejść do przyjaciół po takiej "nieobecności".
Masz cholernie wielki talent <3
Cieszę się, że się u Ciebie układa i wszystkie sprawy poukładałaś,i wróciłaś tu do nas <3
Czekam na następny rozdział <3
Jak ja sie cieszę, że do nas wróciłaś ; ). Strasznie mi Cię brakowało i twojego bloga również ; ]. Rozdział jest wspaniały, chyba jeden z najlepszych jakie stworzyłaś ;*. Fajnie, że rozmowa z Austinem dała Ally do myślenia. Jestem zadowolona, że pogodziła się z Trish i Dezem. Ich pojednanie było urocze i wzruszające ; >. Oby już nigdy więcej się nie "rozstawali". Coraz bardziej lubię Jose. To świetna dziewczyna, całkowicie różniąca się od siostry. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Nie moge się doczekać co będzie dalej ;D. Mam nadzieję, że poukładałaś sobie wszystko i że jest już okej ;*. Super, że jesteś szczęśliwa i że do nas wróciłaś. Masz talent; kocham twój styl pisania i jeśli twoja książka się ukaże to będę chciała ją kupić < 33. Obynext pojawił się szybko xD.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Marlena ;*.
Witaj.
OdpowiedzUsuńJako że przywykłam do pisania eposów jeśli chodzi o komentowanie opowiadania, a że u Ciebie jestem po raz pierwszy (i z pewnością nie ostatni) wybacz mi z góry moją rozwiązłość w tej kwestii.
Nie wiem od czego zacząć, gdyż ogarnęłam wszystkie rozdziały na chybcika, żeby mieć je na świeżo w głowie, jednak teraz z perspektywy tych ponad dwudziestu postów, nie umiem poukładać sobie w głowie niczego.
Wiesz, weszłam tutaj zupełnie przypadkiem, gdyż w głowie mi kompletnie inna tematyka i nie żałuję. Nie zerkałam na adres, tylko od razu z Ciekawości wzięłam się za kilka zdań najnowszego (tego) rozdziału. Mam taki tik, że już po kilkunastu zdaniach wiem, czy coś mi przypadnie do gustu. W Twoim przypadku było dość niecodziennie, ponieważ przed Pamiętnikiem Ally odwiedziłam idąc za ciosem kilkanaście blogów z tematyką, w której obecnie publikuję pseudofanfik i sromotnie się zawodziłam. Dlatego tak miło było ujrzeć zdanie z dużą literą, a nawet przecinkiem! Lepiej! Przecinkiem w odpowiednim do tego miejscu. Nie wspomniawszy nawet o słownictwie wybiegającym poza zakres 99,9 procenta blogspotowych Twórców. Miło, naprawdę miło. Dlatego zgłębiłam się w treść Twego dzieła.
Później dotarło do mnie, że mam do czynienia z fikiem o tematyce A&A i tutaj zaczęły się dla mnie schody. W całym swoim życiu obejrzałam tego tylko kilka odcinków i od razu uderzyła do mnie ta amerykańska modła ogłupiania bohaterów disnejowskich seriali, pseudo humoru i surrealizmu przez wielkie s. Patrząc na maniakalne spłycanie postaci, jakim charakteryzują się disnejowscy, nie spodziewałam się po Tobie wielkich cudów. Można by rzec, że przed rozpoczęciem pierwszego rozdziału przed oczami już miałam Ally żującą w zdenerwowaniu swoje włosy, Trish znajdującą trzydziestą pracę w miesiącu, Deza robiącego milion głupich rzeczy i jedzącego miesięczne kanapki z puzonów, które odbierają mi resztki nadziei na to, że wymyślają te seriale normalni ludzie. Na szczęście, i chwała Ci za to – pozytywnie mnie zaskoczyłaś i bezpardonowo sprawiłaś, że uzależniłam się od Twojej twórczości.
Otrzymałam taką Ally, jaką powinni kreować od początku w serialu: głęboką, przeżywającą rozterki i wewnętrzne burze, Austina nie–pozera, normalne charaktery!
Żeby nie było tak słodko i różowo, muszę Ci powiedzieć, że w moim mniemaniu za szybko poszłaś do przodu. Może udało Ci się wyeliminować wszystkie elementy powodujące u mnie potworne skojarzenia – dziwne, surrealistyczne sytuacje mające niewiele wspólnego z prawdziwym życiem [pomijając HSM XD], wszytkie super–głupie wypowiedzi w serialu wymyślane najpewniej na prawdziwym haju; niestety, uciekłaś na drugą stronę barykady i zapędziłaś się trochę za daleko, gdyż wkroczyłaś w świat american dream przewijany przez setki, a może i tysiące tworów.
Ally jest nieśmiałą nastolatką, której mózg zmienia się w kisiel na widok Dallasa, nie jest popularna, ma odwiecznego wroga – CeCe (swoją drogą, fajnie, że połączyłaś wiele Disnejowskich tworów, jednak wolałabym osobiście, abyś stworzyła te postaci od zera, a nie bazowała na komercyjnym produkcje nastawionym tylko do przyciągania wzroku i ogłupianie przed telewizorem), nie jest popularna, ale za to ma wspaniałych przyjaciół. Jest takim stremowanym brzydkim kaczątkiem wiecznie tracącym rezon. Aż tu nagle w dwa tygodnie zmienia się całe jej życie: ni stąd, ni zowąd otrzymuje szafkę w „królestwie niebieskim”, dostaje główną rolę w przedstawieniu, znajduje mnóstwo przyjaciół: jeden incydent odmienia budowany przez lata obraz Królowej Śniegu CeCe Jones, która zmienia się nie do poznania w aniołka, nawiązuje mnóstwo znajomości… W tym całym ferworze wydarzeń zapomniałam o jednym powodzie tych wszystkich zmian, mianowicie: pojawieniu się w życiu Allyson Austina Moona. I tej relacji nie rozumiem i nie potrafię zrozumieć, mimo iż bardzo chcę. Czy nie masz wrażenia, że to stało się zbyt szybko? Zbyt szybko Dawson przeszła przez każde stadium: nienawiści, unikania, lubienia, przyjaźnienia się, aż na końcu okazało się, że zakochała się bez opamiętania i uwikłana została w zdradę i, jak to lubię nazywać, „wojnę zakochanych”. A to wszystko w jakieś piętnaście dni. Piętnaście dni. Osobiście, wszystkie swoje związki i ewentualne miłostki zaczynałam znając kogoś bardzo dobrze przynajmniej gruby miesiąc czy też dwa. Bywało, że i pół roku spędzałam na etapie „najlepszy przyjaciel”. Jednak, mimo tego, że Dez i Austin się przyjaźnili się szmat czasu, to czy tak łatwo mogło to przyjść nieznającej go Ally? Po dwóch dniach, kilku rozmowach (i to jakich! Chociaż z doświadczenia wiem, że czasami łatwiej jest pogadać z obcym, niż z bliskim…) nazywali siebie mianem najlepszych przyjaciół. Ponadto, zaobserwowałam pomieszanie z poplątaniem, gdyż połączyłaś jakby dwie relacje w jedną. Pierwsza: ta, która kończy się na przyjaźni – od szczerych rozmów, wspólnych przeżyć, wsparcia nawet obcej osoby, poczuciu jechania na jednym wózku. Druga: ta kończąca się miłością – początek znajomości czyli to wyparcie się, unikanie, gierki i nienawiść (nienawiść dość dziwnie mym zdaniem rozegrana; coś jej kazało za nim nie przepadać, ale nie nienawidzić. Ally NIE MOGŁA go nienawidzić za niewinność, nie mogła sobie tego przyrzekać. Nienawiść to tak skomplikowane, acz klarowne uczucie, które nie bierze się nigdy znikąd i nie jest tak często spotykane w swej prawdziwej postaci) a później sytuacje „zbliżeniowe” – upadek z drabiny etc. Połączyłaś to tak, że wyszedł miszmasz, który mi się bardzo spodobał, bo jest skomplikowany, acz, jak już mówiłam, za szybko postępujesz z kolejnymi wydarzeniami. Przez ten okres tyle się wydarzyło, że zakrawa mi to już o niezłe fantasy! XD
UsuńNiemniej, styl masz dobrze rokujący – wiele rzeczy bym poprawiła, ale podoba mi się Twoja narracja i sposób w jaki kreujesz bohaterkę. Ally nie jest płytka, ale sporo da się przewidzieć przed czasem, jej reakcje są dość oczywiste. Powielanie schematów w tego typu romansach to nic nowego, bo co rusz to spotykam: zawirowania jakie spotykają A&A widziałam już chyba wszędzie i niczym nowym nie zostałam zaskoczona, jednakże fajnie jest zgłębić się w ich świat w takiej oprawie. Kolejny schemat, jaki u Ciebie zauważyłam przez moją dobową przygodę z Pamiętnikiem… jest czarno–biała kreacja bohaterów. Do tej pory spotkałam tylko czarną Evę, natomiast reszta jest biała i czysta. Ally jest czysta, Austin jest czysty – swoją drogą, zaraz przejdę do kolejnego schematu, Trish jest czysta i Dez również. To nienaturalne!
Czytałaś może Pieśń Lodu i Ognia Georga R. R. Martina? Jeśli nie, to bardzo polecam Ci tę serię. W przeciwieństwie do Tolkiena i jego wręcz skrajnie kontrastującego podziału na bohaterów pozytywnych i negatywnych, u Martina podziału nie ma żadnego. Wszyscy są szarzy! O ile Jaimego Lannistera, królobójcy, nie lubiłam strasznie za jego wszelakie występki, to później przez poznanie motywów i losów tego bohatera, zapałałam do niego ogromną sympatią. U Ciebie tego nie ma – nie ma motywów, nie ma złych działań, naprawdę złych, które kazałyby mi się zastanowić nad postępowaniem bohaterów. Tutaj wiem, że Trish jest dobra i nigdy nie podłoży świni, Ally jest dobra, Jose jest dobra… Za to po Eve mogę spodziewać się najgorszego, a tego bym nie chciała. Przecież każdy ma różne oblicza, prawda?
UsuńMój komentarz jest już niebotycznych rozmiarów (piszę go w Wordzie), ale nie przejmuję się i kontynuuję swój wywód.
Miałam wrócić do Austina – otóż, przejawia się u Ciebie (chociaż w dość małym stopniu, ale jednak, warto o tym wspomnieć), kolejny nie lubiany przeze mnie motyw – Mary Sue – Austin jest dosłowną, męską wersją: Marianem Zygmuntem, mężem Marysi Zosi. Gra na wszystkim, na czym się da. Jest przystojny, dobrze zbudowany. Ma świetny głos i talent. Oraz jest strasznie rozsądną (po jego rozmowach) osobą – zawsze doradza, jest świetnym przyjacielem, ratuje z opresji. Czy ma jakieś wady? Oprócz tego, że nie potrafi dokonywać wyborów i nie jest asertywny względem swojej irytującej dziewczyny, której nie kocha. I praktycznie cała reszta paczki taka jest: piękna i popularna, a przez to tak mało charakterystyczna.
I tutaj dochodzę do kolejnego aspektu, o którym chciałabym Ci napisać, zanim padnę w letargu na klawiaturę, przyciskając dziesięć tysięcy przypadkowych klawiszy. Twoje postaci (z wyjątkiem Ally i Austina i Kiki) są bez wyrazu. Owszem, zarysowałaś ich, ale tylko zarysowałaś. Opisałaś ich charakter mniej–więcej korzystając z przygotowanego na to akapitu, ale nie uczyniłaś tego, co moim zdaniem jest jednym z najlepszych zabiegów literackich – nie pokazałaś tego poprzez czyny. Czasami nie wystarczy napisać, że „Ania jest charakterna i złośliwa” – to zdanie można w zupełności pominąć, a pokazać się poprzez czyny, ciąg przyczynowo–skutkowy, który stopniowo odsłaniać będzie najgłębsze struktury ludzkiego charakteru. Ania postąpi tak i siak. Ale dzięki temu, że ona tak postąpi, ja będę miała zagwostkę dlaczego to zrobiła, co nią kierowało, jakie miała motywy i jakie korzyści jej to przyniesie, a gdybyś stopniowo, po kolei odkrywała karty z talii wydarzenie po wydarzeniu, stworzyłabyś coś niesamowitego – psychologię bohatera ukazaną w nieinwazyjny sposób, który sprawi, że poznam bohatera dogłębnie, a nawet sama nie spostrzegę kiedy tak się stanie.
Odnośnie bezwyrazowości bohaterów – nie odróżniam ich. Nie odróżniam Kostki, Rocky, Ty’a, Mike’a i innych. Gdyż każdego bohatera, który nie jest Austinem ani Ally prowadzisz w ten sam sposób i tylko imię po myślniku ratuje mnie przed kompletnym pogubieniem się w tym galimatiasie. A tymczasem, nie chcę porównywać, ale spotykałam się z tworami, kiedy już po stylu wypowiedzi postaci, czy nawet komentarzu po myślniku bez podania imienia pozwalał mi skutecznie zgadnąć, z kim mam do czynienia i takie zabawy są strasznie wkręcające. Najbardziej ubolewam chyba nad Trish i Dezem, których nie znam wcale a wcale. Są… po prostu są: przyjaciółmi, robotami, którzy raz na jakiś czas wtrącą kwestię, pocieszą Ally, będą mogli na siebie liczyć, ale poza tym bez Twojej interwencji nie istnieją i nie żyją własnym życiem. Wiem, że to nie o nich historia, ale postacie drugoplanowe pełnią kluczową funkcję w odbiorze opowiadania i w nadaniu mu realności i jakiegoś przełożenia na świat rzeczywisty.
Chyba kończę powoli swoje żale. Po prostu uznałam, że warto, abyś wiedziała jak postrzega Twoje opowiadanie osoba, która trochę już na tym świecie zamarudziła tu i tam i przeczytała pierdylion opowiadań, książek i się mądrzy :3
UsuńMuszę Ci powiedzieć, że bardzo mi się podobało i z niecierpliwością będę oczekiwała nowego rozdziału, a ten, mam nadzieję, już niedługo. Jak już powtarzałam, Twój styl od razu przypadł mi do gustu, bo jest lekki niczym piórko i nie sprawia mi trudności. Ponadto, fajnie budujesz świat i miło jest raz na jakiś czas wziąć się za romans czy fik i odpocząć od tomisk albo ciężkiego s-f.
Pozdrawiam serdecznie i liczę, że nie przerazisz się długością komentarza i spróbujesz sprostać poprzeczce, jaką Ci nie jako nadałam.
Ściskam cieplutko,
Wioletta
PS Naprawdę, przepraszam za tak obszerny komentarz, teraz zobaczyłam, że muszę go dodawać w czterech częściach, gdyż ma cztery strony w Wordzie, ponad 1500 wyrazów, nie wspominając już o znakach… Następny będzie krótszy, bo będę się odnosiła do samych wydarzeń z najnowszego rozdziału, a tutaj chciałam tylko zrobić podsumowanie.
Wow podziwiam że napisałaś aż tyle mądrych słów xd ja bym czegoś takiego nie napisała nigdy w życiu xd
OdpowiedzUsuńDziękuję :3 Najbardziej jednak zależy mi na stanowisku Autorki.
UsuńPierwszy raz widzę komentarz długości rozdziału, o ile nie dłuższy. W życiu nie napisałabym tak sensownej i inteligentnej wypowiedzi...
UsuńMi tam rozdział, jaki i sam blog się bardzoo podoba!
I oczywiście czekam na nexta, którego jakoś długo nie ma...
Pierwszy raz widzę komentarz długości rozdziału, o ile nie dłuższy. W życiu nie napisałabym tak sensownej i inteligentnej wypowiedzi...
UsuńMi tam rozdział, jaki i sam blog się bardzoo podoba!
I oczywiście czekam na nexta, którego jakoś długo nie ma...
Nie Ty jedna czekasz. :)
UsuńDziękuję!
Kieeeeedy rozdział? :|
OdpowiedzUsuńWłaśnie ;)?
UsuńKiedy dodasz nowy rozdział?
Pozdrawiam Marlena ;*.
no właśnie, kiedy?
UsuńWeronika, pomogę ci dręczyć Mikę. :) Zaczynam od dzisiaj.
Twoje opowiadanie jest świetne,masz naprawdę wielki talent!Czytam każdy rozdział z zapartym tchem.Zapraszam wszystkich do mnie: http://auslly-historia-austin-ally.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHej! Wiem, piszę troszkę późno, ale jakoś nie miałam pojęcia co mam powiedzieć. Dawno nie pisałam komentarzy, bo po przeczytaniu rozdziałów straciłam mowę. Przez ostatnie rozdziały płakałam niesamowicie. Przy tym także. Jestem bardzo szczęśliwa, że do nas wróciłaś. I teraz zadam standardowe pytanie: kiedy dodasz nowy rozdział ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.♡
Thаnks for thе marvelous posting!
OdpowiedzUsuńI seriously enjoyed reаԁіng іt, you сoulԁ be а gгeat author.
Ӏ will always bookmarκ youг blog anԁ wіll eventuаlly cоme baсk fгοm now on.
I want to encouгаge continue your great
job, have a nice holiday weekend!
Alѕο ѵiѕit mу websitе kredyty konsolidacyjne
Kiedy next?
OdpowiedzUsuńKiedy?
Kiedy?
Kiedy?
Właśnie, kiedy ; )?
UsuńMy, twoje czytelniczki umieramy z ciekawości odnośnie tego co będzie dalej ;D, ; ]. Dodaj szybko kolejny rozdział ; >.
Pozdrawiam Marlena ;*.
Kiedy rozdział? Minęły dwa tygodnie i nie ma nowego. Nie mam co czytać. :(
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod pytaniem Wawerki, ale mam co czytać. Jednakże minął już niecały miesiąc, a tu pusto :(. Czekam!
OdpowiedzUsuńJa również czekam na kontynuację ^^ Bardzo spodobało mi się Twoje opowiadanie. Jest przede wszystkim oryginalne :)
OdpowiedzUsuńKiedy kiedy, kiedy, kiedy, kieeeeedy next? Już prawie miesiąc czekam!!!
OdpowiedzUsuńHej, co się dzieje? Dlaczego tak długo nie ma nowego rozdziału? Odezwij się do nas ;*. Chcemy wiedzieć czy wszystko w porządku ; ).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Marlena ;*.
Kiedy next?
OdpowiedzUsuńSkoro masz tyle energii to dawaj następny roździał :-) ;-) :-) ;-) :-) ;-) :-) ;-)
OdpowiedzUsuńdopiero niedawno zaczęłam czytać twojego bloga i dopiero jestem przy tym roździale ale twój blog jest super a przy tym roździale się poryczałam :D :D ;'o
OdpowiedzUsuń